Czy ja byłem aż tak zmęczony, aby wracać już do rezydencji? Myślę, że jeszcze nie, chyba możemy tu jeszcze chwilę zostać, a tak przynajmniej mi się wydawało.
– A ty chcesz już wracać? – Zapytałem, przyglądając mu się uważnie, chcąc poznać jego spojrzenie na cały ten powrót do domu.
– To twoje zdanie się w tej sprawie liczy, to ty byłaś dzisiaj w pracy i ty idziesz jutro do pracy, nie ja a ja nie chcę, abyś potem źle się czuł lub nie daj Bóg, coś złego ci się stało – Wyjaśnił, myśląc w tej sytuacji całkowicie tylko o mnie, a to bardzo kochamy z jego strony, myśli o mnie, choć tak naprawdę mówiłem mu, że dam sobie radę. Jak widać, na razie radę daje, nie wiem, jak długo, ale na tę chwilę jest okej.
– Myślę, że jeszcze godzinę mogę wytrzymać, nie możemy przecież zbierać się tak szybko, tym bardziej że ten bankiet ma dla ciebie znaczenie i na pewno jest bardzo ważny dla twojej pracy – Wyjaśniłem, nie miałem ci problemu z tym, aby zostać tu jeszcze chwilę, nic mi się nie stanie, jeśli zostanę tu jeszcze tę godzinę, chcę, aby mój mąż mógł załatwić wszystko, co jest w stanie załatwić na bankiecie, robiąc, co tylko trzeba, aby było dobrze.
– Rozumiem, jednak gdybyś poczuł potrzebę szybszego powrotu do domu, niż ta godzina daj mi znać, wcale nie musimy być tu aż tak długo – Wyjaśnił, całując moje usta, zapewniając mnie w swoich słowach i przekonaniach.
– W razie, gdybym… – Odpowiedziałem, gdy tylko jego usta oderwały się od tych należących do mnie.
Jeszcze kilka chwil spędziliśmy na chłodnym dworze, nie mój biedny mąż zaczął marznąć, co zmusiło nas, a może zachęciło do powrotu, do reszty znajdujących się tam ludzi.
W środku było bardzo ciepło, co nie było wcale takie najgorsze, bardziej chyba przeszkadzał mi zapach alkoholu, po to, który pojawił się po czasie, zapach tonę perfum, które zostawały nakładane na siebie co wyjście z toalety, nie było to zbyt przyjemne dla moich nozdrzy, ale przecież nie mogłem myśleć o sobie nie w tym momencie to mój mąż i jego sprawy były w tej chwili najważniejsze, a ja jakoś sobie poradzę, zawsze przecież mogło być gorzej.
Daisuke skupił się na rozmowach z ludźmi, a ja, stojąc obok. Słuchałem, mimo że niekoniecznie, cokolwiek z tego rozumiałem, oczywiście były rzeczy przeze mnie zrozumiane, ale były również te, których, mimo że bardzo chciałem, a zrozumieć nie potrafiłem. I właśnie dlatego z tego powodu nie odzywałem się ani słowa ładnie się uśmiechając, odpowiadając tylko pytany.
Tak było prościej i bezpieczniej, nie mogłem takim sposobem przynieść wstydu, którego przecież przynieść nie chciałem.
Powoli miałem już dość towarzystwa, hałasu męczącego dla moich nozdrzy zapachu, Bardzo chciałem już wrócić do domu, dlatego delikatnie tak, bo nikt nie widział, zwróciłem się do męża, informując go o chęci powrotu do domu.
Daisuke bez większego problemu podziękował za miłe towarzystwo, przeprosił za zakończenie przez nas bankietu pozwalający nam uwolnić się z tego miejsca.
– Długo wytrzymałeś – Usłyszałem głos męża, który wraz ze mną ruszył po nasze konie.
– Może i wytrzymałbym jeszcze dłużej, ponieważ zmęczony aż tak nie jestem, natomiast zapach perfum, alkoholu i potu zaczął mnie już powoli męczyć – Przyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz