wtorek, 29 grudnia 2020

Od Taiki CD Shōyō

Cieszyłem się z wypowiedzianych przez niego słów, mając nadzieję, że to miejsce właśnie mu się spodoba. Jest tu naprawdę pięknie, cicho i przyjemnie, jesteśmy tu sami i możemy spędzić ten czas na zwykłej rozmowie lub wspólnym milczeniu, które czasem znaczy więcej niż tysiące wypowiedzianych słów.
Nic nie mówiąc, bo i po co, gdy mój uśmiech powiedział wszystko za mnie, przytuliłem go mocno do siebie, zamykając w silnym uścisku, zamykając na chwilę oczy, zastanawiając się przez chwilę nad powrotem do przyjaciół, nie po to przychodziliśmy do nich, aby uciec i za szybko nie wrócić, chciałem tylko na chwilę zniknąć, aby ukryć się w miejscu nieznanym nikomu, w które miejscu jest schronem dla istot takich jak ja. Pokazując to miejsce chłopakowi, ponieważ mu ufam i wiem, że miejsce to nie zostanie nikomu innemu pokazane, nawet moja ciocia najbliższa memu sercu osoba nie znała tego miejsca, nigdy nie chciałem jej go pokazać. Wiedząc, że to nie będzie najlepszy pomysł. Moja ciocia jest wspaniałą kobietą, mądrą, zaradną i opiekuńczą mimo to jest również człowiekiem istotą, której nie we wszystkim można ufać, ludzie mimo wszystko są istotami zachłannymi, ciekawskimi i pragnącymi uwagi. Nie wiadomo co wydarzyłoby się, gdybym pokazał jej to magiczne miejsce, nigdy nie uważałem jej za złą kobietę, jest w końcu cudowna, a mimo to nie jestem w stu procentach pewien jej poufności. Już wielokrotnie słyszałem, jak obiecywała innym, że czegoś nie powie, a później mimo wszystko robiła to. Prosząc, aby osoba, z którą rozmawia, nie przekazywała tego dalej. I tu pojawia się następujące pytanie, po co przekazywała te informacje dalej? Tacy są ludzie, żyjąc problemami innych, w ten sposób się dowartościowują, nigdy tego nie zrozumiem, dlatego z wielką ostrożnością składam słowa w jedno zdanie przy ludziach, aby być pewnym, że nie powiem niczego głupiego, lub nieodpowiedniego co mogą później powtórzyć całej reszcie. A ludzie w tych czasach są naprawdę podli i dwulicowi.
Westchnąłem cicho, otwierając oczy, aby móc spojrzeć w niebo, śmiejąc się w duchu z własnych dedukcji, nie miałem przecież powodu, aby myśleć teraz o innych ludziach a mimo to robiłem to, uciekając myślami daleko daleka za siebie, już od dziecka nie potrafiłem skupić się na jednej rzeczy lub jednym poruszanym temacie chcąc od razu poruszyć każdy, zbyt wiele wniosków wyciągając bez tak naprawdę powodu.
- Kocham cię - Wymruczałem cicho, osuwając delikatnie chłopaka od swojego ciała, kładąc mu dłoń na policzku, przyglądając się jego delikatnie zarumienionej twarzy.
- Ja ciebie też kocham - Wyszeptał, wtulając się w moją dłoń, ciesząc się wspólną chwilą.
Uśmiechnąłem się rozczulony jego zachowaniem, unosząc głowę ku niebu.
- Wracajmy, nie chce spóźnić się na szampana i sztukę ognia - Poklepałem go delikatnie po policzku, zdejmując go z moich nóg, aby wstać z ziemi, która cóż była trochę zimna, aż tyłek bolał mnie do siedzenia na tym zimnie.
- Sztukę ognia? - Uniósł zaskoczony brew, stając obok mnie, to nie możliwe, aby nigdy nie widział, sztuki ognia inaczej zwanej fajerwerkami nie jest to kolorowe i zbyt widowiskowe, ale jest głośne i rozświetla niebo, co mi osobiście bardzo się podoba, w jego domu na pewno też robią lub robili coś takiego a może nie, hym po jego rodzicach można było się spodziewać wszystkiego.
- Tak sztuka ognia, zapalasz, robi dużo hałasu, leci w powietrze i bum efekt świetlny rozjaśniający ciemną noc - Może nie byłem najlepszy tłumaczem, ale wiem, że gdy już to zobaczy. Zrozumie, o co mi chodzi.
- Nie do końca rozumiem, co masz na myśli - Przyznał, a ja nie miałem mu tego specjalnie a złe, po prostu chwyciłem jego dłoń, wracając do miejsca, skąd na chwilę uciekliśmy, aby nacieszyć się chwilą ciszy.
Wracając po drodze, przywitał nas chłodny śnieg prószący z nieba, komponował się pięknie na tle wychodzącego za chmur księżyca, dzisiejsza noc będzie naprawdę wyjątkowa, to znaczy już jest. Mam wspaniałego chłopaka, poznałem prawdę odnośnie śmierci moich rodziców co choć odrobinkę ukoiło mój ból, teraz gdy wiedziałem, kto odebrał im życie, czekałem jedynie na dogodny moment ja nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
- Jesteście, zdążyliście na sztukę ognia - Brad jeden z moich kumpli z boiska podał nam obu szampana, którego mieliśmy wypić od razu przywitaniu nowego roku.
- Przygotuj się na sztukę - Szepnąłem do ucha mojemu liskowi, widząc przygotowania do wystrzału, kilka chwil a głośny huk rozszedł się dookoła, gdy niebo zalśniło bielą rozchodzących się ogni tworzących piękne kształty na niebie.
- Szczęśliwego nowego roku - Zwróciłem się do mojego lisiego partnera, stukając nasze kieliszki o siebie, wypijając następnie napój, który się tak znajdował, ten dzień nie mógł być lepszy, przy Karotce wszystko jest piękniejsze, a życie wreszcie nabrało barw, których tak długo nie miało..

<Karotka? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz