Młody naprawdę powinien odrobinkę wyluzować, nic przecież się wielkiego nie stało, to tylko niewinne pocałunki co prawda nakręcające nas, a przynajmniej mnie do działania jednak nie tutaj, tylko sobie żartuję. Już dziś dostałem swoją należność, nie oczekuję od niego niczego niestosownego przynajmniej nie tutaj i nie teraz a jak będzie to wyglądało później, cóż czas sam to zweryfikuje.
- Ty myśl, a ja będę pić - Odparłem, oczywiście robiąc mu na złość, przygotowałem dwa drinki, ale on o tym wiedzieć nie musiał... To znaczy chwileczkę, przecież widział, jak je przygotowuję, hym nieważne nikt nie powiedział, że jeden jest dla niego, może jestem bardzo, ale to bardzo spragniony dlatego właśnie wypiję oba, a on cóż zaraz się okaże.
- Ty będziesz pić a ja? - Naburmuszył się jak małe dziecko, które to nie dostało obiecanego prezentu, chociaż widziało go w rękach rodziców.
- A ty? Ty przecież będziesz myśleć, a że najlepiej myśli się na trzeźwo nie mogę pozwolić ci spożywać napojów wysoko procentowych, poza tym nie przypominam sobie, abyś był pełnoletni, byś mógł pić - Byłem odrobinkę kąśliwy, wydaje mi się jednak, że mój lisek wyłapał, że to gra a ja droczę się z nim dla zabawy, aby chociaż odrobinkę go odstresować. Sam nie wiem, czemu on się aż tak bardzo stresuje, nic złego się przecież nie dzieje, powinien bardziej się zrelaksować.
- Nie tylko na to jestem za młody - Pokazał mi język, wysyłając mi znaczące sygnały, które mnie osobiście rozbawiły, nie powiedziałbym, że na sex może być ktoś za młody, a na pewno nie ktoś w jego wieku widziałem już młodszych obeznanych na ten temat bardziej od niego. Wiek sam sobie nie ma tu nic do znaczenia, ważne jest tylko to, co się czuje i to czy się tego chce, cała reszta nie ma w tym przypadku znaczenia przynajmniej moim zdaniem, choć każdy ma swoje zdanie, a ja z nim nie dyskutuję.
- Tak sądzisz, hym dobrze wezmę to pod uwagę przy następnym razie - Uśmiechając się zadziornie, podałem mu w końcu napój, który wziął ode mnie, przednią przewracając oczami, lekko pusząc policzki, od razu dało się zauważyć, że jest niezadowolony z wypowiedzianych przeze mnie słów. Cóż niech się przyzwyczaja, tego może być jeszcze więcej.
Marko, miał racje, nim zdążyliśmy dopić nasze drinki, w kuchni zebrali się ludzie, nie rzeczy nie było ich dosłownie w całym domu. Nie wiem, czy tylko mi się wydaje, czy tych ludzi jest tu coraz to więcej jeszcze trochę, a i zwierzęta z lasu zaczną się schodzić.
Troszeczkę niezadowolony z tak dużej ilości ludzi w jednym pomieszczeniu odstawiłem nasze szklanki na bok, chwytając chłopaka za rękę, aby wyprowadzić go z pomieszczenia, kierując prosto w stronę drzwi, aby podać mu kurtkę.
- Już wychodzimy? - Zaskoczony przyjął swoją rzecz ode mnie.
- Wyjdziemy na chwilę, aby się przewietrzyć, w domu jest zdecydowanie za dużo ludzi - Zauważyłem, zakładając swoją kurtkę i buty. Mój partner zrobił to samo bez narzekania, że na dworze jest za zimno najwidoczniej i dla niego to było za dużo, w końcu doskonale wiem, że lubi cisze i spokój, a już na pewno nie lubi tłoku, którego tu jest już aż ponadto i to widzę ja. Osoba, która uwielbia tłok, lecz nie do przesady, są pewne granice, których nie lubię naruszać.
Wyszliśmy więc na dwór, gdzie było chłodno, lecz cicho, a to przynajmniej przez chwilę było mi potrzebne Karotce najwidoczniej też, bo uczucie widocznej ulgi wymalowało się na jego twarzy od razu po wyjściu z pomieszczenia.
- Ile mamy jeszcze do północy? - Gdy o to zapytał, musiałem bardzo się skupić, aby odpowiedzieć mu na to pytanie, skupiony na czymś innym przez chwilę nie mogłem do tego dojść.
- Mamy jeszcze niecałą godzinę - Przyznałem, nagle coś sobie przypominając. - Mamy jeszcze wystarczająco czasu, aby mi coś pokazał - Dodałem po chwili, splatając nasze palce, prowadząc mojego ukochanego liska w pewne miejsce.
Zaprowadzając go na polanę, znacznie oddaloną od ludzi pokazałem mu jaskinię, do której musieliśmy wejść, Shōyō nie był z tego powodu zadowolony, zrobił to tylko dlatego, że i ja to uchyliłem, trzymając się bardzo, ale to bardzo blisko mnie.
- Daleko jest to miejsce? - Wychodząc z jaskini, spojrzał na mnie, nie zwracając uwagi na otoczenie znajdujące się przed nim.
- Jesteśmy na miejscu - Odwróciłem jego głowę w stronę pięknego drzewa znajdującego się tuż przed nami, było to magiczne drzewo, ukryte przed ludźmi mogącymi zniszczyć to, co niegdyś dawało życie i schronienie smokom.
- To święte drzewo mogąc umarłemu zwrócić życie lub żywemu je odebrać, matka życia i śmierci niegdyś mówiono, że wybrani potrafią usłyszeć jej wołanie, nie sądzę jednak, by to było możliwe - Wyjaśniłem, podchodząc do drzewa, przy którym przysiadłem, aby uważnie się mu przyjrzeć. - Gdy byłem mały, moja mama zabierała mnie tu, ciągle tłumacząc mi, jak ważne jest to miejsce dla nas, nie rozumiałem, jej wtedy nie rozumiem i dziś. Od ich śmierci byłem tu dwa razy, modląc się do bogini o ich powrót, nie oddała mi ich, a ja nie chciałem tu więcej przychodzić - Dodałem, wpatrując się w drzewo.
- Dlaczego więc tu przyszliśmy? - Na to pytanie zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Miejsce jest piękne a my, chociaż na chwilę możemy być sami, zapewniam nic więcej w głowie, nie miałem, gdy cię tu zabierałem - Przysiągłem, uśmiechając się głupkowato do chłopaka, mówiąc prawdę i tylko prawdę.
<Karotka? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz