Byłem bardzo zaskoczony propozycją chłopaka. Nie byłem do końca przekonany, czy to taki dobry pomysł. W końcu, wydawało mi się, że to powinni robić najbliżsi, no i nie jest przypadkiem za wcześnie? U mnie w domu zawsze robiło się to w wigilię, bądź dzień przed, i zwykle robiła to Natsu, albo z pomocą mojej i cioci, albo z taty, jeżeli ten wracał odpowiednio wcześnie. Zawsze, kiedy tata był obecny, ukrywałem się w swoim pokoju, albo w kuchni, to wszystko zależało od tego, czy byłem potrzebny czy nie.
Westchnąłem cichutko, pewniej chwytając pudełko, by przypadkiem nie wysunęło mi się z rąk. Nie było jakoś specjalnie ciężkie, ale ja byłem bardzo uzdolniony, jeżeli chodziło o psucie różnych, nawet tych najbanalniejszych rzeczy. Zniosłem pudełko na dół i położyłem je obok choinki. Skoro chłopak zaproponował mi wspólne ubieranie tego zielonego drzewka, to może chciał, abym mu pomógł? Nie wiem, ale chyba na to by wyglądało. Nadal miałem lekkie problemy z rozróżnianiem intencji, ale chyba szło mi lepiej. Chociaż, to nie ja powinienem siebie oceniać, jak już to Taiki powinien się odezwać w tej sprawie.
- Rany, ile tego? – spytałem, kiedy odebrałem od chłopaka chyba czwarte z kolei pudełko. Nie możliwe, aby na tej choince zmieściły się cztery pudełka ozdób, może i była duża, ale bez przesady.
- Chcę jeszcze dom udekorować – powiedział z dumą, idąc z dwoma dodatkowymi pudełkami. A więc w sumie, było sześć pudełek pełnych świątecznych ozdób. Rany, nie za dużo tego było? Poza tym, nie rozumiałem jednej rzeczy.
- Po co dekorować dom? – spytałem, marszcząc brwi. Nie widziałem w tym absolutnie żadnego sensu, przecież choinka była wystarczającą ozdobą.
- No jak to po co? By lepiej poczuć magię świąt i dom wyglądał o wiele ładniej – odparł, jakby oburzony moimi słowami. – U ciebie tak nie ma?
- Nie, my tylko ubieramy choinkę - wzruszyłem ramionami, nie potrafiąc zrozumieć jego zachwytu. Im bliżej do dnia wigilii, tym bardziej mój chłopak wydawał się radosny i żywszy. Owszem, cieszył mnie każdy jego uśmiech, to sprawiało, że również się uśmiechałem. Kiedy ma się obok tak wesołego i podekscytowanego jak małe dziecko człowieka, trudno się nie uśmiechać. Mój chłopak, to tak wspaniale brzmiało… rany, nadal nie potrafiłem się przyzwyczaić, a minęło już parę dni. Jak wiele czasu minie, zanim się do tego przyzwyczaję? Nie wiem, ale mam nadzieję, że nie minie dużo czasu.
- Musisz się przyzwyczaić, Taiki ma fioła na punkcie świąt – odezwała się jego ciocia, chyba słysząc kawałek naszej konwersacji.
- Bez przesady, nie jest ze mną tak źle – burknął ciemnowłosy, niespecjalnie zadowolony ze słów swojej opiekunki. Uśmiechnąłem się łagodnie na tę krótką wymianę zdań, widać było, że ta dwójka bardzo się dobrze ze sobą dogaduje. Chciałbym mieć tak samo dobry kontakt z moją mamą, chociaż i tak wydaje mi się, że ostatnio jest nieco lepiej. Mama zaczęła zwracać na mnie większą uwagę, może to dlatego, że zacząłem się spotykać z Taikim? Cóż, nawet jeśli, nie będę narzekać. Znaczy, będę, jeżeli mama mi zakaże spotkań z nim, czasem coś mruknie o tym, że to nie jest najlepszy pomysł, ale to wszystko.
- Nic nie szkodzi, nie przeszkadza mi to ani trochę – powiedziałem łagodnie, kładąc moje pudełko na podłodze. Mówiłem prawdę, przecież nie było nic złego w tym, że chłopak się cieszy. Dla niego był to wspaniały czas, bez wątpienia, dla mnie nie było to nic wyjątkowego. Nie potrafiłem poczuć tej magii świąt, o której ciągle mówił Taiki, co sprawiało, że czułem się z tym trochę źle.
- Więc zajmiecie się dekoracjami? Pomóc wam? – dopytała jego ciocia, stając w progu salonu i uważnie nam się przyglądając.
- Nie, nie, ciociu, ja i Karotka damy sobie świetnie radę – powiedział z dumą Taiki, podchodząc do mnie i czochrając moje włosy. Napuszyłem delikatnie zarumienione policzki słysząc swoje przezwisko. Nie miałem nic przeciwko niemu, ale tylko wtedy, kiedy jesteśmy sami. Wtedy może mnie nazywać, jak tylko chce, ale kiedy mówi to w obecności kogoś jeszcze, staje się to strasznie żenujące.
- Nie nazywam się Karotka, mam imię – wyburczałem cichutko, odsuwając się nieco od niego i poprawiając swoje włosy. Moja reakcja wywołała jedynie śmiech u tej dwójki, czego też nie za bardzo rozumiałem, ale postanowiłem nie pytać. Oboje się cieszyli i to było chyba najważniejsze.
- W takim razie zrobię wam coś do jedzenia. Shōyō, zjesz z nami, oczywiście – dodała, nim zdążyłem jakkolwiek zaprzeczyć. Prawie za każdym razem, kiedy jego ciocia mówiła, że przygotuje nam coś do jedzenia, próbowałem się jakoś wykręcać. Czułem się z tym trochę głupio, w końcu nie dość, że tyle u nich siedziałem, to jeszcze tak dużo jadłem. Czasem, kiedy jej pomagałem przy przygotowywaniu posiłków, czułem się troszkę mniej źle, bo jednak jakoś się odpłacałem. Dodatkowo w ten sposób nieco się uczyłem i udoskonalałem swoje umiejętności kucharskie, które i tak najlepsze nie były. Oczywiście, byłem w tym dobry, owszem, ale na pewno nie wystarczająco dobry, aby się tym chwalić.
Pokiwałem zatem głową wiedząc, że już się nie wymigam, na co kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło i ruszyła do kuchni. Ja i Taiki zaczęliśmy ubierać choinkę, nieco się przy tym śmiejąc i żartując. Czułem się już nieco pewniej, nie czując na sobie badawczego wzroku jego cioci. Cały czas bałem się, że odkryje, jaka więź tak naprawdę nas łączy. Nie wiedziałem, jakby zareagowała. W końcu, kiedy dowiedziała się, że jestem synem kogoś, kto odpowiada za śmierć jej najbliższych, nie chciała mnie widzieć, nie byłem pewien, czy to z nienawiści, czy ze strachu, albo czy z obu tych rzeczy naraz. Dopiero Taiki przekonał ją, a może raczej poprosił, aby traktowała mnie tak, jak dawniej. Mimo tego w głębi serca boję się, że może kiedyś mnie stąd wyprosić, tak jak już to kiedyś miało miejsce.
Chyba oczywistym było to, że ja zająłem się niższymi gałęziami drzewka, a Taiki tymi wyższymi. W końcu do moich rąk trafiła gwiazda, której miejsce było na czubku, dlatego podałem ją mojemu chłopakowi; ja nie mogłem jej tam założyć, byłem na to za niski. Potrzebowałbym przynajmniej dwóch krzeseł, postawionych na sobie, aby być wystarczająco wysoko. A po co kombinować, skoro obok stoi Taiki.
Chłopak miał jednak zupełnie inny pomysł. Zamiast wziąć ode mnie gwiazdę, chwycił mnie w pasie i uniósł do góry, a po chwili mnie delikatnie poprawił, by chyba było mu wygodniej i abym był nieco wyżej. Nie spodziewając się takiego ruchu z jego strony, krzyknąłem oburzony, chwytając się jego szyi. Gdyby nagle mnie upuścił, upadek na pewno nie należałby do przyjemnych.
- Co ty robisz? Postaw mnie – burknąłem, pilnując swojego głosu, nie chciałem, aby przypadkiem usłyszała nas jego ciocia.
- Nie narzekaj, tylko zajmij się gwiazdą – usłyszałem w odpowiedzi jego wyraźnie zadowolony głos. Najwidoczniej był dumny ze swojego pomysłu, w przeciwieństwie do mnie. Po co tak to przedłużać?
Kiedy już zrobiłem to, co do mnie należało, chłopak w końcu mnie postawił. Naprawdę, przyjemnie było czuć grunt pod stopami. Na tym się jednak nie skończyło. Chłopak nachylił się nade mną i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, który oczywiście bez myślenia odwzajemniłem. Lubiłem to. Nigdy bym nie pomyślał, że zwykłe pocałunku mogą być takie przyjemne.
- Chłopcy, posiłek jest już go… - słysząc głos kobiety od razu się od siebie odsunęliśmy, ale było już za późno. Ciocia Taiki’ego stała w progu, i sądząc po jej chyba zaskoczonej minie musiała wszystko widzieć. Poczułem wstyd oraz strach jednocześnie, spuściłem głowę czując, jak policzki robią się coraz bardziej czerwone i delikatnie się skuliłem, czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony. - …towy. Poczekam na was w kuchni – dodała, chyba zakłopotana. Albo zła. Albo jedno i drugie. Nie wiem, nie byłem pewien, kiedy się czymś bardzo stresowałem, nie trudno było mi nazwać emocje innych, a teraz zdecydowanie byłem zestresowany.
- Wydaje mi się, że chyba powinienem sobie pójść – powiedziałem cicho, rzucając Taiki’emu niepewne spojrzenie. Miałem wrażenie, że chyba nie będę już mile widziany w tym domu, oby tylko Taiki nie miał żadnych problemów.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz