Nigdy nie zrozumiem, dlaczego mój mąż obwinia się za moją „śmierć". Nic się przecież nie stało, wróciłem na ziemię i znów żyje przy jego boku, nie ma sensu się o to obwiniać, nie ma sensu nawet do tego wracać, co mój mąż robi za każdym razem, gdy tylko w rozmowie zostanie wspomniane jezioro. Czas zapomnieć o przeszłości i żyć przyszłością, tym bardziej że ja tu jestem, wolałbym, gdyby nie myślał o mnie jak o kimś nie żywym, dziwnie się wtedy czuję.
- Położymy się? Jest późno, a ty powinieneś już spać - Szepnąłem, głaszcząc chłopaka po włosach, przypominając sobie właśnie o mojej gumce, której mi jeszcze nie oddał pytanie, czy w ogóle to zrobi, jeśli nie będę musiał coś zrobić z tymi włosami lub poprosić Alishe o jeszcze jedną gumkę, nie mogę przecież cały czas chodzić w rozpuszczonych włosach. Mam świadomość, że to podoba się mojemu mężowi i bardzo mnie to cieszy, to dla niego zapuściłem je na taką długość, co nie oznacza, że mi nie przeszkadzają, gdy są rozpuszczone, włosy znajdujące się na wysokości pasa mogą być uciążliwe.
Sorey uśmiechnął się do mnie, chwytając mnie mocniej w pasie, przenosząc nas na łóżko, gdzie mogliśmy wtulić się w swoje ciała, nie przejmując się już niczym.
***
Wczesnym rankiem obudziły mnie pierwsze promienie słońca, leniwie rozciągając się, spojrzałem na twarz jeszcze śpiącego chłopaka, uśmiechając się delikatnie, uwielbiałem budzić się przy jego boku, było mi z nim dobrze i miałem nadzieję, że on o tym wie i pamięta, że należę tylko i wyłącznie do niego.
Kładąc dłoń na jego policzku, pogłaskałem go po nim, delikatnie całując jego usta. Jakim zaskoczeniem było dla mnie, gdy mój mąż odwzajemnił pocałunek, przyciągając mnie bliżej siebie.
- Nie spałeś - Burknąłem, gdy odsunął się ode mnie, ciesząc się jak głupi do sera.
- Nie spałem - Przyznał, kładąc dłoń na moim biodrze, nie przestając się uśmiechać, czym przyznam, wprowadził mnie w lekkie zakłopotane. Jego oczy błyszczały, a dłonie wślizgnęły się pod moją koszulę, dając mi nieme zaproszenie do zabawy, przewracając mnie na plecy, nachylając się nade mną, łącząc nasze usta w zachłannym pocałunku.
- Sorey co robisz, że z rana? - Zaskoczony, patrzyłem na poczynania męża, który podwinął moją koszulkę, składając gorące pocałunki na moim drżącym ciele, które wręcz pragnęło jego uwagi, z resztą, kiedy moje ciało tej uwagi z jego strony nie pragnie.
- A w czym widzisz problem? Ja tego chcę, ty tego chcesz, więc trzeba korzystać - Wymruczał, podgryzając moją skórę, co wywołało cichy jęk wydostający się z moich ust.
Więcej już o nic nie pytałem, nic nie mówiłem, o niczym nie myślałem, w tej chwili liczył się tylko on i przyjemność, którą wywoływał jego dotyk. Było mi dobrze i tylko na tym całkowicie się skupiłem.
Po naszym przyjemnym poranku oboje musieliśmy się ogarnąć przed pójściem na wspólne śniadanie, do którego namówił mnie mąż, znów stosując tę samą sztuczkę, jeśli ja nie zjem i on jeść nie będzie, nie mogę więc mu odmówić, on musi jeść, a mi nic się nie stanie, jak raz na jakiś czas się pomęczę, dla mnie to nie ma znaczenia a dla niego ma i to spore.
- Idziemy? - Spytałem, gdy mój mąż ociągając się, stanął przy mnie, ewidentnie nie chcąc wyjść z pokoju, najwidoczniej wolał spędzić czas w sypialni i pewnie tutaj wolałby zjeść śniadanie.
- A nie możemy zjeść tu? - Tak jak podejrzewałem, mój człowiek nie miał ochoty spotykać się z innymi ludzki, którzy nie daj, boże będą chodzić po zamku, jaki on przewidywalny.
Westchnąłem cicho. chcąc już coś powiedzieć i pewnie bym to zrobił, gdyby nie przeszkodziło mi ciche pukanie do drzwi, mój mąż, choć z wielką niechęcią powiedział ciche” proszę” pozwalając wejść służącej do pokoju. Jakim zaskoczeniem było dla mnie, gdy w progu drzwi ujrzałem Rachel z tacą pełną jedzenia.
- Dzień dobry królowa kazała przygotować dla panicza posiłek - Uśmiechając się delikatnie, postawiła tacę na stole, zachowując się jak typowa służąca, było to całkowicie inne zachowanie niż w chwili, gdy byliśmy sam na sam.
- Dzień dobry dziękujemy - Sorey będąc równie grzecznym, uśmiechnął się do dziewczyny, choć ich spojrzenia były jakieś dziwne, to jak na siebie patrzyli, nie było normalne, miałem nieodparte wrażenie, że to walka na spojrzenia czego nie do końca potrafiłem zrozumieć, może po prostu mi się wydawało, w końcu Rachel już nic do mnie nie czuje prawda? A Sorey nie jest o mnie zazdrosny co nie? Dlaczego więc mam wrażenie, że właśnie w te dziwny sposób rozmawiają ze sobą? Może mi się wydaje.
- Dzisiejszy dzień jest wciąż aktualny? - Rachel tym razem zwróciła się do mnie, przyglądając mi się uważnie.
- Tak, tylko Moglibyśmy spotkać w innym miejscu? - Spytałem, przypominając sobie o jeziorze.
Dziewczyna zamrugała zaskoczona, przez chwilę milcząc.
- Wczoraj ci to nie przeszkadzało - Zauważyła, nie rozumiejąc, dlaczego nagle chcę zmienić miejsce spotkania. - Oczywiście, jeśli to kłopot możemy spotkać się w królewskim ogrodzie - Jak zawsze grzecznie wypowiedziała swoje zdanie, nie mając nic przeciwko.
- Dziękuję - Uśmiech od razu pojawił się na moich ustach, byłem jej wdzięczny za to, nie chciałem, aby mój mąż czuł się niekomfortowo, dlatego chciałem zrobić wszystko, aby go nie męczyć.
Moja przyjaciółka kiwnęła głową, wychodząc z pokoju, pozostawiając nas samych.
- Widzisz, jaka jest miła, na pewno się polubicie - Zwróciłem się do Soreya, podchodząc do jedzenia, które stało na stole, wyglądało przepysznie i nawet znalazło się kilka rzeczy, które chętnie bym zjadł. - No chodź - Dodałem, czekając na chłopaka, nie rozumiejąc, na co on czeka.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz