sobota, 5 grudnia 2020

Od Yra'i CD Keya

 Ciężkie łańcuchy, trawione powoli przez rdzę, oplotły zwinnie moje łapska, docierając do gardła i mocno je ściskając. Krztusząc się własną śliną, przebierałam pazurami w powietrzu, próbując dosięgnąć postacie przede mną, przedstawiające się bardziej niczym czarna, poruszająca się maź niż faktyczne sylwetki ludzi. Wszystko wkoło zamazane było czerwienią, jakby ktoś krwistą farbą zamalował moje oczy i tylko krążące gdzieś osoby odznaczały się czernią z niewyrazistymi konturami. Taki widok na świat był dla mnie zupełnie obcy, miałam wrażenie, że nie widzę niczego, tylko jakieś płomyki – większe, mniejsze, ostrzejsze lub bardziej zamazane. Zmysł słuchu wychwytywał nawet najmniejszy szmer brunatnej myszki, chowającej się gdzieś w kącie pomieszczenia, a do nosa napływały miliony zapachów, mieszające się ze sobą i tworzące obrzydliwą kompozycję.

Jak w amoku obserwowałam wszystko wokół, a raczej próbowałam cokolwiek ujrzeć i przecierałam co chwilę oczy, jakby miało to w jakiś sposób pomóc. Byłam zamknięta, a jednocześnie byłam z nim, może nawet nim. Czułam się jak opatulona miękką jak puch mgłą i utulona przez ciepłe, duże, puchate ciało. Ktoś do mnie mówił, szeptał, potem krzyczał. Ale nie chcieliśmy ich słuchać. Teraz byliśmy razem, tylko we dwoje, w ciszy, którą gwarantował mi, zatrzymując wszystkie dźwięki swoim bestialskim cielskiem. W cztery oczy, widząc się twarzą w twarz.

Głęboki głos rozszedł się, odbijając się jakby od ścian i tworząc przy tym echo grozy. Ciężki baryton warknięcia wyszedł z ust czarnej zjawy. Owiał moją twarz swoim głębokim wydechem, rozwiewając moje białe włosy.

- Vis… – drżący głos wypłynął spomiędzy moich warg.

- Nie jestem tym, kim myślisz – objął ogonem moje tak wątłe ciało w porównaniu do jego i wyszeptał wprost do mojego ucha: - Wiem o tobie wszystko, a ty o mnie nic.

- Więc opowiedz mi wszystko – drobną dłonią pogładziłam jego czarną kitę i zerknęłam prosto w czerwone oczy, robiące wrażenie apodyktycznych.

- Chodziłem kiedyś jak ty. Choć ja nie dosięgałem nigdy świeżej trawy. Stąpałem po ogniu, będąc jednym z tych demonów, którzy bawili się ludźmi jedynie dla swojej przyjemności. I nawet nie wiesz, jak uroczo jest bawić się tak słabymi istotami – wywarczał do mojego ucha, uszczypliwie i z nutką agresji, budząc we mnie niemały strach. W dalszym ciągu to ja byłam na straconej pozycji - i w tej dyskusji, i w naszej walce – Twoi rodzice chcieli jedynie kogoś silnego, przewyższającego wszystkich swoich rówieśników. A tamci chcieli kogoś, kto byłby ich królikiem doświadczalnym. Chyba każdy wie, że z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego, nie sądzisz? Oboje na tym ucierpieliśmy, lecz wiedz, że nigdy nie połączę swoich sił z kimś tak... słabym – zbliżył pysk do mojej twarzy i powtórzył jeszcze raz, wywołując dreszcz na plecach – Przenigdy.

I rozpłynął się jak dym, pozostawiając mnie samą w głuchym lesie. Identycznym jak wtedy, gdy pierwszy raz spotkałam Keyę. Ale teraz widziałam wszystko jakby z trzeciej osoby. Jakbym była narratorem w całej tej opowieści.

- Zejdź mi z drogi. Chyba, że masz do mnie jakiś interes to masz jedyną szansę na rozmowę. Trochę mi się śpieszy.

- Wybacz… Piękny koń. Pasujecie do siebie.

- To tyle? Myślałam, że masz coś ciekawszego do powiedzenia...

Przysłuchiwałam się tej rozmowie z lekkim ściskiem serca. W Keyi widziałam już jedynie mordercę. Zwykłego przestępcę, który nie zasługuje na życie. Zupełnie takiego samego, jakim stałam się niedawno ja. Ciemna, ogromna łapa zgniotła dwie rozmawiające ze sobą kobiety oraz konia, wydającego z siebie jęki bólu. Słyszałam ich krzyk, lecz nawet nie zdążyły zareagować. Czułam się, jakbym przeskoczyła w czasie, a bestia nawet nie wzruszyła się całą sytuacją.

- Podły kłamca – wycharczał, robiąc pazurem długą szramę przechodzącą przez serce rudowłosej – Nawet nie odważyła się ci powiedzieć – wydumał Vis, oblizując swoje długie pazury. Westchnęłam zmęczona całą tą sytuacją i padłam bezsilnie na kolana.

- Czego ode mnie chcesz?! – krzyknęłam z desperacją, chowając twarz w dłoniach. Szeroki uśmiech, jeśli można tak to nazwać, zagościł na jego pysku i znów umieścił nas w zupełnie innej sytuacji.

Obdarte ściany wyglądały paskudnie, a zapach unoszący się w pomieszczeniu drapał gardło. Pięcioro osób stało, prowadząc między sobą dyskusję. Panowała tutaj ciemność, którą rozjaśniała jedynie stojąca gdzieś w kącie na stoliku niewielka świeczka.

- Tak. Zgadzam się – wysoki, barczysty mężczyzna oznajmił stanowczo i westchnął, opierając się o stół. Vis nabił wszystkich na swoje pazury, po czym strzepał z łap, uderzając sylwetkami o ściany. Tylko białowłosą, ciężarną kobietę wziął w pysk i zatopił w niej swoje kły. Szarpała się, miotała, krzycząc i błagając. Aż w końcu wydała bezsilny dech. Ostatni oddech i ostatnie spojrzenie mojej matki skupione na mnie wzbudziły we mnie niepokój, w którym zatraciłam się przez chwilę.

– Kim są rodzice, pozwalając, aby ich dziecko zostało żywą ofiarą? – zagaił i zamieniając się w czarny dym, oplótł moją sylwetkę, tworząc wokół mnie aurę mroku.

Aż w końcu znikł bezpowrotnie, żegnając się cicho. Zostawił mnie samą, zdezorientowaną, pod wpływem silnych emocji. I w takim stanie powróciłam do rzeczywistości, znów przyodziana w formę człowieka – z mętlikiem i tysiącami pytań w głowie. Tylko o jedno wspomnienie więcej.

***

Pustka drążyła mój umysł, a dłonie pociły się. Miałam wrażenie, że mam gorączkę, a przecież wcale nie miałam wysokiej temperatury. Cisza panowała między mną a ognistowłosą i był to ten rodzaj ciszy, której boją się wszyscy i nikt nie odważy się jej przerwać. Stałyśmy tak, kompletnie na siebie nie patrząc. Ona zabiła moją matkę, ja zabiłam jej przyjaciela. Skoro tak dobrze ukrywała ten fakt, co jeszcze mogła zataić? Pierwsza odezwała się Keya, choć bynajmniej mnie to nie dziwi.

- A więc obie nie oznajmiłyśmy sobie najważniejszych informacji  – rzekła cicho, nie spodziewając się ode mnie żadnej reakcji. Wypuściłam krótki wydech nosem, naśladujący prychnięcie. Ta rozmowa nie miała najmniejszego sensu – obie byłyśmy zbyt poruszone dzisiejszymi wydarzeniami, aby być zdolnym do ciężkiej rozmowy.

- Racja, pewnie wszystko inaczej by się potoczyło… - oznajmiłam słabo i niepewnie. Atmosfera była tak napięta, że ktokolwiek by nas nie mijał, z łatwością by ją wyczuł.

Stałyśmy tak dalej w ciężkiej jak głaz ciszy, od czasu do czasu słuchając jedynie głosów dochodzących z zewnątrz budynku, w którym aktualnie byłyśmy. Lecz naszą uwagę przykuł w pewnym momencie harmider, widoczny na ulicach podziemi. Nie widziałyśmy nic konkretnie, lecz z pewnością coś wzbudziło chaos w mieście. Ludzie biegali, uciekali przez zatłoczone miasto, panikując i targając za sobą jakieś rzeczy. Wszystko stało się jasne, gdy Keya wskazała mi szybko rozprzestrzeniający się ogień między budynkami podziemia. Chłonął wszystko i wszystkich jak wygłodniały potwór, szukający pożywienia. Otworzyłam szerzej oczy i wpatrywałam się tak w jaskrawy żywioł. Na dźwięk gwałtownego otwarcia drzwi podskoczyłam, lecz dalej nie mogłam oderwać wzroku od pożaru – co się tutaj stało?

<Keyaaa? :’’’’)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz