czwartek, 19 grudnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Dzisiejsza noc upłynęła mi naprawdę bardzo spokojnie, chociaż zaczęła się bardzo późno, a to wszystko zasługa mojej córki, z którą trochę sobie posiedziałem, musząc nadrobić stracony czas i dowiedzieć się tego i owego o niej o jej mężu, no i naszych wnukach, których dawno już nie widziałem.
To prawdopodobnie też z tego powodu spało mi się tak dobrze, a jednocześnie tak długo.
– Dobrze się bawisz? – Zaspany odezwałem się do męża, czując jego dłonie drażniące moją skórę.
– O moją owieczka już nie śpi, dzień dobry – Mocniej przytulił się do mojego ciała, drażniąc moje podbrzusze. – Bawię się? Ja przecież nic nie robię, tylko się przytulam to chyba nic złego? – Stwierdził, oczywiście, udając niewiniątko.
Odwróciłem się do niego przodem, patrząc przez chwilę prosto w jego cudowne oczy.
– Przytulanie mi nie przeszkadza bardziej, przeszkadza mi to, w jaki sposób mnie dotykasz – Wyjaśniłem, od razu, dostrzegając ten jego głupkowaty uśmiech.
Ktoś tu ewidentnie ma bardzo dobry humor i spore chęci do drażnienia mnie doskonale, wiedząc, jak łatwo jest mnie pobudzić.
– Nie moja to wina, za bardzo się podniecasz, a ja przecież nie robię niczego złego – Uśmiechnął się do mnie głupkowato, nie przestając mnie drażnić. Co z niego za drań no ja nie mogę.
Chwyciłem jego dłoń, wyciągając spod koszuli, kładąc na moich plecach, wtulając się w jego ciało, zamykając swoje oczy, chcąc jeszcze uciąć sobie na chwilę drzemkę.
– No już mów… – Mimo że moje oczy były zamknięte, czułem na sobie jego spojrzenie i wielką chęć mówienia, jak ja go dobrze znałem.
– Mogę? – Upewnił się, nie będąc pewnym, czy aby na pewno może.
– Możesz – Zapewniłem, otwierając oczy, aby spojrzeć na niego. Czekając, aż zacznie swoją wypowiedź.
– Wiesz, wyrzuciłem dziś kilkoro osób, a jedną z nich Banshee… – Przerwał, zmieniając temat, gadając, gadając i gadają. No cóż, jakkolwiek by było, sam się o to prosiłem, to teraz słucham, w tym akurat zawsze byłem całkiem dobry.
– Wolałbym nie wiedzieć tego – Przerwałem, gdy zaczął mówić o kolejnym człowieku, który nie zasługiwał na życie i którego właśnie tego życia pozbawił.
– Nie rozumiem, dlaczego, przecież on zasłużył na śmierć, był złym człowiekiem – Zdecydowanie w tych sprawach nie będziemy w stanie się nigdy porozumieć, dla mnie każdy człowiek zasługuje na wybaczenie i na drugą szansę, a dla niego raz popełniony błąd przekreśla cię na całe życie, każdy, kto popełnił błąd, zasługuje na śmierć, z czym nigdy się nie zgodzę i chyba nigdy nie będę w stanie tego pojąć. Rozumiem, że musi pozbywać się ludzi, aby żyć i aby stawać się silniejszym, i o ile to rozumiem, tak nie chcę tego popierać, ale nie chcę też stać mu na drodze, bo jeśli będę go przed tym powstrzymywał, zaatakuje prędzej czy później, i to niekoniecznie jedną osobę, a tak przynajmniej mam pewność, że krzywdzi tylko w ostateczności i tylko złe osoby, a przynajmniej złe jego zdaniem.
– Dla ciebie był złym człowiekiem, dla mnie każdy zasługuje na drugą szansę, nie ja mam prawo oceniać ludzi, od tego jest mój Bóg i mimo to, co o nim myślisz i mimo to, co mi zrobił, to wciąż mój Pan i muszę mu służyć, aż do końca swoich dni – Wyjaśniłem mój punkt widzenia, mając nadzieję, że chociaż troszeczkę mnie zrozumie.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz