Nigdy wcześniej nie słyszałem o czymś takim jak sztuka ognia, a co dopiero widzieć. Moje najwcześniejsze wspomnienie związane z tym dniem to malutki ja, leżący sobie grzecznie w łóżeczku, tuż przy mojej mamie czytającej mi bajkę, chyba był to Kot w butach. Jedno z piękniejszych wspomnień, jakie zachowałem. To chyba wtedy po raz ostatni moja mama była wobec mnie taka troskliwa. Później już nie kojarzę, abyśmy byli tak blisko, wtedy jej miejsce zajęła ciocia. Nigdy nie obchodziłem nowego roku tak hucznie, zawsze był to jeden ze spokojniejszych dni, nawet jak byłem większy nie wychodziłem z domu, tylko grzecznie siedziałem z ciocią, która uczyła mnie wtedy różnych rzeczy, chociażby robótek ręcznych.
Sztuka ognia była… głośna. Miałem wrażliwe uszy i nie przepadałem za głośnymi dźwiękami, zwłaszcza za hukami. Co prawda, widoki na niebie były cudowne, nigdy nie byłem świadkiem czegoś takiego. Może i to było nic w porównaniu do tamtego cudownego drzewa, ale i tak było czym oko nacieszyć. Gdyby nie te głośne huki, byłoby perfekcyjnie.
- Szczęśliwego Nowego Roku – odpowiedziałem, posyłając mu jeden z ładniejszych uśmiechów, na jakie było mnie stać. Poczułem nagłą chęć pocałowania mojego chłopaka, ale musiałem ją w sobie zdusić, w końcu to nie był ani czas, ani miejsce na takie rzeczy. W końcu było tu pełno ludzi. Może i oni wszyscy mieli wzrok skierowany w niebo, ku głównej atrakcji, ale każda z tych osób w każdej chwili mogła odwrócić wzrok i spojrzeć wprost na nas. Wolałem poczekać, aż znajdziemy się w bardziej ustronnym miejscu, gdzie nikt by nam nie przeszkadzał.
Kątem oka zauważyłem, jak Taiki delikatnie uśmiecha się na moje słowa, a następnie poczułem, jak delikatnie chwyta mnie w pasie, przysuwając mnie bliżej siebie i delikatnie się przytulając. Odruchowo położyłem głowę na jego klatce piersiowej i westchnąłem cicho. Czułem się naprawdę szczęśliwy, nigdy nie sądziłem, że spotkam kogoś, kto mnie pokocha w ten romantyczny sposób, w końcu do bycia perfekcyjnym w każdym kontekście – wyglądu, charakteru czy nawet własnej rasy – brakowało mi bardzo dużo. Kiedy tylko się w nim zakochałem, myślałem, że kiedy tylko się do tego przyznam, zostanę odrzucony zarówno przez to, że jestem tym, kim jestem oraz przez jego sposób życia. To była dla mnie naprawdę wielka niespodzianka, kiedy Taiki zaproponował mi związek, nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę taką propozycję.
- Wchodzimy do środka? – usłyszałem po kilku dobrych minutach głos mojego chłopaka. Przedstawienie pod postacią fajerwerków już się skończyło i wszyscy zaczęli wchodzić do domu. Znów będą tłumy, możliwe, że nawet jeszcze większe, niż zanim wyszliśmy… jak zachęcająco to brzmiało. Tak właściwie, skąd się wzięli ci wszyscy ludzie? I jakim cudem mieszczą się tak w tak małym domu?
- Pewnie, troszeczkę zmarzłem – przyznałem cichutko, posyłając mu łagodny uśmiech. Nie lubiłem tłumów, ale nie lubiłem też marznąć. Poza tym, już zaznałem trochę spokoju i wyciszyłem się, więc teraz trochę potowarzyszę mojemu chłopakowi, który jest troszkę bardziej towarzyski ode mnie.
- Ja również – chłopak cicho westchnął, lekko splatając nasze palce i ciągnąc mnie w stronę cudownie ciepłego środka.
- To ci dopiero nowość, przecież tobie nigdy nie jest zimno – powiedziałem lekko kąśliwie, chcąc się odrobinkę podroczyć, w końcu mi nikt tego nie zaborni, a Taiki na pewno nie będzie urażony.
- Przypominam ci, że to ja siedziałem na zimnej ziemi, a ty na moich kolanach – powiedział lekko rozbawiony, a ja wywróciłem oczami na jego komentarz. A miało być na odwrót? Przecież gdyby to on siedział na moich kolanach, to na pewno by mnie zmiażdżył. W końcu moje ciało było delikatne, wystarczyło jedno, mocniejsze uderzenie i na mojej skórze pojawia się brzydki siniak. – Poczekaj na mnie tutaj, przyniosę ci drinka – dodał, odbierając ode mnie kieliszek po szampanie.
- A nie mógłbym pójść z tobą? – spytałem, nie chcąc za bardzo zostawać sam w tak dużej grupie ludzi.
- To nie ma sensu, w kuchni będzie pewnie dużo ludzi, a ja za momencik wrócę – odparł, całując mnie w czoło, co wywołało u mnie niepotrzebne rumieńce. Najpierw przy wszystkich gryzie mnie w ucho, a teraz całuje mnie w czoło, on chyba lubi mnie zawstydzać.
Westchnąłem cicho i oparłem się o ścianę, nie mając nawet szansy na przekonanie mojego chłopaka, ponieważ ten już zniknął. Zacząłem nerwowo bawić się mankietami swojej koszuli, nie za bardzo mając ochotę na rozmowę z kimkolwiek bez Taiki’ego. Miałem tylko nadzieję, że nikt do mnie nie podejdzie. Ciekawiło mnie, czy ta impreza zakończy się tak, jak ta poprzednia. Znaczy było bardzo fajnie, owszem, ale nie za bardzo pamiętałem, co się działo. Poza tym, chciałbym w końcu zobaczyć, jak zachowuje się mój chłopak, kiedy jest pijany, on już mnie takiego widział. Znaczy, ja jego też, ale nie za wiele z tego pamiętam.
- Twój chłopak zostawił cię samego? – usłyszałem dziwnie znajomy głos. Odwróciłem głowę w tym kierunku i zauważyłem Marko, który trzymał w rękach dwa kubki. Miałem nadzieję, że to jest czysty przypadek, że do mnie podszedł, a nie, że mnie obserwuje czy coś w tym stylu.
- Nie zostawił mnie samego, po prostu poszedł po drinki – przyznałem czując, jak dziwne uczucie strachu ogarnia moje ciało. Rany, Shōyō, uspokój się, przecież on ci nic nie zrobił i pewnie nie ma zamiaru, to tylko ty coś sobie dopowiadasz. W tym momencie naprawdę liczyłem na to, że Taiki szybko przyjdzie, wiedziałem, że powinienem pójść z nim. Następnym razem w miejscu takim jak te nie opuszczę go na krok, niezależnie od tego, gdzie pójdzie.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz