środa, 18 grudnia 2024

Od Daisuke CD Haru

 Co dzisiaj miałem do zrobienia? Na pewno mniej wymagające zajęcia, niż on. W przeciwieństwie do niego, nie musiałem za bardzo wychodzić z domu, a jak już musiałem, to jedynie na chwilę do stajni. 
– Posortować i posprawdzać dokumenty, z tego co zauważyłem, trochę nowych listów przyszło. I potem jeszcze zobaczyć, jak się sprawdzi nowy kowal. Dalej korzystam z usług tego samego zakładu, ale zauważyłem, że pałeczkę powoli przejmuje syn. Nie znam go, więc chcę się upewnić, że nie zrobi krzywdy zwierzętom, ani co poniektóre jemu. Chociaż, znając Ignisa, dla niego będzie podejrzanie miły – odpowiedziałem, także zabierając się za zjedzenie śniadania. Wczoraj dostałem już wykład od Haru, że powinienem jeść, chociaż wydaje mi się, że przy takim minimalnym wysiłku, jaki teraz mam, no to tak dużo jeść nie muszę. Śniadanie i obiad są czymś, co jeść raczej powinienem, kolacja będzie taka dodatkowa. Zresztą, najlepiej będzie jeść wtedy, kiedy mój mąż. Najwyżej będziemy się nawzajem obwiniać. 
– Praca papierkowa przyjemna nie jest – odpowiedział, z czym nie do końca się zgadzałem. 
– Jak się jest przyzwyczajonym, to nie jest tak źle. Najważniejsze, by za długo przy tym nie siedzieć i robić sobie przerwy, by głowa i plecy nie bolały – wyznałem, wzruszając ramionami. – Jak na moje praca fizyczna jest cięższa. I bardziej niebezpieczna. Musisz uważać na siebie – dodałem, zmartwiony jego stanem. Wróciliśmy wcześniej, niż planowałem, a i tak jego stan jest okropny, a przynajmniej tak wyglądał. Zmęczenie biło od niego, a mi pozostało tylko mieć nadzieję, że dzięki temu, że ma kogoś pod opieką, ta praca będzie dzisiaj dla niego bardziej łaskawa. 
– Będę, nie martw się – odpowiedział, starając się mi posłać jeden ze swoich najbardziej uspokajających uśmiechów. Czy jednak czułem się uspokojony? Nie powiedziałbym. Spokojny będę, kiedy wróci do domu, umyje się, zje, i pójdzie spać. Wtedy będę miał sto procent pewności, że nic mu nie jest i wypoczywa. – Ja się już zbieram. Postaram się wrócić szybko – obiecał, dopijając kawę. 
– Wróć bezpiecznie, nie szybko – poprawiłem go, nie spuszczając z niego wzroku. 
– To też. Nie martw się tyle, stres też niszczy organizm – pouczył mnie i wstał, by zaraz się do mnie zbliżyć i pocałować w policzek. – Do zobaczenia – rzucił, zostawiając mnie samego i zmartwionego. Może nie powinienem go brać na ten bankiet? Bawił się dobrze, przynajmniej tak mi mówił, trochę sobie podjadł, ja czułem się bardzo komfortowo, ale czy ten mój komfort był taki ważny? Nie powiedziałbym. I teraz cały dzień się będę o niego martwić. 
Westchnąłem cicho i wziąłem Ametyst na kolana, która domagała się atencji. I ewidentnie czesania, jak każde z kotów. W sumie, mógłbym się wpierw tym zająć, a później tymi dokumentami... Do biurka zbytnio mi się zasiadać nie chciało, chociaż moje chcenie i niechcenie nie ma tu nic do powiedzenia. Niektóre rzeczy po prostu zrobić trzeba. Na dokumenty jeszcze jutro będę miał trochę czasu, nim wyruszymy do jego rodzinnej posiadłości, by ją w całości posprawdzać. Oby tylko jego wuj nie robił problemów, czy to do mnie, czy do naszego pomysłu. 

<Piesku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz