Z ulgą skończyłem kąpiel, ciesząc się, że nie będę już utrapieniem dla męża. Co prawda, nie przyznał się, że mój zapach wtedy mu nie odpowiadał, ale ja już swoje wiedziałem. Skoro nie odpowiadał mu zapach potu innych, to czemu miałby mu odpowiadać mój zapach? Najgorsze było to, że nie mam jak się uchronić przed tą wpadką następnym razem. Dodawanie perfum nie zniweluje problemu, wręcz przeciwnie, będzie jeszcze gorzej. Może gdybym miał możliwość obmycia się... No ale gdzie coś takiego na bankiecie? Wrażliwy nos Haru jest bardziej problematyczny niż mógłbym podejrzewać.
Zadowolony nałożyłem balsam na ciało, założyłem koszulę męża i na to, oczywiście, gruby, niezbyt kształtny szlafrok. Był ciepły, i to był jego plus, natomiast za ładnie w nim nie wyglądałem, w przeciwieństwie do mojego ulubionego, satynowego, jednakże była nie ta pora roku. Na razie i tak to tylko chwilowe jest, wypiję zioła i do łóżka go zdejmę.
– Haru? Co to jest? – zapytałem, kiedy obok swojego ulubionego kubka dostrzegłem miseczkę z... z warzywami? I czemu tylko z mojej strony ta miseczka się znajduje?
– Nie mogłem słuchać, jak ci w brzuchu burczy, więc ci coś przygotowałem lekkiego, byś sobie zjadł, i byś nie narzekał, że tłuste, że dużo, że ciężkie... Warzywa są lekkie, zdrowe, i zawsze coś tam w tym żołądku będziesz miał – odpowiedział, uśmiechając się łagodnie.
– Ale tak na noc coś jeść to raczej niezdrowe. Je się najpóźniej dwie godziny przed snem – odpowiedziałem niepewnie, zasiadając do stołu. Kiedy poczułem, jak delikatny zapach ugotowanych warzyw uderza w moje nozdrza, żołądek ścisnął się boleśnie. Gdyby nie te warzywa, nic takiego bym nie czuł i jakoś do następnego ranka dotrwał.
– Jak raz zjesz sobie te pół godziny przed snem, to nic się nie stanie. A na pewno wydarzy się więcej złego, jeżeli pójdziesz spać z pustym żołądkiem. Chociaż troszkę – poprosił, robiąc te swoje szczenięce oczka. Nie podobało mi się to, bo zaraz to sprawiało, że robiłem, co chciał. Z niechęcią przysunąłem do siebie miseczkę i wziąłem do dłoni sztućce.
– Robię to dla ciebie, nie dla siebie – odpowiedziałem, powoli się zabierając do jedzenia.
– I dziękuję ci ci za to bardzo – odparł, uśmiechając się do mnie szeroko.
– Tylko mi bardzo proszę nie narzekać, jeżeli przytyję – mruknąłem cicho, biorąc pierwszy kęs do ust. Delikatnie przyprawione, przygotowywane najprawdopodobniej na parze. Faktycznie, nic na żołądku nie powinno mi siedzieć po tym... ale troszkę się martwiłem tym przytyciem. W końcu, fizycznie nic dzisiaj nie robiłem, nie potrzebuję więc aż tyle jedzenia, bo nie zużywam tyle energii.
– W porządku, nie będę narzekać tak długo, jak jesz. Czemu tak właściwie nie jadłeś nic na bankiecie? – zapytał, siadając obok mnie.
– Nie byłem wtedy jakoś bardzo głodny. Znaczy, ten stół z przekąskami, do którego każdy miał dostęp, nie wzbudzał we mnie zaufania – przyznałem, popijając zioła i zaraz po tym krzywiąc się. Te zioła i warzywa jakoś się zbyt dobrze nie łączymy.
– Przecież byłem tuż obok. Dałbym ci znać, gdybym coś wyczuł. I od razu szukałbym cwaniaczka, który tego spróbował. Nie pozwoliłbym cię skrzywdzić – odpowiedział, co mnie nie zaskoczyło.
– Wiem. Jednak... ta świadomość niewiele mi pomaga. Ten strach i niepewność są silniejsze niż racjonalne myślenie. Zresztą, najważniejsze, że ty się najadłeś, musisz jeść więcej ode mnie. Pracujesz fizycznie, spalasz więcej energii. Ja ostatnio pracuję umysłowo, więc potrzebuję jeść mniej – wyjaśniłem, odsuwając od siebie pusty talerz.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz