poniedziałek, 16 grudnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Trochę nie rozumiałem, czemu Misaki zwracała się do mnie. Przecież mama też tu była, i na takie pytanie mogła odpowiedzieć tak samo, jak ja. Nie lubiłem być aż tak wypytywany, lubiłem rozmowę, owszem, ale nie lubię pytań. 
– Ze względu na Banshee – odpowiedziałem, patrząc na tego mojego ogara pięknego. I głupiutkiego. I tak ją kocham całym swoim czarnym sercem, podobnie oczywiście jak całą moją rodzinę. Dla mnie zwierzaki to też rodzina. – Dziadek poprosił mnie o sprawdzenie czegoś, mama do mnie dołączyła i tym czymś była mała Banshee i jej mama. Jej mama była bardzo ranna, długo nie pożyła, niewiadomo też było, czy Banshee przetrwa. Była młoda, miała raptem kilka dni, była też kompletnie nieprzystosowana do tego środowiska. Wzięliśmy ją ze sobą, jednak dziadek zaraz ją wyczuł i albo mieliśmy się jej pozbyć, albo mieliśmy się wynosić. Byłem za tym, by zabrać ją i samemu odejść, ale mama się na to nie zgadzała, i wszyscy musieliśmy się wynosić z Azylu w trybie natychmiastowym – wyjaśniłem, wyciągając dłoń w kierunku Banshee, na co ona od razu podeszła, wpychając swój pysk. 
– A jak się dogaduje z innymi zwierzakami? – spytała, a ja tylko zerknąłem na Mikleo. W tej sprawie to akurat nie ona była problemem, a ja. 
– Z Psotką dogadywała się od samego początku, i to zawsze bardzo dobrze, co trochę było zadziwiające, biorąc pod uwagę to, że na początku Psotka bardzo nie lubiła taty. A koty... Chyba więcej czasu spędzają teraz na górze, z bliźniakami. O ile w ogóle są w domu. Nie lubią za bardzo aury taty, nawet jeżeli on robi wszystko, by pokazać swoje dobre intencje – wyjaśnił Miki, cicho wzdychając. – Chyba już po nich żadnego zwierzaka nie weźmiemy. 
– Może gdybyśmy jakiegoś zwierzaka przyzwyczajali do mnie od najmniejszego, to by takich problemów nie było – zasugerowałem, nie chcąc, by dom ten był bez zwierzaków. Znaczy, jak będziemy się udawać na wyprawę, to faktycznie lepiej nie mieć zwierząt, zwłaszcza takich, jak kot, bo one bardziej są domowe niż takie wędrowne, no ale jak już wrócimy? Czemu by nie. Dla mnie zwierzaki zawsze były nieodłączną częścią mojego życia. Nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło, i jak to wyglądało, kiedy byłem człowiekiem. Bycie człowiekiem było dla mnie największą niewiadomą, o której nawet Miki mi za bardzo nie mówił, a przynajmniej niejednokrotnie miałem takie wrażenie. Opowiadał mi o tych miłych chwilach, ale oczywiste było to, że te złe także były. Czemu więc o nich nie wspominał? Teraz już na takie rzeczy za późno było. To ludzkie życie wydawało mi się takie... odległe. A przecież, z perspektywy anioła, czy demona, aż tyle czasu nie minęło. Raptem kilkadziesiąt lat, nawet nie setka.
– Na razie może bez żadnych zwierzaków, co? – zaproponował Mikleo, na co kiwnąłem głową. 
– Na razie bez. Zostaniesz na noc? Ciemno już się robi, a ja nie chcę, by coś ci się stało – zwróciłem się do córki, nie mając problemu z tym, by przed pracą uszykować jej kanapę do spania. O Banshee i jej nerwowe zachowanie też się nie muszę martwić, bo dzisiaj idzie ze mną, także będzie tutaj bezpieczna, i może kociaki też się trochę odstresują i do niej przyjdą? Przyda się tym biednym zwierzętom trochę spokoju. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz