niedziela, 8 grudnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Sorey wymigał się, uciekając od nas, musząc iść do pracy, no tak pora najwyższa, trochę szkoda, że będę dziś spał sam, natomiast, czy mam wyjście? Nie mam, i to jest mój największy problem.
– Wróć bezpiecznie do domu – Poprosiłem w odpowiedzi, dostrzegając ciepły uśmiech, który zawsze mnie uspokajał.
– Będę, nie martw się. Dobranoc wszystkim – Pożegnał się z nami, opuszczając dom, pozostawiając nas samych.
Dzieciaki nie siedziały z nami zbyt długo, zmęczone podróżą ruszyły do swoich pokoi, musząc pójść spać, aby jutro rano do szkoły znów wstać.
Rozmawiałem z Lailah jeszcze chwilę we dwoje nie tylko i dzieciak, ale i o moim mężu, opowiadając jej to i owo wiedząc, jak Sorey do niej podchodzi. Tak jak podejrzewałem, kobieta nie była pewna, czy robię dobrze, pozwalając żyć mojemu mężowi, natomiast ufała mi i nie miała zamiaru odbierać mi miłość mojego życia, pozwalając nam żyć razem, póki świat nas nie rozłączy.
– Zostaniesz na noc? – Zapytałem, nie za bardzo chcąc wypuszczać jej samej nocą, gdy czasy są takie, a nie inne.
– Jeśli mogę, zostanę, wolałabym nie wracać po nocy – Stwierdziła, a ja poczułam ulgę, wiedząc, że noc spędzi w bezpiecznym miejscu.
– Oczywiście zaraz przygotuję ci kanapę – Tak jak powiedziałem, tak też zrobiłem, szybko przygotowując jej miejsce wypoczynku na całą noc. – Proszę, tu masz jeszcze ręcznik do kąpieli, gdybyś czegoś potrzebowała. Wiesz, gdzie mnie szukać – Dodałem, życząc jej spokojnej nocy, ruszając do sypialni, gdzie wraz ze zwierzakami mogłem położyć się do łóżka, idąc od razu spać.

Nad ranem przebudziłem się, gdy tylko poczułem dłonie oplatające mnie w ramionach, odruchowo przytuliłem się bardziej w ciało męża, ciesząc się z jego powrotu do domu.
– Witaj w domu – Wyszeptałem, od razu, czując to bijące od niego ciepło, którego przez całą noc tak bardzo mi brakowało.
Sorey ucałował mnie w policzek, dając mi nacieszyć się swoją obecnością w domu.
– Dzieciaki już wstały? – Zapytałem, zerkając odruchowo na zegarek, powinny już wyjść z domu, aby się nie spóźnić, trochę nieładnie by to wyglądało, gdyby po tak długiej przerwie jeszcze się spóźniły.
– Już wstały, a nawet już wyszły z Lailah. Stwierdziła, że ich odprowadzi, bo i tak już musi wracać – Wytłumaczył, a mi nawet zrobiło się trochę przykro, mogła wyjść trochę później, pożegnać się, chociaż, no cóż, najwidoczniej bardzo jej się śpieszyło do domu, może już ktoś na nią tam czekał, to już nie jest istotne, wyszła i jej nie ma ciekawe, kiedy znów będę miał szansę ją zobaczyć.
– Szkoda – Westchnąłem cicho, odwracając się w jego stronę. – Wiesz, na co mam ochotę? – Zapytałem, kładąc dłoń na jego policzek.
– Nie, chociaż zapewne zaraz się dowiem – Miał rację, zaraz się dowie to zdecydowanie.
– Mam ochotę na lody, wyjdziemy dziś na miasto?
– Na lody? Wiesz, jeśli chcesz loda, możesz zrobić nawet w domu, go też możesz ssać i lizać – Stwierdził, uśmiechając się do mnie zadziornie.
Ależ on jest niepoważny głupek jeden.
– Nie takiego loda głupku chcę wyjść na miasto i zjeść loda – Mówiłem do niego jak do dziecka, którym w sumie był, niedojrzały i głupiutki cały on.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz