Oczywiście rozumiałem, że dla niego to nie ma sensu, a to dlatego, że nie rozumie, co się, zanim kryje, na szczęście ma od tego mnie, aby zrozumieć, i może nawet zaakceptować? Nie to ostatnie się już raczej nie wydarzy, nie ma co robić sobie nadziei.
– Skarbie kolor drzewka jest symbolem nadziei i narodzin, a choinka sama w sobie symbolizuje życie i odrodzenie – Wytłumaczyłem, chociaż bardzo wątpię, aby to zrozumiał, wnioskuje to po jego minie, która mówi mi więcej niż tysiące wypowiedzianych słów.
Sorey westchnął ciężko, rozkładając wszystko na swoich miejscach.
Widząc, że rozmowa dobiegła końca, opuściłem kuchnie, aby wraz z moimi pociechami przyozdobić choinkę.
O dziwo to było bardzo przyjemna, już dawno tak dobrze nie bawiłem się, strojąc zwyczajne, a jednocześnie bardzo wyjątkowe drzewko.
– Mogę wam jakoś pomóc? – Sorey, który pojawił się w salonie, zaskoczył mnie tym pytaniem, myślałem, że nie będzie chciał nam pomagać, tym bardziej że święta go nie obchodzą, a przynajmniej na to wskazuje jego zachowanie.
– Chcesz? – Zapytałem zaskoczony, przyglądając mu się uważnie.
– Nie rozumiem wciąż, po co to robicie, natomiast nie zmienia to faktu, że chce wam pomóc – Stwierdził, patrząc na choinkę, która już była prawie gotowa.
– Możesz zawiesić gwiazdę na czubku reszta już i tak jest gotowa – Podałem mu gwiazdę, którą miał powiesić na czubku choinki.
Mój mąż uczynił to, dzięki czemu choinka stała się pełna i gotowa do podziwiania.
– Piękna – Nasze zadowolone dzieci oglądały ją z każdej strony, ciesząc się jej pięknym wyglądem. – Mamo zaopiekujesz się nią, gdy nas nie będzie? – Zapytał Haru, który wraz z Haną nie mogli oderwać wzroku od choinki.
– Oczywiście, że się nią zaopiekuję – Zapewniłem, co bardzo uszczęśliwiło moje dzieci, zwyczajna choinka, a tyle szczęścia im przynosi. Szkoda tylko, że Sorey tego nie dostrzega, dla niego święta już nie mają znaczenia, a ja z miłości do niego jestem w stanie się ich wyprzeć przynajmniej dopóki dzieci nie zapragną obchodzić wspólnych świąt, w takim wypadku nie będę w stanie się im oprzeć.
– Byleby się nie sypała – Burknął pod nosem niezadowolony Sorey, który oczywiście musi pokazać swoje niezadowolenia z powodu świąt, a raczej choinki, która się tu znajdowała.
– Nie martw się, jeśli zacznie się sypać ja albo dzieci to posprzątają, nie musisz się o to martwić – Zapewniłem, całując go w policzek, usiadłem na fotelu, zerkając na nasze dzieci.
– Jesteście już spakowani? Jutro po szkole wyruszycie do Misaki – Zauważyłem, wiedząc doskonale, że nasza córka zjawi się jutro po swoje rodzeństwo, aby wspólnie bezpiecznie dotarli do domu swojej siostry.
– Jeszcze nie – Odpowiedzieli, równocześnie tak jak to mieli w zwyczaju.
– To, na co czekacie? – Dopytałem, unosząc jedną brew ku górze, od razu, dostrzegając, jak szybko znikają mi z oczu, idąc do swoich pokoi.
Pozostając samemu z mężem, obserwowałem go uważnie, i to, co robi.
Sorey poszedł do mnie, zmieniając nasze pozycje, teraz to on siedział na fotelu, a ja siedziałem na jego kolanach, mogąc nacieszyć się jego bliskością.
– A więc jutro zostajemy sami? – Zapytał, drażniąc delikatnie moje biodra.
– Oczywiście i co ciekawe jutro kończy się nasz zakład – Przypominałem mu, uśmiechając się do niego zadziornie…
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz