środa, 8 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Oczywiście, że nie spałem, czemu miałbym spać? Znaczy się, spałem, ale jak tylko poczułem, że Mikleo gdzieś sobie chce iść, to od razu się przebudziłem, bo ja bez niego spać nie potrafiłem. Przecież to wtedy żadna przyjemność nie jest. 
– Bez ciebie nie potrafię – mruknąłem na wpół śpiący, przysuwając go do siebie i chowając w ramionach swoich. 
– Z chęcią położyłbym się jeszcze z tobą, ale zwierzaki na nas czekają, pamiętasz? Sam mówiłeś, że szczeniak potrzebuje atencji, no i też sprawdzić trzeba, czy niczego nie nabroiła, kotami się zająć... – zaczął mi wyliczać, na co westchnąłem cicho. No tak, Psotka... Skoro ją wziąłem, muszę o nią zadbać. Miki też by pewnie mógł, ale już mu obiecałem, że tymi wszystkimi rzeczami, jakie trzeba wokół niej robić, ja się zajmę. Co prawda, i wczoraj, i przedwczoraj tę obietnicę złamałem, dlatego też teraz muszę to nadrobić. 
Z niechęcią więc wstałem do siadu, rozciągając swoje zastygłe mięśnie. Tak bardzo mi się nie chciało... Ale tak bardzo musiałem to zrobić, czy mi się chciało, czy nie. A mi się nie chciało, tak szczerze. Jakoś tak dziwnie dzisiaj mi było. I jak wyjrzałem przez okno dowiedziałem się, dlaczego. Co to był za deszcz? Gdzie moje słońce? Oddałbym wiele, by się teraz wygrzać na takim słoneczku cudownym, cieplutkim... 
– Paskudnie jest na zewnątrz – mruknąłem, tracąc wszelką ochotę na wstanie z łóżka i odkrycia kołdry, pod którą było tak cudownie ciepło. 
– Cóż, ja tam na pogodę nie mam prawa narzekać – wyznał, uśmiechając się do mnie delikatnie. Pewnie gdyby mógł, spędziłby cały dzień na dworzu, bo pogoda ta była pod niego, i tak właściwie... to mógłby to zrobić. Ja mu tego nie zabronię, oczywiście, ale też nie będę spędzać z nim czasu tam, bo bym chyba umarł. 
– Cieszę się, że chociaż ty jesteś szczęśliwy – wyznałem, uśmiechając się do niego delikatnie. – Idę się zająć zwierzakami, a ty możesz wyjść na zewnątrz i cieszyć się deszczem – dodałem, podnosząc się z łóżka. Pomimo tego, że miałem na sobie najcieplejsze rzeczy, dalej było mi zimno. Trzeba będzie rozpalić w kominku na dole, jak tylko tam zejdę. 
– Mogę, ale ci potowarzyszę – wyznał, idąc w moje ślady. – Później skorzystam z deszczu, kiedy będę szedł po zakupy na kolację. 
– Jakie zakupy? – dopytałem, przyglądając się mu z uwagą. 
– Jeszcze nie wiem, jakie, bo nie zdecydowałeś się, co chcesz przygotować. A kupić coś trzeba, bo jedyne, co mamy w domu, to jedzenie dla zwierzaków – wyjaśnił, na co powoli pokiwałem głową. No tak, kolacja... Obiecałem mu ją zapominając, że teraz gotować nie potrafię. Jak czytałem wczoraj te przepisy to w takim małym szoku byłem, że coś takiego potrafiłem zrobić, przynajmniej według słów Mikleo, a on by mnie raczej nie okłamał. 
– Też jeszcze nie wiem, co chciałbym ci zrobić. Coś, co byłbym w stanie zrobić bez twojej pomocy, ale i też coś, co by było takie bardziej się nadające na miłą kolację – wyznałem mając nadzieję, że mi coś doradzi. Skoro to ma być kolacja dla niego to jasnym jest, że nie może mi pomagać, tylko grzecznie czekać na gotowe. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Miałem nadzieję, że Haru zleci wysłanie tego zaproszenia kurierowi, a nie postanowi sobie, że jest blisko, i się przejdzie, i wręczy to osobiście koledze. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby tak zrobił, ale coś tak czułem, że w takiej sytuacji znów by sobie z nim pogadał. I tą małą. A jakby on z nią pogadał, to by się zagadał. I tak szybko by do mnie nie wrócił, a mimo wszystko chciałbym z nim spędzić resztę tego dnia. Jutro idziemy do pracy i mimo, że oczywiście razem pracujemy, to nie będzie to samo. Przez tych złodziejaszków będziemy musieli odwiedzić kilka nieprzyjemnych miejsc. Niesamowite, że aż tak to się rozrosło...
Czekałem cierpliwie, aż Haru wróci i po jakiejś godzinie już wiedziałem, że moje przypuszczenia się spełniły. Mój narzeczony musiał sam zanieść zaproszenie i się zagadał. No i tyle byłoby z miłego spędzenia reszty czasu. Trochę niezadowolony, bo i czemu miałbym być zadowolony, wróciłem do środka. Nie mogłem w końcu za długo siedzieć na słońcu, jeszcze się opalę, i moja alabastrowa skóra już nie będzie taka wspaniała. Co prawda, ukrywałem każdy kawałek swojej skóry przed słońcem, ale i tak wolę nie ryzykować.
Skoro Haru wolał spędzać czas ze swoim znajomym i jego dzieckiem, ja spędzę czas ze sobą. Zacząłem oczywiście od kąpieli, i oczywiście gorącej, by się odprężyć. Co prawda, nie miałem po czym, od czasu tej rozprawy z Kaito raczej się już nie stresowałem, i nie miałem problemów ze snem. Ostatnio owszem, może odrobinkę się stresowałem tymi urodzinami Haru, bo nie byłem pewien, czy mu się spodobają. Okazało się, że był szczęśliwy. Chyba, bo dzisiaj na grobie babci jakoś tak dziwnie posmutniał. Znaczy, domyślałem się, że mógł być taki trochę przygaszony, ja też nie przepadałem za odwiedzaniem grobów, ale tak nie do końca byłem pewien, czy to z tego powodu był smutny, czy może jednak jeszcze coś w tym było.
Po kąpieli i pielęgnacji ciała oczywiście założyłem na siebie jedną z koszul Haru i wróciłem do pokoju. Wpierw nalałem sobie wina do kieliszka, a następnie wybrałem książkę i zająłem miejsce w łóżku. Kociaki od razu wyczuły okazję i wgramoliły mi się do łóżka, oczekując ode mnie pieszczot, których im udzieliłem. Przynajmniej one zwracają na mnie uwagę i chcą mojej atencji, chociaż bym się nie pogniewał, gdybym miał ją od Haru. 
– Już jestem – usłyszałem wieczorem, kiedy mój wybranek w końcu wrócił do domu. Zerknąłem na zegarek, by móc określić, ile dokładnie go nie było. 
– Cztery godziny. Miałeś problem w znalezieniu kuriera? – spytałem, odwracając wzrok w stronę książki, którą czytałem. Jak się będzie starał o moją uwagę, na o wtedy ją na niego zwrócę. 
– Nie, po prostu w drodze pomyślałem sobie, że go odwiedzę. No i tak trochę się zasiedziałem. Lan dalej jest tobą zachwycona – dodał, na co zmarszczyłem brwi. 
– Lan? To dziecko? Czemu niby? – spytałem, marszcząc brwi. Kontakt z tym dzieckiem miałem minimalny, i gdyby się tak na mnie nie gapiło, byłby on wręcz zerowy. 
– Powiedziała mi, że jesteś bardzo piękny, i miły, i masz ładne świecidełka – wyjaśnił, na co westchnąłem cicho. Byłem niechętny wobec tego dziecka, co raczej wyczuwalne było, a ono tak miło mnie wspomina, dzieci są dziwne. 
– Zdecydowanie bardziej wolałbym atencję od narzeczonego niż od dziecka – mruknąłem, wyraźnie dając mu znać, czego w tym momencie potrzebuję. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Oczywiście, że gotował i to gotował całkiem dobrze, nie było to gotowanie na najwyższym poziomie, ale i ja nie gotuję na najwyższym poziomie, przygotowuję tylko to, co potrafię. A to, że zawsze potrafiłem więcej od niego, z powodu ciągłego gotowania i zajmowania się dziećmi, gdy on pracował, nie mając na to czasu.
- Skarbie głosowałeś i to gotowałeś bardzo dobrze, nawet mimo tego, że nie miałeś zbyt dużo możliwości do gotowania, a wszystko z powodu pracy, która zawsze zabierała ci sporo czasu - Wytłumaczyłem, patrząc na niego, gdy przekładał stronę po stronie w starym już zeszycie.
- Dużo pracowałem? - Zapytał, odrywając wzrok od notatek.
- Czy dużo? Nie jestem pewien czy bardzo dużo, ale pracowałeś, tyle ile musiałeś pracować, aby nasze dzieci miały wszystko to, czego potrzebowały - Wyjaśniłem, nigdy nie mając problemu z jego pracą, to znaczy w pewnym momencie miałem problem z jego pracą, ale to dlatego, że zaczął pracować w nocy, a ja nie chciałem spędzać każdej nocy sam, a potem całymi dniami zajmować się dziećmi, domem i zwierzętami, potrzebowałem go i tylko dlatego miałem o to wszystko do niego pretensje. Na szczęście Sorey w końcu mnie wysłuchał, pracując już tylko za dnia lub ewentualnie w południe.
- Czułeś się zaniedbany przeze mnie? - Zapytał, czym naprawdę mnie zaskoczył, czemu to do głowy i dlaczego nagle o tym rozmawiamy.
- Słucham? Nie, nigdy nie czułem się zaniedbany, dbałeś o nas bardzo dobrze, zresztą nawet nie wiem skąd to pytanie, rozmawialiśmy o jedzeniu, a raczej o przepisach, które tam są i nagle rozmawiamy o tym, jak czułem się kiedyś z tobą. To nie ma za bardzo sensu, byłeś fantastycznym mężem i dbałeś o mnie, najlepiej jak się dało, czasem nawet chyba lepiej o mnie niż ja o ciebie - Przyznałem, chyba zaskakując Soreya tym, co mu powiedziałem, no cóż, ja też nie byłem mężem idealnym nawet jako anioł niestety.
- Co? To nie możliwe, przecież ty jesteś cudowna i na pewno nie mogłem być lepszym mężem od ciebie - Ależ ten mój mąż we mnie wierzył, on zawsze sądził, że jestem dużo lepszy od niego, a tak naprawdę po prostu nie doceniał i dalej nie docenia tego, jakim cudownym mężczyzną jest.
- Wszystko jest możliwe mój drogi - Wstałem z fotela, podchodząc do ukochanego, całując go w policzek. - Pójdę się przebrać i możemy już się położyć, to był naprawdę ciężki dzieci - Dodałem, kierując się w stronę łazienki, gdzie znajdowała się koszula mojego męża, w którą jak zwykle się przebrałem, mogąc położyć się do łóżka, wtulając w swoje ciała..

Następnego dnia otworzyłem oczy, późnym rankiem lekko zdziwiony tym jak długo spałem.
Wysłany podniosłem się do siadu, zerkając na Soreya który wciąż jeszcze spał, niech śpi i korzysta z ciszy i spokoju, bo nim się obejrzymy dzieci, znów do nas wrócą.
Nie chcąc już spać, postanowiłem, że czym się zajmę, aby nie tracić czasu w łóżku.
- Zostań ze mną - Nim zdążyłem wstać z łóżka, poczułem dłoń męża, która chwyciła mój nadgarstek.
- O proszę, a myślałem, że wciąż śpisz - Zauważałem, kładąc się na poduszce, z wielką przyjemnością patrząc na jego twarz.

<Pasterzyku? C: > 

Od Haru CD Daisuke

 Zdecydowanie potrzebowałem tej kąpieli, było mi strasznie gorąco i tylko zimna woda była w stanie odpuścić moje ciało.
Czy to było normalne? Dla mnie jak najbardziej, w końcu od zawsze tak miałem, chyba nigdy w życiu nie było mi tak naprawdę zimno, zdarzało się, że poczułem chód, tak jak tamtego dnia, gdy wpadłem do jeziora, z powodu czego się przeziębiłem, jednak nie zdarza się to u mnie zbyt często.
Jestem zdrowy jak ryba i nikt ani nic nie jest w stanie tego zmienić, ani udowodnić, że jest za mną coś nie tak.
Zadowolony i zdecydowanie bardziej chłodne opuściłem bali, mogąc skupić się teraz na moim narzeczonym, tylko najpierw musiałem założyć na siebie jakieś ubrania, aby nie chodzić nago po rezydencji.
Po opuszczeniu łazienki ruszyłem na poszukiwanie mojego panicza, który wygrzewał się na słońcu. Tyle byliśmy na słońcu, a mu wciąż jest mało, zdecydowanie coś z jego ciałem jest nie tak, a to mnie ciągle powtarza, że to ze mną jest coś nie tak, ja od zawsze byłem ciepły i nigdy nikt nie zwracał na to uwagi, dopiero on stwierdza, że jest ze mną coś nie tak, tylko dlatego, że coś mu się tam wydaje.
- Wciąż ci zimno?
- Nie, ja po prostu korzystam ze słońca, którego nigdy nie jest mi mało i czekam na ciebie - Odpowiedział, zerkając na moją skromną osobę.
-Na mnie? - Lekko mnie to zdziwiło, chociaż nie powinno, w końcu mieliśmy spędzać razem czas, czyż nie?
- Tak, musisz podać mi imię swojego kolegi i jego żony - Wytłumaczył, czego nawet nie zrozumiałem, bo niby dlaczego mam mu to podać? To aż taki istotne?
- Po co ci to potrzebne? - Może to było głupie, ale ja naprawdę nie wiedziałem, o co mu chodzi.
- Haru, czy ty myślisz czasem? Do zaproszeń, bez tego nie będziemy w stanie wysłać im zaprószenia - Wytłumaczył, chyba niedowierzający w moją postawę, no cóż, wiedział, co bierze, zawsze jeszcze może się wycofać, ślubu jeszcze nie mamy, chociaż mam nadzieję, że tego nie zrobi, bo bardzo bym tego nie chciał.
- Ah no tak całkiem o tym zapomniałem, Lei i Lian Sun - Od razu podałem mu imiona pana i pani Sun, córki chyba podawać nie trzeba, wystarczy napisać wraz z dziećmi czy dzieckiem, bo w końcu będzie tylko jedno.
- Wszystkie imiona na L? - Zapytał, tak jakby nie do końca wierzył mi i temu, co właśnie powiedziałem, no tak zdziwiło go to, jak każdego na początku.
- No cóż, nie mi to oceniać - Wzruszyłem ramionami, idąc po pergamin i pióro. Wiedząc, że spod jego ręki wszystko wyjdzie tak, jak wyjścia powinno.
Daisuke nie skomentował już tego, zabierając się do pracy, którą podzielałem, on to naprawdę ma wielki talent do takich rzeczy, jak dobrze, że chociaż jeden z nas..
- Gotowe, teraz możesz iść to wysłać - Zapakowany w kopertę pergamin podał w moje ręce, dając mi bojowe zadanie, nie chciałem wychodzić na dwór no ale skoro tak trzeba, to nie mogę go zawieść i zrobię dla niego to, o co mnie prosi.
- Dobrze, już się robi - Ucałowałem jego usta, ruszając w drogę, aby wykonać powierzone mi zadanie.

<Paniczu? C:>

wtorek, 7 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Na co czekałem? A to akurat bardzo proste, czekałem na to, by Mikleo dał mi coś do robienia, bo było teraz mnóstwo rzeczy do wykonania, nim oboje będziemy mogli się położyć, a tego bardzo chciałem. W końcu, co jest lepszego od kąpieli z moim mężem najpiękniejszym? Tylko seks, ale w tym konkretnym momencie jakoś tak... sam nie wiem, trochę mi chłodno było, no i też byłem strasznie zmęczony. Ta podróż w tej mżawce, czy co to nas chyciło w trakcie powrotu, była paskudna. Przemarzłem do szpiku kości, i też miałem wrażenie, że w trakcie lotu powoli zamarzałem, stając się bryłą lodu. Na szczęście jednak żyję, i czuję się całkiem, całkiem, po prostu zmarznięty jestem, i zmęczony, ale jutro.... cóż, czeka na mnie kolacja do zrobienia. Jeszcze nie wiem, jaką ja niby tu kolację zrobię, bo moje umiejętności gotowania są bardzo niskie. I on chciał jakiegoś kurczaka z warzywami, bym mu zrobił... przecież to pewnie jest takie skomplikowane, że ja tego nie zrobię sam. 
- No na to, byś mi powiedział w czym mam ci pomóc – wyjaśniłem, patrzą na niego z uwagą, lekko się trzęsąc z zimna. 
- W niczym, masz iść się wygrzać. Już, uciekaj – pospieszył mnie, patrząc na mnie gniewnie. 
- Ale ja chcę wygrzać się z tobą – odparłem, pusząc swoje poliki delikatnie. 
- Postaram się do ciebie przyjść jak najszybciej. No już, uciekaj – on swoje, ja swoje, no i co ja miałem zrobić? Chyba nie miałem wyjścia, jak tylko pójść na górę, do łazienki, by sobie zrobić kąpiel. 
- Teraz zostawiam cię pod opieką Mikiego, masz się go słuchać – poprosiłem pieska, kucając przy nim, by pogładzić go po łebku. – Zostań – poprosiłem, nim poszedłem na górę. 
Tak więc przygotowałem sobie kąpiel najszybciej i jak najbardziej gorącą, i to tak gorącą, że woda niemalże wrzała. Ale jak miło było wejść do takiej wody... wystarczyło, że się całkowicie w niej zanurzyłem, i już poczułem się znacznie lepiej. Westchnąłem głęboko, przymykając oczy i rozkoszując się tym ciepłem, które było cudowne, ale też które tak szybko uciekało. Ledwo wszedłem do balii, a już woda jakaś taka chłodna się wydała. 
Posiedziałem w niej najdłużej, jak tylko mogłem, czekając na mojego słodziaka, ale nigdzie go nie było. Czując dreszcze na skórze w końcu jednak opuściłem balię, ubrałem chyba najcieplejsze rzeczy, jakie to znalazłem w szafie swej, i całkowicie wyprany z energii udałem się do sypialni. Miałem jeszcze poszukać Mikleo, i tę malutką kuleczkę Psotką zwaną, no ale... nie wiem, byłem naprawdę padnięty i jedyne, czego chciałem, to rozpalić kominek, paść na poduszki i opatulić się kołderką. No i oczywiście wtulić się w ciało Mikleo, pomimo tego, że było przecież lodowate. 
- Czemu nie przyszedłeś do mnie? – spytałem, odrobinkę zasmucony tym, że mi obiecał, że do mnie przyjdzie, a wcale tego nie zrobił. I coś czytał, siedząc przy rozpalonym kominku. 
- Znalazłem twoją prywatną książkę kucharską. Spójrz, kiedy byłeś człowiekiem, zapisywałeś tu przepisy, które ci wychodziły. Może spróbujesz coś z tego wykonać – zaproponował, podając mi stary zeszyt. No i naprawdę był on stary, miał on więcej lat ode mnie. 
- I ja kiedyś takie rzeczy gotowałem? – spytałem, przeglądając przepisy, jakie kiedyś zapisywałem. Ale ja kiedyś ładne pismo miałem. I że ja pisać potrafiłem... chyba kiedyś faktycznie byłem mądrzejszy niż teraz. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Oczywiście, że on nigdzie nie idzie, bo najlepiej to nigdzie nie iść, tylko czekać, dopóki objawy nie będą dokuczliwe, a wtedy, wtedy może być już za późno. I ja nie pozwolę, by tak się stało. Skoro on nie chce iść do maga, to ja maga przyprowadzę tutaj, chociażbym snów miał wydać na niego małą fortunę. Dla jego zdrowia jestem w stanie wydać wszystkie pieniądze, byleby on tylko przy mnie był najdłużej, jak tylko może. Skoro on o siebie zadbać nie potrafi, to ja zadbam o niego, pilnując jego zdrowia oraz jego szczęścia. Jako, że jest najważniejszą osobą w moim życiu, muszę o niego zadbać bez względu na koszty. 
– Przyjąłem do świadomości – odpowiedziałem, nie wspominając mu o moim małym planie. Po co miałbym to czynić, tak właściwie? Powiedział mi swoją opinię, a ja ją zaakceptowałem. I się do niej dostosuję. 
– I to tyle? – spytał, bardzo zaskoczony moją odpowiedzią. Chyba się nie spodziewał, że tak szybko odpuszczę. Bo tak właściwie, w ogóle nie odpuściłem, ale nie dam tego po sobie poznać. 
– Na tę chwilę. A teraz może powinieneś pójść zażyć jakiejś chłodnej kąpieli – dodałem, martwiąc się gorącem bijącym od jego ciała. Nie przeszkadzało mi ono, ja tam je bardzo lubiłem, zwłaszcza przytulać się w nie w jakieś chłodne dni, no ale człowiek nie może być za ciepły, tak, jak i nie może być za zimny. Tylko, ja za zimny nie jestem. Jemu się może wydawać, że to z temperaturą mojego ciała jest coś nie tak, wydaje się mu, że coś jest nie tak, bo sam płonie żywym ogniem. 
– O tak, marzę o tym – wyznał, mimowolnie uśmiechając się na tę myśl. Gdyby wszystkie jego marzenia były takie proste... no ale do tej pory nie ma niczego, czego bym nie spełnił. Łącznie z tymi dziećmi, co przecież wydaje się niemożliwe, a ja już mam pewien plan, który ma realną szansę się udać, jeżeli uda mi się znaleźć bardzo dobrego alchemika. 
– Więc jak wrócimy, każę komuś ze służby ci coś takiego przygotować – zarządziłem, już sobie w głowie przygotowując plan, jak ma wyglądać reszta tego dnia, którą na szczęście mogę poświęcić mu w całości, bo to, co zrobić miałem, już zrobiłem. W takiej kąpieli jednak nie zamierzam mu towarzyszyć. 
– Nie trzeba, i tak już dużo robią, a ja mam dwie sprawne ręce, mogę to zrobić sam – odparł, oczywiście jak zwykle nie mogąc zaakceptować, że od pewnych rzeczy mam ludzi, którzy dostają uczciwe pieniądze za wykonywanie tych rzeczy. I chyba mu tego nigdy nie przetłumaczę. 
– Skoro nalegasz – odparłem, wzruszając ramionami i wchodząc na swoją posesję. To nie jest coś, do czego go muszę przymuszać. Przymuszać za to go będę ewidentnie do badań, bo tego to mu nigdy nie odpuszczę. 
Tak więc Haru poszedł do łazienki, a ja zająłem miejsce na balkonie, chcąc pokorzystać z miłej pogody. Teraz można by się wybrać do letniej rezydencji, i tam odpocząć... ale to niestety możliwe nie jest. W tym roku zrobiłem sobie ewidentne za dużo wolnego. No i też zbliżał się ślub, którego trzeba było pilnować. Właśnie, trzeba napisać jeszcze jedno zaproszenie, ale to jak Haru wyjdzie z kąpieli, bo nie pamiętałem już, jak się on nazywał. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

To była bardzo ciekawa propozycja, chętnie bym zjadł coś, co wyszło spod jego ręki, a nie tylko mojej. Mój mąż, jeśli chcesz, to potrafi, problem jednak jest w tym, że w siebie nie wierzy i nie jestem pewien nawet czy uwierzyć potrafi, ciągle tylko zmienia temat, gdy tylko mówię o nim, przez cały czas słysząc, jaki to on jest bezużyteczny, ja naprawdę tego nie pojmuję, kiedyś taki nie był, ta jego osobowość zmieniła się wraz z przemianą, czy jeszcze kiedyś będzie taki, jakiego go zapamiętałem? Obawiam się, że nie mimo moich najskrytszych chęci.
- Zjadłbym coś, bardzo chętnie tylko Hym, o może na taką kolację zrobisz nam jakiegoś kurczaka z warzywami? - Zaproponowałem, pamiętając, że kiedyś był w stanie zrobić nam naprawdę dobrego kurczaka, a warzywa są tak proste w przygotowaniu, że każdy chyba byłby w stanie je zrobić.
- Kurczaka z warstwami? Wiesz, nie jestem pewien czy aby na pewno mi to wyjdzie, wiesz przecież, że umiem tylko proste dania - Czy to danie było jakoś bardzo skalkulowane? Raczej nie, z resztą przecież będę z nim w domu, a to oznacza, że mogę to zrobić razem z nim, a jeśli już naprawdę będzie zdania, że nie chcę tego robić ze mną, to dam mu zeszyt, w którym kiedyś zapisywał wszystkie swoje kuchenne przepisy, bo skoro w tamtym życiu mu to wychodziło, to dla czego miałoby w tym nie wyjść?
- Dasz radę, ja w ciebie wierzę - Nigdy w niego nie zwątpiłem i nigdy nie zwątpię, tego może być pewien.
- Wiara nic tu nie da owieczko - A on jak zawsze swoje, co za uparte dziecko.
- Twój pesymizm mnie załamuje, pomogę ci, jeśli będzie trzeba, niczym się nie przejmuj, a teraz proszę koc, ogień i powinno być ciepło - Widząc, jak bardzo mu zimno chciałem, aby zajął się teraz sobą, porządnie wygrzewając ciało.
- Muszę jeszcze małej dać jeść - No tak pies, jak mogłem o niej zapomnieć.
- Już jej dam, zostaw to - Tak jak zarządziłem, tak zrobiłem, okryłem go porządnie kocem, zabierając od niego jedzenie dla psa, które jej sam przygotowałem, podając prosto przed pyszczek.
- A więc jednak ją polubiłeś? - Na to znacznie zmarszczyłem brwi, no na pewno, bo raz ją nakarmiłem, za dużo sobie wyobraża.
- Nie, za dużo sobie nie wyobrażaj - Uspokoiłem go, kładąc obok niego. - Idź już spać, rano czeka nas ciężka podróż.

Tak jak mówiłem, tak też się stało, było zimno i mokro a droga dłużyła się jak nigdy dotąd, Sorey miał już dość i z trudem leciał za mną, nie chcąc przerwy, pragnąc tylko, znałeś się w domu.
To natomiast wydarzyło się dopiero wieczorem tuż przed ulewą, którą udało nam się ominąć.
- Idź od razu do łazienki i weź gorącą kąpiel - Zwróciłem się do męża, wiedząc, jak bardzo zmarzł.
- A co z Psotką, tobą i rzeczami - Oczywiście wszystko ważniejsze od jego samego.
- Zaraz wszystko biedzie suche, ale tu już idź - Trochę tak mu rozkazując, nim jednym ruchem ręki wyruszyłem męża, psa i rzeczy. - No już na co czekasz? - Dopytałem, marszcząc swoje brwi.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Bardzo się cieszyłem, gdy tylko mój narzeczony zgodził się na to, aby mój przyjaciel pojawił się z żoną i córką na weselu, to będzie naprawdę cudowny dzień, będę mógł zaprosić kogoś, kogo bardzo lubię i znów zobaczyć tą jego malutką księżniczkę, przy której serce zabiło znacznie szybciej. Wygląda na to, że ta mała gwiazda obudziła moje najskrytsze głęboko zakopane marzenia, które kiedyś wyparłem z głowy, mając cudownego narzeczonego, chociaż, mimo że dzieci mieć nie możemy z własnej miłości, to wciąż możemy mieć dzieci, adoptować na przykład, przecież jest tyle dzieci na tym świecie, które potrzebują pomocy, rodziny, miłości a takie pary jak my lub takie, które nie mogą mieć dzieci, zawsze przygarnąć mogą takie, które tego protestują.
- Cieszę się bardzo i obiecuję, że nie będzie ci przeszkadzają, rodzice będą pilnować ją, a jeśli będzie potrzeba to i ja się nią zajmę - Obiecałem mu, całując w usta, te piękne i mięciutkie usta, które kochałem nad życie.
- Ty? Ty mój drogi masz świrować i spędzać czas ze mną jako mój mąż, a dzieckiem niech się zajmują rodzice, nie wiem rodzina w domu, mają coś z nią, zrobić bylebyś ty nie musiał się nie zajmować - No tak, nie mogło być za dobrze i tak miło, że się ugiął, pozwalając mi na zaproszenie przyjaciela z żoną.
- Dobrze, już dobrze, jakoś to Lei opanuje, a na razie wróćmy już do rezydencji, czy chcesz jeszcze spędzić czas tu na słońcu? - Szczerze mówiąc, ja sam chciałem wrócić do rezydencji, tu jak dla mnie jest za ciepło, co mój narzeczony uważał za jakąś moją chorobę, dlaczego tak? Przecież ja jestem zdrowy, po prostu to on ma za zimną skórę jak na normalnego człowieka, nie trzeba od razu zwalać winy na mnie i mnie oskarżać o to, że to ze mną jest coś nie tak, gdy sam nie wie, czy jest w stu procentach zdrowy.
- Zostańmy tu jeszcze na chwilę, jest bardzo ładna, pogoda nie chcę marnować jej na siedzenie w rezydencji - Odpowiedział mi, co naturalnie przyjąłem do świadomości, wracając na ławkę, aby jeszcze trochę posiedzieć na słońcu, a mogłem usiąść w cieniu, byłoby mi znacznie lepiej i przyjemniej.
- Wracajmy, bo coś widzę, że masz już dość tego słońca - Jego słowa były dla mnie zbawienne, naprawdę chciałem już wracać albo przynajmniej opuścić ławkę, na której było mi aż tak gorąco.
- Wiesz to bardzo dobry pomysł - Przyznałem, od razu wstając z ławki, chwytając jego dłoń.
- Jesteś jeszcze bardziej gorący niż zazwyczaj - Stwierdził, gdy tylko chwyciłem jego dłoń.
- To wszystko przez to słońce, jest mi przez nie gorąco - Mruknąłem, kręcąc przy tym swoim nosem.
- Muszę zabrać cię do jakiejś maga, kogoś kto będzie mi w stanie powiedzieć, co jest z tobą nie tak.
- Już byłem, nie muszę iść kolejny raz - Uparcie trzymałem się swojego zdania, nie chcąc znów się w to bawić.
- Nie mój drogi, ty byłeś u medyka, a to co innego - Stwierdził, patrząc na mnie z powagą.
- Nie ważne, nigdzie już nie pójdę - Stanowczo postawiłem na swoim, mając już dość chodzenia do medyków, którzy i tak nic nie są w stanie u mnie znaleźć.

<Paniczu? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Jak ja mam mu nie powtarzać, że jestem złym wyborem, kiedy ja właśnie jestem dla niego nienajlepszy jako anioł, i byłem nienajlepszy jako człowiek. Po prostu Miki jest taki wspaniały, i cudowny, i najlepszy na świecie, no i jestem taki ja, który sobie po prostu jest. I to wszystko, co mam do zaoferowania. Chciałbym mu dać coś więcej, coś, na co faktycznie zasługuje, ale to jest tak po prostu niemożliwe dla mnie. 
– No ja wiem, ale jest tyle osób wspaniałych, i lepszych dla ciebie, którzy by ci dali wszystko, na co tylko zasługujesz. A ja ci nie daję nic. Nawet wykąpać się z tobą nie mogę, bo zaraz chory będę – wyznałem mu trochę swój punkt widzenia mając nadzieję, że to końcu go zrozumie. 
– Może i są, ale za to ty dajesz mi szczęście, i tylko tego pragnę – odpowiedział, po czym stanął na palcach i ucałował mnie w żuchwę. – Lecimy? 
– Lecimy – przyznałem, cicho wzdychając. 
Opuszczenie azylu było dla mnie tak odrobinkę dramatyczne, bo tutaj, pod barierą ochronną, było cudownie, cieplutko, wiał wiaterek taki leciutki, ale przyjemny, i ogólnie tak cudownie było tam, że w ogóle nie chciało się opuszczać tego miejsca. A na zewnątrz? Mój panie, myślałem, że umrę z zimna. Tak chłodno było. A przecież do zimy jeszcze jakiś miesiąc... Już teraz mam ochotę ukryć się pod kołdrą i niczym się nie przejmować. Niestety, muszę wytrwać i dzisiaj, i jutro wieczorem już będę w domku cieplutkim, o ile się oczywiście wcześniej się rozpali w kominku. Nienawidzę zimy. 
Wziąłem oczywiście nasze cudowne maleństwo na ręce, przytuliłem do siebie i wyruszyłem w zimną drogę. Było naprawdę paskudnie. Nie wiem, czy padało, czy nie, ale jakoś tak niefajnie było, bo moje skrzydła, i twarz, i ubrania, i ręce, i wszystko było pokryte chłodną rosą. Na szczęście Psotkę ukryłem pod płaszczem, więc ona bardzo nie ucierpiała, ale ja... cóż, w pewnym momencie miałem wrażenie, że zaczynam tracić czucie w palcach. 
Strasznie się ucieszyłem, kiedy w końcu zrobiliśmy sobie postój w jaskini, i mogłem się położyć, i okryć kocykiem, a Miki jeszcze moje ubrania wysuszył, i patyki na ogień... ale zanim się opatulę kocem i wtulę w Mikleo, muszę zająć się pieskiem. 
– Już zaraz powinno ci się cieplej zrobić – odezwał się zmartwiony, kiedy rozpaliłem ognisko jednym ruchem ręki. 
– Mam nadzieję. Zima jest okropna – burknąłem, przygotowując pieskowi jedzonko. Psotka cierpliwie czekała, wpatrując się we mnie oczarowana. 
– Jeszcze trochę i będziemy w domu – odpowiedział, całując mnie w policzek. – Naprawdę chłodny jesteś – dodał, kładąc mi dłoń na czole. 
– Trochę zmarzłem, ale już jest ze mną lepiej, bo jesteś obok – obiecałem, uśmiechając się delikatnie. – Ale pomyśl, jak teraz będziemy mieć fajnie. W domu będziesz tylko ty, i tylko ja, i tak przez tydzień ponad. Może bym ci zrobił jakąś kolację ładną? Masz na coś konkretnego ochotę? – dopytałem, odwracając się w jego stronę. Teraz będziemy mieć czas dla siebie, więc będę mógł mu zrobić wszystko, co tylko chce. I o ile oczywiście będę w stanie, no ja to taki bardzo utalentowany to ja nie jestem. 

<Owieczko? c:>

poniedziałek, 6 maja 2024

Od Mikleo CD Soreya

 Doskonale rozumiałem jego obawy, gdyby się przeziębił, nie byłoby to dla niego przyjemne i ja to wiem bardzo dobrze, jednak tak jak już mówiłem, ta woda jest ciepła i myślę, że nic mu nie będzie, oczywiście nie chcę go do niczego zmuszać, jeśli nie chce i nie lubi, sam mogę sobie popływać.
- Tak szczerze to pływać nie musisz umieć, poprowadzę cię, pływam bardzo dobrze, a woda jest naprawdę ciepła, trochę tak jakbyśmy znów pływali w gorących źródłach - Wyjaśniłem, przypominając sobie te wspaniałe czasem, młodzież spontaniczni i tylko we dwoje, piękne czasy.
- Pływaliśmy w gorących źródłach? - Był zaskoczony, ale to tylko dlatego, że tego nie pamiętał.
- Tak, byliśmy w tylu miejscach i widzieliśmy takie rzeczy, z których szkoda byłoby nie skorzystać - Wyjaśniłem, wstając z mostu, musząc zdjąć buty, z którymi pływać nie chciałem, nie mówiąc już i tym, że mógłby się zniszczyć, a tego też nie chciałem.
- Chcesz? - Nim zdążył mi odpowiedzieć, wskoczyłem do wody, która otuliła mnie swoim cudownymi objęciami.
Wynurzyłem się dopiero po chwili, zdejmując włosy z oczu, ponownie zerkając na męża.
- Wiesz Miki, chyba sobie odpuszczę, nie chcę być chory - A on znów swoje, czy ja w ogóle jestem słuchany? Przecież chyba jasno dałem mu do zrozumienia, że nic mu nie będzie.
- Nie będę cię zmuszać, jeśli tego nie chcesz, przypominamy ci mimo to, co wcześniej powiedziałem. Nie przeziębisz się, w tym miejscu to po prostu nie jest możliwe - Zapewniłem, kładąc się na wodzie, pozwalając się nieść wodzie.
Sorey siedział na brzegu, nie specjalnie chcąc do mnie dołączyć, co szanowałem, mimo że chętnie spędziłbym z nim czas w wodzie, która była tak cudowna szkoda tylko, że dla mnie, a nie dla niego.
Wodę opuściłem dopiero wieczorem, mimo że najchętniej nigdy bym już jej nie opuścił.
- Chodź, pójdziemy się położyć, jutro czeka nas podróż do domu - Po wyjęciu z wody chwyciłem dłoń męża, prowadząc go do domu, wraz z Psotką mogąc już tylko położyć się spać.

Odejście z Azylu było naprawdę trudne, nasze dzieci nie chciały zostawać tam same i pewnie, gdyby nie Sorey zgodziłbym się na ich powrót, jestem zdecydowanie za miękki dla tych naszych dzieci.
Mimo że było to ciężkie, pożegnaliśmy się z dziećmi, ruszając w drogę powrotną do domu..
- Miki nie martw się tak, dziadek pomoże nam i pokaże im, jak bardzo nie doceniają tego, co mają - Mój mąż, widząc moją niepewność, skupił się na mnie, gdy tylko wylądowaliśmy w jaskini na nocną przerwę.
Sorey jak zawsze był w stanie mnie pocieszyć, podnieść z dołka, bez niego na pewno nie dałbym sobie rady.
- Masz rację, co ja bym bez ciebie zrobił - Odpowiedziałem, przytulając się do niego gorącego ciała.
- Zapewne znalazłbyś sobie kogoś innego i na pewno dużo lepszego - To co mówił, naprawdę mi się nie podobało, on był moim wyborem, to jego kochałem i to z nim chciałem spędzić całe życie, dlaczego on wciąż to neguje?
- Nie mów tak, ja naprawdę cię kocham i nie chcę, abyś tak źle o sobie myślał, sprawiasz mi tym przykrość, pozwól mi kochać cię takim, jakim jesteś z całym bagażem wad i zalet bez ciągłego powstania mi, że jesteś złym wyborem - Na prawdę było mi przykro, gdy tak do mnie mówił, a on mimo to ciągle to robił, wszystko utrudniając mi jeszcze bardziej.

<Pasterzyku? C:>

Od Daisuke CD Haru

 Słodka córeczka... a więc moje przeczucie mnie nie myliło, chyba bardzo chciał mieć córkę. I to nawet bardzo, sądząc po jego spojrzeniu rozmarzonym. Czy ta mała była taka słodka, to ja bym nie powiedział. Wpatrywało się we mnie jak ciele w malowane wrota, i nie chciało przestać. I do tego wszystkiego zabrała mi broszkę, którą miała mieć tylko przez chwilę. Dopiero w tym momencie sobie o tym przypomniałem. Nie, żeby to było coś bardzo sentymentalnego, z takich rzeczy mam tylko skromny pierścionek zaręczynowy od Haru, który dalej jest oczywiście na moim palcu, i... i to w sumie wszystko. Kolejna będzie obrączka, jeżeli wszystko pójdzie dobrze. Jak chodzi o ubrania, biżuterię, dodatki, to nie jestem jakoś bardzo sentymentalny, zawsze w końcu mogłem sobie kupić drugie takie samo, albo nawet i lepsze. Ale jednej mojej broszce przyznać musiałem, była dosyć droga, więc dobrze byłoby dla tego dziecka, by jej nie zgubiło. I nie zniszczyło. 
– Polubiłeś ją? – zapytałem na razie dosyć grzecznie i neutralnie, chcąc trochę wybadać temat. Wiedziałem, że chce mieć dzieci, pytanie tylko brzmiało, jak bardzo, bo jeżeli naprawdę bardzo, bardzo, to może uda mi się zrobić tak, by posiadanie potomka dla naszej dwójki było możliwe. Tylko nie teraz. Wpierw oczywiście ślub, a o dzieciach moglibyśmy pomyśleć potem. Znaczy, ja pewnie będę musiał, bo rozwiązanie, jakie na to mam, mu się zapewne nie spodoba, i będę musiał sam się mu poddać. I znów mi się piętrzy rzeczy do zrobienia. Praca, finanse, współprace, nasz ślub, zdrowie Haru, teraz dzieci mi najprawdopodobniej dojdą... nie wiem, jakim cudem mi na to życia starczy. 
– A ty nie? Przecież ona była taka słodziutka. I kochana. I słyszałeś, jak pięknie powiedziała ci „dziękuję”, jak jej już dałeś broszkę? No przecudowna, i że jeszcze kolejnego się spodziewają, ja na jego miejscu byłbym wniebowzięty... – Haru oczywiście był w swoim żywiole, całkowicie dając ponieść się marzeniom, ale też dał mi bardzo ważną wskazówkę. Byłby wniebowzięty na jego miejscu. Więc dzieci także będę musiał dodać do listy pod tytułem „do zrobienia” jeżeli chcę, by był szczęśliwy.
– Nie przypominam sobie jednak, byś zapraszał tego znajomego na ślub – zmieniłem trochę temat, no bo przecież wiedziałem już wszystko, co wiedzieć o jego chęci do posiadania dzieci chciałem.
– A no bo wiedziałem, że ma dziecko, i jak słyszałeś jego żona też spodziewa się dziecka, więc musi na siebie uważać. No i też nie będą mieć z kim zostawić Lan, a ty dzieci nie lubisz i pewnie nie będziesz chciał jej na weselu... – skwitował, na co westchnąłem cicho. On specjalnie teraz tak to ubrał w słowa, bym wyszedł na tego złego. Ciekawe tylko, czy robi to z premedytacją, czy też nie. 
– Możemy go zaprosić, oczywiście z żoną i tą małą, jeżeli bardzo tego chcesz – odpowiedziałem, zerkając na niego kątem oka, by móc zarejestrować zaskoczony wyraz jego twarzy. 
– I nie będziesz miał nic przeciwko? – dopytał, nie mogąc za bardzo w to uwierzyć. 
– Nie. Jedno dziecko przez jeden wieczór jakoś zniosę – stwierdziłem, wzruszając lekko ramionami. Już chyba wolałbym to dziecko na weselu niż Ryo, więc najprawdopodobniej będę mieć i jednego, i drugiego, skoro to ma go tak uszczęśliwić. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Czyli gdyby nie dziadek, Miki by tu sobie mieszkał, i byśmy się prawdopodobnie nigdy nie spotkali... To byłoby nawet lepiej dla niego. No bo przecież tu ma pięknie, ma tu wspaniałe widoki, temperatura jakaś taka względna, nie za ciepła, nie za zimna, Aurora też tu jest, i inne anioły, takie mądrzejsze, i poważniejsze, bo i ogólnie takie lepsze ode mnie. Tak, pozostanie tutaj byłoby dla niego zdecydowanie lepsze. 
– Czyli tu miałbyś idealnie – skwitowałem, wsłuchując się w szum spadającej wody. Zupełnie co innego, niż to jeziorko nieopodal nas. Bo w sumie, mamy tylko jeziorko, bez żadnych takich wodospadów. W ogóle nie mamy wodospadów w pobliżu. A jak mamy jezioro, to jest ono takie trochę bardziej... cóż, muliste. Nie ma takiego ładnego koloru, jak tu. Tu jest naprawdę wspaniale. 
– No tak niekoniecznie. Jest tutaj dziadek, i nie miałbym ciebie. Przez długi czas ludzie nie mieli tutaj wstępu, to miejsce było przed nimi chronione i w ogóle dla nich niewidoczne. Właściwie, to mogły tu być tylko anioły, dopiero później schronienie tu mogły znaleźć jeszcze wygnańcy, a odkąd Aurora bardziej tym zarządza, a nie dziadek, mogą tu być także ludzie – wyjaśnił, trochę bardziej mi tę sytuację rozjaśniając. Czyli faktycznie byśmy się nigdy nie spotkali. No bo jak byłem człowiekiem, i nas rozdzielili, to bym go nigdy nie odnalazł, skoro ludzie nie mieliby tu wstępu. 
– Ale byłbyś tutaj szczęśliwy. Przecież masz tu wszystko. Masz względnie chłodno, wodę, towarzystwo tobie podobnych... może gdybyś był w stanie postawić się dziadkowi, znalazłbyś szczęście w tym miejscu. I był z aniołem, a nie z człowiekiem – odparłem, przyglądając się mu z uwagą. To brzmiało jak życie znacznie lepsze od tego, które ma ze mną, czy też miał, kiedy byłem człowiekiem. Musi martwić się o gorąco, o dostęp do wody, a jak jeszcze byłem człowiekiem, musiał zamartwiać się o mnie, bo a to jedna choroba, to druga, jeść musiałem, i uważać na siebie musiałem, potem jeszcze przedwczesna śmierć, która go załamała... Gdyby się tak z aniołem związał, nie miałby takich problemów. A i ja nie robiłbym jakichś takich dzikich akcji i nie uciekał z nieba, bo nie musiałbym się o niego zamartwiać, że coś mu jest, i coś mu grozi, że sobie nie poradzi, bo miałby takiego cudownego anielskiego partnera i on nie musiałby się o nic martwić. 
– Moje szczęście jest przy mnie – wyznał, uśmiechając się do mnie ciepło i zaraz po tym ucałował mnie w policzek. 
– Ale może mógłbyś być bardziej szczęśliwy, niż jesteś teraz – kontynuowałem, nie chcąc za bardzo mu odpuścić. 
– Z tobą jestem bardziej szczęśliwy. Najszczęśliwszy na świecie – bardzo, ale to bardzo chciał mnie w tym przekonaniu utwierdzić. 
– Coś mi się wydaje, że najszczęśliwszy na świecie będziesz, jak wskoczysz do tej wody – odparłem, trochę zmieniając temat. 
– A może wskoczysz ze mną? Woda jest tu cieplutko, po kąpieli nic ci nie będzie – zaproponował, uśmiechając się delikatnie. 
– A jest ciepła? Bo ja nie lubię ciepłej. No i też nie wiem, czy umiem pływać. Nigdy nie pływałem – odparłem, jakoś tak nie do końca przekonany co do jego pomysłu, woda w takim zbiorniku zawsze kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z chorobą, a chory to ja być nie chciałem. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

 Czy ja go znałem? Oczywiście, że znałem i to nawet bardzo dobrze, Lei pracował ze mną kiedyś w straży i można powiedzieć, że byliśmy jak przyjaciele nierozłączni.
- Tak znam, pracowaliśmy razem - Odpowiadając wstałem z ławki, podchodząc do starego przyjaciela, którego już lata nie widziałem. - Lei jak miło cię zobaczyć po tylu latach - Przywitałem się z mężczyzną, ciesząc się na jego widok.
- Dzień dobry - Usłyszałem cichy, ale jaki słodki głosik.
- Dzień dobry jak masz na imię? - Zapytałem, kucając przy dziewczynce, która była taka słodziutka.
- Lan - Odpowiedziała nieśmiało, kierując wzrok na mojego narzeczonego.
- Bardzo ładnie - Przyznałem, uśmiechając się do niej ciepło, zerkając na mojego narzeczonego, wstając z kolan. - A to Daisuke mój narzeczony - Tym razem bardziej zwróciłem się do mojego przyjaciela niż do dziewczynki, chociaż ona wpatrywała się w Daisuke jak zaczarowana.


- No proszę, ktoś tu się nareszcie ustatkował - No tak nie byłem zaskoczony tym, że właśnie się, że mnie śmieje, w końcu zawsze powtarzałem, że ja to się nie ustatkuje, a tu proszę mam narzeczonego i kocham go nad życie.
- Tak i, jak widzę ty też, nareszcie założyłeś rodzinę, twoje marzenie się spełniło..
- Tak, mam wspaniałą żonę, cudowną córkę i jeszcze jedno w drodze, za kilka miesięcy będzie nas więcej - Zadowolony opowiadał mi o tym, jak bardzo cieszy się z posiadania dziecka i jak cudowne to jest. Wierzyłem mu, chociaż wiedziałem, że nigdy nie będę w stanie tego sprawdzić na własnej skórze, ani ja, ani mój panicz dzieci mieć nie może, a więc to jasne, że nigdy ich mieć nie będziemy, trochę szkoda, ale byłem przecież tego świadomi, gdy zdecydowałem się na ślub z mężem, a nie kobietą.
- Cieszę się, naprawdę się cieszę twoim szczęściem, zasłużyłeś sobie na to - Byłem szczery, naprawdę zawsze kibicowałem mu w znalezieniu prawdziwej miłości i posiadania dziecka, o którym zawsze marzył.
Rozmawiając z moim przyjacielem, poczułem dłoń panicza, która lekko mnie szarpnęła.
- Co się dzieje? - Od razu zwróciłem uwagę na niego, nie wiedząc, czy przypadkiem czegoś potrzebuje.
- To dziecko się na mnie patrzy, zrób coś z nią - Powiedział mi to cicho tak, aby nikt tego nie usłyszał.
Rozbawiony spojrzałem na dziecko, biorąc ją na ręce oczywiście za jej pozwoleniem.
- Nie bój się mój drogi to tylko dziecko - Rozbawiło mnie jego zachowanie, wszystko się spodziewałem, ale takiej reakcji na dziecko to nie.
- Nie boję się - Burknął, tym razem obrażony na mnie za to, co powiedziałem.
- Chcesz może coś od tego pana? - Tym razem odezwałem się do dziecka, aby zrozumieć jej zachowanie.
- Tak, broszkę, jest bardzo ładna - Daisuke nie chciał się zgodzić, w końcu to jego własność i dlaczego ma ją oddawać. Podejrzewam, że dalej uparcie trzymałby się swojego zdania, gdyby nie dziecko, które cały czas na niego patrzyli.
- Dobrze, niech już będzie - Zdjął broszkę, którą podarował dziecku, uszczęśliwiając je tym samym.
Z Lei jeszcze chwilę porozmawiałem, podziwiając jego piękną córeczkę, która w końcu była już zmęczona, chcąc wracać do domu.
Pożegnałem się więc z przyjacielem, licząc na to, że jeszcze się zobaczy.
- Ma naprawdę słodką córeczkę - Przyznałem, rozmarzony o tym, jak by to było, gdybyśmy to mu mogli mieć dzieci.

<Paniczu? C:>

Od Daisuke CD Haru

 Czy było aż tak ciepło? Nie powiedziałbym. Było całkiem optymalnie. Przyjemnie. A przecież to ja byłem ubrany całkowicie; długie rękawy, gorset, wszystko ładnie dopasowane i ściśnięte, a on był luźno ubrany, więc jak mu mogło być gorąco, a mnie nie? To za bardzo sensu nie miało, widziałem tylko jedno wytłumaczenie na to, i brzmiało ono tak, że z nim jest coś nie tak. No bo przecież nie ze mną. 
– Może chory jesteś – odparłem nieco zmartwiony, kładąc na jego czole dłoń. Oczywiście, że gorące. Zdziwiłbym się, gdyby było chłodne. Mam jednak nadzieję, że w końcu do tego doprowadzimy. 
– Medyk już mi mówił, że nic mi nie jest – burknął, delikatnie pusząc policzki.
– Powiedział, że nie jest w stanie stwierdzić, co ci jest, a to duża różnica. Musimy po prostu znaleźć kogoś, kto ma nieco większą wiedzę i umiejętności – odpowiedziałem, zdejmując dłoń. 
W zeszłym miesiącu udało mi się w końcu go zabrać do medyka, chociaż marudzenia przy tym było mnóstwo. Zauważył on u mojego narzeczonego pewne nieprawidłowości, tak więc mamy pewność, że to gorąco nie było normalne, ale nie potrafił stwierdzić, dlaczego. Zasugerował, że może to pochodzić od rodziny, no ale Haru jej za bardzo nie znał. Będę musiał dla niego znaleźć innego specjalistę. Najlepiej jeszcze kogoś, kto posługuje się odrobiną magii, i innymi środkami tego typu. I też w końcu zająć się pochodzeniem jego rodziny. To nie może być takie trudne. Gdyby był bez nazwiska, no to byłoby to wręcz niemożliwe, ale w spisie prowadzonym przez miasto powinno być coś na temat jego rodziny. Chyba, że się tu przeprowadzał z innego miasta, albo jakiejś zapyziałej wsi, to wtedy faktycznie, może się mały problem pojawić.
– A po co, skoro czuję się dobrze? – spytał, oczywiście nie rozumiejąc, dlaczego to jest takie ważne. Coś tak czuję, że gdyby tylko mógł, medyków omijałby szerokim łukiem, nieważne, co by mu dolegało; czy byłyby to połamane żebra czy trochę wyższa temperatura. 
– Po to, by wiedzieć, co ci jest, i co może z tego wyniknąć, jeżeli pozostawimy to samemu sobie – wyjaśniłem spokojnie, patrząc na niewzruszoną taflę jeziora. Cisza, i spokój... tak to ja mogłem żyć. Tylko jak tak teraz sobie myślę, to jak Haru wytrzyma w ślubnym stroju, jeżeli będzie taki upał, jak to on twierdzi? A mam nadzieję, że właśnie będzie taka pogoda, jak tego dnia. Może nawet wyższa temperatura by była. Nie pogardziłbym. 
– Haru! – słysząc czyjś męski głos, który nawołuje mojego narzeczonego, odruchowo odwróciłem głowę w jego stronę ciekaw tego, kto chce zakłócać spokój mego przyszłego męża, i przy okazji mój. Dostrzegłem idącego ścieżką dosyć młodego mężczyznę, który trzymał za rączkę małe dziecko, jasnowłosą dziewczynkę. Nie mam pojęcia, ile mogła mieć lat, no ale skoro chodziła powoli na własnych nogach, to może dwa? Albo trzy. Może nawet cztery. W określaniu takich rzeczy jestem beznadziejny, na dzieciach to ja się za bardzo nie znałem. 
– Twój znajomy? – spytałem, zerkając na Haru. Ja tego mężczyzny w życiu na oczy nie widziałem, ale on z reguły świetnie wydawał się znać Haru, skoro go wolał po imieniu. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Byłem jak najbardziej za tym, aby pokazać mu ciekawe miejsca znajdujące się w Azylu, a jest ich tu naprawdę wiele na przykład piękne jezioro z połączonymi ze sobą licznymi wodospadami i bujną roślinnością znajdując się wokół. Sama woda natomiast mieni się wieloma kolorami od przezroczystości po intensywny turkus, myślę, że to miejsce naprawdę się mu spodoba, do tego wszystkiego znajdowało się to w środku, pięknego lasu gdzie pies będzie mógł sobie pobiegać, a my usiąść na moście grzejąc się w słońcu, które tu zawsze było, nie pamiętam, aby w tym miejscu kiedykolwiek było zimno lub aby padał śnieg. Cóż znajduje się to miejsce z dala od ludzkiego istnienia, dlatego nawet temperatura bywa tu zupełnie inna.
Zamyślony o tym, gdzie możemy pójść, zerknąłem na Psotkę, która wesoło merdała ogonem, patrząc na mnie, trochę tak jakby chciała się zaprzyjaźnić. Czy ten pies nie czuje, że ja za nią nie przepadam? Jest aż tak głupiutka? A może aż tak bardzo chcę się ze mną zaprzyjaźnić a wszystko po to, aby zamyślić mi oczy.
- Weź ją stąd - Zwróciłem się do męża, dając mu jasno do zrozumienia, że nie chcę, aby jego zwierzak przy mnie był.
- Dlaczego zobacz, ona jest taka słodka - Podszedł do mnie, biorąc pieska na ręce, przysuwając ją bliżej mojej twarzy, aby Psotka miała szansę polizać mnie po twarzy. Skrzywiłem się lekko, wycierając miejsce, której przed chwilą było pokazane przez psa.
- Nie rób tak, ona ma mnóstwo bakterii i zarazków nie chcę czymś się zaraz - Mruknąłem, nie specjalnie szczęśliwy z tego, co piesek zrobił i, że po co on ją mi tu pokazuje ile jeszcze razy mam mu mówić, że nie chcę jej?
- Oj tam nie przesadzaj, przecież jest czysta i na pewno cię niczym nie zarazi, a teraz już chodź marudo moja nad... No właśnie gdzie w końcu idziemy? - Maruda? Ja nie jestem marudą, tylko nie chcę mieć tego psa, jasno to określiłem już dawno temu.
Westchnąłem ciężko, nie chcąc się z nim wykłócać, niech już mu będzie, jestem marudą.
- Nad jezioro, znajdujące się w lesie, twój pies będzie miał gdzie biegać, a my możemy usiąść nad jeziorem - Zaproponowałem, proponując mu to, na co sam wpadł, zgadzając się jednocześnie z jego pomysłem
- Jeszcze się do niej przekonasz i będziesz mówił nasz, a nie twój - Zapewnił mnie, chociaż ja w to nie wierzyłem.
Sorey chwycił moją dłoń, idąc spokojnie nad jezioro, pozwalając Psotce biegać po lesie, gdy sam mógł znów zobaczyć miejsce, które kiedyś tak dobrze znał a o którym zapomniał, dostając nowe życie..
- Bardzo tu ładnie - Stwierdził, z czym musiałem się zgodzić, nie tylko jezioro, wodospady i las był piękny, ale i roślinność, która była wokół naprawdę bujna, akurat nie wiem, czy zwraca uwagę na rośliny wokół niego, ale na pewno zwraca uwagę na jezioro i wodospady, nie licząc psa, który cały czas biegał pod nogami, chcąc tym samym zwrócić uwagę swojego pana na sobie.
- To prawda, Azyl mimo wszystko jest naprawdę magiczny miejsce. I pewnie, gdyby nie dziadek nigdy bym go nie opuścił - Przyznałem, siadając wraz z mężem na starym już moście.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Czułem, że mój panicz był na mnie zły i to nawet bardziej niż na to wskazywało jego zachowanie, nie dziwiło mnie to za bardzo, bo gdybym to ja był na jego miejscu, również czułbym się z tym źle, oj będę musiał mu to wynagrodzić i to naprawdę porządnie wynagrodzić i to najszybciej jak się tylko da.
- Tak, idziemy, idziemy - Od razu wstałem z łóżka, podchodząc do mojego panicza, który przyglądał mi się uważnie w odbiciu. - Coś się stało? - Zwróciłem uwagę na jego spojrzenie, które było zupełnie inne, zdecydowanie bardziej oschłe niż zazwyczaj a może tylko mi się tak wydawało? Tego nie wiem, czasem zdecydowanie za bardzo przesadzam.
- Nie, nic się nie stało, chodźmy już - Odwrócił się w moją stronę, ruszając do wyjścia z sypialni, a następnie rezydencji prowadząc mnie w stronę cmentarz.
Tam natomiast uświadomiłem sobie, jak dawno mnie tu nie było i jak bardzo go zaniedbałem, było mi z tego powodu naprawdę głupio, powinienem częściej tutaj przychodzić, nie mogę zaniedbywać mojej babci, która zawsze ze mną będzie. Mimo że jej ciało już umarło, dusza wciąż gdzieś tu jest i widzi wszystko to, co robię i jak moje życie się potoczyło.
- Cześć babci, dawno mnie tu nie było - Mówiłem do niej tak, jakby miała mnie usłyszeć, bo tak czułem i wiem, że można mnie z tego powodu brać za głupka i może to jest głupie, ale ja w to wierzę i nie chcę tego zmienić. A zdanie innych e tym wypadku w ogóle mnie nie obchodzi.
Zająłem się grobem, doprowadzając go do porządku, chcąc, aby znów wyglądał tak, jak wyglądać powinien.
Zadowolony skupiłem się jeszcze przez chwilę na modlitwie, bardzo chcąc, aby moja babcia gdziekolwiek by się nie znajdowała, była bezpieczna i szczęśliwa.
Z powodu tego przyjścia na cmentarz mój nastrój od razu się pogorszył, każde przyjęcie na cmentarz przypomina mi o śmierci mojej babci o tym, że nie powinienem się bawić, nie w dzień śmierci babci, powinienem to przeżyć w spokoju tu z nią, a nie imprezować wczoraj z bliskimi, tak być nie powinno...
- Coś się stało? - Mój panicz chyba zauważył moją moje, która mówiła wszystko, dosłownie wszystko.
- Nie, to znaczy trochę tak, zawsze, gdy przychodzę tu do babci, czuje się jakoś dziwnie, jak chyba każdy, kto przychodzi na gród swoich bliskich - Wytłumaczyłem, uśmiechając się do niego ciepło.
- To nie jest już ważne, chodźmy, przecież mieliśmy pójść na spacer - Chwyciłem jego dłoń, całując jej wierzch, ciągnąć w stronę parku, który znajdował się niedaleko cmentarza, w którym często przebywałem, gdy opuszczałem moją babcię.
Z moim paniczem chodziliśmy po alejce, zwiedzając piękny park, gdzie kwiaty już zakwitły, a ich zapach był po prostu obłędny. Zasiadając na starej ławce, mogliśmy wygrzać się na słońcu, nie siedząc w zamknięciu, gdy pogoda była wręcz idealna.
- Jest za ciepło - Mruknąłem w końcu, gdy zaczęło się robić jak dla mnie za ciepło.
- Słucham? Jest ciepło to prawda, ale bez przesady dobrze się czujesz? - Zaskoczony zerknął na mnie, nie rozumiejąc mnie.
- Oczywiście, że tak to ty jesteś ciągle zmarznięty, pewnie dla tego ta temperatura jest dla ciebie idealna - Stwierdziłem, wzdychając przy tym ramionami.

<Paniczu? C:>

niedziela, 5 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Jego słowa mnie zaskoczyły. Jakie dojrzewanie? Po co mi dojrzewanie? Ja już nie dojrzałem przypadkiem? Przecież tu na świecie się już pojawiłem jako taki duży anioł, nie musiałem rosnąć od noworodka, tak więc i mnie to dorastanie ominęło, chyba. Zresztą, ten wiek już chyba mi minął, bo od naszych dzieci jestem starszy jakieś dwa lata, jeżeli mój wiek liczy się tak, jak długo jestem tu na ziemi. 
– Ale ja już dojrzały jestem przecież, i to na tyle, na ile mogę, lepiej ze mną nie będzie – odpowiedziałem, trochę go nie rozumiejąc. 
– Każdy anioł przechodzi okres dojrzewania. Nie tylko anioł, ludzie też, oczywiście, tylko u ludzi to inaczej troszkę wygląda. Ale też przez to będziesz przechodził – obiecał mi, na co zmarszczyłem brwi. Każdy... Ale ja nie jestem każdy. Jestem unikatowy. I unikatowo głupi. I coś tak czuję, że podlegam pewnym wyjątkom, i wcale bym się nie zdziwił, gdybym i teraz nie przechodził tego dojrzewania. 
– Ja coś czuję, że nigdy nie dojrzeję. A jak dojrzeję, to albo będę bardziej głupi, albo bardzo mądry. Jedno z dwóch. I w takim przypadku lepiej dla nas byłoby, gdybym nigdy nie przeszedł dojrzewania – wyznałem, uśmiechając się do niego głupkowato. 
– Mhm, ale to tak nie działa. Poczekasz, i sam się przekonasz – odparł, ale ja nie chciałem się z tym zgodzić. I udowodnię mu, że wcale tak nie jest, jak przyjdzie co do czego. – A teraz może zajmiemy się się sobą? – zaproponował, na co delikatnie zmarszczyłem brwi. 
– A to się już nie boisz, że dziadek nas usłyszy? – dopytałem, tak dla jasności. Jak my mówiłem o tym, że sobie pokorzystamy z nieobecności dzieci w domu, rumieni się przesłodziutko, a tutaj mi takie rzeczy proponuje. Naprawdę go nie rozumiem. 
– No cóż, jak to stwierdziłeś, to problem dziadka, że to słyszy – odparł, uśmiechając się do mnie uroczo. Ale bym go teraz popchnął na ścianę, odwrócił tyłem do mnie i tak po prostu go wziął na miejscu tu i teraz... Wiedziałem jednak, że tego zrobić nie mogę. Ten malutki domek nie miał za bardzo żadnych zasłon w oknach, i na pewno ktoś by nas zauważył, a to by mi się tak niezbyt podobało. Mikleo w takiej pozycji i stanie był przeznaczony tylko i wyłącznie dla moich oczu. Poza tym, chciałbym go usłyszeć. I to tak porządnie usłyszeć, a nie tylko jakieś cichutkie pojękiwania. – No ale też nie o to mi chodziło. Chciałem bardzo przyjemnie spędzić czas, a czas przyjemnie można spędzać nie tylko na seksie – wyznał, u cały ten magiczny czar prysł. Ale kiedy tylko wrócimy do domu, to ja już przypilnuję, by mój Miki nie był w stanie usiąść przez tydzień. I mówić jeszcze dłużej. 
 – Tu są jakieś fajne miejsca? Jakieś jezioro, rzeka? Może pójdziemy na spacer? Psotka też przy okazji by sobie pochodziła i pozwiedzała, bo chyba jej się tu podoba. Spójrz, jaka szczęśliwa – odezwałem się, patrząc na szczeniaczka, który właśnie podszedł do męża i wesoło zaczął merdać ogonkiem na znak przyjaźni. No co za kochane maleństwo, po prostu schrupać, porwać w ramiona i nigdy nie wypuszczać. Zupełnie jak Mikleo. A więc mają ze sobą coś wspólnego. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Nie miałem problemu z tym, że Haru wczoraj tak po prostu zasnął, pomimo tego, że miałem nadzieję na to, że wykorzysta coś więcej niż tylko moje usta, zwłaszcza, że całe ciało moje zimne było przez to, że zażyczył sobie, bym nic na sobie nie miał. Też jednak przyznać muszę, że się tego po nim nie spodziewałem. Nie był jakoś nie wiadomo jak pijany, kiedy uprawialiśmy seks po raz pierwszy, byliśmy znacznie bardziej wstawieni, i jakoś długo to trwało. No ale dobrze, niech już mu będzie, tak się zdarzyło, i ja też o zły nie byłem. Trochę mi jednak przykro było, że jednak nie pamiętał tego, co się wczoraj wydarzyło. 
– Nie musisz – mruknąłem, skupiając się na swoim jedzeniu. Byłem pewien, że pamiętał wczorajszą, a może to nawet raczej dzisiejszą noc, więc czułem się całkiem dobrze, aż do teraz. I tak to jest, kiedy chcesz sprawić narzeczonemu przyjemność. Nie wiem, kiedy następnym razem znów zdecyduję się na to, by robił ze mną co chce, skoro tak to ma wyglądać. – Jest ładna pogoda. Możemy później udać się na cmentarz – zaproponowałem, trochę zmieniając temat. Wczoraj nie byliśmy, gdyż nieco dłużej zeszło mi się w łazience i potem musieliśmy iść już do baru, by nie spóźnić się na jego niespodziankę. A doskonale wiedziałem, że to było dla niego ważne. Ja tam nie przepadałem za odwiedzinami na cmentarzu, w ogóle nie lubiłem takich miejsc, pilnowałem, by krypta nasza rodzinna była w dobrym stanie, ale raczej grobu rodziców regularnie nie odwiedzam. Później mam tylko depresyjne i pełne wyrzutów myśli. Ale skoro Haru czuje, że potrzebuje iść na grób babci, i mnie chce tam z nim, to z nim się udam. 
– A potem możemy iść na spacer – stwierdził, całując mnie w policzek. – Bardzo jest zły o to wczorajsze? – dopytał, ewidentnie zmartwiony i chyba trochę zażenowany swoją wczorajszą małą wpadką. Niepotrzebnie, w końcu nic takiego się nie stało. Owszem, miałem wtedy ochotę na coś więcej, ale przecież w tamtej chwili nic zrobić nie mogłem.
– Zły? Nie. To było twoje święto, więc to to tobie miało być przyjemnie i ty miałeś być usatysfakcjonowany. Nie spodziewałem się jednak, że tego nie będziesz pamiętał – stwierdziłem, wstając od stołu i podchodząc do lustra, by poprawić te wszystkie drobne mankamenty, czyli wygładzić ubrania, poprawić włosy, dodatki... Może i mój narzeczony wyglądał, jakby go piorun trzasnął, ale ja muszę wyglądać cudownie, nawet jak idziemy tylko na cmentarz. I potem gdzieś na spacer. Jeszcze nie wiem, gdzie, ale skoro Haru chce się później przejść, to się możemy przejść. W sumie, możemy dzisiaj spokojnie odpocząć. Na ślub i tak to, co do tej pory trzeba było załatwić, było załatwione. Teraz najwięcej roboty będziemy mieć w czerwcu. Wszystko przygotować, ustawić, dopilnować... jeszcze też będziemy musieli pamiętać o odebraniu obrączek. Ale to wystarczy, bym ja pamiętał, Haru już nie musi. On to niech się skupi na menu, i torcie, i dekoracjach, bo za to jest odpowiedzialny. – Idziemy? – zapytałem, patrząc na niego w odbiciu lustra. Szkoda tak tracić tego wspaniałego dnia na siedzenie tutaj, zwłaszcza, że jutro znów wracamy do szarej codzienności. 

<Piesku? c:>

Od Haru CD Daisuke

Obudziłem się rano, a przynajmniej tak mi się wydawało, zegarek wskazywał późną godzinę i to popołudniową, a to oznacza, że spałem naprawdę sporo czasu. Czemu więc mój panicz nie próbował mnie obudzić? A może próbował, tylko jak zawsze nie potrafił dobudzić? Chociaż nie, jeśli on chce, to potrafi wszystko. Dlaczego więc tego nie zrobił? Nie wiem, ale zapewne miał ku temu swoje powody.
Podnosząc się od siadu, po pierwsze rozciągnąłem leniwie swoje mięśnie, mogą dopiero po tym rozejrzeć się po pokoju w poszukiwaniu mojego narzeczonego, którego nigdzie nie było, a to oznaczało, że albo gdzieś wyszedł na dłużej, albo tylko na chwilę do Suzue, albo kuchni, to się dopiero okaże, o ile w ogóle będę pytał, gdy już wróci.

Wstając z łóżka, ruszyłem do łazienki, gdzie mogłem umyć twarz i zęby, zakładając świeże ubrania na ciało, zostawiając włosy w całkowitym nieładzie, opuszczając łazienkę, od razu napotykając mojego pięknego narzeczonego, który czekał na mnie ze śniadaniem, jakiż on jest kochany.
- Dzień dobry mój panie - Przywitałem się, od razu podchodząc do niego, aby połączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, trwającym tak długo, jak długo byliśmy w stanie nie oddychać.
- Dzień dobry, wyspałeś się? - Usłyszałem, gdy tylko znów byliśmy w stanie oddychać.
- Tak, chociaż uważam, że powinieneś mnie był wcześniej obudzić - Przyznałem, zasiadając przy stole naprawdę głodny, trochę tak jakbym nie jadł całe dnie, a przecież jem, dlaczego więc ostatnio ciągle czuję głód? Kiedyś jeden posiłek dziennie mi wystarczał ale dziś, dziś jeden to zdecydowanie za mało.
- Może i powinienem ale po co miałem to robić? Po pierwsze byłeś zmęczony, a po drugie musiałeś się wyspać - Stwierdził, skupiając się na swoim jedzeniu.
Zrobiłem to samo, nie rozmawiając, już o tym, dlaczego mnie nie obudził wcześniej, to nie było już ważne, wstałem i tylko to się liczy.
- Wiesz, wczorajszy dzień był naprawdę cudowny, dziękuję ci za niego - Po śniadaniu, chciałem mu jeszcze raz podziękować za to, jak cudowny jest i za to, jak bardzo mnie uszczęśliwił.
- Już wczoraj dziękowałeś - Zauważył i tak pamiętałem to, jednak chciałem zrobić to jeszcze raz, tak aby był pewny tego, że wczoraj mnie uszczęśliwił.
- I mogę dziękować każdego dnia, jeśli będzie tylko trzeba - Przyznałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. - Wiesz, jeszcze chciałem cię o coś zapytać, o tym, co się działo wieczorem, szczerze mówiąc, niewiele pamiętam - Przyznałem, trochę zażenowany tym, co zrobiłem, to znaczy zażenowany tym, że odleciałem, coś tam pamiętając, a o czymś tam zapominając.
- Po kąpieli chciałem ci dać prezent, który ci obiecałem i nawet miałem na to wielką ochotę, niestety po tym, jak zaspokoiłem cię, a raczej twojego przyjaciela to, no cóż, zasnąłeś i nic więcej z tego nie wynikło - Po jego słowach poczułem się naprawdę źle, nie powinienem tak zrobić, a skoro zrobiłem, to zachowałem się naprawdę paskudnie.
- Przepraszam, że cię zawiodłem, nigdy się czegoś takiego po sobie nie spodziewałem, zawsze staje na wysokości zadania. Obiecuję, że to nadrobimy - Przysiągłem, czując się nie najlepiej z tym, czego się o sobie dowiedziałem..

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

Jak dla mnie mógł zostać z nami, znacznie dłużej niż tylko się z nią witając, decyzja jednak należy do niego i jeśli tak czuję, nie będę go do niczego zmuszał, a już na pewno nie do tego, aby prowadził z nami jakąkolwiek rozmowę.
Sorey tak jak mi zakomunikował, tak też uczynił, przywitał się z Aurorą, zamieniając z nią kilka zdań, nim ucałował mnie w policzek, zostawiając mnie z moją przyjaciółką.
- Miło mi cię tu znów widzieć - Przywitała się ze mną, przytulając się do mnie.
- I ciebie miło zobaczyć po takim czasie - Przyznałem, mówiąc to naprawdę szczerze, brakowało mi takiego spotkania z kimś to myśli, czuje i rozumie to samo co rozumiem i ja.
- Co was tu sprowadza? - Nie mając za bardzo wyjścia, opowiedziałem jej, co nas tu sprowadziło i dlaczego musimy pozostawić tu dzieci, które zasłużyły sobie na to, mimo że ciężko mi w to czasem uwierzyć.
Naprawdę nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będziemy zmuszeni wysłać dzieci do tego miejsca, oby było to pierwszy i ostatni raz, może to faktycznie czegoś je nauczy.
Spotkanie z kobietą było mi naprawdę potrzebne, rozmowa z mężem to nie to samo, jest on cudowny i jest moim przyjacielem ale czasem dobrze jest też porozmawiać z kimś innym.
Pożegnałem się z kobietą, musząc wracać do męża, trochę się zasiedziałem, a przydałoby się trochę odpocząć i spędzić czas z mężem.
- O już wróciłeś? - Usłyszałem zaskoczony głos mojego męża, który bawił się z pieskiem.
- Już? Wiesz, trochę mnie nie było - Zauważyłem, zamykając za sobą cicho drzwi, nie chcąc wystraszyć tego małego pieska, który i tak boli się wszystkiego, a ja po niej sprzątać nie mam zamiaru.
- Tak to prawda, jednak jestem świadom tego, że dawno jej nie widziałeś, dla tego jestem zdziwiony, że mimo to wracasz tak szybko, chociaż mogłeś tam jeszcze być - Jaki on cudowny, po prostu facet doskonały nie mogę na niego narzekać no może poza momentami, gdy idzie głupa w takiej sytuacji ciężko brać go na poważnie.
- Wiem i bardzo doceniam ale już mi wystarczy jej towarzystwa, teraz pragnę twojej uwagi, jest mi bardziej potrzebna - Przyznałem, siadając na jego kolanach, tym samym przytulając się do niego, ciesząc jego bliskością.
- Czyżbyś się stęsknił za swoim głupim mężem? - Od razu usłyszałem, że się ze mną droczy, cały on, w tym jest akurat najlepszy.
- Oj tak, tęskniłem za moim głupiutkim ale za to jakim cudownym mężem - Odparłem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, bardzo chcąc, aby skupił całą swoją uwagę tylko i wyłącznie na mnie, psem już się na cieszył i tak wiem mam go na co dzień i już dawno powinno mi się znudzić, ja jednak każdego dnia pragnę go bardziej, i wciąż nie wiem, jak byłem w stanie przeżyć bez niego dziesięć lat. Jak dobrze, że już jest i nigdzie się nie wybiera.
- Mój złakniony ciągłej uwagi aniołek, ciągle tylko by chciał mnie dla siebie - Zauważył, z czym musiałem się zgodzić.
- Zobaczymy, co zrobisz, gdy będziesz przechodził okres dojrzewania, u niektórych jest on szybszy u niektórych wolniejszy ale gdy nadejdzie, wszystko się zmieni nawet chęć ciągłego posiadania - Uświadomiłem go chociaż nie byłem pewien czy w ogóle wie, o czym mówię, no nic, jeszcze to zrozumie.

<Pasterzyku? C:> 

sobota, 4 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Gdyby tak trochę wpoił dzieciom, że ludziom nie należy ufać, to w sumie bym nie narzekał. No ale na głos tego nie powiem, bo Miki to by mnie chyba żywcem zjadł. On naprawdę tym wszystkim za bardzo się przejmuje. Powinien czasem odrobinkę odetchnąć, i się zrelaksować, i się absolutnie niczym nie przejmować. Próbowaliśmy się z dziećmi zająć na swój sposób, ten łagodny, ten taki trochę ostrzejszy, i nic to nie dało. Zobaczymy, co takiego wymyśli dziadek. Dwa tygodnie, i to jeszcze niecałe, bo w następną niedzielę już muszą być w domu, więc co złego się może stać? Nie pozwolę, by moim dzieciom coś się stało. 
– Mają twój charakter, dziadek ich nie złamie – powiedziałem spokojnie, kładąc dłoń na jego biodrze i prowadząc go w stronę zabudowań, gdzie pewnie będzie więcej aniołów, no i innych wygnańców, kto ich ni znam. Znałem tylko Aurorę, i to mi w zupełności wystarcza. Chyba. Nie pamiętałem już za dobrze, wiem, że Miki bardzo ją lubił i ją zaprosił na nasz ślub, ale w sumie jakoś tak wielkiego kontaktu z nią nie ma. Chyba. Chyba, że ja o czymś nie wiem. 
– Dziadek nie potrafił złamać ciebie, nie mnie. Ja mu się szybko podporządkowywałem – odpowiedział, zmartwiony kładąc głowę na moim ramieniu. 
– Finalnie się mu postawiłeś, i tylko to się liczy. I nie martw się tak o dzieci, za półtorej tygodnia tutaj wrócimy po nie. I będzie wszystko dobrze. I pomyśl, dzieci przez ten czas nie będzie w domu... znów będziesz mógł założyć dla mnie coś ładnego – wyszeptałem mu do ucha, którego płatek następnie podgryzłem. 
– Sorey, nie tutaj, mam wrażenie, że dziadek wszystko słyszy tutaj – burknął cichutko, a na jego polikach pojawił się cudowny rumieniec. Mój panie, jak ja dawno tego nie widziałem. I to był widok przesłodziutki. Gdybym mógł, wpatrywałbym się w niego w nieskończoność. 
– No to skoro podsłuchuje, to ma za swoje, nie po to ci szepczę to do ucha, by on to słyszał – odpowiedziałem, nie przejmując się tym absolutnie. Ja nie powiedziałem nic złego, bym się teraz miał wstydzić. Ale on się powstydzić może. – Pięknie wyglądasz z tym słodkim rumieńcem – dodałem, szczerząc się do niego głupkowato. 
– Głupi jesteś – powiedział cichutko, a ja miałem wrażenie, że zarumienił się jeszcze mocniej. Powinniśmy więcej razy tu przybywać. I też w tym miejscu muszę mówić mu takie rzeczy, by móc go podziwiać. 
– Jestem głupi, ale jestem twoim głupkiem – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. – Ty sobie pogadaj z Aurorą, a ja pójdę nas wypakować. I dam jeść Psotce. I też się w sumie z nią trochę wybawię, w powietrzu nie czuła się najlepiej. 
– Nie chcesz przywitać się z Aurorą? – spytał, delikatnie marszcząc brwi. Czy chciałem? Nie wiem, czy powinienem. I czy ona chce. Ona bardziej z Mikim się przyjaźniła, lubiła jego, on lubił ją, a czy ona lubiła mnie? Tego nie wiedziałem. 
– No przywitać się przywitam, ale czasu wam dużo nie zajmę – obiecałem, uśmiechając się do niego delikatnie. On sobie pogada z Aurorą, ja zajmę się pieskiem. I wszyscy będą szczęśliwi. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Kąpiel to była bardzo dobra myśl. Wypadałoby się umyć i zmyć z siebie zapach potu i alkoholu, którym już odrobinkę przesiąkneliśmy, co było dosyć normalne. Z chęcią bym się odświeżył, nim przejdziemy do ostatniej części prezentu, w której to będę tylko i wyłącznie jego, w każdym znaczeniu tego słowa. 
– Doskonały pomysł. Przygotuję nam kąpiel – zaproponowałem, nie mając z tym problemu, tej jeden jedyny wyjątkowy raz. Zazwyczaj znacznie bardziej preferowałem, kiedy to on mi przygotowywał mi kąpiel, albo służba, no ale powiedzmy, że jest to w pakiecie tego wyjątkowego dnia. 
– A może ja to zrobię? – zaproponował, ściągając z siebie swoje ubrania, bez których oczywiście wyglądał najlepiej. 
– Jest twoje święto, dlatego wyjątkowo ja to uczynię – zaproponowałem, uśmiechając się do niego łagodnie. 
– Właściwie, to było, bo od dobrych dwóch godzin jest po północy. Za cztery godziny do pracy wstawać – jęknął cicho, niepocieszony tą myślą. 
– Przymknę na to oko i potraktuję to tak, jakby dalej było twoje święto. No i też mamy wolne, o to zadbałem. Dlatego też będziemy mieć chwilę dla siebie – dodałem, także luzując koszulę pod szyją. 
– Wolne, powiadasz... – odezwał się zadowolony, przyglądając mi się z uwagą, kiedy powoli rozpinałem guziki swojej koszuli. 
– Mhm, wolne. I już w tej chwili możesz wybrać dla mnie coś, co mogę dla ciebie założyć – zaproponowałem, ściągając koszulę ze swojego ciała. 
– A mogę wybrać nic? – spytał, podchodząc do mnie i położył swoje dłonie na moich pośladkach. 
– Jeśli taka jest twa wola – uśmiechnąłem się do niego zadziornie, a następnie chwyciłem go za koszulę i pociągnąłem do siebie, by ucałować jego usta. – Do zobaczenia w łazience – dodałem, odsuwając się od niego. 
Tak jak obiecałem Haru, przygotowałem nam kąpiel, z której później oczywiście skorzystaliśmy, porządnie myjąc nasze ciała. Chcąc zadbać porządnie o mojego solenizanta, podczas kąpieli troszkę go podrażniłem chcąc mu tym samym pokazać, co takiego jestem w stanie zaoferować. 
Tak jak Haru chciał, po wyjściu z balii i wytarciu swojego ciała ręcznikiem nic nie założyłem na ciało. Haru także niewiele na sobie miał, bo jak to on, spał tylko w spodniach, bez koszuli, dzięki czemu miałem doskonały widok na jego tors, który oczywiście mi się szalenie podobał i gapić się na niego mogłem godzinami. 
Tak jak obiecałem, byłem teraz już tylko i wyłącznie jego. Haru usiadł na łóżku, przyglądając mi się jeszcze przez chwilkę z uwagą, i taką lekką nieobecnością, jakby zastanawiał się, w jaki sposób mógłby mnie wykorzystać. No ja miałem nadzieję, że się zaraz zdecyduje, bo tak trochę bez żadnych ubrań mi chłodno było. Po chwili jednak kazał mi uklęknąć i udzielił mi bardzo dokładnych instrukcji odnośnie tego, jak mam go zaspokoić tylko za pomocą ust. To akurat było całkiem dobra lekcja dla mnie, którą oczywiście z chęcią przyjąłem. Wiele potrafiłem, owszem, ale takich praktyk za dobrze to ja nie znałem. Haru był, jest i będzie jedynym, którego tak wypieścić mogę, ale aby zrobić to doskonale, muszę nie dość, że ćwiczyć, to także słuchać rad. Ta sytuacja była dla mnie idealna, muszę przyznać. Koniec był tylko trochę dla mnie nieprzyjemny, kiedy to Haru był blisko i nie mógł się doczekać końca, położył dłonie na mojej głowie i nadał tempa dla siebie idealnego, by skończyć w moich ustach. Zdecydowanie bardziej wolałbym to doprowadzić do końca samodzielnie, i nie połykać jego nasienia, chociaż... tym razem nie było to aż takie złe. 
Poszedłem na chwilę do łazienki, by mimo wszystko umyć zęby, nie mogąc za bardzo znieść tego posmaku. Kiedy jednak wróciłem do sypialni, Haru... cóż, spał. Skoro nic nie chciał robić z moim ciałem, czemu nie chciał, bym cokolwiek zakładał? Zmarzłem tylko. Nie mając jednak żadnego żalu do niego także narzuciłem na siebie jakąś koszulę pierwszą lepszą i położyłem się obok niego. Najważniejsze, że on był zaspokojony, ja to jakoś przeżyję. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

To raczej ja powinienem się go zapytać, dla czego był w ogóle zazdrosny o Aurorę, jestem jego mężem i kocham tylko jego a mimo to zazdrość u niego była. I rozumiem, gdyby to była obce osoba, ale Autora? O nią nie powinien być zazdrosny.
- No wiesz, przedtem byłeś bardzo o nią zazdrosny - Zauważyłem, przytulając się do niego jeszcze bardziej, czując się dużo lepiej w jego ramionach, trochę tak jakby cały ten stres uciekał, gdy był blisko mnie.
- Dobrze powiedziałeś, byłem ale już nie jestem. Wiem, że mnie kochasz i wiem, że mnie nie zdradzisz, poza tym jestem teraz dorosły i znacznie mądrzejszy przynajmniej w tej sprawie - Jego słowa trochę mnie rozbawiły, on jest dorosły? Gdyby patrzeć na niego jak na człowieka, to brakowałoby mu jeszcze roku, ale jeśli spojrzeć na niego jak na anioła to dojrzały będzie, dopiero mając tysiąc lat, a do tego jeszcze zostało mu bardzo dużo czasu.
- Bardzo mnie to cieszy, połóż się, chodźmy już spać, ale oboje nie tylko ja sam - Poprosiłem, uwalniając barierę, która miała nas chronić przez całą noc przed całym niebezpieczeństwem.
- Nie mogę spać - Uparcie twierdził, że nie może, kiedy tak naprawdę nikt mu tego nie zabraniał.
- Sorey proszę, nie chcę spać sam - Poprosiłem, patrząc na niego tymi swoimi dużymi oczami.
- No dobrze już dobrze - Zgodził się, kładąc na kocu, przyciągając mnie do siebie i takim o to sposobem oboje mogliśmy zamknąć oczy, odpływając do krainy snów.

Kolejny poranek nadszedł bardzo szybko, dzieci oczywiście przez cały ten czas nie chciały z nami rozmawiać, obrażając się za to, że wysyłamy je do dziadka, jak możemy im to robić, szczerze nie wiem i mam nadzieję, że nie zakończy się to dla nich źle.
Do Azylu dotarliśmy wczesnym wieczorem, nasze dzieci wciąż nie chciały do dziecka, mimo że nie miały wyjścia, już tu byliśmy, a oni muszą tu zostać.
- Co was tu sprowadza? - Od razu dało się usłyszeć głos dziecka, który jak zawsze był bardzo oschły i negatywnie do nas nastawiony.
- Dzień dobry dziadku, jesteśmy tu, aby zostawić tu nasze dzieci przez dwa tygodnie pod twoją opieką - Sorey odezwał się jako pierwszy, kiedy to ja zamarłem, naprawdę bojąc się tego, co usłyszę lub zobaczę, dziadka nie da się przewidzieć.
- Czyżby wasze dzieci za bardzo wam na głowę weszły? Mówiłem wam kiedy, że takie dzieci nie powinny przebywać z ludźmi, w ogóle nie powinniście się decydować na dzieci, będąc tak młodymi i niedoświadczonymi dzieciakami - Zbeształ nas, jak zawsze mając nas za głupie dzieci, które nigdy sobie z niczym nie radzą, on chyba nie rozumie, że jesteśmy już w stanie mieć i wychowywać własne dzieci, a on jako ich pradziadek powinien je kochać a nam pomagać w ich wychowaniu, dlaczego on tego nie potrafi zrozumieć?
- To nie tak, pogubiły się i potrzebują twojej pomocy - Odezwałem się nieśmiało.
- Oczywiście, że się nimi zajmę i to znacznie lepiej niż wy - Stwierdził, zapraszając nasze dzieci do siebie, które nie mając za bardzo wyjścia, ruszyły za staruszkiem, znikając nam z oczu.
- Oby tylko nic złego im nie wpoił - Westchnąłem cicho, patrząc za moimi dziećmi, których i tak już nie byłem w stanie dojrzeć.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Szczerze powiedziawszy, wolałbym te urodziny spędzić z moim narzeczonym w rezydencji, sam na sam ta cała kolacja nie była potrzebna, bez tego też by się obeszło.
Grzecznie podążałem za ukochanym, nie rozumiejąc, dlaczego idziemy w stronę jednego z dobrze mi znanych barów, mieliśmy iść do restauracji, dlaczego więc idziemy do baru?
- Gdzie my tak dokładnie się wybieramy? - Dopytałem, zdziwiony, tym w jaką stronę zmierzamy.
- Zobaczysz, trochę cierpliwości - Odpowiedział, co musiałem zrozumieć, spokojnie podążałem za narzeczony, wchodząc do baru, trochę nie rozumiejąc, co się dzieje.
- Co chcesz... - Zacząłem, chcąc zapytać się o to, co chce tu ze mną robić. I pewnie bym zapytał, gdyby nie moi koledzy i koleżanki krzyczący głośno wszystkiego najlepsze.
Zaskoczony, ale jednocześnie bardzo szczęśliwy przywitałem się z każdym, nie dowierzając w to, że mój panicz wymyślił i przygotował to wszystko dla mnie.
Miło było spotkać się z każdym, którego znałem i lubiłem, miło było również spędzić czas z moim towarzystwem, takie proste, zwyczajne zupełnie jak ja, no i mój panicz, który przez cały czas był tam ze mną.
- Tego się po tobie nie spodziewałem - Zwróciłem się do narzeczonego, stojąc na dworze, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem.
- Nie? A więc sądzisz, że nie jestem w stanie cię zaskoczyć? - Dopytał, unosząc przy tym jedną brew ku górze.
- Nie o to mi chodziło, ta impreza jest po prostu cudowna, ale nie to mnie zaskoczyło, ty jesteś w stanie takie coś zrobić, ale wiesz, nie spodziewałem się takiego prezentu - Wyjaśniłem, uśmiechając przy tym łagodnie, patrząc na niego z miłością, chwytając jego dłoń. - Dziękuję ci za to, naprawdę tego potrzebowałem - Szczęśliwy nie mogłem tego ukryć, a z resztą, po co miałbym to robić? Dzięki niemu spędziłem wspaniałe urodziny.
- Nie dziękuj, tylko ciesz się, że masz tak fantastycznego narzeczonego, bo żaden inny tak cudowny i wspaniałomyślny by dla ciebie nie był - A on oczywiście zapatrzony jest w swoją cudowną osobę, gdyby tylko mógł, wielbiłby samego siebie, o ile już tego przypadkiem nie robi, bo i to jest prawdopodobne.
- Oczywiście najlepszy na świecie lepszego nigdy już nie spotkam i wiem to doskonale - Zapewniłem go, w jego własnych przekonaniach wiedząc, że tego właśnie potrzebuje.
Do końca urodzin bawiłem się, naprawdę fantastycznie aż żałowałem, że to wszystko musiało się zakończyć, gdyby się dało, spędziłbym tam jeszcze więcej czasu, niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy i tak było już strasznie późno, a wiele osób ledwo trzymało się na nogach, co zmusiło nas do zakończenia imprezy i podróż w swoją stronę.
Zmęczony, a jednocześnie bardzo zadowolony wróciłem do rezydencji wraz z moim ukochanym, pragnąc już tylko zażyć gorącej kąpieli i położyć się spać, fakt mój panicz obiecał mi, że dostanę go, gdy tylko wrócimy do rezydencji i chętnie bym to zrobił, gdyby nie to, że jestem naprawdę zmęczony i do tego trochę upity, oczywiście zachowywałem się, najlepiej jak tylko mogłem, pijąc najmniej z całego towarzysza, a mimo to musiałem odpocząć, aby jutro być w stanie normalnie funkcjonować.
- Co powiesz na gorącą kąpiel? - Zaproponowałem, zdejmując ubranie, w których było mi już naprawdę gorąco.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem bardzo zadowolony z tego, że w końcu była przerwa, i nie tylko ja, Psotka także cieszyła się, że mogła postawić swoje małe łapucie na ziemi. Tak właściwie, to była bardzo grzeczna. Trochę na samym początku była przestraszona, doskonale to czułem, kiedy trzymałem ją w ramionach, ale zaufała mi całkowicie i się nie szarpała, za co byłem jej całkowicie wdzięczny. 
Kiedy znaleźliśmy miejsce na nocleg, nasza kluseczka musiała się całkowicie z nim zaznajomić, wszystko wąchając i rozglądając się dookoła, ale za daleko się nie oddalała. Dzieci, oczywiście ofochane na nas, od razu rozłożyły swoje posłania i położyły się spać, plecami do nas nie zważając na to, że nawet ognisko nie jest rozpalone. Trochę miałem nadzieję, że dziadek tak je weźmie w obroty, że oboje będą mieli dosyć. I zniosę te wszystkie obelgi, jakie dziadek na pewno w naszą stronę powie. Poczekam, aż się nimi zajmie, i co potem powie, to się okaże. 
– Psotka, chodź, kolacja jest – odezwałem się, kiedy już jej przygotowałem coś do jedzenia. I ta mała kluseczka oczywiście od razu posłuchała, podbiegając do miseczki i zaczynając pochłaniać jedzenie, no bo tego nie jadła, tylko pochłaniała. – Hej, nie bój się, wszystko będzie dobrze – dodałem, po czym chwyciłem jego dłoń i ucałowałem jej wierzch. 
– Wszystko w porządku jest – odezwał się, chociaż jego mina wcale na to nie wskazywała. 
– Chodź tu do mnie – odparłem i wyciągnąłem ręce w jego stronę, na co Mikleo od razu wtulił się w moje ciało. – Idź spać, ja tu się zajmę wszystkim i nas przypilnuję – dodałem, całując go w czubek głowy. 
– A po co masz nas przypilnować? Stworzę barierę, i też będziesz mógł odpocząć – odpowiedział, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. 
– Ale ty wtedy stracisz energię. A nie chcę, byś się za bardzo zmęczył – odparłem, gładząc go po plecach. 
– Nie męczę się. To nie jest aż takie męczące – wyznał, ale ja tak mu niezbyt wierzyłem. On mi tak mówił prawie za każdym razem, kiedy wybieraliśmy się na wyprawę jakąś. Co prawda, ostatnio żadnej wyprawy nie mieliśmy, i to od bardzo dawna, ale i tak pamiętam, jak to było dawno teraz. 
– I tak popilnuję. Na wszelki – wyznałem, zerkając na Psotkę, która zwinęła się przy moim boku, już najedzona i spokojna. – Może zostaniemy jeden dzień w Azylu? Spędziłbyś trochę czasu z Aurorą – zaproponowałem, trochę tak zmieniając temat, opatulając się trochę mocniej kocem, bo jakoś tak trochę zimno tu było. Coś tak w kościach czułem, że ta zima będzie naprawdę ciężka. Albo ja tak trochę przesadzałem teraz, bo ja to jednak taki trochę delikatny pod względem temperatury być potrafiłem. 
– Już nie będziesz o nią zazdrosny? – spytał, na co zmarszczyłem brwi. 
– A to czemu miałbym być o nią być zazdrosny? – spytałem, nie rozumiejąc go za bardzo. Byłem zazdrosny? Może odrobinkę, no bo zachowywała się jakoś tak dziwnie, ale już doskonale wiedziałem, że Miki jest mój i tylko mój, i że mnie kocha, i już w nic takiego nie wątpię. No i też jestem starszy, a wtedy młody byłem, i głupi, a teraz już jestem tylko i wyłącznie głupi. 

<Owieczko? c:>

piątek, 3 maja 2024

Od Daisuke CD Haru

 Raz jeszcze musiałem wszystkiemu się przyjrzeć i upewnić się, że wszystko jest tak, jak być powinno. Opłacone było wszystko, tort się piekł, alkohol chłodził, goście oczywiście poinformowani, lista była nawet odrobinkę większa, niż początkowo zakładałem; pewnego dnia zgłosiła się do mnie Kana, która chciała także wziąć udział w jego urodzinach. Zgodziłem się na jej obecność, bo czemu by nie. Ona w niczym mi nie zaszkodziła, to jej matka chciała mi ukraść narzeczonego. Poza tym, może też dzięki temu się pogodzą. To chyba była dla niego bardzo ważna przyjaźń, więc jakoś to zdzierżę. Będę uważnie ich obserwować. I Ryo zresztą też będę obserwować. Stoleruję ich obecność. 
Do rezydencji wróciłem wcześnie, zdecydowanie za wcześnie, by już z nim wychodzić. Cóż, spędzimy trochę czasu razem, przed wyjściem. Ja muszę jeszcze się ogarnąć, i muszę się upewnić, że Haru dobrze wygląda... tak, na pewno znajdę nam coś do roboty przez ten czas. 
– Już jestem. Dzień dobry – odezwałem się, wchodząc do sypialni. 
– Już jesteś – usłyszałem zadowolony głos Haru i nim się zorientowałem podszedł do mnie i się do mnie przytulił. 
– Ktoś tu się stęsknił – powiedziałem rozbawiony, odwzajemniając ten gest. – Wszystkiego najlepszego – dodałem, odsuwając się od niego, by mu się przyjrzeć. Nie wyglądał tak źle. Trochę ubrania takie zwykłe się wydawały, ale na to jakoś zaradzę. 
– Dziękuję – odpowiedział, szczerząc się głupkowato. – I jak, przeszedłem test? – dopytał dostrzegając, że się mu przyglądam. 
– Fryzura bardzo mi się podoba, wyglądasz bardzo przystojnie. Zapachów też dobrych użyłeś, pachniesz obłędnie. Tylko strój... poczekaj chwilę – poprosiłem, odchodząc od niego, by podejść do szafy. – Miałeś to dostać później, ale myślę, że teraz też jest odpowiedni moment. I założę coś pasującego do ciebie, i będziemy wyglądać wspaniale – dodałem, podając mu pakunek. Był w nim cały zestaw; spodnie, koszula i do tego kamizelka, a cały ten zestaw jest nie dość, że piękny, to jeszcze bardzo wygodny, czyli coś, co lubi. Wszystko to specjalnie dla niego. – Idę się umyć i ogarnąć, a ty, bardzo proszę, załóż to – dodałem, idąc do łazienki. 
Musiałem się umyć, i to tak dosyć porządnie. Skoro mój narzeczony pięknie pachniał, to i ja musiałem, zarówno moje ciało, jak i włosy. A potem też musiałem się ubrać, oczywiście odpowiednio, i dobrać dodatki, i dopiero wtedy mogłem opuścić pokój. – Wyglądasz przepięknie – odezwałem się zadowolony, kiedy opuściłem łazienkę. 
– Dziękuję. I muszę przyznać, że to wszystko takie całkiem... przyjemne. I wygodne. Moje ruchy wcale nie są skrępowane – odezwał się, brzmiąc na naprawdę zadowolonego. No to chociaż tyle... bardzo cieszyłem się, że nie dość, że mu pasowało, to jeszcze było mu wygodnie. 
– Cieszy mnie to. Możemy więc powoli wychodzić – odpowiedziałem, zerkając na zegar. 
– Na pewno nie mamy jeszcze chwili? Takiej chwili tylko dla siebie – zaproponował, podchodząc do mnie i kładąc dłonie na moich biodrach. 
– To jest druga część prezentu, na którą jeszcze przyjdzie czas. I zrobię wszystko, co zechcesz – wyszeptałem mu do ucha, po czym delikatnie je podgryzłem. – Chodźmy już – poprosiłem, chwytając jego dłoń i wyciągając go z rezydencji. Oby ta cała niespodzianka się mu spodobała, i że się będzie świetnie bawił, bo w tej chwili tylko to się dla mnie liczyło. 


<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Już chyba coś mówiłem o zajmowaniu się psem, zgodziłem się, żeby została, ale nie chcę i nie będę się nią zajmować, skoro ją chciał, to niech się teraz nią zajmuje.
- Nie zostanę w domu, po pierwsze nie dasz rady sam dotrzeć do Azylu, a po drugie mówiłem ci już coś o twoim psie, nie będę się nią zajmować, chciałeś, to teraz się nią zajmuj - Powiedziałem, dając mu jasno do zrozumienia, że ruszam z nimi i nie będę niańczyć psa, z dziećmi sobie nie radzę a co dopiero, że szczeniakiem..
- No tak, dobrze w takim razie będę musiał zabrać ją ze sobą - Stwierdził, trochę mnie tym zaskakując, nie rozumiem, jak on chce ją ze sobą zabrać i czy jest to w ogóle dla niej bezpieczne, ale niech już mu będzie, ja nie będę go do niczego przekonywać, oby tylko tego nie pożałował ani nie zrobił jej tym krzywdy, bo, mimo że nie chcę się nią opiekować, to i tak jest ona żywym stworzeniem, o które trzeba się martwić nawet jeśli się go nie lubi.
- Jeśli chcesz, idę nas spakować - Uśmiechnęłem się do niego łagodnie zabierając się za pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy do podróży.
Sorey pilnował dzieci, nie chcąc spuścić ich z oka, nie chcąc, aby znów uciekły.
Ten dzień był naprawdę ciężki i dla nas i dla dzieci, chociaż one nie wiele robiły, bardziej obrażając się na nas, a my musieliśmy to znosić i przygotować się do podróży.
- Miki choć już spać - Usłyszałem za sobą głos męża, który chwycił moje dłonie, powstrzymując mnie przed sprzątaniem, które wykonywałem tylko po to, aby nie myśleć o jutrzejszej wyprawy.
- Nie umiem, martwię się tą wyprawą i spotkaniem z dziadkiem - Przyznałem, odkładając na bok, ścierkę całkowicie skupiając się na moim mężu.
- Miki już ci mówiłem, nie martw się, będę tam z tobą, on nic ci nie zrobi, a to, co powie, nie powinno cię interesować, on nigdy w nas nie wierzył i nigdy nie uwierzy, już powinieneś to zauważyć i się nimi już nie martwić - Pocieszył mnie, kładąc palce na mojej dolnej wardze. - Kocham cię aniele mój - Dodał, poprawiając mi tym nastrój, jego wyznania, głos i bliskość naprawdę jest mi potrzebna, tylko on jest w stanie podnieść mnie z dołka.
- I ja ciebie kocham - Przyznałem, trochę się przy nim uspokajając, jak dobrze, że do mnie wrócił.
- Chodź, pójdziemy się już położyć, musimy się wyspać - Poprosił, z czym się zgodziłem, posłusznie idąc do wspólnej sypialni, mogąc zasnąć w ramionach mojego męża.

Cały ten poranek był dla mnie bardzo stresujący, wciąż bałem się spotkania z dziadkiem i nie chciałem zostawiać tam dzieci, obawiając się tego, co może je tam spotkać. Sorey jednak nie odpuścił, stawiając na swoim, a ja musiałem się z tym pogodzić zresztą nie tylko ja, bo i dzieci nie były zadowolone, a nawet nie chciały lecieć, decyzja jednak zapadła a my musieliśmy ruszyć w drogę, która nigdy nie była zbyt krótka i przyjemna, do tego było dosyć chłodno, a więc nie było to takie łatwe ani dla niektórych tu przyjemne, udało nam się, mimo to przetrwać cały dzień w locie, zatrzymując się w jaskini, gdzie można było rozpalić ognisko i odpocząć przed jutrzejszą podróżą.

<Pasterzyku? C:>