Nie cierpiałem chodzić na zakupy w tym okresie świątecznym. Właściwie, trochę mnie to brzydziło, a tak właściwie to podejście ludzi do tego wszystkiego. Wybaczajmy, cieszmy się i módlmy, a co mają w sercach? Właśnie. Starając się zachować neutralny wyraz twarzy robiłem zakupy, które są nam potrzebne ciesząc się w duchu, że prezent dla Mikleo już jest kupiony, chociaż trochę się namyślić musiałem. Nie chciałem kupować mu jakiejś pierdoły, którą postawi sobie na półce i będzie stała i tylko kurz zbierała. Chciałem, by było to coś użytecznego, z czego będzie korzystał i co będzie tylko i wyłącznie dla niego. Z tego też powodu odpadały wszystkie stroje, które mógłby założyć do seksu, co mi się w sumie nigdy nie znudzi. Stwierdziłem, że skoro tak kocha kwiaty, to takowego mu kupię, by był w domu i obie spokojnie rósł, co może symbolizować naszą miłość.
Ale znalezienie odpowiedniego kwiatka nie było takie proste. Ba, w ogóle znalezienie kwiatka, który nadawałby się się do trzymania w domu i który miałby jakie sens nie było proste. W końcu jednak udało mi się znaleźć anturium, które teraz na swój moment czekało w pokoju Hany. Mnie tam się on średnio podobał, ale skoro można go trzymać w domu, to czemu by nie? Słyszałem też, że kwiat ten, podarowany bliskiej osobie, sprzyja miłości oraz przynosi wzajemność uczuć, tak więc jeżeli umrze, wszystko się stanie jasne... To, jakie ludzie przypisują zwykłym kwiatom właściwości jest niesamowite. I głupie. Co ma jakiś kwiatek do tego, czy nasz związek przetrwa czy też nie? No ale skoro to symbolizuje, to niech już będzie.
– Co to ma być? – spytałem, kiedy tylko wszedłem do domu i moim oczom ukazała się choinka. Jeszcze nie. Miałem zamiar, ale dopiero za jakiś czas, zrobić niespodzianka, a tymczasem ktoś tu mnie ubiegł. Tylko kto i czemu mnie nie poinformował?
– Choinka. Z Haru ją kupiliśmy, sami. Chcieliśmy trochę przyozdobić dom na święta – wyjaśniła Hana, zabierając od mamy pudełko pełne najpewniej świątecznych ozdób.
I po co to zrobili? Niepotrzebnie pieniądze wydali, bo ja prędzej czy później bym to uczynił. Nie przyznam się jednak do tego, bo chcę, bo miała być to niespodzianka, wolę utrzymać przekonanie, że na tych świętach mi nie zależy, bo tak właściwie, mi nie zależy. Chciałem tylko i wyłącznie sprawić przyjemność najbliższym.
– Lepiej, żebym żadnej igły opadłej na podłodze nie zauważył. I żadnych dodatkowych zbieraczy kurzu, choinka ma wam wystarczyć – zarządziłem trochę srogo, ktoś jednak musiał pokazać, kto tu rządzi.
– Dobrze – odezwała się zadowolona Hana i ruszyła dekorować choinkę. I co w tym fajnego było? Nie rozumiałem, jak przystrojone drzewko ma się do narodzin syna bożego.
Westchnąłem cicho, kręcąc głową. To ja jestem za głupi, czy te święta, i te symbole, strojenie, naprawdę nie ma sensu? Zdjąłem buty i udałem się do kuchni, by rozpakować zakupy, dając im się cieszyć tym strojeniem. Najważniejsze, by im to sprawiało przyjemność, ja już im tego psuć nie będę i najlepiej, bym się trzymał od tego z daleka.
– Nie złość się na nich – usłyszałem zaraz przy sobie głos Mikleo.
– Nie złoszczę. Po prostu nie rozumiem, jak ubieranie ściętego drzewa iglastego ma się do tego, co nadchodzi. I jeszcze kilkanaście innych rzeczy by się znalazło – wyznałem, wzruszając ramionami. Tego nigdy nie rozumiałem, ale dopiero teraz mam odwagę to powiedzieć.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz