piątek, 27 grudnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie odprowadzałem Misaki aż do jej domu, ale do murów. Co jak co, ale za wielkim skupiskiem ludzi to ja nie przepadałem. Zresztą, musiałem wracać do Miki'ego. Zostawiłem go samego, śpiącego, i mimo. Ze bardzo chciałem mu powiedzieć, gdzie idę, nie mogłem. Skoro już mogłem Misaki odprowadzić, zamierzałem z tego skorzystać, by spędzić z córką trochę więcej czasu, bo następnym razem zobaczymy się dopiero za kilka tygodni. No i jeszcze Merlin... Z nim jeszcze czeka mnie rozmowam. I jak tak sobie o tym myślę, to nie czułem aż takiego paraliżującego strachu, który to miał miejsce w przypadku rozmowy z Misaki, lub z Yukim. Wyjątkowo miałem wrażenie, że mógłby mnie zrozumieć. 
Nie byłem pewien, czy Miki już wstał, czy jeszcze nie, dlatego kiedy tylko wróciłem, cicho wszedłem do domu. Było już, co prawda, późne popołudnie, więc powinien być na nogach, jednakże jeżeli mój aniołek bardzo zmęczony był, mógł nawet i przespać cały dzień. Na szczęście okazało się, że już nie spał, i już nawet sobie powoli działał w kuchni, w sumie nie wiem, po co. Przecież niczego robić nie trzeba było, obiad dla dzieciaków był, wystarczyło, by sobie odgrzały, dopilnowałem też, by było czysto, zwierzaki nakarmiłem, i może faktycznie tylko teraz by je się przydało nakarmić, jednakże to wszystko, co było do zrobienia. Chwila roboty, po której znów może położyć się do łóżka, przejść na jezioro, poczytać książkę... no nie wiem, zrobić cokolwiek, byleby tylko się nie zajmować bronią. 
– Dzień dobry. Dzieciaki wróciły? – spytałem, podchodząc do niego i witając się całusem w policzek. 
– Dzień dobry. Jeszcze nie, dzisiaj mają do późna. Czemu mnie nie obudziliście? Pożegnałbym się – stwierdził Miki z lekkim oburzeniem w głosie, a może prędzej pretensją. 
– Bo spałeś. I pewnie zmęczony byłeś, w nocy najspokojniejszy nie byłeś, czułem to. Coś się działo? – spytałem, zmartwiony tym, że nie spał o porze, o której powinien. 
– Nie, ja tylko ostatnio mało cię miałem. Dużo czasu spędzałeś z Misaki, później do pracy, i chyba mi cię podświadomie brakowało – wyjaśnił, co zmartwiło mnie jeszcze bardziej. Zaniedbałem go... miałem o niego dbać, a po prostu go zaniedbałem. Tak nie powinno być. 
– Przepraszam. Obiecuję, że to nadrobimy – powiedziałem, po czym chwyciłem jego dłoń i ucałowałem jej wierzch. 
– Nic się nie stało. Musiałeś nadrobić ten czas z córką, nie obrażam się – odpowiedział, jak zwykle będąc cudowny i kochany, nie widząc w tym żadnego problemu, podczas kiedy problem był. I to całkiem spory. 
– Może i musiałem nadrobić, ale także nie mogę cię zaniedbywać, co uczyniłem. Celem mojego życia jest zapewnianie ci bezpieczeństwa oraz dbanie o to, byś miał wszystko, czego potrzebujesz, nawet jeżeli głównie tym czymś jestem ja. W najbliższych dniach sowicie ci to wynagrodzę – obiecałem i znów go pocałowałem, tym razem w czoło, pozostając przy tym delikatny, szarmancki wiedząc, że na wiele sobie pozwolić nie mogę. Do końca zakładu było jeszcze mnóstwo czasu, a na delikatne drażnienie się z nim nawet za bardzo ochoty nie miałem. Wszystko, czego potrzebowałem w tej chwili, to po prostu go przytulić i ukryć w moich ramionach. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz