Dziwnie się czułem, kiedy siedzieliśmy tak całą trójką i rozmawialiśmy. Znaczy, oni rozmawiali, ja po prostu siedziałem cicho obok, przysłuchiwałem się i czasem coś mówiłem od siebie, nie chcąc tak po prostu siedzieć jak piąte koło u wozu. Chociaż już się tak czułem. Miałem wrażenie, że kompletnie tutaj nie pasuję. Gdyby nie Mikleo, czułbym się całkowicie niepotrzebny. To mój mąż był spoiwem pomiędzy mną, a Rachel, co było dziwnym uczuciem. Zwykle to ja starałem się utrzymać dobrą atmosferę, kiedy się z kimś spotykaliśmy. Na przykład początki naszej przyjaźni z Alishą były odrobinkę… nieprzyjemne. Ale już teraz chyba ich relacja nie jest taka zła, może się nie dogadują perfekcyjnie, ale Mikleo już przestał rzucać jej te nieprzyjemne spojrzenia.
Zauważyłem, że mój mąż zachowywał się zupełnie inaczej w towarzystwie Rachel. Był jakiś taki bardziej rozmowny, więcej się uśmiechał, i wydawał się taki… szczęśliwy. Owszem, widywałem go uśmiechniętego, ostatnio nawet całkiem często, ale żeby był tak rozgadany, to już zupełnie inna sprawa. Tego drobnego dogryzania sobie i złośliwości raczej nie liczyłem, w końcu prawdziwa rozmowa. Czasem muszę naprawdę do niego dotrzeć i podejść go tak, by powiedział mi co się dzieje, bo sam mi przecież tego nie powie. Co prawda, ostatnio i z tym lepiej mu idzie, ale nadal bywają, sytuacje, w których muszę go delikatnie ciągnąć za język.
Niepokoiła, a może raczej smuciła mnie jeszcze jedna rzecz. Ja o jego uśmiech musiałem walczyć przez długi czas. I różnie z tym bywało, raz lepiej, raz gorzej, jednak nie poddałem się i ciągle się starałem, aby jego cudowną twarzyczkę rozświetlił uśmiech. Nim zauważyłem szczery, niewymuszony przez chociażby łaskotki uśmiech, minęło bardzo dużo czasu. Tymczasem Rachel po prostu się pojawiła, a Mikleo od razu promienieje. Może wcześniej robiłem coś nie tak? A może nadal źle coś robię? Pomimo śmierci i całkowicie różnych światów widać było, że tę dwójkę łączyła wielka więź, z którą raczej konkurować nie mogłem.
Tak jak podejrzewałem, kiedy tylko Mikleo podszedł do Lailah i zostawił nas samych, zapanowała między nami cisza, której ani myślałem przerywać. Naciągnąłem nieco bardziej kaptur na głowę i schowałem już skostniałe dłonie do kieszeni. Jakim cudem wczoraj wytrzymali na zewnątrz tyle godzin? Mróz, zwłaszcza teraz, wieczorem, był okropny, ja osobiście miałem już dosyć i najchętniej schowałbym się w jakimś ciepłym miejscu. No dobrze, rozumiałem, że mojemu mężowi mogło to nie przeszkadzać, na niego temperatura nie miała za bardzo wpływu, chyba, że ta wysoka, ale Rachel? Przecież ona również była człowiekiem, a mimo tego tylko ja trząsłem się jak osika. Chyba najwidoczniej we wszystkim muszę by od niej gorszy, nawet jeżeli chodzi o wytrzymałość na mróz. Tak właściwie, co tu robiła Lailah? Czy coś się stało? Nie bardzo było w jej stylu, aby po prostu przeszkadzała nam w spotkaniu. Coś musiało się stać, pytanie tylko, czy to była dobra wieść, czy wręcz przeciwnie.
- Kto to? – spytała jakby od niechcenia Rachel, ruchem głowy wskazując na białowłosą kobietę.
- Lailah – wzruszyłem ramionami, nie za bardzo mając ochotę na zbytnie rozwodzenie się na temat przyjaciółki. To było niegrzeczne, zresztą, jeśli bardzo chciałaby ją poznać, droga wolna, nie zabraniam jej przecież rozmawiania z Lailah. Ponadto, byłem nie w humorze przez to, że byłem zmarznięty, chyba mimo wszystko wolę gorące, chociaż duszące lato.
- Lailah? Ta sama Lailah, o której opowiadał mi Mamoru? To znaczy, Mikleo – szybko się poprawiła, co sprawiło, że poczułem się dziwnie. Mamoru… tak samo nazywał go władca nieczystości. To było trochę dziwnie, słyszeć to imię jeszcze raz. Wiem, że Rachel nie miała nic złego na myśli.
- Innej nie znamy – przyznałem, nie rozumiejąc, co miała na myśli. Nie wiedziałem, co takiego Mikleo naopowiadał jej o Lailah, ale mogły to być same najlepsze rzeczy.
- Ty możesz nie znać, ale Mikleo owszem – nie wiedzieć czemu, ale bardzo nie spodobał mi się ton, którego użyła. Czy ona coś insynuowała?
- O co ci chodzi? – spytałem, marszcząc podejrzliwie brwi.
- O nic, po prostu… nie znasz go tak dobrze, jak myślisz. Byliście rozdzieleni przez pięć lat, a to całkiem długi czas. Wiele rzeczy się wtedy wydarzyło, zarówno w twoim życiu, jak i jego, a ty możesz nie mieć o tym pojęcia – powiedziała zdawkowo, a jej słowa spowodowały dziwny niepokój w moim sercu. Przecież dobrze znałem mojego męża, nawet pomimo tej kilkuletniej przerwy.
Nie odpowiedziałem jej, a jedynie w zamyśleni zacząłem wpatrywać się w Mikleo, który właśnie żegnał się z Lailah. Przecież znałem go dobrze, znałem go prawie od urodzenia, wiedziałem, co lubił, a czego nienawidził, co zrobić, aby go przebłagać i co zrobić, aby go zirytować. Fakt, pięć lat spędziliśmy z osobna, ale przecież wiedziałem, co się wtedy u niego działo. Co prawda, bez jakichś wielkich szczegółów, ale taki już był Mikleo, nie był zbyt gadatliwy.
Albo najwidoczniej nie przy mnie.
- Coś się stało? – spytałem, kiedy Mikleo do nas podszedł.
- Nie, wszystko w porządku – chłopak posłał mi łagodny uśmiech, który ani trochę mnie nie uspokoił. Co takiego Mikleo przede mną ukrywał?
Albo po prostu nie chciał rozmawiać o tym przy Rachel. Jeżeli tak, to czułem się już troszeczkę pewniej. Mogłem mieć tylko nadzieję, że tak się stanie, kiedy tylko znajdziemy się sami w pokoju.
- Nie wiem, jak wy, ale ja zmarzłem i chyba już wrócę do pokoju– powiedziałem po kolejnych kilkudziesięciu minutach rozmowy, już zmarznięty. Zanim pójdę spać, na pewno wezmę gorącą kąpiel, aby się rozgrzać. Miałem nadzieję, że Mikleo dołączy do mnie, w końcu on również musiał się rozgrzać. Wiem, że dla niego nie ma żadnego znaczenia, ale dla mnie miało wielkie, w końcu lepiej mi się spało, kiedy spałem przytulony do ciepłego ciała, a nie zmarzniętego.
- Myślę, że to nie będzie taki zły pomysł, nie chcę, abyś się rozchorował – powiedział ze zmartwieniem mój mąż, kładąc mi dłoń na policzku. Aktualnie byłem tak zmarznięty, że nawet jego dotyk wydawał mi ciepły, co fizycznie nie mogło być możliwe. – Rachel, tobie nie jest zimno? – spytał, odwracając się w stronę dziewczyny.
- Nie, jestem już przyzwyczajona do zimna – dodała, z łagodnym uśmiechem, który mnie nie za bardzo cieszył, a wręcz dołował.
- Zostanę jeszcze chwilkę, ale później do ciebie dołączę, dobrze? – odparł, znów zwracając się do mnie. Szczerze, naprawdę myślałem, że Mikleo wróci do pokoju razem ze mną, ale najwidoczniej się przeliczyłem. Najwidoczniej mój mąż bardziej woli Rachel ode mnie.
- Oczywiście – odparłem, po czym pocałowałem go w usta, nie przejmując się za bardzo jednoosobową widownią. Przynajmniej w ten jeden sposób mogę pokazać, że Mikleo jest tylko mój. No i tylko ja go mogę całować, to też jest dla mnie bardzo, ale to bardzo ważne.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz