Westchnąłem ciężko, nie będąc specjalnie zadowolony. Rany, czemu ja się w ogóle na to zgodziłem? Przecież dlatego powiedziałem mu, że może iść się spotkać z Rachel, by dzisiaj mieć spokój. Co mnie podkusiło… ano tak. Byłem zmęczony, lekko poirytowany i chciałem iść spać, więc powiedziałem tak dla świętego spokoju. To było bardzo, ale to bardzo niesprawiedliwe zagranie z jego strony oraz wielka głupota z mojej. W końcu, mogłem się nie zgodzić, tylko zamknąć oczy, powiedzieć „dobranoc” i zignorować jego naleganie na to spotkanie. Tak właściwie, czemu nalegał tak bardzo na to spotkanie? Przecież Mikleo nie przepadał za ludźmi, a teraz nagle chce się spotkać z jednym z nich. Powinienem nabrać jakichś podejrzeń?
- To jest szantaż – burknąłem, lekko pusząc policzki i zakładając na siebie koszulę, w której jeszcze przed chwilą spal mój mąż. W pokoju, który został nam przydzielony, było bardzo ciepło, dlatego spałem bez żadnego odzienia górnego. Mi tak jest i wygodniej i po prostu lepiej, a Mikleo też nie wygląda na jakoś specjalnie zgorszonego takim moim strojem do spania.
- Szantaż? Sam się wczoraj na to spotkanie zgodziłeś – mój mąż zaczął delikatnie poprawiać moje włosy, delikatnie się do mnie uśmiechając.
- Podszedłeś śpiącego i zmęczonego psychicznie człowieka, jesteś z siebie dumny? – mruknąłem, odsuwając się na moment od niego, by móc założyć spodnie. Nie przywitam przecież nowego pasterza w spodniach od piżamy, chociaż… to mogłoby być śmieszne doświadczenie.
- Nie przesadzasz z tym zmęczeniem? Przecież nie masz się o co martwić – Mikleo zmarszczył brwi, chyba nie za bardzo wiedząc, co mam na myśli. Nic nie szkodzi, też czasem nie mam pojęcia, o czym on tak właściwie gada. Tak właściwie, to jest dopiero ciekawa rzecz. Zauważyłem, że są sytuacje, podczas których jedno nie potrafi zrozumieć drugiego, ale są także chwile, podczas których rozumiemy się bez słów, wystarczy tylko spojrzenie. Nie wiem, jakim cudem mój mąż wytrzymał ze mną tak długo.
- Mogę ci wymienić przynajmniej pięćdziesiąt rzeczy, którymi się przejmuję – uśmiechnąłem się do niego łagodnie i pocałowałem go w nos.
- To brzmi trochę niepokojąco – przyznał chłopak, czego z kolei nie zrozumiałem ja. O co się martwił? Przecież żyłem, miałem się całkiem dobrze, tylko przejmowałem się rzeczami, którymi przejmować się nie musiałem, ale mój mózg najwidoczniej uważał coś innego.
- Przesadzasz – wzruszyłem jedynie ramionami, nie chcąc już za bardzo o tym rozmawiać. Nie lubiłem, kiedy mówiło się o mnie i moich uczuciach, to trochę krępujące. Zwłaszcza, że tuż obok jest dziecko, które doskonale wszystko słyszy i wszystko rozumie, nie jest w końcu głupie.
Wystarczyło, że tylko pomyślałem o dziecku, a ono już się pojawiło w łazience, przecierając piąstkami swoje oczy. Wyspał się? Miałem nadzieję, że tak, bo ja tak średnio. Najchętniej jeszcze wsunąłbym się pod kołdrę, wtulił się w smukłe ciało mojego męża i zamknął na moment oczy, ostatnio naprawdę się nie wysypiam, ponieważ ciągle mi ktoś przerywa. I jeszcze ten koszmar Yuki’ego, powinienem się nim martwić? Co prawda jeszcze nie wiem, jaki koszmar mu się śnił, i nie za bardzo wiedziałem, czy powinienem go o to spytać. Może ma jakieś dziwne wizje, tak jak Mikleo, w końcu oboje są Serafinami wody. Nie mam też pojęcia, czy to tylko ten rodzaj Serafinów posiada takowy „dar”, czy może wszystkie, albo wręcz przeciwnie – tylko niektóre. Tak właściwie, wiem całkiem mało o aniołach, co chyba stawia mnie w złym świetle.
- Gdzie idziecie? – spytał chłopczyk, patrząc na nas ze zmarszczonymi brwiami.
- Na spotkanie z Lailah i nowym pasterzem. Chcesz iść z nami? – zaproponowałem, widząc w tym swoją szansę. W końcu, to dziecko, a dzieci szybko się nudzą. A kiedy dzieci się nudzą, narzekają i marudzą, a mnie, jako bardzo odpowiedzialnemu rodzicowi, pozostaje się tym zająć. Rany, naprawdę szukam wymówek, byleby tylko uniknąć tego spotkania. Chłopczyk ochoczo pokiwał głową, od razu się ożywiając. – Więc idź się ubierz, poczekamy tu na ciebie – uśmiechnąłem się do niego szeroko i czochrałem jego włoski, które w końcu były przycięte tak, jak należy. – Powinienem zgolić ten zarost czy raczej go zostawić? – spytałem, przyglądając się swojemu odbicie w lustrze.
- Rób co chcesz, dla mnie wyglądasz cudownie zarówno z nim jak i bez niego – odparł chłopak, całując mnie w policzek. – Poczekam na ciebie w pokoju, przygotuj się, tylko się pospiesz, nie chciałbym się spóźnić.
Westchnąłem cicho, kiedy drzwi do łazienki zamknęły się. Nie takiej odpowiedzi chciałem, wolałem, gdyby podał mi konkretną odpowiedź. Zawsze, kiedy się go pytałem o tego typu rzeczy, to rzucał mi takie ogólnikowe odpowiedzi. W ogóle nie znałem jego preferencji, co momentami było troszeczkę irytujące. Nie wiedziałem, czy wolał mnie w kolorze blond czy może brązowym, albo we włosach długich, czy może krótkich. Przecież gdyby mi powiedział, co mu się bardziej podoba, nie obraziłbym się.
Przemyłem twarz wodą, decydując się zostawić zarost. Nie był on specjalnie rzucający się w oczy ani chyba jakoś specjalnie nie przeszkadzał, albo może inaczej – Mikleo nic nie wspominał o tym, jakoby mu przeszkadzał. Trochę ogarnąłem swoje włosy, które jak zwykle żyły swoim życiem, nawet pomimo ich podcięcia. Następnie do końca zapiąłem swoją koszulę, zastanawiając się, gdzie się tak właściwie mamy spotkać. Miałem nadzieję, że w jakimś ciepłym miejscu, miałem dosyć zimna na najbliższe parę lat. Tak właściwie, nie wiedziałem nic o tym pasterzu, tylko jak ma na imię oraz że był taki jak „dawny ja”. Jeżeli faktycznie tak było, lepiej, abym się z nim nie spotykał, jeszcze przeze mnie straci wiarę w dobro tego świata, kolejnego depresyjnego pasterza świat nie potrzebuje.
- Yuki’ego jeszcze nie ma? – spytałem zaskoczony, wychodząc z łazienki. Chłopiec raczej nie ociągał się, jeżeli chodzi o spotkanie się z Lailah, w końcu ją uwielbia, dlatego zdziwiłem jego nieobecnością.
- Pewnie zaraz będzie – odparł Mikleo siedzący na łóżku, który co chwila zerkał nerwowo przez okno. Podszedłem do niego, a następnie zająłem miejsce obok i wtuliłem się w jego ciało, cicho ziewając.
- Co ci się tak spieszy do tego spotkania? Spodobał ci się ten Arthur czy jak? – powiedziałem półżartem, półserio chcąc go odrobinkę rozluźnić. Czym się tak przejmował? Jeżeli mamy się spóźnić, to najwyżej parę minut, to nie będzie nic strasznego, chyba, że ma jakiś inny powód, dla którego jest tak zdenerwowany.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz