sobota, 5 grudnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Czy to tylko moje wrażenie, czy to było nieco niesprawiedliwe? On już miał amunicję, i to miał jej całkiem sporo, podczas kiedy ja nie miałem jej ani trochę. Na moment przestałem zwracać na niego uwagę, postanawiając skupić ją całkowicie na chłopcu. Bałem się, że woda nie zamarzła wystarczająco, i lód zaraz pęknie pod ciężarem chłopca oraz psa… chyba czasem jestem troszkę przewrażliwiony. A to Mikleo oskarżam o takie rzeczy. Cóż, to moja wina, że bardzo martwię się zarówno o moje oba anioły? No dobra, moja wina, ale ktoś się o nich musi martwić, ponieważ oni na siebie nie uważają. 
Na szybko ulepiłem jedną śnieżkę i na oślep ją cisnąłem w męża, chcąc się w jakiś sposób odegrać. Nie mogłem pozostać przecież dłużny w takiej sprawie, zwłaszcza, że jako dziecko byłem bardzo dobry i zwykle wygrywałem w bitwie na śnieżki, chociaż zawsze mogło być tak, że Mikleo dawał mi fory. No cóż, teraz to wszystko wyjdzie na jaw, nie ma mowy, że tak po prostu się poddam. 
Bitwa na śnieżki skończyła się tak, że oboje byliśmy przemoczeni, zmarznięci i jednocześnie bardzo szczęśliwi. Co więcej, w pewnym momencie zrezygnowałem z rzucania w niego śnieżkami i po prostu usiadłem na nim okrakiem zacząłem nacierać go śniegiem. Na swoją obronę mogę dodać, że Mikleo również się na mnie odegrał. Zresztą, przecież on zaczął, powinien się przewidzieć, że tak łatwo się nie poddam. 
Dopełnieniem do tego wszystkiego był jeszcze Yuki, który chyba zauważył, że coś się miedzy nami się zaczyna dziać, porzucił jazdę na lodzie i skoczył na mnie, przygniatając mnie oraz Mikleo do ziemi. Biedny Miki musiał znosić ciężar mój i Yuki’ego. Chłopiec może i był leciutki, sale ja jednak swoje ważyłem, do najlżejszych na pewno nie należałem. Jak dobrze, że Codi mimo wszystko biegał wokół nas wesoło szczekając, a nie poszedł w ślady swojego pana, tego Mikleo mógłby nie przeżyć. 
Dzięki tej wcale nie tak krótkiej zabawie na moment moje myśli przestały krążyć wokół wspomnień sprzed dwóch lat. Jeszcze rano byłem roztrzęsiony i przekonany, że ten cały powrót mojego męża jest jedynie pięknym snem, a teraz znowu byłem w pełni szczęśliwy. A to była tylko zwykła bitwa na śnieżki, dziecinna zabawa, w którą bawiłem się wiele lat temu, wraz z moim tamtejszym przyjacielem, a dzisiejszym mężem. Co prawda, jak byłem mały obiecałem mu, że weźmiemy ślub, ale to było zwykłe dziecinne gadanie, o którym z czasem oboje zapomnieliśmy. A jednak udało mi się spełnić tę obietnicę, której nigdy nie będę żałował.
W końcu mój mąż zarządził powrót po tym, jak cicho kichnąłem. Mnie było to obojętne, mogłem jeszcze zostać na zewnątrz, chociaż przyznam, zaczynało mi być troszeczkę zimno, moje ubrania były już całkowicie przemoczone, podobnie jak włosy. Yuki był całkowicie innego zdania, najchętniej spędziłby na zewnątrz cały dzień, o czym od razu nas obu głośno poinformował. Dopiero kiedy kichnąłem po raz drugi posłusznie wstałem i zacząłem kierować się w stronę zamku, ponieważ wiedziałem, że Mikleo zaciągnie mnie tam prędzej czy później, a chłopiec zdecydował się jeszcze trochę zostać na dworze, obwieszczając, że zajrzy do nas jeszcze wieczorem. 
- Zachciało ci nacierania mnie śniegiem i masz za swoje – burknął Mikleo, każąc mi usiąść na łóżku. Czemu był taki zdenerwowany? To tylko trochę śniegu, nie ma bata, aby to mnie rozłożyło. 
- Ty zacząłeś, ja nie mogłem odpuścić – uśmiechnąłem się do niego chytrze z ulgą czując, jak chłopak pozbywa się nadmiaru wody z moich ubrań i włosów. Co prawda, tak dużo to nie dało, ponieważ chłód nadal pozostał, ale i tak dzięki temu czułem się lepiej. 
- Ja zacząłem rzucać w ciebie śnieżkami – przypomniał mi, odgarniając z mojego czoła niesforne kosmyki. Przez wcześniejszą wodę są pewnie bardziej niesforne niż zazwyczaj, ale mnie to za bardzo nie ruszało. Troszeczkę się do nich przyzwyczaiłem i kiedy mi za bardzo przeszkadzają po prostu je związuję, już są na tyle długie, że mogę sobie na to pozwolić. 
- Śnieg się skończył wokół mnie, to co miałem zrobić, poddać się? – posłałem mu niewinny uśmiech, mimowolnie pocierając skostniałe przedramiona. Trochę czasu na dworze i już jest mi zimno, coś marnie z tą moją odpornością. 
- Może – odparł zdawkowo, cicho wzdychając. – Pójdę po coś ciepłego do picia, musisz się rozgrzać – dodał, bardziej do siebie niż do mnie. 
- Są inne sposoby na to, aby się rozgrzać – wymruczałem, oplatając go dłońmi w pasie i przysuwając go bliżej siebie tak, by usiadł na moich kolanach. 
- Nie wiem, czy na to zasłużyłeś – wyszeptał, przejeżdżając palcem po linii mojej żuchwy. Lekko zmarszczyłem brwi nie tylko na ten gest, ale i na jego słowa. Po pierwsze, zdecydowanie musiałem się ogolić, by przypadkiem ten zarost nie zaczął za bardzo przeszkadzać mojemu mężowi, a po  drugie… czemu niby nie zasłużyłem? Chodzi o to moje wcześniejsze zachowanie? 
- Daj mi minutę i sprawię, że zmienisz zdanie – dodałem, wsuwając dłonie pod jego koszulkę. Niemalże od razu wyczułem, jak jego ciało zaczyna drżeć pod wpływem mojego dotyku, naprawdę musiał za mną tęsknić. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz