Odwróciłem głowę w jego stronę, okazując patrząc na mojego chłopaka z niezrozumieniem. Czemu tak właściwie rzucił we mnie śnieżką? Nie potrafiłem znaleźć żadnego, racjonalnego powodu, dla którego miałby to robić. Przekrzywiłem delikatnie głowę i zmarszczyłem brwi, czekając na jego słowa, które cokolwiek by mi wyjaśniły, ale ten po prostu się ze mnie śmiał. Znaczy, chyba ze mnie, bo z kogo innego? Zresztą, co w tym było śmiesznego, tego też nie potrafiłem zrozumieć. Przecież tylko trafił mnie w ramię, a to przecież nic takiego. Zresztą, uchyliłbym się, gdybym wiedział, że ma zamiar czymś we mnie rzucić, a tak to byłem przekonany, że przy nim nie muszę uważać na każdy jego ruch…
Rany, wczucie się w rolę wymaga troszkę wysiłku, aby chłopak się nie zorientował. Sam chciałem w niego rzucić śnieżką, przygotowałem sobie nawet kilka śnieżek, które ukryłem dzięki iluzji, ale Taiki mnie ubiegł. Cóż, nie było w tym nic straconego, jeżeli chłopak uwierzy w moje małe przedstawienie, jeszcze uda mi się zemścić. W końcu, był w stanie uwierzyć, że nigdy w życiu nie budowałem bałwana, to w to też może uwierzyć.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytałem w końcu, nie mogąc znieść jego śmiechu. Napuszyłem policzki, nie lubiłem, kiedy tylko ja nie wiedziałem, o co chodzi. Ja mu się staram tłumaczyć, kiedy on czegoś nie rozumie, to oczywiste, że oczekuję tego samego. Myślę, że dokładnie tak bym wyglądał, gdybym faktycznie nie znał się na tej zabawie.
- Daj spokój, nie mów mi, że ty i Natsu nigdy nie urządzaliście bitwy na śnieżki? – odpowiedział pytaniem, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. Pokręciłem przecząco głową, starając się wyjść na jak najbardziej autentycznego, co chyba mi się udało, bo lekko zakłopotany Taiki zaczął iść w moją stronę. Nie mogłem się teraz zdradzić, chciałem się odrobinkę odegrać
- Nie… to źle? – spytałem, udając bardzo skruszonego i położyłem po sobie uszy. Wcześniej Taiki poprosił, abym znowu mu je pokazał. Z początku nie byłem za bardzo za tym pomysłem, ale finalnie się zgodziłem się; wiem, że z jakiegoś dziwnego powodu je uwielbiał, więc postanowiłem sprawić mu tę przyjemność, zwłaszcza, że przecież nie będziemy się widzieć trochę długo. Ale dopiero teraz zaczynam dostrzegać, że to był doskonały pomysł.
- Nie, nie, nic nie szkodzi, nauczę cię – powiedział, po czym zaczął mi tłumaczyć, na czym polega zabawa. Cóż, nie było to nic skomplikowanego, nawet z samej nazwy można wywnioskować, o co chodzi, ale postanowiłem siedzieć cicho, kupując tym samym sobie trochę czasu. Śnieżki, które zrobiłem, leżały tuż obok. Mógłbym jedną bez problemu sięgnąć, pomagając sobie ogonem, co może być trudne do zrobienia bez zwracania na siebie uwagi chłopaka.
- Nie rozumiem tylko, po co ludzie mają w siebie rzucać śniegiem – przyznałem, lekko marszcząc brwi. Cóż, tutaj nie udawałem, naprawdę nie potrafiłem tego zrozumieć. To jest tak jak z tym bałwanem? Ludzie robią to dla zabawy? Nie wiem, co zabawnego jest w obrzucaniu się zamarzniętą wodą, która później się roztapia i jest taka nieprzyjemnie zimna… Cóż, może nie poznałem pełnego potencjału tej zabawy, w końcu raczej uważałem, aby nie zrobić mojej drobnej siostrzyczce krzywdy. W dłoniach przez cały ten czas lepiłem śnieżkę, którą polecił mi zrobić Taiki. Nie wiem, po co, ale robiłem posłusznie to, co mi kazał.
- To świetna zabawa, zobaczysz, musisz się tylko wkręcić i poczuć ducha rywalizacji – odparł Taiki, odwracając się do mnie plecami i odchodząc ode mnie kilka kroków, gdzie było więcej śniegu. Ducha rywalizacji? Tak jak w meczu? Cóż, raczej nie jestem dobry w te sprawy, zwykle, kiedy grywałem, drużyna, w której byłem, przegrywała. Cóż, może tutaj pójdzie mi lepiej, może w celowaniu byłem raczej średni, tak unikanie śnieżek mojego chłopaka powinno być proste. Za pomocą jednego ze swoich ogonów przyciągnąłem w swoją stronę amunicję, którą stworzyłem wcześniej, i wycelowałem zrobioną na polecenie chłopaka śnieżką w jego osobę. Cóż, trafiłem w bark, to chyba nie jest najgorzej. – Widzisz? O tym mówiłem! Teraz… - zawiesił głos, kiedy oberwał kolejnym pociskiem, tym razem w pierś. Znowu chciałem wycelować w plecy, ale chłopak się odwrócił, czego nie przewidziałem. – Skąd masz tyle śnieżek? – spytał, mrużąc podejrzliwie oczy. Posłałem mu najniewinniejszy uśmiech, trzymając w dłoniach już kolejną śnieżkę. Miło widzieć ten zaskoczony wyraz twarzy
- Trochę się zaopatrzyłem, kiedy ty szukałeś garnka i innych rzeczy – uśmiechnąłem się do niego uroczo. Nim Taiki zdążył cokolwiek odpowiedzieć, rzuciłem w niego kolejną śnieżkę i ukryłem się za bałwanem, by samemu nie dostać i ignorując jego krzyki o oszukiwaniu. Że niby ja oszukiwałem? A kto pierwszy zaczął?
Na tej prostej i dziecinnej zabawie spędziliśmy trochę czasu. Nigdy nie sądziłem, że tak trywialna zabawa potrafi przynieść tyle radości. Było zupełnie inaczej, niż kiedy bawiłem się w ten sposób z Natsu. W pewnym momencie do zabawy przyłączyły się zwierzaki, którym widocznie udzielał się i nasz nastrój. Szkoda tylko, że nie były one ze mną, albo chociażby Vivi. Moja ruda towarzyszka mnie zdradziła; w pewnym momencie lisica podcięła mi nogi, a nim runąłem w śnieżną zaspę, chwyciłem się tego, co było najbliżej. Cóż, w tym przypadku był to Taiki, który właśnie chciał się ze mną pożegnać, w końcu było już ciemno i lepiej by było, abym już sobie poszedł.
Oboje upadliśmy na zimny śnieg i wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Znaczy, to ja wpadłem w zaspę, a Taiki zawisł nade mną, chyba, aby mnie nie zmiażdżyć. Zaraz poczułem, jak kilka drobinek śniegu wpada mi za kołnierz, co spowodowało delikatne drżenia ciała. Co jak co, ale to nie było zbyt przyjemne uczucie. W sumie, to nic, co zimne, było dla mnie przyjemne. Po chwili przestaliśmy się śmiać i zaczęliśmy powoli normować swoje oddechy. Położyłem ostrożnie dłoń na jego policzku, a Taiki zmniejszył dystans między naszymi twarzami i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, który z chęcią odwzajemniłem.
- Wydaje mi się, że naprawdę powinienem już iść – powiedziałem cicho, kiedy w końcu chłopak przerwał bardzo przyjemny gest.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz