piątek, 18 grudnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Kiedy tylko się dowiedziałem, że Rachel podkochiwała się w moim mężu, kiedy on był człowiekiem, a ona aniołem, poczułem niepokój. A co, jeżeli spróbuje mi go odbić? Może to wyglądało tak, jakbym nie ufał mojemu mężowi, ale po prostu się bałem, że stracę mojego męża po raz kolejny. Przecież oni mieli ze sobą tyle wspólnego, i jeszcze teraz wrócił cały w skowronkach. Z jednej strony owszem, cieszyłem się, że w końcu Mikleo pozbył się tego głupiego wrażenia, że Rachel go nienawidzi, ale z drugiej… im lepiej się dogadują, tym większe prawdopodobieństwo, że Miki mnie opuści… 
Rany, chyba naprawdę staję się za dużym paranoikiem. Przecież Mikleo obiecał mi, że mnie nie zostawi, a powrót Rachel niczego między nami nie zmieni. Powinienem się uspokoić i cieszyć się wraz z nim. Pewnie to dla niego ważne, abym jakoś się z nią dogadywał, a dla mnie ważne było to, aby nie czuł żadnych wyrzutów sumienia przez moją osobę, co pewnie już miało miejsce. 
- To spotkanie… musi się ono odbyć nad tym jeziorem? – spytałem niechętnie, zaczynając okręcać sobie wokół palca jeden z jego kosmyków. Jego włoski były takie miękkie i cudowne, czemu musiał je związywać? Przecież w rozpuszczonych wyglądał przepięknie, jak dla mnie mógł już na zawsze taki pozostać. Cóż, na to pewnie mój mąż się nie zgodzi na moją prośbę, mogłem być tego bardziej niż pewny, więc pozostały mi dwa wyjścia: albo skądś zdobędę dla niego gumkę, albo oddam mu swoją… to znaczy, jego, a sam poproszę go o skrócenie moich włosów.  Ta fryzura chyba nie jest dla mnie, nie dość, że nie za dobrze w niej wyglądam, to jeszcze nie jest praktyczna. 
- Tam się umówiliśmy – Mikleo wzruszył ramionami. No tak, on nie widział w tym żadnego problemu, a ja z kolei widziałem, i to bardzo poważny. Nie wiem, czy dam radę tak spokojnie usiedzieć w miejscu, gdzie zawiodłem jako anioł oraz mąż i gdzie zginęła osoba, którą kocham. Fakt, wcześniej spytałem, czy mogę mu towarzyszyć, ale szanse na to, że się zgodzi, były bardzo niskie. – Może po prostu tam się spotkamy, a później przejdziemy się na spaceru? Wiem, że nie lubisz tego miejsca – dodał, delikatnie gładząc mój policzek. Uśmiechnąłem się do niego łagodnie i bez zastanowienia przymiliłem się bardziej do jego ręki. Brakowało mi jego dotyku. Tak, wiem, minęło zaledwie parę godzin, co nie zmienia faktu, że strasznie się stęskniłem. I zmartwiłem. Zaczynałem się obawiać, czy przypadkiem nic mu się nie stało, w końcu północ dawno minęła i jego nadal nie było, a przecież wyszedł stosunkowo wcześnie, to oczywiste, że się martwiłem, prawda? Chciałem już nawet wyjść i go poszukać, ale wtedy, ku mojej uldze, mój mąż pojawił się w pokoju. 
- Dziękuję – wymruczałem, wtulając się w jego ciało. Dopiero co przyszedł z dworu, więc był bardzo, bardzo zimny, co wywołało u mnie gęsią skórkę. Pewnie gdyby był człowiekiem, już zacząłbym się o niego martwić… co ja gadam, ja już teraz się o niego i mam wrażenie, że bardzo zmarzł, chyba lepiej będzie jak najszybciej przenieść się do mięciutkiego i ciepłego łóżka. – Powiedziałeś jej? – dodałem, odsuwając się na moment od niego, by móc spokojnie spojrzeć w jego cudowne, lawendowe tęczówki. 
- Powiedziałem co? – spytał, nie rozumiejąc mojej myśli. 
- O tym, że zginąłeś tam przeze mnie – wytłumaczyłem, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu, które w sumie odczuwałem zawsze, kiedy tylko przypominałem sobie o tamtym strasznym wydarzeniu. Rachel pewnie już teraz za mną nie przepada, a co sobie by o mnie pomyślała, gdyby dowiedziała się, że pozwoliłem potworowi na morderstwo jej… przyjaciela? Ukochanego? Kim tak właściwie był dla niej Mikleo? Według jego słów, mój mąż uważał ją tylko i wyłącznie za przyjaciółkę zarówno w tym, jak i przeszłym życiu. A czy jej uczucia są niezmienne i nadal żywi do niego głębsze uczucia? Tego nie mogłem być pewien, nie wiem, co siedzi tej dziewczynie i tego nigdy się nie dowiem. 
- Kiedy w końcu dotrze do ciebie, że nie zginąłem przez ciebie, a dla ciebie? – spytał, lekko pusząc policzki. Widocznie nie za bardzo spodobały mu się moje słowa, czego nie rozumiałem, przecież powiedziałem wszystko zgodnie z prawdą. 
- Przecież to jedno i to samo – odparłem, nie widząc w tym żadnej różnicy. 
- Jest, i to wielka różnica. Gdybym umarł przez ciebie, znaczyłoby to, że umarłem z twojej winy, ponieważ zrobiłbyś coś nie tak, ale tak się przecież nie stało. A umarłem dla ciebie, ponieważ nie chciałem, abyś ty umierał – wytłumaczył mi, albo przynajmniej spróbował mi to wytłumaczyć, ponieważ dla mnie nadal nie było żadnej różnicy. Ale czułem, że to jedynie zdenerwowałoby mojego męża jeszcze bardziej. Albo może nie zdenerwowało, a zmartwiło… tak, to słowo było odpowiedniejsze. 
- Możemy już o tym nie rozmawiać? – odpowiedziałem, spuszczając wzrok. Nie chciałem już o tym więcej rozmawiać ponieważ to przywoływało niemiłe wspomnienia. To oczywiste, że Mikleo mówił tak, ponieważ jest aniołem. Jednak ja wiedziałem swoje, że umarł, było tylko i wyłącznie moją winą. 
- Tak, pewnie – doparł chłopak, widocznie zmartwiony moim zachowaniem. I co ja takiego robię? Miałem robić wszystko, aby się przestał o mnie zamartwiać, a zamiast tego tylko dodaję mu zmartwień. – I wracając do twojego pytania, nie mówiłem jej o tym – dodał, co odrobinkę mnie uspokoiło.
- Dziękuję – wyszeptałem i na powrót wtuliłem się w jego ciało. Musiałem się uspokoić i wyciszyć umysł, w którym aktualnie znowu zaczęły kłębić się ponure myśli. Chyba nigdy nie uwolnię się od tego okropnego poczucia winy, ale na to właśnie zasługiwałem. Albo nie, zasługiwałem na coś o wiele gorszego. 

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz