niedziela, 15 grudnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Czy zareagowałaby inaczej? Nie byłem taki pewien. Tak mówi w tej chwili, ale jej reakcja nie byłaby za bardzo różna. Pewnie dalej miała do mnie swego rodzaju wyrzut, bo na pewno dało się to zrobić inaczej. Reszta Serafinów myślała nad innymi, alternatywnymi sposobami. A ja? Ja, zaślepiony tym, że coś się może stać się mojej rodzinie, myśląc tylko i wyłącznie o najbliższych i z całkowicie samolubnych pobudek, skierowałem się ku najgorszej opcji. Chyba, że bycie demonem było mi pisane. Poniekąd czuję się dobrze. Wolny. Mogę pozbywać się tych złych ludzi bez żadnych konsekwencji. Kiedy byłem aniołem, nie mogłem uciąć dłoni temu, który obmacywał mojego męża w pracy, na co przecież ten facet zasługiwał. Gdybym jeszcze pamiętał, który to, mógłbym tam wrócić i to uczynić. Miki na pewno na to krzywo by patrzył. Dalej patrzy. Misaki by więc jego zdanie podzielała, jak każde z dzieci, które ma w sobie ten anielski pierwiastek. I coś czułem, że mimo złej relacji to Merlin najbardziej by mnie chyba rozumiał i nie miał z tym problemu. 
– Czyżby? Jak wróciłem do mamy, nie była ona zachwycona, a wiedziała o wszystkim najwcześniej – odpowiedziałem, nie spuszczając wzroku z Banshee. Była znacznie spokojniejsza, ale dalej czułem, że jeżeli coś się mi pogorszy, albo Misaki będzie się chciała do mnie zbliżyć, może zaatakować. Wyczuła, że Misaki wywołuje we mnie wiele emocji, i to na razie same negatywne, więc oczywiste dla niej jest to, że chce mnie bronić. Dla niej emocje nie są aż tak złożone. Jest mądra, owszem, ale strasznie dużo jej brakuje do zrozumienia bardziej skomplikowanych spraw. Kto wie, może z czasem więcej się nauczy. Na razie jest bardzo młoda, niedojrzała, ciągle się uczy. 
– Bardziej mi chodzi o to, że się nie odzywałeś, głupku. Myślałem, że mnie zostawiłeś i już więcej nie wrócisz – odpowiedział Mikleo, zerkając na mnie. 
– Powiedziałem ci, że wrócę najszybciej, jak tylko mogę. I że muszę to zrobić. Bardzo chciałem się z tobą kontaktować, jak miałem chociaż chwilę dla siebie, myślałem o tobie, ale wszelka próba kontaktu była niemożliwe. Znaczy się, może była możliwa, ale groziło to moim zdemaskowaniem. Nie chciałem ryzykować i pozbywać się naszej przewagi – wyjaśniłem, zerkając na niego. Poniekąd chciałem go zostawić, ale chciałem zostawić cały ten świat, znikając z niego całkowicie, ale to nie o to mu raczej chodziło. 
– Martwiłam się. Nikt mi nie chciał nikt powiedzieć, z Azylu też zniknęliście nagle... Bałam się, że coś z wami nie tak. Wątpiłam, że w ogóle żyjesz – wyznała, a ja wyczułem, że jest bliska łez. Cicho każąc zostać Banshee w miejscu podszedłem do córki i przytuliłem ją do siebie, gładząc jej włosy. 
– To chyba byłoby najlepsze rozwiązanie, wiesz? Nie chciałem niszczyć waszego wyobrażenia o mnie, zwłaszcza, że każde z was dzięki mamie było blisko z tym... Bogiem. Widok ojca, który to się całkowicie stoczył, musi być dla was wszystkich druzgocący – wyjaśniłem cicho, nie przestając gładzić jej włosów, które tak bardzo w dotyku przypominały włosy jej mamy. Tylko ten kolor... Skąd się u niej wziął brąz? Biel mamy znacznie lepiej by do niej pasowała. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz