czwartek, 19 grudnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Jemu bardzo łatwo było mówić, nie czuł tego, co czułem ja. On widział tylko albo starał się bardzo widzieć te dobre cechy, które niekoniecznie istniały. Niektórzy mają za dużo szans, i i tak nic z tym nie robią. A niektórzy są po prostu źli do szpiku kości, i im już nic nie pomoże, nawet boskie zbawienie. Tylko rozmawiaj o tym z Mikim... ogólnie rozmawiaj o tym z aniołem. Chciałbym mieć tu kogoś, kto mnie zrozumie. Miki toleruje moje akcje, i to z ledwością, więc to nie to samo, zwłaszcza, że nawet nie mogę go spróbować przekonać do mojego zdania. On w ogóle nie przyjmował do świadomości tego, że źli ludzie istnieją. 
– No tak, najlepiej ślepo podążać za Bogiem – westchnąłem cicho, podnosząc się z łóżka. Usłyszałem, że coś dzieje się w kuchni, zatem Misaki już musiała wstać. A skoro Misaki wstała, trzeba było się nią zająć. 
– Tak zostałem stworzony – stwierdził, wzruszając ramionami. 
– Wiem, nie mogę cię winić. Mogę tylko mieć nadzieję, że w końcu otworzysz oczy – odpowiedziałem, w ruchu postanawiając już więcej mu się nie zwierzać z takich sytuacji. Będę je trzymał dla siebie. To jest chyba najrozsądniejszy plan. Podobnie jak będę musiał przestać zwierzać mu się z dni w pracy i ogólnie moich kontaktów międzyludzkich, które zawsze są dla mnie paskudnym przeżyciem. Może przesadzam, nie wszyscy ludzie są źli, ale to właśnie złe cechy uderzają we mnie najmocniej, i to je pierwsze zawsze odczuwam, chyba, że trafiają mi się ludzie naprawdę dobrzy, jak chociażby Misaki. 
– To nie takie proste – zaczął, na co się łagodnie uśmiechnąłem. 
– Wiem, Miki. Nie wymagam od ciebie tego, byś mnie zrozumiał. Chcę, byś to zrobił, ale nie wymagam. Przygotuję tobie i Misaki śniadanie – odpowiedziałem, już wstając z łóżka. – Masz na coś szczególnie ochotę? Może na coś słodkiego? – zaproponowałem wiedząc, że przecież to lubi najbardziej. 
– Ostatnio tego słodkiego trochę już było – odpowiedział, na co pokiwałem głową. Co w takim razie się jeszcze robi na śniadanie? Najczęściej to właśnie słodkie rzeczy mu przygotowywałem, jak już coś miałem robić. Dzieciaki to śniadanie bardzo często ogarniały sobie same, bo jak już wracałem z pracy, one się ubierały i wychodziły. Dzisiaj w ogóle ich z rana nie widziałem, ale to dlatego, że wyjątkowo wróciłem znacznie później, niż zwykle. 
– Może więc jajko? Jakaś jajecznica? Omlet? Jajko sadzone? – pytałem, chcąc mu sprawić jak największą przyjemność. 
– Może omlet... Tak, zjadłbym dobry omlet – stwierdził z lekkim uśmiechem, ale jego spojrzenie wskazywało, że mocno nad czymś myślał. Tylko nad czym? Bo na pewno nie nad śniadaniem. I chociaż bardzo korciło mnie zajrzenie do jego myśli, tym razem trzymałem się od nich z daleka. Prosił mnie kiedyś o prywatność, no to ją ma. Póki jego myśli nie krzyczą, czytać ich nie będę, bo jak krzyczą, to ciężko mi ich nie usłyszeć. 
– Cóż, omlet mogę zrobić, ale czy będzie on dobry to obiecać nie mogę – powiedziałem, a następnie nachyliłem się, by pocałować go w policzek nim opuszczę sypialnię. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz