piątek, 6 grudnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Pozwoliłem Mikleo zająć się gościem i dziećmi, samemu postanawiając trzymać się z dala od tego towarzystwa. Dzieciaki były uśmiechnięte, Lailah była w dobrym humorze, a ja... ja bym to wszystko zepsuł. Nie pasowałem do tego anielskiego towarzystwa, ale też nie zamierzałem stąd uciekać, bo i czemu? Jestem u siebie, w swoim domu, nie stanowiłem zagrożenia dla kobiety, zatem nie było podstaw do walki, chociaż dalej byłem w gotowości, tak na wszelki, jakby otrzymała polecenie od swojego Boga o wyeliminowaniu mnie. Chociaż, czy w takim przypadku powinienem się bronić? W końcu, moja śmierć byłaby dobra i dla Mikleo, i dla dzieciaków, i dla świata. Może niepotrzebnie aż tak się więc spinam, patrząc na to z tej strony... 
Słysząc, że dzieciaki i Lailah mają ochotę na herbatę, zniknąłem w kuchni, zabierając się za przygotowanie tego napoju. Mikleo tam się świetnie sobie dawał radę beze mnie, także nie zamierzałem się zbytnio tam kręcić. Przywitałem się? Przywitałem. Chociaż tym nastroju nie popsułem. 
– Czemu tutaj zniknąłeś? – usłyszałem za sobą głos mojego męża, który pojawił się w kuchni. A to dziwne, bo odgłosy rozmowy nie milkły. Najwidoczniej dzieciaki prowadziły konwersację z ciocią. Miło, że nie uciekły od razu do pokoju. 
– Wszyscy chcieli herbaty, więc ją przygotowałem. Tobie także, dodam też ci jeden z tych soków. Wiem, gardło masz zdrowe, ale skoro już je kupiłem, i tobie smakują, to proszę, pij i się niczym nie przejmuj – odpowiedziałem spokojnie, uśmiechając się łagodnie do niego. 
– Wolałbym, żebyś posiedział tam z nami – zaproponował, na co pokręciłem głową. 
– To zły pomysł. Zniszczyłbym jeszcze nastrój, a tam wszyscy są weseli, zadowoleni... szkoda by tego było. Zresztą, nie pasuję tam. Same anioły, i ja jako demon? Nie, lepiej się sprawdzę tutaj – odparłem, czekając cierpliwie na zagotowanie się wody. 
– Gdybyś był z nami od początku, to byś już wiedział, że na dniach przyjdzie do nas gość. Misaki się o ciebie dopytywała. I bardzo się martwiła. Dzieciaki powiedziały jej, gdzie teraz mieszkamy, więc na dniach na pewno do nas przyjdzie, ale nie wspominały nic o twoim stanie – wyjaśnił, co mi się bardzo nie spodobało. Znaczy, minęło strasznie dużo czasu, kiedy to ostatni raz widziałem Misaki. Uważam jednak, że lepiej byłoby, gdyby nigdy już więcej w tym życiu mnie nie widziała... 
– Co z tego, że nie wspominały, skoro i tak teraz dowie się, czym się stałem? Cudownie... – powiedziałem, nieco zdenerwowany. W żaden sposób nie ukryję swojej demoniczności, no bo jak? Moja aura jest silniejsza od aury Mikleo i dzieciaków razem wziętych, już z daleka wyczuje moją aurę i jeszcze przyspieszy, bo będzie myślała, że jesteśmy w niebezpieczeństwie. Powinna o mnie myśleć jak o człowieku, bądź aniele, którym byłem, a nie widzieć we mnie demona, który przecież jest jej naturalnym wrogiem. 
– I tak by się dowiedziała, jak nie od bliźniaków, to od Lailah, albo Yuki'ego. Zresztą, to nasza córka. Nie powinniśmy jej unikać – odpowiedział, z czym połowicznie się zgadzałem. 
– Ty nie powinieneś jej unikać. Jesteś wzorem do naśladowania. A ja? Będzie mną zawiedziona – mruknąłem niezadowolony, nerwowo uderzając palcem o blat. Zdecydowanie lepiej dla niej byłoby, gdyby się o mnie nie dowiedziała, ale nie mam jak tego ukryć... 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz