wtorek, 1 grudnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie dokonać wiedząc ani rozumiejąc. Co się dzieje, stałem bez ruchu, potrzebując kilku chwil, aby słowa mojego męża trafiły do mnie. Czy on się bał, że zaraz zniknę? A może to ja zrobiłem coś nie tak?
W lekkim szoku przytuliłem się do chłopaka, dając mu czas na uspokojenie się, najwidoczniej powrót w to miejsce coś w nim zmienił, nie zachowywał się tak przedtem, zwróciłby tym moją uwagę.
- Byłem tylko u Alishy, jej służba przyniesie ci zaraz śniadanie - Wyjaśniłem, chcąc go troszeczkę uspokoić, obawiając się o jego zdrowie psychiczne.
Sorey nic mi nie powiedział, jedynie pociągnął w stronę łóżka, wciąż chcąc mieć mnie, tak blisko, jak to było tylko możliwe, jego zachowanie naprawdę mnie martwiło.
- Sorey co się dzieje? - Spojrzałem mu w oczy, delikatnie dotykając jego policzka, chcąc poznać odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.
- Nic, to znaczy nic takiego wszystko jest już dobrze - Uśmiechnął się delikatnie, nie chcąc, aby się nim przejmował, a przecież sam chce, abym był z nim szczery. Czasem naprawdę nie rozumiem ludzkiego zachowania, robiąc to samo, naśladując męża, który był moim wzorem do naśladowania ludzkich zachowań.
- A tak naprawdę? - Nie dawałem za wygraną, chcąc poznać prawdę. Mój mąż na początku nie chciał nic mówić, przyznając się przede mną, dopiero po upływie kilkunastu minut mówiąc wszystko, co leżało mu na sercu. Wywołało w lekki szok, nie spodziewałem się, że coś takiego może go martwić, jestem tu, może mnie dotknąć, może mi wszystko powiedzieć. Wróciłem, dlaczego teraz zaczął się bać? Wszystko było dobrze, czy mój mąż nie powinien tutaj był wracać? Czy to miejsce budzi w nim stare wspomnienia? Nie będę zastanawiał się, dlaczego to nie miało sensu, sam boję się czegoś, co tak naprawdę nie ma prawa bytu, mogę go zrozumieć, lecz nie wiem jak mu pomóc w tej sytuacji. Może wystarczy, że przy nim będę, w końcu to tego najbardziej się boi.
Chciałem otworzyć usta, aby coś mu powiedzieć, ubiegło mnie jednak pukanie do drzwi, za którymi stała służąca, dziewczyna, słysząc „proszę” weszła do środka, podchodząc do stolika, na którym postawiła jedzenie, zaczynając krótką wymianę zdań z moim mężem. Tym razem nie zareagowałem na nią w żaden sposób, tak jakby wcale jej tu nie było. Zdążyłem się już nauczyć panowania nad swoją zazdrością, wybaczyłem chłopakowi zdradę, nie mam za ten powodu, ale odczuwać zazdrość, oczywiście mówię to o tej przesadnej zazdrości, mimo wszystko całkowicie zazdrość nie zniknęła.
Dziewczyna grzecznie życzyła miłego dnia, wychodząc z pokoju, zostawiając nas samych.
Sorey oczywiście nie mógł się oprzeć pokusie podrażniania mnie trochę, najwidoczniej zaskoczyła go moja obojętność w stosunku do dziewczyny.
- Milcz jak do mnie mówisz - Burknąłem, lekko podirytowany odwracając się plecami do męża, obrażając się na niego, nie ma poważnie, ale pozory trzeba sprawiać.
- Miki nie obrażaj się - Wyszeptał mi do ucha, perfidnie sobie ze mnie drwiąc co za drań, odczuwam zazdrość, jest źle, nie odczuwam jej mój mąż powstania mimo wszystko zajść mi za skórę, bo czemu też nie?
Burknąłem cicho, kręcąc nosem, nawet na niego nie patrząc, mój mąż postanowił mimo wszystko zrobić mi na złość, kładąc palce na moich żebrach, nim zdążyłem zwiać, zaczął mnie łaskotać. Dłońmi zakryłem usta, starając się nie krzyczeć, próbując się wydostać z jego uchwytu, nie podziałało nawet ręce przenoszące się z ust na jego dłonie, które chciałem odsunąć, niewiele mi to dały.
- Proszę nie - Wydusiłem, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, który płynął z moich ust. Mojego męża oczywiście to bawiło, nie miał zamiaru mi odpuścić, a ja starając się za wszelką cenę wydostać z pułapki, spadłem z łóżka, ciągnąc za sobą chłopaka, to jednak nie powstrzymało go od dalszego męczenia mnie, robiąc jedynie krótkie przerwy na kilka szybkich wdechów, które mogłem w tym czasie zaczerpnąć. - Wystarczy - Odsunąłem jego ręce od swojego ciała, mając już dość tej zabawy, cały brzuch mnie bolał, a dalsze męczenie mnie nie było potrzebne naprawdę miałem już dość.
- Wybaczysz mi? - Uśmiechał się delikatnie, dotykając mojego policzka, wyglądał normalnie, tak jakby cały wcześniejszy stres odszedł, miałem jednak wrażenie, że to chwilowe a zaraz znów jego myśli będą błądzić wokół sprawy sprzed dwóch lat.
- Wybaczę ci tę zniewagę - Wymruczałem, zbliżając jego twarz do swojej, palcem jeżdżąc po jego dolnej wardze. - Jestem tu, wróciłem dla ciebie, nie opuszczę cię, a jeśli tylko będziesz potrzebował mojego wsparcia, porozmawiaj ze mną, po to tu jestem, kocham cię, nie zapominaj o tym - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz