Od razu pokręciłem głową, nie mogąc się na to zgodzić. Nie po to upadałem i poświęcałem się, by teraz uczynił to mój mąż. Nie pozwolę mu na to. Posłałem mu chłodne, ostrzegawcze spojrzenie nie chcąc, by kiedykolwiek wpadł na tak niby genialny pomysł.
– Ani mi się waż upadać. Ja to zrobiłem, i na tym ma się to zatrzymać. Rozumiesz? – dodałem, mrużąc gniewnie oczy.
– Rozumiem, ale... - zaczął, jednakże nie pozwoliłem mu dokończyć.
– Nie ma ale. Nie rozważaj tego, i nie myśl i tak tym więcej – rozkazałem, czując coraz to większe zdenerwowanie. Czemu poruszał ten temat? Czemu nie może być po prostu miło?
– No dobrze, dobrze, nie będę już więcej o tym wspominał. Uważam jednak, że powinieneś mieć przyjaciela, tak jak ty uważasz, że i ja powinienem mieć kogoś, z kim mogę pogadać. Może więc i ty, i ja powinniśmy znaleźć sobie kogoś takiego? – zaproponował łagodnie, kładąc dłoń na moim policzku.
– Dla ciebie to prostsze niż dla mnie. Znajdziesz zrozumienie w swoim gatunku, a jak nie w swoim, to w ludzkim. A ja? O aniołach mogę zapomnieć, demonowi żadnemu bym nie zaufał, i też zresztą żaden by mnie nie zrozumiał. Wychodzi na to, że swoje problemy będę rozwiązywał całkowicie sam – odpowiedziałem, wzruszając ramionami. Tak już po prostu musi być. Jestem takim trochę odmieńcem, nie pasuję do żadnej grupy.
– A ludzie? – zapytał, na co prychnąłem cicho.
– Są zepsuci, i myślą tylko o sobie. Wystarczy mi, że w pracy muszę się z nimi borykać, i już samo to sprawia, że nie wyobrażam sobie takiej kanalii się zwierzać. Dam sobie jakoś radę. Muszę. Nie jestem całkowicie taki sam, co nie, Banshee? – ogar, słysząc swoje imię, zaszczekał wesoło, machając swoim ogonkiem.
– Jakkolwiek by mądra nie była, to tylko pies – zauważył słusznie Miki, na co kiwnąłem głową. No nie mogłem się z tym nie zgodzić, sytuacja z Misaki dobitnie mi to pokazała. Banshee mylnie zinterpretowała emocje, które wywołała we mnie córka. Znaczy, owszem, negatywne one były, ale było to bardziej złożone, niż biedna psinka mogłaby sobie wyobrazić.
– Jest jeszcze młoda, nauczy się. I jest jedyną opcją, która mi pozostała – stwierdziłem, dalej się uparcie trzymając swego. Nie miałem ochoty już dłużej o tym rozmawiać, nie były to przyjemne tematy. – Wytrzesz i schowasz, proszę, te talerze? – poprosiłem, wskazując na suszarkę. Zmiana tematu to jedyne, co w tej chwili mogłoby mi pomóc.
Mikleo westchnął cicho, co wskazywało na to, że nie miał za bardzo ochoty odpuścić tego tematu. Nic nie powiedział jednak, tylko zabrał się za to, o co go poprosiłem. W niektórych tematach ewidentnie się nie dogadamy, do czego chyba już się tak powoli przyzwyczajam. Kwestia różnych charakterów, no i rasa też może mieć tu wiele do gadania.
– Misaki chce, byśmy ich odwiedzili na święta – powiedziałem, nagle przypominając sobie ten drobny fakt. Trochę miałem mieszane odczucia względem tego, nie wiem, czy powinienem obchodzić takie święta, no i Miki, podróż na nogach w śniegu też mogłaby być trochę problematyczne. Nie wspominając o zwierzakach, nie chciałbym zostawiać Banshee samej, a do miasta jej przecież nie zaprowadzę, zaraz ją za potwora wezmą.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz