poniedziałek, 23 grudnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Przypomniałem sobie święta, kiedy byłem aniołem, i wtedy to wyglądało zupełnie inaczej. I z tego, co pamiętałem, Mikleo był szczęśliwy. Ze względu na to, że nie musieliśmy jeść, nasza wigilia była spokojna, skromna, i bardziej skupialiśmy się na spędzaniu czasu razem. To, że ominął jedne święta, bo mnie nie było, nic nie oznacza. 
– Wiesz, nie musisz się mną przejmować. Ja pójdę do pracy w tym czasie, troszkę zarobię więcej w tym okresie, a ty miło spędzisz czas z dziećmi. I zobaczymy się przed nowym rokiem – zaproponowałem, bardzo chcąc jego szczęścia. Ja tam mogę przeżyć kilka dni sam. Będzie ciężko, nie będzie do końca miło, zwłaszcza, jak po tej parszywej pracy wrócę do domu, gdzie nie ma Mikleo, no ale sobie jakoś poradzę. Nie, żebym miał wybór. 
– Czy obchodzisz święta, czy nie, nie zostaniesz sam. I ja ciebie nie zostawię – stwierdził uparcie, na co westchnąłem cicho. Czego ja się po nim mogłem spodziewać? To przecież mój dobry Miki, który myśli o mnie, nie o sobie. On jest za dobry na ten świat, to jedno jest pewne. 
– Pamiętam, że w święta zawsze byłeś szczęśliwy. Skoro byłeś przyzwyczajony do tego święta, powinieneś je spędzić w tej szczęśliwej otoczce, do której ja nie pasuję – powiedziałem spokojnie, mówiąc tylko i wyłącznie to, co uważałem, i jaka była prawda. Demon i święta Bożego Narodzenia... Przecież to się kupy nie trzyma. 
– Ale razem, albo w ogóle – odpowiedział Miki, stawiając mi jasną granicę. I później będzie smutny chodził... Muszę zrobić coś, by te nasze zbliżające się, smutne, samotne święta, były mniej smutne. Coś, co choć odrobinkę przypominać mu będzie o tamtym okresie. 
Tylko co? 
Przystroić dom? Przecież to bez sensu, to tylko kolejne zbieracze kurzu, i jeszcze trzeba będzie na nie wydać pieniądze. No i są tandetne. Może właśnie dlatego ludzie tak strasznie je lubią? Oni kochają tandetne rzeczy. Może chociaż choinkę przyniosę i przyozdobię ją... czymś. Coś na pewno musieliśmy zabrać ze starego domu. No i prezent. Koniecznie muszę sprawić mu jakiś prezent. Jeszcze nie wiem tylko, jaki. Na pewno będę się musiał rozejrzeć po targu, póki jeszcze ludzie tutaj nie zwariowali na punkcie świąt, bo później tego całego pierdolnika nie zniosę. 
– Więc te wieści przekażesz Misaki – odpowiedziałem, akceptując w końcu tę jego upartość. 
– Słucham? A dlaczego ja? – zapytał, chyba niezbyt zadowolony z tej informacji. 
– Bo ty jesteś elokwentny, i cudowny, i umiesz dobierać słowa. Ja tam się do takich rzeczy nie nadaję. Jeszcze tak to powiem, że sobie pomyśli, że nie chcemy spędzać z nią czasu. Albo coś o twoich skrzydłach wypaplam, a tego nie chcesz – odpowiedziałem wymijająco, chcąc uniknąć trudnej rozmowy. 
– Nie mogę całe życie prowadzić za ciebie trudnych rozmów. Musisz się ich kiedyś nauczyć – pouczył mnie, na co się lekko skrzywiłem. Mogę podejmować trudne rozmowy, ale trudne rozmowy z dziećmi... to coś zupełnie innego. Gorszego. Ich wolę unikać, a one i tak jakoś mnie znajdują. 
– No i nie będziesz, bo od tej pory unikać będę trudnych rozmów. I w ten sposób ja będę zadowolony, i ty – wyjaśniłem mu swój genialny plan, przecierając ścierką kuchenny blat. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz