środa, 2 grudnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Uśmiechnąłem się delikatnie, słysząc słowa chłopaka. Nieskromnie mówiąc, wiedziałem to wszystko, Mikleo powtarzał mi o to nie raz, nie dwa. Myślałem również, że wyzbyłem się tego strachu przed jego nagłym zniknięciem, ale nie. To nadal we mnie siedziało, tylko głębiej, czego nie byłem świadom. A ujawniło się to dopiero teraz, kiedy zostałem na moment sam. Jestem słabszy niż podejrzewałem. Słaby i żałosny. Im dłużej będę taki beznadziejny, tym większe jest prawdopodobieństwo, że chłopak mnie opuści, mając dość bycia z człowiekiem, którego trzeba ciągle niańczyć. 
- Wiem, kochanie – wymruczałem, zaczynając błądzić jedną dłonią po jego ciele. 
Mimo zapewnień, że wszystko jest dobrze, a ten nagły strach, którego doświadczyłem z rana, byłem jedynie wymysłem mojego spaczonego umysłu, nadal byłem jeszcze trochę roztrzęsiony. Potrzebowałem się troszeczkę odstresować i uspokoić. 
Nie sądziłem, że powrót tutaj wpłynie na mnie tak bardzo. Dobrze, stresowałem się, reakcją Alishy, nadal gdzieś tam z tyłu głowy bałem się o powrót pasterza, ale to? Wczoraj wieczorem nawet nie pomyślałem o tym, że będę spał w tym samym pokoju, co sprzed dwóch lat. Będę musiał się bardziej pilnować, wystarczająco już zmartwiłem Mikleo swoim zachowaniem, widziałem to w jego oczach, kiedy mówiłem mu o strachu, który mnie sparaliżował z rana. Był przerażony i zaskoczony moim zachowaniem, podobnie jak ja sam. 
- A co z twoim śmiechem? Podoba ci się? – dodałem, przybliżając usta do jego szyi. 
- Teraz się będziesz o to pytał? – wymamrotał, nieco powstrzymując swój piękny głos od wydawania nieco głośniejszych dźwięków. Nie rozumiałem, czemu miałby to robić? Przecież jedyną osobą, która mogła go usłyszeć, to ja. No i Alisha, i jeszcze Yuki… ale ich tutaj nie ma. Pewnie nie ma ich nawet pobliżu. A przy mnie nie musi się wstydzić, o czym przecież doskonale wie. 
- Tak, dokładnie w tej chwili – dodałem, delikatnie podwijając jego koszulkę, odsłaniając tym samym jego cudowny brzuch, ale to była cała akcja z mojej strony. Musiałem trochę przystopować z tymi pieszczotami, najpierw muszę poznać odpowiedź na dręczące mnie pytanie. 
- Psujesz chwilę – wyburczał, tak słodziutko pusząc policzki. Chyba mój aniołek był troszeczkę spragniony, ale nie dziwiłem mu się za bardzo. Ostatnie nasze zbliżenie było całkiem dawno temu, a to z mojej winy. Najpierw Mikleo chorował, a później ja byłem wykończony i nie miałem za bardzo siły na cokolwiek. 
- Ty psujesz, nie odpowiadając mi – uśmiechnąłem się do niego niewinnie, zaczepnie bawiąc się paskiem od jego spodni. Przecież nic się nie stanie, jeśli troszeczkę przedłużę tę chwilę. Im dłużej czasu mija, tym lepszy i bardziej intensywny jest koniec. Zresztą mamy dla siebie bardzo dużo czasu, Alisha powiedziała, że możemy zostać w zamku tak długo, jak tylko chcemy, w dodatku nie musimy przejmować się Yukim, który jest w pokoju po drugiej stronie zamku.
- Nie zmieniam zdania w tej kwestii, mój śmiech jest okropny, zadowolony? Możemy teraz wrócić do tego, co skończyliśmy? – wyburczał, co mnie nie do końca zadowoliło. 
- Nie – ucałowałem delikatnie jego nos i wstałem z chłopaka, poprawiając swoją piżamę. Muszę się przebrać, zdecydowanie, jestem pewien, że wkrótce Yuki do nas przyjdzie i zacznie nas wyciągać na dwór. W końcu, padał śnieg, a z tego, co zauważyłem, on to bardzo uwielbiał. Ja już niekoniecznie, może i śnieg wyglądał ładnie, z tym kłócić się nie mogłem, ale był mokry, i zimny, zawsze po tym musiałem się dogrzewać przy ognisku. 
- Sorey! – krzyknął Mikleo, podnosząc się z podłogi i idąc w moim kierunku. Oj, chyba troszkę go zdenerwowałem. 
- Porozmawiamy, jak zaczniesz inaczej mówić o swoim cudownym śmiechu – odparłem, wyjątkowo dumny z siebie, zaczynając przeglądać swoje ubrania. Nie mogłem przecież cały dzień chodzić w piżamie. 
- Później sam będziesz mnie prosił, abym zwrócił na siebie uwagę – zagroził, czym nie za bardzo się przejąłem. Dzisiaj wieczorem ładnie się do niego uśmiechnę, podgryzę delikatnie uszko i myślę, że to wystarczy, aby Miki się odobraził. 
W tym samym momencie do pokoju wszedł, a może raczej wbiegł, Yuki wraz ze swoim czworonożnym przyjacielem. Chłopiec wydawał się być w bardzo dobrym humorze, co mnie niezbyt zdziwiło. Przywitałem się z chłopcem, delikatnie uśmiechając się na jego widok. Czas, aby zapomnieć o wydarzeniach z rana i skupić się troszkę na teraźniejszości, przecież tamto to była przeszłość, więc ona nie powinna wrócić… prawda?
- Tato, myślisz, że jest wystarczająco zimno? – spytało dziecko, siadając na łóżku i patrząc na mnie z wyczekiwaniem. 
- Zimno jest na pewno, tylko nie wiem, na co miałoby być wystarczająco zimno – odparłem, biorąc wybrane ubrania do rąk. 
- Żeby woda zamarzła! Chciałbym się poślizgać po lodzie, za zamkiem jest takie duże jezioro, pójdziemy tam teraz?
Słysząc jego słowa, zamarłem. Chodziło mu o to jezioro, nad którym Mikleo zginął? Oczywiście, że tak, innego jeziora za zamkiem nie było. Nie chciałem tam wracać nigdy więcej, mimo, że Mikleo jest przy mnie. Jestem wręcz przekonany, że nawet pomimo śniegu i zamrożonej wody, dla mnie to miejsce i tak będzie się kojarzyło tylko z dniem, w którym go straciłem. 
- W ogrodzie też jest małe jeziorko, tam również możemy pójść – odparłem cicho, unikając badawczego spojrzenia Mikleo. 
- Ale ono jest małe – wyburczał Yuki, niezadowolony z zaproponowanego przeze mnie rozwiązania. 
- Yuki, nie zmienię zdania. Idę się przebrać, poczekaj tutaj z Mikleo – dodałem, nie mając siły, aby kłócić się z dzieckiem. To drobne przypomnienie sprawiło, że cały wcześniejszy spokój i dobry humor zniknęły, rozprysły się jak bańka mydlana. Nim zamknąłem za sobą drzwi usłyszałem, jak Yuki prosi Mikleo, aby ten przekonał mnie do zmiany zdania. Miałem nadzieję, że mój mąż zrozumie, dlaczego nie chcę tam iść. Chciałbym omijać tamto miejsce tak długo, jak tylko to było możliwe. 

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz