poniedziałek, 28 grudnia 2020

Od Shōyō CD Taiki

 Przyznam szczerze, troszeczkę wątpiłem, by Taiki przyprowadził mnie tutaj tylko dlatego, że mogliśmy tutaj pobyć sami. Przecież nie tylko w tym miejscu moglibyśmy pobyć sami, wystarczyło, żebyśmy troszkę odeszli od domu i już mielibyśmy wystarczająco prywatności. Fakt, może nie mielibyśmy tak pięknych widoków, jak teraz, ale ja sam czułbym się odrobinkę lepiej. Miałem wrażenie, że to miejsce nie jest przeznaczone dla mnie. Na pewno powinienem się tutaj znajdować?
 Kiedy tylko Taiki wspomniał o śmierci swoich rodziców, poczułem się źle. Znowu poczułem, że gdybym się nie urodził, nie musiałby tak cierpieć. Albo gdybym urodził się właściwy. Gdyby tak się stało, moja mama nie musiałaby szukać pomocy u jego rodziców, a wtedy mój tata nie miałby powodu, aby wydawać ich ludziom. Każda zła rzecz, albo przynajmniej te najgorsze, jakie spotkały mojego chłopaka, przytrafiły się mu przeze mnie. Nie potrafiłem zrozumieć, jakim cudem darzy mnie tak silnym i niesamowitym uczuciem, jakim jest miłość. Przez moje istnienie stracił to, co było dla niego najcenniejsze, powinien mnie nienawidzić, i to uczucie byłoby dla mnie o wiele bardziej logiczniejsze niż to, którym darzy mnie aktualnie. 
Uśmiechnąłem się do niego łagodnie, a następnie podszedłem do niego i delikatnie się przytuliłem, nie będąc tak do końca pewien, czy mogłem to zrobić. Nie mogłem zaprzeczyć, to miejsce było niesamowite. Po pierwsze, nie było tu nikogo, co już bardzo ceniłem, w tamtym tłumie miałem wrażenie, że się zaraz uduszę – jakim cudem tak małe pomieszczenie pomieściło aż tyle osób, swoją drogą? A po drugie, było tu niesamowicie, powietrze było wręcz gęste od magii, ale nie przeszkadzało mi ani trochę. Przeszkadzała mi inna rzecz, a mianowicie niska temperatura. Ale wolałem marznąć niż siedzieć pośród tego tłumu. 
- Oczywiście, ty ponieważ nigdy o tym nie myślisz – powiedziałem z zadziornym uśmieszkiem, chcąc się odrobinkę z nim podroczyć. Wiedziałem, że na pewno nie myślał o seksie, kiedy mnie tutaj przyprowadzał, w podświadomości to miejsce musiało być dla niego ważne, a w takich miejscach nie myśli się o seksie, ale chyba mogłem się z nim podroczyć, prawda? W końcu, on mnie sobie nie szczędził wtedy w domu. 
- Oczywiście, jestem bardzo grzecznym chłopcem – wymruczał, oplatając mnie nieco mocniej w pasie, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Uwielbiałem jego dotyk, budził on we mnie poczucie bezpieczeństwa, a bliskość jego ciała sprawiała, że było mi choć odrobinkę cieplej. Już troszkę śmielej wtuliłem się w jego ciało, wsłuchując się w bicie jego serca, które było niezwykle spokojne. To chyba dobrze, jest to znak, że jest odprężony i czuje się pewnie w moim towarzystwie. 
- Chłopcem to jestem ja, nie ty – powiedziałem, na moment odwracając się w jego stronę i pokazując mu język. W końcu ciągle mi to wytykał, czas, abym ja zaczął uważać tak samo. – Czyli jestem twoim pierwszym partnerem, którego tutaj przyprowadziłeś? – spytałem, chcąc odrobinkę zmienić temat. 
- Nie tylko partnerem. Pierwszą osobą, inni nawet nie wiedzą o tym miejscu – odparł, wygodniej opierając się o drzewo i całując mnie w czubek głowy. Kiedy już poznałem takie drobne czułości, jak niewinne pocałunki i delikatne objęcia pragnąłem ciągle tylko więcej i więcej.
- Prawie poczułem się wyjątkowo – wymruczałem, przymykając oczy. Prawie, bo wiedziałem, że nigdy nie powinienem czuć się w ten sposób. 
- Czyli muszę zrobić coś, co sprawi, że poczujesz się tak na pewno – poczułem, jak chłopak delikatnie gładzi moje lekko skostniałe dłonie i po chwili zaczyna bawić się moimi palcami. Nie założyłem rękawiczek, ponieważ zbyt bardzo spieszyło nam się na wyjście na zewnątrz. Zresztą, wolałem czuć jego skórę na swojej, a materiał rękawiczek tylko by mi to uniemożliwiał. – Jesteś kimś wyjątkowym i niesamowitym. Chciałbym, abyś w to uwierzył – dodał, delikatnie całując mnie w ucho. 
Nie czułem się wyjątkowy, ani trochę. A jeżeli faktycznie byłem wyjątkowy, to tylko w tym złym znaczeniu tego słowa. Nie dostrzegałem u siebie tej niesamowitości, zresztą, nawet nie powinienem jej mieć. Jak ktoś z naszej dwójki był niesamowity, to tylko on. Tak wiele stracił w tak młodym wieku, i nie poddał się, a pomagał swojej cioci jak tylko mógł. Ja nie zrobiłem niczego niesamowitego, by zasługiwać na ten tytuł. Tak właściwie, to wydaje mi się, że jestem tchórzem i raczej uciekam od kłopotów, zamiast stawić im czoło, w przeciwieństwie do niego. 
Nie odpowiedziałem chłopakowi, ponieważ nawet nie wiedziałem, co miałbym mu odpowiedzieć. Jak zacznę przedstawiać swój punkt widzenia, Taiki zaraz zacznie mnie przekonywać, że nie jest on właściwy. Możliwe, że tak nie jest, ale to jest jedyne, co znam. Nie za bardzo potrafię patrzeć na świat inaczej. 
- Powinniśmy już wracać, byśmy zdążyli przed północą – odezwał się nagle Taiki, przerywając przyjemne milczenie. 
- Wracać? Ale po co? – spytałem, odwracając się w jego stronę i siadając przodem do niego. Tu chyba było nam obu przyjemnie, tak cicho i magicznie. O wiele lepiej, niż w tym przepełnionym ludźmi domu. 
- Wszyscy zauważą naszą nieobecność – odparł, kładąc dłonie na moich biodrach. – A myślałem, że ty przejmujesz się innymi.
- Naszą nieobecność mieliby zauważyć, ale to, że całujemy się na środku pokoju wypełnionego ludźmi już nie? – spytałem rozbawionym głosem, kładąc dłonie na jego chłodnych, rumianych policzkach. – Jest tu tak cicho i spokojnie. Podoba mi się to miejsce. Dziękuję, że mi je pokazałeś, wiem, że jest ono dla ciebie w jakiś sposób ważne – wyszeptałem cichutko i delikatnie pocałowałem go w usta. Czułem, że powinienem go również przeprosić za mojego ojca, i za to, że się narodziłem, ale on bardzo nie lubił, kiedy przepraszałem, więc postanowiłem pominąć tę część. 

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz