środa, 16 grudnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Uniosłem delikatnie głowę ku górze, patrząc na męża trochę zaspany, czy on w tej chwili chce mnie zirytować? To kolejny jego plan, jeśli tak jest on słaby, nie podoba mi się to dokuczanie mi.
- Nie myśl za dużo, bo się zmęczysz - Mruknąłem cicho, kładąc z powrotem głowę na jego klatce..
- Cóż, ja przynajmniej nie mówię, że jestem bardziej wytrzymały od ciebie, kiedy tak naprawdę nie jest - Gdy to powiedział, uderzył w mój słaby punkt, robi to specjalnie, ma ochotę się chłopiec podrażnić? Dobrze niech mu będzie.
- Nie chce mówić, kto przez ostatnie dni nas pilnował, gdy ktoś inny spał - Wszedłem w tę grę, oczywiście każde nasze słowo było delikatną złośliwością, która zawsze nas bawiła.
Oboje trochę się rozkręciliśmy, a mi całkowicie odechciało się spać, wręcz przeciwnie miałem ochotę na dalszą zabawę w przekomarzania, chcąc z nim wygrać, co niestety nie specjalnie mi się udało, dziś naprawdę nic mi nie wychodziło nawet gra słowna.
- Skoro już mamy to za sobą - Sorey położył dłonie na moich biodrach, uśmiechając się zadziornie, po chwili przewracając mnie na plecy. - Ktoś tu ma do spełnienia jeszcze kilku zachcianek swojego męża - Po tych słowach wiedziałem, czegoś jeszcze może chcieć, skoro i tak już mnie rozbudził i delikatnie rozdrażnił moją kolejną przegraną, nie miałem nic do stracenia, dając mu należytą nagrodę za wygraną, która jestem przekonany, nie była do końca fer, nigdy się tego jednak nie dowiem, na pewno nie od niego.
Reszta dnia upłynęła nam dość intensywnie, mojemu człowiekowi było ciągle mało i choć nigdy nie narzekam na to, chętnie biorąc, co daje, dziś pod koniec czułem, jak powoli znów zaczynam tracić kontakt z rzeczywistością, najwidoczniej to nie był mój dzień. Po ciężkiej podróży, chorobie i ostatnich nieprzespanych nocach moje ciało stało się słabsze i tak strasznie bezużyteczne nawet dla własnego męża.. Obym szybko wrócił do dawnej formy, w takim marnym stanie nawet swojemu człowiekowi nie będę w stanie dogadzać, tak jak by ten tego chciał.

***

Nad ranem obudziłem się pełen energii i chęci do życia, czułem się wyjątkowo dobrze. Mógłbym nawet powiedzieć, że nic mnie nie bolało, gdyby nie biodra, które faktycznie trochę bolały od intensywności naszej zabawy, nie było to jednak niczym strasznym, potrafiłem sobie z tym poradzić.
Rozciągając się leniwie, poprawiłem włosy, które jak zwykle z rana robiły co chciały. Cicho westchnąłem, nie zwracając na nie więcej uwagi, chcąc wstać z łóżka, aby na przykład założyć swoje ubrania i ogarnąć włosy. Z taką myślą wstałem z łóżka lub raczej spróbowałem wstać z łóżka, niestety na niewiele się to zdało Sorey, który już się obudził, złapał mnie za rękę, ciągnąc w swoją stronę, tak bym znalazł się na nim.
- Jak się czuje mój kociak? - Gdy to usłyszałem, zmarszczyłem brwi, zastanawiając się przez chwilę czy on na pewno zwraca się do mnie, ale do kogo by innego, gdy jesteśmy tu tylko my.
- Kociak? Już nie owieczka?- Może nawet odrobinkę rozbawiony, bo w dobrym nastroju mogłem chyba zgodzić się na kolejne porównanie mnie do zwierząt, choć i tak do końca nie rozumiem, dlaczego jestem do nich porównywany.
- Zdecydowanie kociak - Zapewnił, przyciągając mnie bliżej, aby połączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
Nasze przyjemne chwile mógłby tak trwać i trwać, gdyby nie nasz mały chłopiec, który zawsze wiedział, kiedy jest najlepszy moment, by nam przeszkodzić.
- Mamo, tato wstańcie, idziemy nad jezioro! - Yuki krzycząc głośno to zdanie, wbiegł do pokoju, wskakując nam na łóżko. Bogu dzięki, że byliśmy ubrani, Sorey miał spodnie a ja jego koszule, która zakrywała wszystko, co trzeba. - Mamo, dlaczego masz obroże? - Gdy to usłyszałem, zrobiłem się cały czerwony, rany całkiem o tym zapomniałem i co ja mam teraz powiedzieć?
- Ja.. To cóż taka zabawa - Wydukałem, zawstydzony mając ochotę, ukryć się pod ziemię na przyszłość zaczniemy zamykać drzwi na klucz, tak by chłopiec nie mógł się dostać do środka.
- Zabawa? - Chłopiec nie chciał odpuścić, a mi robiło się coraz gorącej, musiałem wybrnąć. Najlepiej zmieniając temat, co szybko mi się udało, gdy tylko spytałem o wczorajszy dzień. Yuki łapiąc haczyk, zaczął opowiadać o wczorajszym dniu, dając mi szansę na chwile prywatności, która pozwoliła mi spokojnie przebrać się i zdjąć obroże.
Gdy jednak wróciłem do pokoju, chłopca nie było z czego, nawet się cieszyłem, jednocześnie nie wiedząc gdzie, dziecko się podziało.
- Gdzie jest Yuki? - Spytałem, zadowolonego jak nigdy męża.
- Czeka na nas na dworze - Przyznał, podchodząc do mnie, nie przestając się uśmiechać. - Dlaczego zdjąłeś obroże? Wyglądałeś w niej zniewalająco - Trochę sobie ze mnie podrwił, nie przestając się cieszyć.
- Milcz proszę cię, milcz - Burknąłem, oddając mu obroże wciąż zawstydzony tą krępującą wpadką. - Yuki nie powinien tego widzieć - Westchnąłem ciężko, odsuwając się od męża, biorąc do ręki grzebień, którym rozczesałem włosy.
- Daj spokój, nic się przecież nie stało - Ucałował mój kark, tuląc się do mnie z cichym pomrukiem.
- Czy to moja gumka? - Spytałem, gdy tylko zauważyłem związane włosy chłopaka, dziwnym trafem moja gumka gdzieś zniknęła, a mój człowiek nagle ma związane włosy ciekawe jak to możliwe.
- Nie wiem, o czym mówisz - Nie ciągnąc ze mną dalszej rozmowy, pociągnął mnie w stronę drzwi, wyjściowych chcąc zabrać mnie na dwór do chłopca, który na nas czekał i pewnie by to zrobił, gdyby nie stanęła mu na drodze królowa z młodą dziewczyną o długich białych włosach i niebieskich oczach wyglądających jak Rachel czy to możliwe?
Alisha przywitała się z moim mężem, przedstawiając mu dziewczynę, która przez cały czas miała skierowany wzrok wprost na mnie. Czyżby mnie widziała? Nonsens. 
- Sorey poznaj Rachel, jest moją nową służącą - Gdy Alisha wypowiedziała to imię, przełknąłem głośno ślinę.
- Rachel? - Powtórzyłem to imię, a mój głos wywołał lekkie zaskoczenie na twarzy dziewczyny.
- Mamoru to naprawdę ty? - Gdy wypowiedziała moje dawne imię, byłem już pewien, że to ona.
- Teraz to już Mikleo, ale tak - Przyznałem, łagodnie się uśmiechając, nie wiedząc co mam robić, z jednej strony poczułem radość, ale z drugiej straszny strach, co jeśli Rachel mnie nienawidzi?
Dziewczyna nagle bez słowa podeszła bliżej mocno tuląc się do mnie, czym lekko mnie zaskoczyła, nie spodziewałem się tego, w głowie miałem setki myśli odnośnie sytuacji, w której się znalazłem.
- To wy się znacie? - Zaskoczona Alisha patrzyła na nas, nic nie rozumiejąc, mój mąż, choć równie zaskoczony wiedział więcej od królowej, co nie pozwoliło mu zdecydowanie więcej zrozumieć.
- Powiedzmy, że kiedyś znaliśmy - Dziewczyna odsuwając się ode mnie, uśmiechnęła się do towarzystwa. W tej chwili to Rachel była tą którą mówiła, gdy ja w milczeniu stałem, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa. - A kim jest ten młody chłopak dla ciebie? - Tym razem pytanie zostało skierowane do mnie, Rachel chciała się dowiedzieć, kim był Sorey dla mnie, co było całkiem zrozumiałe.
- To mój mąż - Wydukałem, wciąż nie mogąc odnaleźć się w tej całej sytuacji, to było naprawdę trudne.
- Miło mi - Dziewczyna grzecznie ukłoniła się, odwracając na chwilę głowę w moją stronę, mówiąc mi jedno zdanie w anielskim języku, tak abym tylko ja je zrozumiał, wywołując lekki wstyd na mojej twarzy.
- Bardzo przepraszamy, ale musimy już iść - Alisha przerwała tę krępującą ciszę, której ja sam przerwać nie chciałem.
Rachel nie mogąc sprzeciwić się swojej królowej, kiwnęła głową, prosząc cicho, byśmy spotkali się wieczorem nad jeziorem, na co nie mogłem się nie zgodzić, w końcu byłem wielkim dłużnikiem dziewczyny, gdyby nie ona nigdy nie poznałbym, czym jest miłość, zazdrość, grzech, radość i wiele innych. Dała mi wiele radości i za to do końca życia będę jej wdzięczny.
Stałem jak słup soli, nie mogąc dojść do siebie, gdy kobiety odeszły, czy to oznaczało, że mój sen się urzeczywistni? Rachel mnie w nim nienawidzi, Sorey i Yuki zostawiają mnie samego. Nie błagam, nie chce zostać sam, nie poradzę sobie sam.
- Miki? - Słysząc głos męża, spojrzałem na jego twarz, czując radość, a jednocześnie strach i zaskoczenie. Cieszyłem się, bo Rachel żyła a bałem się, bo wraz z jej powrotem wrócił niepokój a co jeśli stracę męża i dziecko? Nie chciałem tego, oni byli całym moim życiem i serca biciem.
- Wszystko dobrze, chodźmy. Yuki na nas czeka - Starałem się być silny, nie chcąc martwić mojego męża, który i tak potrafił mnie przejrzeć.
- Na pewno? - Położył dłonie na moich policzkach.
- Tak, jestem tylko trochę zaskoczony, nie spodziewałem się, że ona naprawdę może żyć, nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć - Przyznałem, trochę się martwiąc, a trochę ciesząc z całej tej zaistniałej sytuacji, która wcale nie jest taka prosta..

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz