Zerknąłem na niego niepewnie, nie potrafiąc się przekonać. Oczywiście, że da radę, w to nie wątpiłem, tylko jakim kosztem? To pozostaje pod wielkim znakiem zapytania. Wydaje mi się, że najlepiej by dla niego było, gdyby sobie odpuścił, a ja z moją małą paranoją jakoś przetrwam te siedem godzin.
– Niepotrzebnie będziesz się męczyć. I w twojej pracy najważniejsze jest skupienie, czego nie uda ci się osiągnąć, będąc niewyspanym. Poradzę sobie, nie martw się – odezwałem się, siląc się na łagodny uśmiech, byleby tylko go uspokoić.
– Jak będę o piętnastej, to się wyrobimy? – zapytał, kompletnie ignorując moje słowa. – Mówiłem ci, albo udajemy się tam razem, albo żadne z nas, bo ja cię już nigdy samego na takie wydarzenie nie puszczę. A że jak sam kiedyś określiłeś, musisz tam być, to ci w tym dniu towarzyszyć będę – obiecał i ucałował mnie w czoło, na co westchnąłem cicho. Co za uparciuch. A później się mu krzywda stanie i będę się o niego martwic jeszcze bardziej.
– Najpóźniej wpół do czwartej musimy wyruszyć. To ty mi powiedz, czy się wyrobimy – odezwałem się, patrząc na niego z uwagą. Musi się umyć, przebrać, wypachnieć, ułożyć włosy... trochę tego jest.
– To dla pewności przyjdę wcześniej. I nie martw się o mnie, dam radę dzisiaj i jutro – obiecał mi i nachylił się, by ucałować moje usta. – Jestem dużym chłopcem. I silnym. Więcej wiary we mnie, mniej stresowania się. Stres nie wpływa dobrze na twoje zdrowie.
– Jak mam się nie stresować, kiedy tu chodzi o ciebie – mruknąłem, spuszczając wzrok.
– Też bym się o ciebie bał, gdybyś tam poszedł sam. Nie chcę twojej krzywdy i żebyś cierpiał tak, jak wtedy. Nawet nie masz pojęcia, jaki to był straszny widok dla mnie – wyznał, gładząc mój policzek.
– Oj, mam. Pamiętam, że wyglądałem wtedy paskudnie – mruknąłem posępnie, przypominając sobie tamten okres i to, jak strasznie brudny się wtedy czułem. To, że nic z tego nie pamiętam, jest moim błogosławieństwem, bo jakoś tak łatwiej było mi z tego wyjść. Co prawda, były koszmary, ale uznaję je za wytwór zszarganego umysłu. Tak było dla mnie najlepiej, i tego się trzymać będzie.
– Bardziej chodzi mi o ból, który czułeś, i którego nie mogłem w żaden sposób zabrać albo go złagodzić – odpowiedział cicho, unosząc mój podbródek. – Dlatego obiecuję ci, że nigdy więcej cię na takie zgromadzenia nie puszczę – dodał znacznie pewniej, a po chwili złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. – Muszę już uciekać do pracy. Przyjdę przed trzecią, obiecuję – dodał, musząc już się zbierać.
No i zostałem sam, z tymi wszystkimi niepewnościami. Strasznie chciałem mieć Haru przy sobie i jednocześnie nie chcę go tam ciągnąć. I jak to pogodzić? Nie da się. A najgorsze, że on już się uparł, i i tak pojedzie ze mną, tak więc żadne sabotaże sensu nie mają. Zresztą, to byłoby okropne z mojej strony. Postaram się chociaż jakoś taktownie wcześniej wyrwać z tego bankietu, byśmy mogli wcześniej wrócić i tym samym będzie mógł wcześniej zaznać spoczynku, którego to potrzebuje.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz