W pierwszej chwili nie zrozumiałem zachowania męża, dlaczego nie chciał tam iść? Dopiero później uświadomiłem sobie, co wydarzyło się nad nim dwa lata temu, najwidoczniej mój mąż nie potrafi zapomnieć o przeszłości a moja obecność niewiele mu pomagała. W końcu, gdyby tak było, nie bałby się tego pokoju ani jeziora, nad którym straciłem życie. Martwi mnie to, co się z nim dzieje i to, że nie wiem jak mu pomóc, tak bardzo chciałbym, aby zapomniał o tamtych wydarzeniach, jestem tu, dlaczego więc teraz wszystko się zmienia? Jesteśmy tu jeden dzień, a już czuję niepokój, stan mojego męża nie jest za dobry i co ja miałem w takim razie z tym zrobić? Może jeśli bardziej otworzy się przede mną, poczuję się lepiej. Gdy ja potrzebowałem jego pomocy, był przy mnie i podtrzymywał na duchu, teraz to on potrzebuje tej pomocy, której mu udzielę, o ile tylko mi na to pozwoli.
- Mikleo - Słysząc ten obrażony głosik, spojrzałem na chłopca, unosząc jedna brew ku górze, czekając na nadchodzącą fale narzekania i przekonywania mnie do swojego pomysłu, którym miałbym zarazić Soreya, by ten zgodził się na pójście nad większe jezioro.
- Poproś tatę, ciebie posłucha - Poprosił, uśmiechając się do mnie ładnie. Chcąc, abym za wszelką cenę, uprosił chłopaka o pójście nad jezioro. Niestety lub stety zgodzić się nie mogłem. Czułem, że nie powinienem. Mój mąż ewidentnie nie chciał tam iść, a ja nie chciałem go do niczego zmuszać, potrafiłem zrozumieć jego niechęć do danej sytuacji, dla mnie też ta sprawa nie była wcale łatwa, oczywiście nie przeżywałem tego w taki sam sposób jak mój mąż, byłem oczywiście świadom tego, co się stało, miecz przebił moje serce i to ja najlepiej pamiętam jaki ból mi towarzyszył w tamtej chwili. Tamtego dnia to ja odczułem, straszy ból fizyczny, ale to mój mąż zasmakował cierpienia psychicznego, które potrafi być gorsze od fizycznego przynajmniej dla ludzi. Tamto wydarzenie nie odbiło zbyt wielkiego piętna na moim umyśle, stało się tyle, nie czuje żalu, nie czuję złości ani strachu związanego z tamtym wydarzeniem, stało się, na tym kończy się moje rozmyślanie na ten temat, mimo wszystko nie mam zamiaru męczyć męża, ponieważ potrafię uszanować i zrozumieć jego niechęć do tego miejsca. Tak po prostu pójdziemy nad inne jezioro, to mniejsze da mnie to nie różnica. A chłopiec, no cóż, będzie musiał jakoś to przeżyć, nie ma wyjścia mimo wszystko.
- Chciałbym ci pomóc, nie do końca jednak jestem pewien, czy twój tato by mnie posłuchał, nie chce iść nad tamto jezioro, a my nie powinniśmy go do niczego zmuszać - Zacząłem spokojnie, próbując wytłumaczyć dziecku, że nie pójdziemy nad jezioro.
- Ale to tylko jezioro - Yuki twardo trzymał swojego, nie chcąc się ugiąć, ewidentnie mając swoje zdanie, którego nie chciał zmienić.
- A ty chciałbyś, abyśmy zmuszali cię, do czegoś, czego nie chcesz, lub nie lubisz? - Spytałem, unosząc jedną brew, chcąc uświadomić go, w tym, co chce zrobić, nie myśląc o tym, jak może czuć się jego tato, nie mając ochoty, na robienie czegoś, co w jakimś stopniu sprawia mu przykrość.
- Nie chciałbym - Chłopiec odpuścił. Rozumiejąc, co mam na myśli, nie chcąc, abyśmy my zmuszali go do czegoś, czego zrobić by nie chciał, jak to próbował zrobić ze swoim tatą.
Sorey wyszedł z łazienki z widoczną obawą wypisaną na twarzy. Możliwe, że obawiał się mojej zgody na pójście nad jezioro, troszeczkę nie do końca we mnie wierzy, co po części jest jasne, zawsze pobłażam chłopcu, co nie oznacza, że zrobiłbym coś takiego mężowy, który ewidentnie nie chce tam iść.
Yuki od razu przeprosił i sam stwierdził, że lepsze małe jezioro niż to duże zaciągając nas nad nie, aby pojeździć na lodzie. Jak się okazało, woda była zamarznięta, a Yuki nie mogąc się powstrzymać, od razu wszedł na lód, ciągnąc ze sobą psa, który był wszędzie tam, gdzie był chłopiec.
Dziecko cudownie się bawiło, ucząc pieska jazdy na lodzie, gdy my obserwowaliśmy go, jak się bawi, no dobrze może bardziej Sorey, ja postanowiłem, ze śniegu którego było już dosyć sporo, ulepić kilka kulek śnieżnych bez ostrzeżenia rzucając jedną w męża, nazwijmy to małą zemstą, za zachęcanie mnie do zbliżenia a później tak bezczelne olanie, naprawdę miałem ochotę na chwile zbliżenia, a on musiał zrobić mi na złość.
- Tak chcesz się bawić? - Na jego twarzy widziałem zaskoczenie mieszane z rozbawieniem.
- A żebyś wiedział, że właśnie tak - Wypowiadając te słowa, rzuciłem w niego drugą kulką, mając na calu delikatnie się zemścić, a jednocześnie odciągnąć go od myśli, które kłębiły mu się w głowie, nic nie mówi, ale ja wiem, że coś siedzi mu w głowie i jak zwykle przejmuje się wszystkim, tylko nie tym, czym powinien, a to mi każe myśleć o sobie, gdy on w ogóle się do tego nie stosuje. Głupiutki człowieczek, ale mój takiego go właśnie kocham. Wspaniałego, pomocnego, cudownego i po prostu mojego..
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz