Uśmiechnąłem się do niej radośnie i ucałowałem delikatnie jego cudowny nosek. Mój aniołek chyba myślał, że teraz grzecznie się go posłucham i się zdrzemnę? Cóż, najchętniej faktycznie poszedłbym spać, na godzinkę czy dwie, ale to byłoby zwykłe marnotrawstwo czasu. Miki jest na każde moje życzenie, a ja miałbym iść spać? To byłaby czysta głupota. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy aby nie poprosił Alishy o nieco większą porcję. On już doskonale wie, jak czuje się człowiek po obfitym posiłku. Kiedy dowiedziałem się, że jako człowiek Mikleo specjalnie starał się nic nie jeść, troszkę go zacząłem pilnować z jedzeniem. Zwykle wsuwał w siebie całkiem spore porcje, po których zwykle ucinał sobie krótką drzemkę.
Nie rozumiałem tylko jednego. Coś go niepokoiło w tym dniu, że koniecznie chciał go trochę skrócić? Wiem, że teoretycznie miałem dzisiaj nad nim władzę i mogłem zmusić go do wszystkiego, ale bez przesady, nie jestem potworem. Po prostu troszeczkę się z nim podroczę, troszkę wykorzystam cudowność jego ciała, ale oczywiście zadbam też o to, aby i jemu było dobrze. W końcu, co to za przyjemność, kiedy tylko jedna strona korzysta? Żadna, przynajmniej dla mnie. Muszę mieć pewność, że Mikleo również tego chce i nie ma nic przeciwko. Jak wcześniej jego drżące pod moim dotykiem ciało było dla mnie tą pewnością, tak teraz, jego zachowanie już troszkę mniej. Do tej pory nie zrobiłem niczego złego… chyba. Poprosiłem – no dobra, rozkazałem, aby nie związywał włosów oraz by troszkę ze mną zjadł, ale to wszystko. Nie dałem mu żadnego powodu, aby bał się dalszego dnia.
- Ale gdybym się teraz zdrzemnął, stracilibyśmy troszkę tego cudownego dnia. Na to nie mogę pozwolić, prawda? – wymruczałem, przybliżając się do niego jeszcze i kładąc dłonie na jego biodrach. – Co się dzieje? – dodałem po chwili, przenosząc jedną z jego dłoni na jego policzek.
- Co ma się niby dziać? – odpowiedział mi pytaniem chłopak, marszcząc brwi. Nie zrozumiał mojego pytania? Cóż, bardziej prostego zadać nie mogłem.
- Widzę, że się stresujesz. Nie wiem tylko, czym – wyjaśniłem mu, nie spuszczając z niego wzroku.
- A wiadomo, co ci przyjdzie do głowy? – burknął cicho, odwracając spojrzenie. A więc bał się pomysłowości? Nie rozumiałem tego za bardzo. Myślałem, że lubi nowości, sam od czasu do czasu wychodził z nową propozycją, więc czemu miałby się obawiać moich pomysłów?
- Cokolwiek przyjdzie mi do głowy, przysięgam, że zostanie tylko między nami – wymruczałem mu wprost do ucha, po czym delikatnie podgryzłem jego płatek. Oczywiście, to, co robimy w łóżku, będzie tylko i wyłącznie naszą sprawą, i na tym głównie będzie opierał się nasz cały dzień. W końcu, jak inaczej mógłbym go „wykorzystać”? Ośmieszyć go za bardzo nie ośmieszę, bo niby jak bym miał i po co miałbym to robić? Czasem naprawdę nie rozumiem toku myślenia mojego męża, a przecież znam go tyle lat. – Poprosiłeś Alishę, aby nie przysyłała służących? – spytałem, wymownie patrząc na tacę pełną pustych naczyń. Mówiłem mu to? Nie wiem, nie pamiętam, ale chyba nie. Wydaje mi się, że byłem zbyt bardzo rozkojarzony… a może jednak mówiłem?
- Nie kazałeś mi tego mówić – chłopak wzruszył ramionami, a ja zobaczyłem na jego bladych policzkach ten cudowny rumieniec. Trochę dawno go nie widziałem, to niedobra wiadomość, uwielbiałem widzieć mojego męża delikatnie zawstydzonego, wyglądał wtedy przeuroczo. Kiedyś bardzo łatwo było go zawstydzić, wystarczył niewinny dotyk czy zadziorny uśmieszek, a policzki Mikleo od razu pokrywał przyjemny róż. Teraz jest już przyzwyczajony do tego typu rzeczy i jedynie, kiedy go mogę ujrzeć zarumienionego to czasem podczas zbliżeń. Albo kiedy ma na sobie sukienkę, co dzisiaj na pewno się wydarzy.
- Trudno, troszeczkę sobie poczekamy – westchnąłem ciężko, leniwie się przeciągając. Nie zamierzałem ryzykować. Mikleo nikt nie widzi, a mnie owszem, niewtajemniczeni mogliby dostać małego szoku i wziąć mnie za wariata. O ile już mnie nie mają, w końcu gadam sam do siebie, czego często są świadkiem, ale gdyby zastali mnie kochającego się z aniołem… cóż, takie coś to dopiero inny poziom wariactwa. – Dotrzymasz mi towarzystwa w gorącej kąpieli, prawda, kochanie? – wymruczałem, posyłając mu zadziorny uśmieszek. Tak, to chyba będzie najlepszy sposób na spędzenie chwili razem, i to w dodatku bardzo przyjemny. Może uważał ten przegrany zakład za karę, ale kto powiedział, że kary muszą być nieprzyjemne? W sumie, to poniekąd definicja kary. Nie ważne, nie było tematu.
- A mam jakiś wybór? – spytał, unosząc jedną brew.
- W sumie, to nie – delikatnie ucałowałem jego usta i chwyciłem go za nadgarstek, prowadząc w stronę łazienki. Czemu on musi być tak sceptycznie do tego wszystkiego nastawiony? Nie robię mu nic złego… przynajmniej do czasu. Jeżeli po wyjściu z łazienki taca zniknie, możemy przystąpić do właściwej części tego dnia. Przygotowałem dla mojego męża małą niespodziankę pod postacią skórzanej obroży. Miałem tylko nadzieję, że nie uszkodzi to jego delikatnej skóry, wydawała się miękka w dotyku, więc nie powinno być z nią żadnych problemów. Jeżeli jednak coś będzie nie tak, Mikleo nie będzie musiał jej nosić, chociaż miałem nadzieję, że wszystko będzie w porządku, chciałbym go w niej zobaczyć… i oczywiście w sukience również, nie ma mowy, aby się z tego wywinął.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz