Już? Kiedy te dwa tygodnie tak szybko minęły? Właściwie, w ogóle tego nie odczułem jakoś bardzo. Trochę się czasem podrażniliśmy, ale poza tym, było bardzo grzecznie. Jak już raz porządnie udało mi się zaspokoić moje potrzeby, tak teraz już znacznie łatwiej było mi wytrwać. Ludzkie przyzwyczajenia są naprawdę zabawne, i przyjemne, najlepiej jednak jest być od nich wolnym. Wtedy jest się najsilniejszym, no ale muszę spełniać potrzeby mojego męża, które przez dawnego mnie je posiada. Od ilu rzeczy go uzależniłem? Od snu, od jedzenia, od seksu, ode mnie.... Gdybym tylko jako człowiek wiedział, że takie będą tego konsekwencje... Nie wiem, czy zachowałbym się inaczej. Ciężko mi stwierdzić, jakim byłem człowiekiem, jeżeli takim samym, albo chociaż odrobinkę, jakim byłem aniołem, to chyba nie najgorszy ze mnie człowiek jest.
– Tak? No popatrz, co to za zrządzenie losu – odpowiedziałem rozbawiony, kładąc dłoń na jego udzie. – I co z tym faktem zrobimy? Może jakoś uczcimy? Jakimś winem dobrym? – zaproponowałem, jeżdżąc palcem w górę i w dół, i to bardzo blisko wewnętrznej części jego uda.
– Wino, i może jakąś dobrą kolację? – zaproponował, na co się delikatnie skrzywiłem.
– Dobrą kolację to bardziej dla siebie. Wiesz, że ja nic nie jem. Ale towarzystwo do picia ci zapewnić mogę – dodałem, po czym ucałowałem jego szyję. – Może zamiast kolacji, coś słodkiego? Albo takiego wystawnego? Może zrobię specjalnie dla mojego anioła krewetki? Krewetki, i wino. Myślę, że to dobry pomysł – odpowiedziałem, chcąc zrobić dla niego coś niesamowitego. Znaczy, na pewno to będzie coś niesamowitego, wezmę go na dwadzieścia różnych sposobów. I to w dwudziestu różnych miejscach. To jednak później, wpierw wino, i może właśnie krewetka, i miła atmosfera. I to na tym się wpierw muszę skupić. Jak miło, że już takie produkty kupiłem. Czasem myślę, że ja to jakimś geniuszem jestem, przewidując takie rzeczy.
– Brzmi cudownie – odezwał się, zachwycony z tego pomysłu. – A masz jutro wolne?
– Nie, ostatni dzień idę, a później trzy dni tylko i wyłącznie dla ciebie – odpowiedziałem, zauważając niezadowolenie malujące się na jego twarzy. – Ta noc odpoczynku ci się przyda, już ja o to zadbam – wyszeptałem mu do ucha czując, jak delikatnie drży już na samą tę myśl. Jemu naprawdę niewiele do szczęścia trzeba. – Ale to jutro, dzisiaj jeszcze nasz zakład trwa – dodałem, drażniąc jego udo bardzo blisko jego przyjaciela, czyli część jego ciała bardzo wrażliwą. I to od razu podziałało, Mikleo chwycił mój nadgarstek, uniemożliwiając mi dalsze drażnienie jego ciała.
– Owszem, ale nie musisz mi tego utrudniać – bąknął cicho, na co wie że tylko niewinnie uśmiechnąłem.
– Ależ ja nic nie robię, tylko przytulam się do mojej Owieczki przepięknej – odpowiedziałem rozbawiony, tuląc go do siebie. – Przepraszam, że te święta będą trochę mało świąteczne. Jakoś się nie potrafię w ten klimat wkręcić. Może chociaż u Misaki trochę to nadrobisz... jesteś pewien, że nie chcesz jutro z dzieciakami do niej iść? Odebrałbym cię później – zaproponowałem, chcąc mieć pewność, że świadomie ze mną zostaje. Tu nie będzie będzie żadnej wigilii, ani życzeń, ani nic... dzisiaj jest ostatni dzwonek, by się zastanowił.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz