czwartek, 17 grudnia 2020

Od Shōyō CD Taiki

 Po raz pierwszy od bardzo dawna byłem tak strasznie zmęczony po świętach. Z jakiegoś powodu tata był bardzo zdenerwowany, przez co dosłownie musiałem chodzić jak w zegarku. Zresztą, nie tylko ja, ale i ciocia; oboje musieliśmy starać się i przypilnować, aby święta były perfekcyjne. Znaczy, perfekcyjne dla niego, jego gości oraz Natsu. Wyczuwałem, że moja mama była znacznie smutniejsza niż we wcześniejszych dniach. Stało się coś złego? Cóż, nawet jeśli, to chyba mnie nie dotyczyło, w końcu mama nic mi nie mówiła… a może tego nie zrobiła, bo tata zaczął się denerwować z mojego powodu? Często to mu się zdarza. Moją teorię może potwierdzić to, że dzień przed wigilią słyszałem, jak moi rodzice kłócili się najprawdopodobniej o mnie. Nie znałem dokładnego powodu tej kłótni, ponieważ zachowywali się całkiem cicho, by nikt ich nie usłyszał, ale zdołałem wychwycić kilka nieprzyjemnych epitetów płynących zdecydowanie z ust taty. Epitetów, którymi zwykł mnie nazywać. 
Cóż, teraz było już po wszystkim. Dzisiaj mogłem troszeczkę odpocząć, w końcu za parę godzin spotykam się z moim chłopakiem, za którym się bardzo, ale to bardzo stęskniłem. Po raz pierwszy od dawna nie mogłem się doczekać końca świąt. Nie mogłem nawet mieć założonego sweterka, podarunku od Taiki’ego  na święta. Kiedy tylko przypadkowo się natknąłem na tatę, właśnie w tym sweterku, spojrzał na mnie z obrzydzeniem i warknął że „mam się nie wydurniać” oraz „zdjąć ten obrzydliwy prezent od matki i założyć coś normalnego”. Przyznam, że bardzo mnie to zabolało, przecież sweterek był uroczy i piękny, a nie obrzydliwy. Przynajmniej mama mnie pocieszyła, mówiąc, że wyglądam w nim bardzo ładnie i nie powinienem się przejmować słowami ojca. 
Co prawda, troszeczkę obawiałem się spotkania z moim chłopakiem, przecież tak jakby obiecałem mu, że spotkam się z nim jeszcze przed świętami. I bardzo, ale to bardzo chciałem się z nim spotkać, nie sądziłem jednak, że tata tak wcześnie do domu, zwykle to mu się nie zdarzało. Ale odwdzięczę się mu za to czekanie. Dzisiaj przyjdę do niego wcześniej, i jeszcze przyniosę mu własnoręcznie robione babeczki. Co prawda, bez świeżych owoców, a jedynie wypełnionych konfiturą, ponieważ w zimę nawet i nam trudno o świeże owoce. Miałem nadzieję, że Taikiemu będzie to smakować, ciocia je pochwaliła, ale ona zwykle chwali posiłki, które zrobiłem. 
- O której wracasz? – spytała ciocia, stając w progu mojego skromnego pokoju, podczas kiedy ja pakowałem się do mojego chłopaka. Znaczy, ona jeszcze nie wiedziała, że mnie i Taiki’ego łączy coś więcej niż przyjaźń. Nawet nie byłem pewien, czy powinienem się przyznawać jej albo mamie. Nie były zachwycone, kiedy dowiedziały się o naszej przyjaźni, a co to by było, gdyby wyszło na jaw, że jesteśmy w związku? Nie znałem co prawda stanowiska mamy, ale moja ciocia nie popierała tego typu związków. Jakby na mnie patrzyła i traktowała, gdyby się dowiedziała? Zdecydowałem się trzymać to w tajemnicy tak długo, jak tylko byłem w stanie. 
- Pewnie jutro po południu. Albo wieczorem. Jeszcze nie jestem pewien – odparłem, zamykając plecak i podrapałem za uchem leżącą na łóżku Vivi. Ją również zamierzałem zabrać, należała jej się mała nagroda. Przez te kilka dni zachowywała się bardzo grzecznie, tata nie zorientował się, że w naszym domu jest dodatkowy domownik, chociaż i trochę w tym była moja zasługa. By nie został wykryty jej zapach, musiałem użyć całkiem silnej iluzji, co dodatkowo mnie męczyło. Na szczęście jakoś dałem sobie prawdę. 
- Uważaj tylko na siebie, masz trochę drogi do przejścia – odparła ze zmartwieniem w głosie, czego nie rozumiałem. Czym się martwiła? Przecież zawsze dawałem sobie radę, w końcu to nie pierwszy raz, kiedy wychodziłem z domu. Tylko dwa razy coś mi się stało… w sumie, to raz mnie, a raz Vivi. Może to zabrzmi troszeczkę okropnie, ale gdyby moja lisica nie weszła w tamtą pułapkę, prawdopodobnie nigdy nie spotkałbym Taiki’ego i w tym dniu pewnie w ogóle bym się nie szykował do wyjścia. 
- Przecież zawsze na siebie uważam – zarzuciłem na ramię plecak i odwróciłem się w jej stronę, uśmiechając się do niej szeroko. Fakt, że już za kilkadziesiąt minut spotkam się z moim chłopakiem, wywoływało we mnie wielką radość. Chciałbym w końcu go zobaczyć, usłyszeć jego głos i poczuć jego zapach. – Do zobaczenia jutro – dodałem, podchodząc do cioci i całując ją w policzek. Zaraz po tym prawie natychmiast wyszedłem z domu. 
Prawie natychmiast, bo jeszcze  przed wyjściem musiałem oczywiście założyć buty, płaszczyk, szalik, rękawiczki… co jak co, miałem całkiem długą drogę do domu Taiki’ego, a na zewnątrz było bardzo zimno. Nie mogłem się przemienić, ponieważ nie za bardzo miałem jak nieść plecaka pod postacią lisa, poza tym, w tym plecaku znajdują się bardzo ważna rzecz, a mianowicie pudełko pełne babeczek. Naprawdę bym nie chciał, aby coś im się stało, dla Taiki’ego musiały być one perfekcyjne. Cóż, to przecież tylko półgodziny spaceru, przecież nic mi się nie stanie. 
W końcu dotarłem do domu mojego chłopaka i z miłym zaskoczeniem zauważyłem, że bałwanek, którego kilka dni temu ulepiliśmy, nadal tam był. Znaczy nie wiem, czemu miałoby go nie być, ale miło było go znowu widzieć. Dopiero teraz, w świetle dziennym mogłem dostrzec, jak wiele niedoskonałości w nim było; guziczki były nierówno nałożone, nie miał również uśmiechu z węgielków, o którym oboje chyba zapomnieliśmy, lekko przekrzywił mu się również garnek… ale pomimo tych niedoskonałości, był on uroczy. 
Nim dotarłem do drzwi, usłyszałem głośne, ale wesołe szczekanie psa, na które od razu odpowiedziała mu Vivi. Cóż, najwidoczniej i ona się za czymś bardzo stęskniła. Chwilę po tym Taiki od razu wypuścił psa i podszedł do mnie, aby się ze mną przywitać. Ucieszyłem się i zmartwiłem na jego widok, wyszedł w zwykłych, letnich ubraniach. Nie przeziębi się? Przecież było zimno, powinien na siebie coś chociaż zarzucić. To na pewno by mu nie zaszkodziło. 
Taiki od razu podniósł mnie do góry i mocno przytulił, a ja od razu objąłem go nogami w pasie. Nim się zorientowałem poczułem jego usta na swoich, więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko odwzajemnić pocałunek. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, Taiki postawił mnie na ziemi i zaprosił do środka. Udaliśmy się do kuchni, gdzie nieśmiało podałem mu mój drobny prezent, na który mój chłopak zareagował z przesadnym entuzjazmem, to nie było nic niezwykłego, jego prezent był o wiele, wiele lepszy. 
- Co to za naszyjnik? Nie miałeś go wcześniej – spytałem, marszcząc delikatnie brwi. Nie było chyba wcześniej na jego szyi srebrnego krzyża. A może jednak był? Nie no, chyba nie, przecież zwróciłbym na to uwagę wcześniej. 
- To od cioci, dostałem na urodziny – odparł, stawiając na stole talerz, najpewniej przeznaczony na moje drobne wypieki. 
- Och – mimowolnie wyrwało mi się z gardła. Urodziny? Miał niedawno urodziny, i ja o niczym nie wiedziałem? Rany, jestem beznadziejnym chłopakiem, skoro nawet tego nie wiedziałem. I kompletnie nic dla niego nie miałem, te babeczki były czymś w rodzaju podziękowania za ten cudowny sweterek, który aktualnie miałem na sobie, i przeprosin za to, że tak długo musiał na mnie czekać. – Więc… kiedy miałeś te urodziny?
- W wigilię. Śmieszna sprawa, nie? – odparł beztrosko, biorąc jedną babeczkę do ust i kładąc kilka sztuk na talerzu, który wyjął przed chwilą. 
- Racja… przepraszam za bycie tak beznadziejnym chłopakiem, nie wiedziałem, że masz urodziny i nie mam dla ciebie żadnego prezentu – dodałem po chwili, kładąc niewidoczne dla niego uszy i delikatnie się kuląc, czując jednocześnie wstyd i strach. Wstyd za to, że nic dla niego nie mam i strach, że będzie na mnie za to zły. Co prawda, ja nie obchodziłem urodzin, zawsze było mi wpajane, że nie zasługiwałem na życie, więc urodzin za bardzo nie obchodziłem. Jak to tata powiedział, nie powinno świętować dnia, w którym wszystko zostało zniszczone. Ale jego urodziny na pewno były ważniejsze od moich, w końcu on niczego nie zniszczył. Zresztą, wszystkie wydarzenia, które nie dotyczyły mnie, automatycznie były ważniejsze, przecież to było bardzo logiczne, prawda?

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz