Czy mogła nam się przytrafić lepsza sytuacja? Jesteśmy sami, mamy dla siebie calutki dzisiejszy dzień, nie musimy przejmować się niczym i nikim, a ja mogłem sobie pozwolić na dosłownie wszystko. W końcu, Miki przegrał zakład. Może było to troszeczkę nieuczciwe z mojej strony, w końcu wiedziałem wcześniej, że Alisha nikogo nie miała, ale Miki nie ma o tym pojęcia. Byłby bardzo zły, gdyby się dowiedział, że znałem prawdę odnośnie prywatnego życia królowej? Nie wiem. Może troszeczkę. Już chyba teraz jest na mnie troszeczkę obrażony za naprowadzenie Yuki’ego na to, aby zaczął nazywać go mamą. No ale przecież to było takie słodkie i rozczulające, czemu miałby się nie cieszyć? Poza tym, nie zaprzeczał, a mógł powiedzieć, że się nie zgadza, a nie powiedział nic, czyli mu to odpowiada. Zresztą, nie musi się niczym przejmować, przecież jest Serafinem, a Serafinów bardzo niewiele ludzi może zobaczyć bądź usłyszeć, więc nie musi się o nic bać.
Po raz pierwszy od dawna obudziłem w dobrym humorze, bez strachu, że wszystko, co do tej pory się wydarzyło, jest tylko snem. Przeciągnąłem się leniwie i zaraz wtuliłem się mocniej do mojego męża, który chyba jeszcze spał. Nie za dużo tego czasu poświęca na sen? Może ostatnie dni były troszkę ciężkie i mało spaliśmy, albo raczej on mało spał, bo jako jedyny mógł nas pilnować. Ja również próbowałem mu jakoś pomoc, ale mój organizm był najwidoczniej zbyt osłabiony przez zbyt małą ilość jedzenia w ostatnim czasie.
- Dzień dobry – wymruczałem mu do ucha, po czym ucałowałem delikatnie jego policzek. Mikleo wymruczał coś pod nosem i to coś nie brzmiało zbytnio wesoło. Normalnie bym go nie budził i pozwolił mu spać, ale dzisiaj był bardzo wyjątkowy dzień, przynajmniej dla mnie. – Jak się czuje świeżo upieczona mama?
- Zamilcz – burknął, delikatnie pusząc policzki. Oczywiście, że to go uderzyło, to jego kolejna słabość, którą mogę dodać do listy. Kiedy będę chciał zwrócić na siebie jego uwagę, mogę go nazwać uroczym aniołkiem, albo właśnie teraz mamą i efekt będzie natychmiastowy.
- Oj, nie, to nie ty będziesz mi dzisiaj rozkazywał, kochanie – dodałem, posyłając mu najniewinniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. Oj, może byłem odrobinkę wredny, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Do tej pory tylko raz mogłem go poprosić o wszystko, czego chciałem, i było to w moje osiemnaste urodziny. Nie liczyłem oczywiście tych wszystkich razów z dzieciństwa. Wtedy „wykorzystywałem” mojego małego przyjaciela w inny sposób, na przykład wypełniał moje obowiązki z tego dnia. Cóż, teraz moje priorytety się troszeczkę zmieniły.
- Musisz mi to za każdym razem przypominać? – bąknął, odwracając się w moją stronę.
- Oczywiście, nie chcę, abyś przypadkiem o tym zapomniał – uśmiechnąłem się do niego szeroko, odgarniając z jego czoła niesforne kosmyki. Do snu rozpuścił włosy, które teraz się napuszyły i wyglądał jak Owieczka. Kiedyś się mnie spytał, skąd wzięło się to przezwisko… cóż, czasem powinien spojrzeć w lustro.
- Nie ma mowy, abym o tym zapomniał, jak mówisz mi o tym co pięć minut – oj, chyba nie był za bardzo szczęśliwy. Oj tam, zaraz mu to przejdzie, w końcu będzie mu bardzo przyjemnie, ja już o to zadbam.
- Przesadzasz – wymruczałem, całując go w nosek.
- Więc co chcesz zrobić? – spytał, ciągle niezadowolony. Rany, co się z nim dzieje?
- Najpierw razem zjemy śniadanie… później może coś dla mnie ładnego założysz… - wymruczałem, postanawiając delikatnie wsunąć dłoń pod jego, a może raczej moją, koszulę. Zauważyłem, ze coraz częściej zakłada ją do snu, co mi się bardzo, ale to bardzo podobało.
- Tylko tyle wymyśliłeś? – spytał, próbując zachować obojętność. Cóż, może i twarz nie zdradzała żadnych emocji, ale ciało delikatnie drżało pod wpływem mojego dotyku. Niesamowite, że ciało anioła, istoty doskonałej i niebiańskiej, pragnie dotyku zwykłego, szarego człowieka. Faktycznie, znałem to uczucie, w końcu przez parę tygodni byłem aniołem, ale to chyba nie do końca było to samo. Mikleo był czystym, bezgrzesznym człowiekiem, podczas kiedy ja zostałem chyba jego najgorszym aniołem stróżem. Jaki anioł pozwala zginąć swojemu człowiekowi? Przecież nawet Rachel poświęciła swoje życie dla jej „podopiecznego”, i ja, te dwa lata temu, mogłem coś zrobić.
Stop, Sorey, przestań o tym myśleć. To już się stało, czasu nie cofnę, więc nie powinienem o tym myśleć i się tym zadręczać. Albo przynajmniej nie powinienem robić przy Mikleo, on od razu zauważa, że coś jest nie tak i później on się źle czuje, a przecież nie tego chciałem. Widząc niepewne spojrzenie mojego męża od razu posłałem mu niewinny uśmiech. Dzisiaj ani on, ani ja nie będziemy się zadręczać. Mamy cały dzień dla siebie, i powinniśmy się tym cieszyć tak długo, póki Yuki jest z Lailah. Coś czuję, że nie tutaj nie będziemy mieć dla siebie tak wiele wolnego, jakby się mogło wydawać. Yuki nie daje tak łatwo o sobie zapomnieć.
- Spokojnie kochanie, przed nami cały dzień, jeszcze cię czymś zaskoczę – wymruczałem, delikatnie wbijając się w jego usta. – Więc teraz możesz iść wybrać na śniadanie coś, co również zjesz, bez ciebie nic nie zjem – dodałem, uśmiechając się do niego łagodnie. Wiem, że anioły nie muszą jeść, ale przecież mogą. Jak Mikleo zje raz na jakiś czas, to nic złego, zresztą, nie zmuszam go do zjedzenia czegoś, czego nie lubi, przecież może sobie wybrać, co chce na śniadanie.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz