sobota, 30 października 2021

Od Mikleo CD Soreya

Bez marudzenie grzecznie leżałem przy mężu, starając się zasnąć, co z powodu zmęczenia nie powinno być wcale takie trudne, jednak z powodu dźwięków wody już było, nie mogłem spać, słysząc przyjemny szum wody, w której spędziłem zdecydowanie za mało czasu, uspokajając moje skołatane nerwy. Im dłużej jest przy mnie, tym gorzej się czuję, strach przed mówieniem i traktowaniem mnie jak zwierzę w niczym mi nie pomaga. O ile na początku miałem siłę, by to wszystko znosić, tak teraz z dnia na dzień czuję się gorzej, nie mając siły nigdzie już iść, potrzebuję spokoju, którego już od dawna przy nim nie mam.
Cicho westchnąłem, wsłuchując się przez chwilę w spokojny oddech męża, trochę mocniej się do niego przytulając, nim w końcu zasnąłem.
Następny dzień był chyba jeszcze gorszy niż ten poprzedni, gdy tylko otworzyłem oczy, czułem straszliwy ból głowy, którego nie mogłem znieść, a do tego ból wszystkich kości w niczym mi nie pomagał.
Markotny i bez chęci do życia siedziałem bez słowa, na kocu patrząc w wodę, gdy mój mąż przygotowywał sobie posiłek, zerkając na mnie, tak jakby się w ogóle o mnie martwił i może tak było, lecz ja wcale tego nie czułem, mając po prostu tego dość, najchętniej w tej chwili pozwoliłbym Mormo wrócić, by teraz on męczył się z tym którego sam sprowokował do powrotu.
- Zjesz coś? - Gdy zadał to pytanie, skrzywiłem się lekko, nie mając ochoty ani jeść, ani z nim rozmawiać mam dziś gorszy dzień i wolałbym, aby dał mi święty spokój.
- Nie - Krótko odpowiadając, położyłem głowę na kolanach, poprawiając swoje włosy, które po wczorajszej kąpieli całkowicie się zniszczyły, co dziś wyjątkowo mi nie przeszkadzało.
Sorey westchnął cicho, pozostawiając jedzenie na ogniu, podchodząc do mnie, by siadając za mną, zająć się moim włosami, na co mu pozwoliłem i tak za bardzo nie mając wyboru, zrobi co zechce, a ja mam siedzieć cicho.
- Lepiej ci? - Zapytał, związując moje włosy w kok, przytulając się delikatnie do mojego ciało, składając pocałunek na policzku.
Kiwnąłem głową, by nie powiedzieć czegoś, czego później będę żałował, dając mężowi tę chwilę, która była mu tak potrzebna i uspokajająca. - Jesteś dziś strasznie markotny - Znów przerwał ciszę, najwidoczniej bardzo chcąc rozmawiać, co w jego wypadku nie było niczym dziwnym, on zawsze musi mówić i to dużo mówić, gdy ja nie specjalnie nawet miałem na to ochotę.
- Jestem zmęczony - Przyznałem, czym mogłem lekko zaskoczyć mojego męża, w końcu dopiero wstałem, śpiąc więcej niż zazwyczaj, a i tak nie miałem na nic siły.
- Zmęczony? Dopiero wstałeś - Powiedział właśnie to o czym pomysłem, czy on czyta w moich myślach? Nie raczej nie, po prostu pomyślał o tym samym, o czym pomyślałem je.
Nie odpowiedziałem już nic, nie mając ochoty na dyskusje i tak nie wygram, a on nie będzie mnie słuchał, bo taki już jest I nie zrobię z tym nic.
Sorey widząc moje apatyczne, podejście odpuścił rozmowę, dając mi spokój, którego potrzebowałem, wracając do śniadania, którego czekało tylko na niego aż je zje, a wtedy będziemy mogli znów ruszyć w podróż.
Mój mąż zjadł posiłek, szybciej niż na początku podejrzewałem gotowy do podróży, czekając tylko na mnie, nim w końcu ruszę się do drogi.
Niechętnie i bardzo opornie szło mi wstawanie z koca, a nawet jego składnie nie mówiąc już o wyruszeniu w dalszą podróż, z trudem podchodząc do konia, nie mając siły nawet chodzić. Czy tak właśnie wygląda stan wegetacyjny anioła? Cóż, jeśli tak to postępuje szybko, nawet za szybko, może gdybym miał częstszy kontakt z wodą, wszystko postępowałoby powoli a tak, no cóż, przynajmniej jeszcze mogę chodzić, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
- Dobrze się czujesz? - Zirytowany słysząc pytanie męża, oparłem się o konia, patrząc na męża.
- Doskonale, jestem okazem zdrowia - Burknąłem, naprawdę starając się być opanowanym i miłym, niestety w tej chwili nie było na to szans, miałem już dość tego wszystkiego nie wiedząc, już co mogę mówić i robić by było, jak on chce, szkodząc tym wszystkim tylko i wyłącznie sobie. - Przepraszam, po prostu ruszajmy, już nie ma czasu do stracenia - Musiałem przeprosić, aby się na mnie nie gniewał, nie chcąc przypadkiem oberwać za swoje słowa już i tak mam kłopoty, nie chcę mieć jeszcze większych.

<Pasterzyku? C:> 

Od Taiki CD Shōyō

 Pomysł cioci na zabranie ze sobą tego małego dzieciaka ani trochę mi się nie spodobał, już i tak wystarczy, że muszę go w domu znosić, na spacerze chciałem mieć od niego spokój i już czuje, że dzięki niemu spacer będę miał popsuty, super właśnie to miałem na myśli, proponując spacer we dwoje, następnym razem nigdzie nie idę chyba wolę siedzieć w domu niż niańczyć dzieciaka.
- Super - Burknąłem, kręcąc nosem, wychodząc z domu, dzieciak był już ubrany mój narzeczony zresztą też, on w sumie założył tylko moją kurtkę, więc już mogliśmy ruszać szczęśliwi jak nigdy do tą. Spokojnie Taiki nie bądź aż tak nerwowy to tylko dzieciak, który chcę trochę pobyć z twoim narzeczonym, nie ma się co denerwować ani nawet co być zazdrosnym w końcu to tylko spacerek, który skończy się szybciej, niż w ogóle przypuszczałeś.
Niezadowolony i z nie najlepszym humorem szedłem przed siebie, obserwując zwierzaki, które biegały dokoła, bawiąc się ze sobą, nie zwracając na nic uwagi, to tak jak mój narzeczony on też nie zwracał uwagi na mnie a jedynie na małego szczocha, który dziś drażnił mnie jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Może dlatego, że dziś chciałem spędzić czas tylko z narzeczonym. Ach rany jak strasznie to przeżywam.
- Taiki, wszystko w porządku? - Mój narzeczony zauważając, że nic nie mówię, zwrócił moją uwagę, podejmując rozmowę jako pierwszy, aby przerwać panującą wokół nas ciszę. Dobrze, że to zrobił, ja sam byłem zbyt dumny, aby to uczynić, w końcu byłem obrażony, wielka krzywda mi się stała. Dziecko na spacer musiało z nami iść koniec świata.
- Oczywiście, że tak, dlaczego by nie miało być? - Wzruszyłem ramionami, nie patrząc nawet na narzeczonego, nie wiedząc, co on widzi w tym dzieciaku. Dzieci w ogóle można lubić? No nie w moim przypadku ja dzieci nie lubię i chyba dlatego nie chce ich mieć, jakie szczęście, że z Karocią nigdy nie będziemy mieli dziecka, chyba bym go nie zniósł. Zdecydowanie wolałbym drugiego psa lub nawet kota. Wszystko, jest lepsze od dziecka.
- Nie złość się - Zaczął, chcąc mnie udobruchać, gdy ja przestałem go słuchać, skupiając się na cichym pisku dochodzącym gdzieś z krzaków, które zainteresowały mnie na tyle, bym musiał tam podejść i sprawdzić co się tam znajduje.
- O rany, cześć mały kto cię tu zostawił? - Zaskoczony wyciągnąłem z krzaków małego przerażonego i brudnego szczeniaka, ale przypadek myślę o psie i pies znikąd się pojawia, nie spodziewałem się tego. - Karotka spójrz, ktoś go chyba porzucił - Tym razem zwróciłem się do narzeczonego, trzymając malutkiego pieska w ręce.
- O jej i co my teraz zrobimy? - Spytał, zaskoczony poprawiając dziecko w rękach, które z ciekawością przyglądało się małemu szczeniaczkowi, który wtulił się we mnie, gdy tylko zobaczył mojego wielkiego psa, chcąc tylko się z nim zaprzyjaźnić.
- Koda zostaw przestraszyć go - Zwróciłem się do psa, okrywając rękoma szczeniaka. - Bierzemy do domu, wykąpiemy i zobaczymy czy będą w stanie się dogadać - Zadecydowałem, mając zamiar od razu wrócić do domu, piesek był przemarznięty, wychudzony i pewnie głodny trzeba mu pomóc, by nie zdechł tuz głody lub zimna.
Nie czekając dłużej, wróciliśmy do domu o jedno stworzonko więcej, z tym kolejnym psem to nie myślałem poważnie no ale cóż, jeśli już jest nie można go zostawić.
Karocia zabrał chłopca do mamy, a ja zająłem się szczeniakiem, który okazał się nią nie nim, no ładnie więc teraz mamy dziewczynkę Vivi nie będzie sama.
Umyty i wysuszony piesek radośnie wybiegł z łazienki, obwąchują cały salon, witając się z Karotką i ciocią, na szczęście Koda został na dworze, więc nie musiałem się za bardzo martwić, że jego nieopanowana radość coś zrobi temu maleństwu.
- O proszę a kogo mu tu mamy, nasz mały koleszka - Ciocia wzięła malucha na ręce, uśmiechając się do niego, po chwili coś sobie uświadamiając. - Koleżanka nie kolega - Poprawiła się, głaszcząc maleństwo po głowie, które z wielką radością lizało ją po dłoniach. - Jak ją nazwiecie? - Dopytała, oddając szczeniaczka mojemu narzeczonemu, który szybko się z nią zakolegował.
- Nie mam pojęcia, może Łatka - Przyznałem, wchodząc do kuchni, by przygotować jakieś jedzonko dla malutkiej, która była na pewno naprawdę głodna. - Karocia masz jakiś pomysł? - Chciałem usłyszeć propozycji narzeczonego, o ile miał jakiś pomysł, gdyż ja sam nie miałem na razie żadnego i ta ważniejsze od imienia dla mnie był nakarmienie pieska, by nie wyglądała, tak jak wygląda, biedactwo, gdybym tylko wiedział, kto to zrobił, od razu połamałbym mu kości.

<Karocia? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Mój mąż spojrzał na mnie niepewnie nie wiedząc, co mam na myśli. Uśmiechnąłem się do szeroko, starając się nie ponosić negatywnym emocjom; ile można być niezdecydowanym? Niechże się wreszcie pospieszy, nie chciałbym go szarpać za smycz. W końcu, po kilku długich chwilach Mikleo chwycił moją dłoń, co bardzo mnie ucieszyło. Pociągnąłem go w stronę niewielkiego jeziorka, w której pobliżu rozbiliśmy obóz i to nie bez powodu. Od samego początku miałem zamiar go tu zabrać, by jego zdrowie choć troszkę się poprawiło. Mówił mi, że to nie tylko przez wodę tak wyglądał i się czuł, ale skoro to nie przez wodę, to przez co? Przeze mnie...? Nie no, dlaczego przeze mnie, przecież nie zrobiłem niczego złego. 
- Proszę – powiedziałem, puszczając jego dłoń. Nie zamierzałem jeszcze odpinać smyczy, bo nie do końca mu ufałem, więc sobie posiedzę tutaj na brzegu i dopilnuję, by wszystko było z nim w porządku. 
- Mogę... mogę wejść do wody? – spytał, patrząc na mnie niepewnie. 
- Oczywiście. Inaczej bym cię tutaj nie przyprowadzał – odpowiedziałem, gładząc go po policzku. – Ale zasady są takie same, jak ostatnio. Nie możesz się oddalać i masz się mnie słuchać – dodałem chcąc, by wszystko było jasne. Nie chciałbym posuwać się do bezsensownej przemoc, skoro można jej uniknąć. 
Mój mąż uśmiechnął się do mnie uroczo, a następnie ucałował mnie w usta i powoli wszedł do wody. Nie chcąc stać jak kołek usiadłem na brzegu, nie spuszczając wzroku. Co go doprowadziło do takiego stanu? Przecież jeszcze niedawno było z nim dobrze, w końcu kochałem się z nim i niczego nie zauważyłem. Coś się musiało się stać, tylko... co? Dostęp do wody miał, przez chwilę, ale miał, więc to może nie wina wody...? Coś w środku podpowiadało mi, że to moja wina. I ten głupi głos nie chciał się uciszyć. Niech on się wreszcie zamknie, doskonale wiem, że to nie moja wina, ja mu pomagam, nie szkodzę. Skąd więc bierze się ten głupi głos...?
 - Sorey? – usłyszałem zaniepokojony głos mojego męża. Zaskoczony zamrugałem oczami zdając sobie sprawę, że troszeczkę odpłynąłem. – Wszystko w porządku? – dodał, przybliżając się do mnie. 
- Ty się nie mną nie przejmuj, w końcu to nie ja wyglądam jak skóra i kości – zauważyłem, poprawiając jego włosy przylepione do jego czoła. 
- Przesadzasz, nie wyglądam tak źle – powiedział chyba chcąc mnie pocieszyć. 
- Właśnie, że wyglądasz. A ja nie wiem, co się stało, że tak jest – odparłem, nie przestając bawić się jego mokrymi kosmykami. Coś czułem, że z warkocza, który mu zrobiłem, już niewiele zostało. Miałem nadzieję, że nie zgubił gumki, która była jedna na nas obu. – I coś mi mówi, że to moja wina. Czy to prawda? – spytałem, intensywnie się w niego wpatrując. 
- Nie, to nie twoja wina – odpowiedział, a ja nie wiedziałem, czy mam mu uwierzyć czy też nie. Chciałem uwierzyć w jego słowa, bardzo, ale jakaś cząstka mnie nie mogła tego zaakceptować. Chyba za dużo myślę... tak, to musi być to. 
- Chodź, najwyższy czas się położyć – powiedziałem, podnosząc się na równe nogi. Tak, jak się troszkę prześpię, na pewno mi przejdzie. 
Mikleo pokiwał głową i również wyszedł z wody. Dobrze, że nie wspominał nic o jedzeniu, bo aktualnie nie miałem ochoty na nic poza snem. Coś wywoływało we mnie wyrzuty sumienia i nie miałem pojęcia, co takiego. Mało dzisiaj spałem, więc... może to przez to? Zresztą, to nie miało znaczenia, rano na pewno poczuję się lepiej. Poczekałem, aż Miki osuszy się z lodowatej wody i położy się na posłaniu, po czym przytuliłem się do niego, ale nie za mocno – nie chciałem go w końcu skrzywdzić, a był aktualnie taki chudziutki i drobniutki, że zrobienie mu krzywdy wydało się bardzo prawdopodobne. 

<Miki? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Sądząc po jego mimice i zachowaniu, mój narzeczony bardzo chciał wyjść na spacer. Ja z kolei wyjątkowo nie miałem ochoty, na powietrzu byłem przez ostatnie półtora tygodnia i mimo wszystko stęskniłem się za domowymi wygodami. Dla niego jednak mogę wyjść na tę godzinkę lub dwie, przecież to nie będzie nic strasznego, a zwykły, przyjemny spacer. Uśmiechnąłem się do niego szeroko, a następnie delikatnie ucałowałem jego usta, za którymi się tak strasznie stęskniłem. 
- Możemy wyjść, zanim się ściemni – powiedziałem, unosząc kąciki warg w słodkim uśmiechu. 
- A te ubrania ci nie przeszkadzają? – spytał, poprawiając kołnierzyk jego koszuli, którą na sobie miałem. 
- A w czym miałyby mi przeszkadzać? – odparłem, przekrzywiając głowę w geście niezrozumienia. 
- No wiesz, są w końcu na ciebie za duże, możesz się czuć niekomfortowo i takie tam – odparł niepewnie, czego już totalnie nie rozumiałem. Najpierw mi proponuje spacer i kiedy się zgadzam zastanawia się, czy na pewno dobrze się z tym pomysłem czuję... i to czasem on narzeka, że ja jestem dziwny. Wypadałoby, aby od czasu do czasu przyjrzał się swojemu zachowaniu. 
- Gdybym miał pewne obiekcje, to przecież bym się nie zgadzał – zauważyłem trafnie, przenosząc dłonie z jego klatki piersiowej na policzki. Dobra, faktycznie, nie do końca mam ochotę na ten spacer, ale to na pewno nie przez ubrania, jakie mam na sobie. – Więc co, idziemy? Niedługo zacznie się ściemniać, a ja naprawdę nie chciałbym chodzić nocą po lesie – dodałem, splatając nasze palce. 
- Kiedyś ci jakoś to nie przeszkadzało – zauważył, ciągnąc mnie na dół. 
- Jak słusznie zauważyłeś, to było kiedyś – odparłem, nie drążąc tego tematu. Odkąd musiałem spędzać całe noce na dworze uważając jednocześnie, by nic mnie nie zjadło, jakoś tak przestałem przepadać za nocą, która kojarzyła mi się z niebezpieczeństwem o wiele bardziej niż dotychczas, ale Taiki nie musi o tym wiedzieć, nie ma się w końcu czym chwalić. 
Mój ukochany nie poruszając już więcej tego tematu, zawołał zwierzaki, na które długo nie trzeba było czekać. Swoją drogą zauważyłem jeszcze jedną nieprzyjemną rzecz, głaszcząc moją ukochaną rudą towarzyszkę; była ona strasznie chuda. Nie było tego widać na pierwszy rzut oka przez jej jeszcze zimowe futerko, które na pewno w najbliższym czasie porządnie wyczeszę, ale nie w tym rzecz. Nie powinna być taka chuda, byłem przekonany, że podczas mojej nieobecności na pewno ją karmili, nie zostawiliby jej przecież na pastwę losu, więc nie miała prawa być tak chuda. 
- Czemu się nie ubierasz? – spytał Taiki, kiedy znaleźliśmy się w korytarzu. 
- Bo ja już jestem ubrany – odparłem, wskazując na swoje stopy, na których już znajdowały się buty. 
- A co z kurtką? – spytał, na co wzruszyłem ramionami. Fakt, było jeszcze całkiem chłodno i taka kurtka na pewno by nie zaszkodziła, tylko problem był taki, że już żadnej nie miałem; ostatnim razem założyłem ją w dniu porwania, a później nie wiem, co się z nią stało, podobnie jak z resztą moich rzeczy. Nie miałem pojęcie, gdzie jest mój plecak z książkami, albo naszyjnik, który zabrał mi jeden z porywaczy, ale Taiki raczej ich nie znalazł, w końcu na pewno by mi o tym nie omieszkał wspomnieć. 
- Nie mam – powiedziałem zgodnie z prawdą. – I nawet nie waż mi się dawać swojej. Wtedy ty zmarzniesz – dodałem szybko zauważając, że już zdejmuje tę swoją pewnie z zamiarem podarowania jej mi. 
 - Jestem smokiem, więc mam grubą skórę, nie przejmuj się mną – odpowiedział niewiele robiąc sobie z moich słów. Nie chciałem jej przyjąć, ale ten i tak narzucił ją na moje ramiona. 
W tym samym momencie mały Sachiko budzi się ze snu z głośnym płaczem. Już kątem oka widziałem, jak Taiki lekko oburza się na ten dźwięk, jakby był on jakiś przerażający, co przecież prawdą nie było. Nie mając innego wyjścia z niechęcią zacząłem zakładać na siebie kurtkę słuchając, jak płacz dziecka się zbliża. Najpewniej pani Kato wzięła go na ręce i idzie w naszą stronę. 
- Gdzie wychodzicie? – spytała, bujając małego na rękach. Bobas zauważając mnie przestał płakać i zaczął coś gaworzyć, wyciągając ręce w moją stronę. 
- Na spacer – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, szeroko uśmiechając się do małego, co wyjątkowo nie spodobało się mojemu ukochanemu. 
- Może weźmiecie Sachiko na spacer? Chyba jeszcze chce pobyć z tobą troszkę czasu – odparła, uśmiechając się do mnie ciepło. 
- To nie będzie żaden problem – powiedziałem, biorąc małego na ręce, na co bardzo się ucieszył. To naprawdę rozczulające dziecko. 
- A moje zdanie już się nie liczy? – spytał oburzony Taiki, z niechęcią przypatrując się dziecku, które zaczęło chwytać w swoje drobne rączki moje kosmyki i leciutko je szarpać. 
- Przecież nie będzie nam przeszkadzać – odpowiedziałem, poprawiając włoski malca, do z którego nie spuszczałem wzroku i nie przestawałem się szeroko uśmiechać. Nie musiał się przejmować malcem, to ja będę się nim zajmował, a on nie będzie musiał nawet kiwać palcem. 

<Taiki? c:>

czwartek, 28 października 2021

Od Mikleo CD Soreya

W milczeniu wpatrywałem się w męża, do samego końca mając nadzieję, że nie zwróci na to aż takiej wielkiej uwagi, to prawda schudłem, nie oznacza to, że jest ze mną źle, czuję się trochę słabszy i bardziej zmęczony niż zazwyczaj jednakże mimo to nie mogę mu powiedzieć prawdy, on mi nie uwierzyć a jedynie niepotrzebnie się na mnie zdenerwuje. Dlatego właśnie sam nie wiem, co mam zrobić by było dobrze.
- To nic takiego, nie musisz się tym przejmować - Wyznałem, mając cichutko nadzieję, że odpuści sobie ten temat, wracając do wcześniejszych czynności, które były zdecydowanie bardziej interesujące od mojej wagi.
- Powiedz mi, co się dzieje, to przez wodę? - Nie odpuszczał, patrząc na mnie tym cóż lekko przerażającym spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu.
- Może odrobinkę mi jej brakuje, co nie służy mi najlepiej, nie musisz się jednak tym przejmować, naprawdę nic mi nie jest - Nie kłamałem, wody równie mocno brakowało mojemu ciału, co spokoju i braku tej ciężkiej złej energii bijącej od mojego męża, która niczego mi nie ułatwiała.
- W takim wypadku chyba nie mam wyjścia i przy najbliższej okazji pozwolę ci iść nad wodę, jednak wszystko z umiarem - Wyznał, a ja delikatnie uśmiechnąłem się, złączyłem nasze usta w łagodnym pocałunku, kładąc dłonie na jego ramionach.
- Może, zanim pomyślisz nad tym, odbierzesz to, co byłem ci za wczoraj dłużny - Wyszeptałem, odsuwając się od jego ust, z rana po śnie miałem jeszcze energię, którą chciałem dobrze spożytkować, nie mogąc pozwolić, by mój mąż poczuł się poszkodowany, nie o to mi chodziło, tym bardziej że im bardziej jestem mu uległy, tym bardziej mi ufa, a to podstawa by mój dawny Sorey wrócił.
- Jesteś pewien? Nie chce zrobić ci krzywdy - Mówił trochę jak nie on, co przyznam, lekko mnie zaskoczyło, w końcu jestem tylko głupią istotą, która ma robić, co jego mąż chce, nie mając prawa głosu.
- Nic mi nie będzie, nie daj się prosić, oboje tego potrzebujemy - Wyszeptałem mu na ucho, podgryzając jego płatek. Naprawdę miałem ochotę na chwilę przyjemności bez względu na to, czy moje ciało jest takie, czy inne, tym przejmować się będę po stosunku na razie i ja bardzo tego potrzebuje.
Mój mąż na szczęście nie dał mi się długo prosić, doskonale zajmując się moim ciałem, które zachłannie pragnęło więcej I więcej, nim opadło z sił, potrzebując kilku długich chwil, aby znów zacząć w miarę normalnie funkcjonować.
- Pomóc ci? - Spytałem, leżąc spokojnie na kocu, wpatrując się w męża przygotowującego sobie posiłek.
- Nie trzeba dam sobie radę, odpocznij zaraz zmuszany w dalszą drogę - Stwierdził, dając mi chwilę, bym odpoczął, a nawet spokojnie się ubrał. Przyznam, teraz po naszych upojnych chwilach byłem bardzo zmęczony, chyba jednak moją wagą i stan zdrowia mi nie służy, muszę więc wziąć się w garść, nie mogę pozwolić sobie na słabość, gdy muszę zająć się mężem, który musi wrócić do siebie i to jak najszybciej. - Jesteś gotowy do podróży? - Spytał, podchodząc do mnie, by położyć dłoń na moim policzku.
- Tak, oczywiście możemy ruszać - Przyznałem, podając mu złożony koc, gotowy do podróży. Na co Sorey kiwnął głową, idąc spokojnie w stronę zwierzaka co i ja uczyniłem, nie chcąc, by szarpał mnie za smycz, sam miałem problem trzymać, się dobrze na nogach a takie szarpanie w niczym mi nie pomoże.
Podróż upłynęła nam bardzo spokojnie, nic się nie działo, koń spokojnie truchtał przed siebie, a my od czasu do czasu rozmawialiśmy ze sobą, na taki lub inny temat zatrzymując się późnym wieczorem nad wodą, nie mając przyjemności po drodze znaleźć ani jednej jaskini, co zmusiło nas do rozbicia obozu na otwartej przestrzeni, rozkładając koce, na których mieliśmy dziś spać.
- Przygotować ci coś do jedzenia? - Spytałem, nie czując się jakoś tak najgorzej, a co za tym idzie, mogłem przygotować mu jedzenie, nawet nie zwracając uwagi na cudowną wodę. Czując, że to jeszcze nie ten czas, mój mąż jeszcze nie ufał mi, na tyle bym mógł iść do wody, a on w tym czasie nie zwariował z powodu mojej nieobecności. Ja sobie poradzę, bez dostępu do wody nadrobię to, gdy wróci mój Sorey, a na razie muszę się skupić na osobie, którą kocham, by znów stała się sobą.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Nie do końca spodziewałem się takiej odpowiedzi, która szczerze mówiąc, nie za bardzo mi się spodobała, przynajmniej w pierwszej chwili, gdy powiedział mi, co się stało, na szczęście szok szybko odszedł w zapomnienie, a na jego miejscu pojawił się zdrowy rozsądek przypominający mi, że to tylko zwyczajny pierścionek, który nie ma znaczenia, to tylko symbol i bez niego jest moim narzeczony w najgorszym wypadku, jeśli będzie trzeba, kupię mu nowy pierścionek, by czuł się lepiej, a na razie muszę uświadomić mu, że pierścionek to nie wszystko kocham go z nim czy bez niego to, czy go ma, czy nie, nie jest takie ważne przynajmniej nie dla mnie i dla niego też nie powinno być.
- No nic trudno to tylko przedmiot nie ma się czym przejmować - Przyznałem, unosząc podbródek mojego skarba, całując go w czoło, by podnieść go na duchu, nie chciałem, aby się obwiniał ani aby się martwił utratą pierścionka to tylko pierścionek rzecz nabyta.
- Może i tylko przedmiot, ale wydałeś na to pieniądze - No tak przejmuje się pieniędzmi, a przecież to jest najmniej ważne, pieniądze zarobi się, pierścionek się kupi a zdrowia już nie. A skoro mój skarb jest zdrowy, to nic innego nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia.
- Pieniądze to nie wszystko nie przejmuj się, jeśli będziesz chciał, kupimy ci nowy ładniejszy - Stwierdziłem, oczywiście tamten nie był zły, po prostu stać mnie było na coś lepszego i droższego, dlaczego więc miałbym mu nie kupić czegoś, co może nawet bardziej mu się spodoba niż ten poprzedni.
- Nie trzeba, jak sam stwierdziłeś to tylko pierścionek, nie trzeba tracić pieniędzy na nowy - Zapewnił, całując mnie w usta, siadając na moich nogach, wtulając się w moje ciało, cicho wzdychając, dając mi tym samym możliwość do mocnego przytulenia się. Jego obecność była dla mnie bardzo relaksująca dzięki niemu czułem się dobrze i spokojnie, nie musiałem się niczym przejmować, bo nic nie miało znaczenia, on był przy mnie i tylko to miało sens.
 W ciszy i spokoju siedzieliśmy kilka minut, ciesząc się swoim towarzystwem do chwili, w której to zjawiła się ciocia, zatrzymując w przejściu.
- Przepraszam, może nie będę wam przeszkadzać - Zaczęła, uśmiechając się do nas ciepło, najwidoczniej nie chcąc nam przeszkadzać, tylko w czym? My nic nie robiliśmy, a przynajmniej nic z powodu czego musielibyśmy zostać sami, w kocu w kuchni, chociaż to kuszące nie kochalibyśmy się. Wiedząc, że są tu inni.
- Daj spokój, my przecież nic nie robiliśmy - Stwierdziłem, gdy Karocia wstał z moich kolan, najwidoczniej odrobinkę pesząc się z powodu cioci, czego również nie rozumiałem, nic się przecież nie dzieje, no nic nieważne może to pora już wracać do pokoju lub miałem nawet inny lepszy pomysł, może po prostu pójdziemy na dwór, zabierając zwierzaki ze sobą. Myślę, że to zrobi dobrze i mi i mojemu narzeczonemu, który za bardzo się wszystkim przejmuje, a chyba tylko ja nie rozumiem po co. Więcej luzu na pewno mu się przyda. - I tak już idziemy do pokoju - Dodałem, omijając ciocię, chwytając Karotkę za rękę, by wraz z nim skierować się do pokoju, gdzie chciałem mu przedstawić swój pomysł, po chwili jednak uświadamiając sobie, że nie ma nic do wyjścia, co oznacza, że musi chodzić w większych ubraniach, które należały do mnie, no cóż, najwyżej zrezygnuje ze spaceru jedna zapytać i tak warto.
- Co teraz będziemy robić? - Mój narzeczony od razu do mnie podszedł, kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej, słodko się do mnie uśmiechając.
- Cóż, szczerze mówiąc, zastanawiałem się nad spacerem, nie masz ochoty wyjść na dwór i się przewietrzyć? - Zaproponowałem oczywiście, jeśli nie spożytkujemy ten czas inaczej, wolałbym jednak, abyśmy najpierw wyszli na dwór, a później po powrocie zastanowimy się, co zrobimy dalej.

<Karocia? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 To tylko moje wrażenie, czy Mikleo brzmiał jakoś inaczej. Na pewno się dobrze czuł...? Nie, przecież mówił mi, że jest zmęczony i chciałby odpocząć. Najwidoczniej muszę odłożyć przyjemności na później, bo przecież nie mogę pozwolić na to, by źle się czuł. Wspominał też coś o włosach... Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, pogładziłem jego gładki policzek i ucałowałem go w usta. 
- Odwróć się – poprosiłem, mając zamiar zająć się jego włosami tak, jak tego chciał. – Wzięliśmy ze sobą jakąś szczotkę?
- Nie, chyba nie – odparł, na co westchnąłem cicho. 
- To nic, palce mi wystarczą – powiedziałem, zaczynając rozczesywać jego cudowne włosy palcami. Były takie miękkie i gładkie, poddawały mi się bez problemu mimo ich gęstości. 
Miki nic nie mówił, więc w ciszy zacząłem pleść warkocza, który przeszkadzałby mu jak najmniej. Dzisiaj dam mu spokój, w końcu chwilę spędziliśmy w podróży, która mogła go zmęczyć, i ja to w zupełności rozumiem. Nie chciałbym, aby Miki czuł się źle, nie tego dla niego chciałem, chciałem dla niego jak najlepiej, tylko on chyba tego nie rozumiał. Gdyby tylko mnie słuchał, wszyscy byliby szczęśliwsi. Nie proszę go w końcu o wiele, a jedynie o posłuszeństwo. 
- Możesz mi podać gumkę? – spytałem po kilku minutach milczenia, po których warkocz już był gotowy. 
- Ja... nie mam. Zgubiłem – przyznam, lekko zdenerwowałem się na jego słowa, bo w końcu mógł mi powiedzieć wcześniej, to postarałbym się zrobić mu fryzurę, która nie wymaga gumki, a teraz już na to za późno. Spokojnie, Sorey, Miki jest zmęczony, w końcu to ci mówił, i pewnie zapomniał o tym wspomnieć. By moja robota się nie zmarnowała, zdecydowałem się udzielić mu swojej. Fakt, teraz mnie włosy będą przeszkadzać, ale zdecydowanie mniej niż jemu, w końcu moje nie są tak długie. 
- Proszę. Mam nadzieję, że teraz będziesz czuł się lepiej – powiedziałem, całując go w policzek. – A teraz chodźmy spać, chciałeś odpocząć – dodałem, kładąc się na kocu i ciągnąc go wraz ze sobą. 
- A co z tobą? Przecież tego nie chciałeś – odparł, mimo wszystko posłusznie kładąc się na mnie. 
- Chcę, abyś czuł się dobrze, a skoro sen może to sprawić, to się poświęcę – wyjaśniłem, głaszcząc go po plecach. – Jutro to nadrobimy. A teraz odpocznij, tak jak chciałeś. 
Mój mąż wpatrywał się we mnie jeszcze przez kilka chwil tym dziwnym, nieodgadnionym spojrzeniem, po czym w końcu położył głowę na mojej klatce piersiowej i zamknął oczy. Uśmiechnąłem się pod nosem i ostrożnie odgarnąłem grzywkę z jego czoła. Co takiego kryje się w tej jego główce, nie mam pojęcia, a bardzo bym chciał. Raz zachowuje się jak totalny kretyn grożąc mi i mną poniżając, a innym razem jak moja głupiutka, malutka Owieczka. Co prawda minęło już trochę czasu, od kiedy po raz ostatni życzył mi śmierci, ale nadal nie mogłem tracić czujności. Kto wie, co mu strzeli do głowy. 
Nie myśląc już o tym za dużo, pocałowałem go w czubek głowy i przymknąłem oczy. Może jutro nie będzie padać i będziemy mogli wyruszyć wcześniej...? Ale zdecydowanie najpierw musi mi wynagrodzić tę dzisiejszą dobroć. W końcu miałem inne plany, ale zmieniłem je dla niego, nagroda mi się należy. 

Kiedy rano otworzyłem oczy, Mikleo już nie spał. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, a następnie niewiele myśląc złączyłem nasze usta w zachłannym pocałunku. Miki bez wahania go odwzajemnił, co odebrałem jako zielone światełko. Wsunąłem dłonie pod jego koszulkę i... zamarłem. Przerwałem pocałunek przyglądając się mu uważnie. 
- Coś się stało? – spytał, delikatnie się poprawiając. 
- Usiądź – poprosiłem, a Miki zrobił to z pewnym wahaniem. Od razu podciągnąłem jego koszulę i taki widok normalnie by mi się bardzo spodobał, tak teraz poczułem zaniepokojenie. Miki zawsze był chudziutki, ale to... był zdecydowanie za chudy. Kiedy tak się stało? Przecież kiedy ostatnim razem się kochaliśmy, wszystko było dobrze. Co się stało, że to się tak szybko zmieniło. – Co ci się stało...? To przez to, że nie masz dostępu do wody? – spytałem, przesuwając palcem po jego zdecydowanie za bardzo widocznych żebrach. Jeżeli to jest przez wodę, to byłbym w stanie m pozwolić pobyć troszkę dłużej nad wodą, nie może być tak, że będzie wyglądał w ten sposób. To na pewno wpływa w jakiś sposób na jego zdrowie, a nie tego dla niego chciałem.

<Miki? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Przyznam, nie spodziewałem się, że Sachiko się za mną stęskni i nie będzie chciał iść do mamy. W końcu minęło kilka długich miesięcy, od kiedy go ostatni raz bawiłem, a i wtedy był bardzo mały. Sądziłem, że mnie już zdążył mnie zapomnieć i że będzie się mnie bał... no dobrze, może nie od raz bał, w końcu wiele można powiedzieć o moim wyglądzie, ale na pewno nie to, że jestem straszny. W każdy razie byłem przekonany, że nie będzie tak do mnie lgnął, to było bardzo... miłe. Kochane dziecko, mam nadzieję, że nie wda się we mnie albo w tatę. 
Bardziej niż na swoim obiedzie skupiłem się na karmieniu małego. Wymagało to w końcu bardzo dużo uwagi, bo mimo że Sachiko chętnie jadł, strasznie brudził się siebie samego i wszystko wokół, więc też trzeba było na bieżąco sprzątać. A kiedy zjadł, należało go ukołysać i położyć do snu. Nie chciałem, by pani Kato musiała wstawać od posiłku, więc również postanowiłem się tym zająć, bo przecież i tak nawet nie wziąłem kęsa. Miałem wrażenie, że Taiki się oburza, chociaż nie miałem pojęcia, dlaczego. Nie zrobiłem w końcu niczego złego, a nawet wręcz przeciwnie, w końcu oni mogą zjeść w spokoju, a ja... cóż, mi się nie za bardzo spieszyło do jedzenia. Te wszystkie miesiące spędzone u pustelnika sprawiły, że przyzwyczaiłem się do jedzenia jednego posiłku dziennie. Faktycznie, zjadłbym coś, ale nie jakoś bardzo. To pewnie zmieni się, kiedy wezmę pierwszy kęs, ale na razie jakoś daję sobie radę.
Usypianie małego nie zajęło mi dużo czasu, więcej problemów miałem z położeniem go do łóżeczka, ponieważ kiedy tylko próbowałem go położyć, od razu się niezadowolony rozbudzał. Ewidentnie nie chciał, abym go opuszczał, co było bardzo słodziutkie. Natsu mnie tak nie traktowała, jak była malutka, ale to też może dlatego, że tata nie za bardzo mnie do niej wtedy dopuszczał. 
- Nie sprawiał problemów? – spytała pani Kato, kiedy wróciłem do kuchni. Akurat wstawała od stołu, Taiki też miał już pusty talerz i tylko ja byłem tym, który nie zjadł jeszcze swojej porcji. No i może jeszcze Shingo, ale jego tutaj nie było, wiec to się nie liczy raczej. 
- Nic, z czym bym sobie nie poradził – odpowiedziałem, uśmiechając się lekko. Usypianie małego było naprawdę przyjemną czynnością i z chęcią mógłbym robić to częściej. 
- Przez to, że bawiłeś się w niańkę, obiad ci wystygł – bąknął niezadowolony Taiki, przypatrując mi się uważnie. Nie rozumiałem jego nagłej zmiany nastroju, jeszcze przed chwilą był zadowolony, co się zatem zmieniło...? 
- Nic złego się nie stało, i tak jestem pewien, że smakuje wyśmienicie – odpowiedziałem, posyłając mu uspokajający uśmiech, po czym zgodnie z obietnicą zabrałem się za jedzenie. 
- Wydaje mi się, że Taiki jest lekko zazdrosny – odezwała się nagle pani Kato, zaczynając zmywać naczynia. 
- Nie mam o co być zazdrosny – oburzył się jeszcze bardziej, pusząc jednocześnie policzki, co nadawało mu tylko dziecinnego wyglądu. 
Czyli on naprawdę był zazdrosny... tylko dlaczego? Przecież dzisiaj poświęciłem mu bardzo dużo czasu. Praktycznie byłem przy nim cały dzień, nie licząc poranka, kiedy zszedłem na dół by przywitać się z resztą. A z Sachiko spędziłem raptem godzinę, może nieco dłużej, ale to i tak niewiele, biorąc pod uwagę całość. Może chodzi o to, że nadal go nie lubi... tylko, dlaczego? To bardzo grzeczne dziecko, które nie daje nikomu powodu, aby go nie lubić. 
Nie chcąc wchodząc w dyskusję, by jeszcze bardziej nie zdenerwować Taiki’ego, szybko zjadłem swoją porcję, która – jak się na koniec okazało – była jednak za mała i mój żołądek ciągle chciał więcej. Nic jednak nikomu nie mówiąc po prostu podziękowałem i pomogłem cioci mojego ukochanego w sprzątaniu. Nie mogłem się przecież tak obżerać, musiałem zachować jakiś umiar, by być zdrowym. Kiedy już to zrobiłem, podszedłem do Taiki’ego, który nadal siedział na krześle nafochany albo na mnie, albo na swoja ciocię – albo na nas oboje – i przytuliłem się od niego od tyłu, kładąc podbródek na jego ramieniu. 
- Nadal jesteś zły? – spytałem, po czym ucałowałem go w policzek. Pani Kato na chwilę wyszła zobaczyć, co u jej syna, więc mieliśmy chwilkę na siebie. 
- Na ciebie nigdy – odparł, chwytając moją dłoń i całując jej wierzch. – Właściwie, to co się stało z pierścionkiem?  
- Musiał... musiał mi się zsunąć z palca, jak wskoczyłem do rzeki. Przepraszam, nie chciałem go zgubić – powiedziałem ze skruchą, nerwowo zagryzając wargę. Trochę czasu minęło zanim zorientował się, że czegoś we mnie brakuje, ale jednak w końcu dostrzegł. Teraz miałem tylko nadzieję, że Taiki nie będzie na mnie za to zły, w końcu nie zgubiłem go celowo. 

<Taiki? c:>

środa, 27 października 2021

Od Mikleo CD Soreya

Odrobinkę już tym wszystkim zmęczony wtuliłem się w ciało męża, odczuwając coraz to większe zmęczenie i niepokój. Sorey musiał wrócić do siebie i to jak najszybciej, oczywiście nie było mi aż tak źle z tym jego odbiciem, wolałbym jednak już odetchnąć z ulgą i spokojem. Strach przed mówieniem czegoś, co może go zdenerwować, przeraża mnie, przypominając co może mi zrobić, jeśli powiem coś czego on słyszeć nie chce. Zaczynam się bać nawet żartować, bo nie wiem, czy zaraz na mnie nie nakrzyczy lub jeszcze gorzej.
Stres naprawdę źle na mnie działa, znów zacząłem odczuwać zmęczenie, a ciało ze stresu chyba straciło już na wadze. To wszystko jest takie męczące. Chciałbym, aby mój mąż do mnie wrócił a wraz z nim poczucie bezpieczeństwa i spokój, który jest lekarstwem na każdy mój problem.
Nie mówiąc ani słowa dałem mu tę chwilę, samemu troszeczkę z niego korzystając, przez chwilę chcąc się nawet uspokoić, trochę zrelaksować. Niestety nie byłem w stanie, musiałem cały czas się pilnować, by nie zrobić ani nie powiedzieć niczego głupiego, nie chcę mieć jeszcze gorzej niż już mam, a przyznam nawet teraz, nie jest najlepiej, może i gdy jestem posłuszny, Sorey nie robi mi krzywdy i nie krzyczy, mimo wszystko odbierając mi wolność, której każdy potrzebuje, a już zwłaszcza serafin wody. Nie chcę uciekać, chce mieć swobodę ruchu mam już dość tej smyczy, niech ten koszmar się już skończy.
Mój mąż po kilku minutach odsunął się ode mnie, zwracając całą swoją uwagę na jedzeniu, co mnie bardzo ucieszyło dobrze, że jadł, nie chciałbym, aby z głodu coś mu się stało, chyba bym tego nie przeżył. Dobry czy zły i tak kocham go tak samo mocno, martwiąc się o niego jak jeszcze o nikogo innego.
Spokojnie dałem mojemu mężowi najeść się do syta, samemu skupiając całą swoją uwagę ścianach jaskini, które nie wyglądały jakoś inaczej niż te, które zazwyczaj zwiedzaliśmy, musząc się w nich przespać, jednakże nie było nic innego, ciekawszego do roboty dlatego robiłem właśnie to, cóż może, gdyby mój mąż był sobą, siedziałbym właśnie na dworze, a tak cóż spędzę cały wolny czas tutaj, myśląc nad tym, co zrobić, by Sorey znów był sobą.
- O czym tak myślisz? - Słysząc pytanie męża, odwróciłem głowę w jego stronę, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- Zastanawiam się, co jeszcze zrobić, abyś mi zaufał - Wyznałem, nie kłamiąc, o tym też myślałem, w końcu to było równie ważne, jak to by wrócił mój dawny mąż, w sumie to trochę nawet cieszę się z tak zmiennej pogody, dzięki niej miałem więcej czasu, by spróbować nawrócić męża.
Sorey zaśmiał się cicho, przysuwając się do mnie bliżej, by ucałować mnie w czoło, nic mi na te słowa nie odpowiadając, bawiąc się moimi długimi rozpuszczonymi włosami, które nie były związane przez brak gumki, którą stracił Mormo i teraz ja muszę ciągle na nie uważać, z powodu ich długości przypadkowo za nie szarpiąc lub siadając, sam nie wiem, czy po powrocie do zamku nie zetnę ich do ramion, by mi nie przeszkadzały, z drugiej strony jednak bardzo je lubię nie tylko zresztą ja, Sorey nie byłby zadowolony z mojego pomysłu, będę miał i z nim o tym porozmawiać nim w ogóle zacznę coś z nimi robić.
- Najadłeś się? - Zapadłem spokojnie pytanie, tuląc się do męża.
- Tak, naprawdę było dobre - Stwierdził, co mnie uszczęśliwiło, trochę się bałem, że gdy bez ego zgody coś mu przygotuje, znów mnie okrzyczy, wyzywając z powodu nieposłuszeństwa, na szczęście nie było aż tak źle, co ja mówię, w ogóle źle nie było, Sorey przyjął mój posiłek i nawet go zjadł, a to znaczyło dla mnie naprawdę wiele. - Masz na coś ochotę? - Gdy zadał to pytanie, zamrugałem lekko oczami, nie spodziewając się takiego pytania. Wiem, że drugie ja męża nie jest aż takie źle, to ja go denerwuje i to we mnie jest problem, dlatego tak bardzo muszę się pilnować, by nic głupiego nie zrobić lub nie powiedzieć.
- Chciałbym, by moje włosy mi nie przeszkadzały i może odpocząć i tak nie mam tu nic innego do robienia - Wyznałem, przez nadmiar stresu mój organizm znosił to coraz gorzej, niby starałem się na każdy możliwy sposób dogadzać mężowi, by ten nie zrobił mi krzywdy, nie zwracając tym samym uwagi na siebie, jednakże powoli nie miałem już siły im większy stres, tym gorzej, moje ciało marniało, a ja pragnąłem tylko spokoju, którego coś czuje, jeszcze długo nie uzyskam.
- A nie masz może ochoty na nic innego/ - Spytał, owijając moje włosy wokół własnego palca.
- Co tylko zechcesz, mogę dla ciebie zrobić - Wyznałem, mówiąc poważnie, chcą tylko jego szczęścia i dobra a ja.. Cóż sobą zajmę się później, w końcu jestem aniołem, mogę wytrzymać i zrobić wszystko dla osoby, którą kocham.

<Pasterzyku? C:> 

Od Taiki CD Shōyō

Nie wiedziałem, o co mu chodzi, przecież mówiłem poważnie, wyglądał cudownie w moich ubraniach, fakt faktem były delikatnie mówiąc za duże, jednakże i tak nie odejmowały mu uroku, którego miał aż nadmiar dla mnie zresztą jest zawsze piękny w ubraniach dopasowany, w ubraniach zbyt dużych, a nawet nago a może szczególnie nago. Mój narzeczony po prostu bardzo mnie kręci i chyba właśnie dlatego tak bardzo go kocham i tylko z nim chcę spędzić resztę moich dni, bez względu na to jak życie miałoby się nam poukładać.
- Nie rozumiem skąd w tobie takie negatywne podejście - Przyznałem, naprawdę tego nie rozumiejąc, jest przecież słodki, uroczy, piękny i wiele innych podobnych do siebie synonimów, które mógłbym wymieniać po kolei, nie kłamiąc, po prostu to czując. Karocia jest najpiękniejszy na świecie dla mnie i chyba tylko to ma jakiekolwiek znaczenie.
- Mówię tylko to, co widzę - Wyznał, poprawiając koszulę, którą miał na sobie cicho przy tym wzdychając, jutrzejszego dnia naprawdę musimy pójść razem na zakupy, by wreszcie miał dopasowaną do siebie odzież, w której to będzie czuł się lepiej, przynajmniej taką miałem nadzieję.
- Nie rozumiem twojego postrzegania samego siebie, chcesz o tym porozmawiać? - Spytałem, martwiąc się o jego samoocenę, w końcu nie może być tak, że widzi w sobie kogoś nie atrakcyjnego, gdy tak naprawdę jest cudowny, gdyby tak nie było, nie poprosiłbym go o rękę i to nie tak, że patrzę na sam wygląd, bo i charakter ma dla mnie znaczenie, jednakże musi być to coś w wyglądzie, bym zwrócił na kogoś uwagę i moja Karocia właśnie coś takiego ma i dlatego z nim jestem, dlaczego więc tego nie dostrzega? Chyba przez ta długą rozłąkę trochę poprzewracało mu się w głowię, na szczęście już wrócił, a ja zrobię wszystko, aby uwierzył w swoje piękno.
- Nie, myślę, że to nie potrzebna strata czasu, lepiej chodźmy już na dół, może pomożemy cioci przy Sachiko - Zaczął, podchodząc do drzwi, zmieniając temat, co w jego wypadku było bardzo normalne, gdy o czymś nie chciał rozmawiać lub się ze mną nie zgadzał, po prostu zmieniał temat, by już nie poruszać wcześniejszego tematu.
- Pójdziemy na dół przede wszystkim coś zjeść - Przypominałem mu, nie mając zamiaru odpuścić jedzenia, które dla niego było teraz najważniejsze, a może raczej powinno być, w końcu bardzo schudł, a jedzenie zdecydowanie pomoże mu szybko przybrać na wadze, a to w tej chwili jest dla mnie najistotniejsze i dla niego również powinno być.
- Tak, tak wiem - Machnął ręką, wychodząc z pokoju, co więc i mi zostało, musiałem ruszyć za nim do kuchni, by coś przygotować lub ewentualnie pomóc w przygotowywaniu obiadu. Jak pomyślałem, tak też uczyniłem, schodząc na dół do kuchni, gdzie przebywała już ciocia ze swoich bobaskiem chcącym się bawić z moim narzeczonym i co robi Karocia? Oczywiście skupia się na dziecku, no pięknie wrócił i teraz poświęca uwagę dziecku, nie na to liczyłem.
Nieważne, w czasie gdy mój skarb bawił się z dzieckiem, ja wraz z moją ciocią przygotowywaliśmy obiad, by móc wspólnie zjeść a dzięki, że pomogłem cioci, obiad był gotowy zdecydowanie szybciej niż gdyby robiła go całkiem sama.
- Karotka, weź Sachiko i chodź zjeść obiad - Zawołałem, rozkładają talerze i sztućce na stole myśląc o wszystkim, co potrzebne było do obiadu, nie zapominając nawet o napojach, by każdy mógł się napić, gdy odczuje taką potrzebę.
- Już idę - Mój narzeczony trzymając na rękach chłopca, przyszedł z nim do stołu, chcąc oddać go cioci, niestety dziecko nie chciało, by jego przyrodni brat go opuszczał, najwidoczniej chcąc być przez niego karmionym, no pięknie i co jeszcze? Dzieciaki są dziwne i do tego okropni irytujące, trzeba robić co chcą, bo w innym wypadku zaczną się drzeć, chyba właśnie dlatego Karocia postanowił go nakarmić, nie mogąc odmówić dzieciakowi, jest zdecydowanie za dobry dla tego bobasa, który jeszcze nie raz doprowadzi mnie do białej gorączki. Rany tyle czasu z nami jest, a ja ciągle go nie mogę znieść, nie licząc dni, gdy mam lepszy humor i jakoś go toleruję, co nie oznacza, że lubię, bo nie lubię i raczej nigdy nie polubię.

<Karocia? C:>

poniedziałek, 25 października 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Nie spodobało mi się to naleganie na śniadanie. Jeszcze zdążę zjeść podczas jakiejś niezbędnej przerwy, nie marnując przy tym czasu, a tymczasem jesteśmy aż dwa dni w plecy. Dwa dni to dosyć sporo i szczerze wątpiłem, że jeszcze to nadrobimy. I właśnie dlatego muszę odmówić sobie kilku przyjemności, dla dobra nas wszystkich. 
- Czy wyraziłem się niejasno? Mówię, że zjem później to zjem później – warknąłem, może odrobinkę zdenerwowany na niego. Czemu on wszystkiego musi się dopytywać? Powiem raz, i tyle mu powinno wystarczyć, czy on tego nie rozumie? Najwidoczniej nie, i muszę mu chyba mu to wyjaśnić. 
- Oczywiście, przepraszam – powiedział cichutko Miki, co wywołało u mnie wyrzuty sumienia. Czyżbym za ostro go potraktował...? Nie, na pewno nie, dobrze postąpiłem, musiałem mu to dosadnie powiedzieć, inaczej by nie zrozumiał. 
Nic więcej nie mówiąc zacząłem siodłać konia i zbierać rzeczy z naszego małego obozowiska. Kiedy już to wszystko zrobiłem, szarpnąłem lekko smyczą dając tym samym mojemu aniołowi znać, że ma do mnie podejść, i ten dobrze odczytał ten znak. Chociaż tyle, nie chciałbym nadużywać swojej siły na nim. Kilka razy już to zrobiłem, bo musiałem, ale zrobiłem to z bolącym sercem. Nie cierpiałem przemocy, do której Miki czasem zmuszał mnie swoim zachowaniem. 
Kazałem mu wsiąść na konia, a kiedy już to zrobił, usiadłem za nim, mocno trzymając jego smycz. Może i wczoraj udowodnił, że jest posłuszny i mimo wszelkich pokus posłuchał mojego rozkazu. To bardzo mi zaimponowało, ale jeszcze nie byłem w stu procentach pewny, czy mogłem tak po prostu odpiąć mu smycz. Nie, jeszcze nie, muszę mieć co do niego sto procent pewności, zanim to zrobię. 
Najchętniej zmusiłbym konia do najszybszego biegu, ale w głębi duszy wiedziałem, że nie mogłem tak forsować zwierzaka, który i tak już ma ciężko. Musi wieźć na swoim grzbiecie dwie osoby oraz nasz bagaż, a to całkiem sporo, więc nie mogłem wymagać od niego za dużo. Mikleo przez resztę drogi się nie odzywał, chyba wyczuwając moje zdenerwowanie. Może to i lepiej, dzięki temu mogłem się uspokoić. 
Zatrzymaliśmy się dopiero późnym popołudniem w kolejnej jaskini, tak w sumie troszkę zmuszeni, ponieważ zaczęło padać. Znowu. Jesień to zdecydowanie nie należała do mojej ulubionej pory roku, a przez takie pogody nienawidziłem jej jeszcze bardziej. I w ten sposób przepadły nam kolejne trzy godziny podróży... czy my kiedykolwiek wrócimy do zamku? Cud, że w ogóle trochę dzisiaj przejechaliśmy i jesteśmy bliżej celu, niż wczoraj. Jeżeli tak dalej pójdzie, to będę zmuszony ruszyć w deszcz. I chyba tak zrobię, jeżeli jutro z ranka znowu będzie padać. 
- Proszę, przygotowałem ci obiad – usłyszałem ten cudowny głos mojego męża. Z oderwałem zamyślony wzrok od ściany deszczu i przeniosłem go na mojego męża. Uśmiechnąłem się do niego szeroko, przyjąłem miskę z ciepłym posiłkiem, po czym odłożyłem ją na bok i wyciągnąłem ręce w jego stronę. Aniołek doskonale zrozumiał mój znak i zaraz znalazł się obok mnie, dzięki czemu mogłem się do niego przytulić. 
- Jak dobrze, że cię mam. Bez ciebie moje życie nie miałoby sensu... – wymamrotałem, całując go w skroń. 
- To tylko obiad – odpowiedział ostrożnie jakby nie wiedział, czy może sobie pozwolić na żarty. Skoro tak, musiałem go naprawdę nastraszyć. 
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi – wyjaśniłem, głaszcząc go po głowie. – Przestraszyłem cię wcześniej? Przepraszam, nie chciałem. Byłem troszkę zdenerwowany – odparłem, czując w tym momencie wyrzuty sumienia. 
- Nic się nie stało – odpowiedział łagodnie, a ja wyczułem, jak delikatnie się uśmiecha. Jet taki dobry, i kochany, i najlepszy... tylko czasem odrobinkę głupi, czym mnie denerwuje, ale tylko czasem. – Zjedz, nim ci wystygnie. 
- Zaraz, najpierw muszę się tobą nacieszyć – odparłem i pocałowałem go w czubek głowy. W ciągu pięciu minut nic się nie stanie, a ja chciałbym jeszcze odrobinkę się do niego poprzytulać. To chyba nic złego, w końcu dzięki temu się uspokajam, a tego właśnie w tym momencie potrzebowałem. Głupia pogoda to wszystko przez tę pogodę...

<Owieczko? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Poczułem, jak na moje policzki wkrada się delikatny rumieniec, kiedy wspomniał o „bardziej uwodzicielskich ubraniach”. Czy on miał na myśli to, o czym ja myślę...? W sumie, to miałoby sens, w końcu nie dość, że wyrosłem ze swoich strojów, to jeszcze rzadko je zakładałem, więc faktycznie mógłby się za tym stęsknić. Pod warunkiem oczywiście, że faktycznie byłoby za czym tęsknić, bo w kobiecych ubraniach wyglądałem po prostu głupio, bo w końcu jak chłopak może wyglądać dobrze w dziewczęcych rzeczach? No nie może, to raczej logiczne. A mimo tego Taiki nadal chce mnie widzieć w takich strojach, więc nie mam pojęcia, co mu siedzi w głowie. 
- Przecież przed chwilą obcinałeś mi włosy – zauważyłem, postanawiając najpierw poruszyć pierwszą kwestię, która była dla mnie mniej zawstydzająca. 
- No tak, tak, ale jednak jak teraz na ciebie patrzę, to zdałem sobie sprawę, że za mało podciąłem ci grzywkę. Zakrywa ci twoje cudowne oczy – wyjaśnił, uśmiechając się do mnie głupkowato, nie przestając poprawiać mojej grzywki. 
- Nie mam cudownych oczu. Są one normalne – odparłem, wzruszając ramionami. Nie było w nich przecież niczego wyjątkowego, kształt był normalny, kolor też, nie ma nad czym się zachwycać. 
- Jesteś po prostu za skromny – powiedział, po czym ucałował mnie w policzek. 
- Albo to ty za bardzo wyolbrzymiasz niektóre moje cechy – odpowiedziałem, pokazując mu koniuszek języka. 
- Ja sobie niczego nie wyolbrzymiam – dalej uparcie trzymam swego, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko cicho westchnąć, bo przecież zgodzić się z nim nie zgodzę. Wiem, że to on przesadza, nie ja. – I może jutro wybierzemy się do miasta? Kupimy ci kilka ładnych rzeczy, bym mógł nacieszyć swoje oczy. 
- Czyli teraz nie wyglądam dla ciebie wystarczająco uwodzicielsko i koniecznie musisz kupić mi jakieś ubranka? – spytałem, unosząc prowokująco jedną brew. Tylko się tak troszkę z nim droczyłem, bo w końcu to on zaczął, a ja nie mogłem pozostawić tego bez odpowiedzi. 
- Wyglądasz, ale w ubrankach wyglądałbyś jeszcze lepiej – wymruczał, całując mnie w usta. Szczerze, to niezbyt uśmiechało mi się chodzić w takich rzeczach, czułem się wtedy wyjątkowo głupio, ale jeżeli Taiki’emu się takie rzeczy się podobały, no to już się poświęcę i założę. Tylko będę miał jeden warunek, założę je tylko wtedy, kiedy tak jak teraz nikogo nie będzie w domu. 
- To o tym pomyślimy jutro, na razie nic mi się nie chce – wymamrotałem, leniwie się wyciągając. Jak miło było sobie poleżeć w takim dużym i miękkim łóżku tuż obok kochającej osoby i kompletnie nic nie robiąc... Znaczy, pewnie powinienem coś zrobić, ale nie za bardzo mi się chciało. Nie teraz i nie dzisiaj, dzisiaj mam dyspensę. Ale od jutra biorę się porządnie do roboty. W końcu, mam jeszcze wiele rzeczy to nadrobienia. 
Taiki zaśmiał się cicho na moje słowa, zgadzając się ze mną. To miło, nie chciałbym leżeć w łóżku sam, samemu to nie to samo co z nim. Korzystając z wolnego czasu, leżeliśmy sobie spokojnie w łóżeczku i droczyliśmy się, jak za starych czasów. Tak jak wcześniej Taiki mnie prosił, nie poruszałem już tematów odnośnie tego, co działo się wcześniej w jego życiu mimo, że to bardzo mnie ciekawiło. Jak będzie tego chciał, to w końcu sam mi o tym powie, a przynajmniej taką miałem nadzieję. 
- Pora się zbierać – odezwał się po dłuższym czasie Taiki, kiedy jego ciocia zawołała nas na obiad. Właściwie, to kiedy pani Kato wróciła...? Mam nadzieję, że dopiero podczas naszego odpoczynku, a nie wcześniej...
- Musimy? Tu jest tak przyjemnie... – wymamrotałem, przytulając się do niego mocniej i przymykając oczy. 
- Oczywiście, musisz nadrobić te wszystkie spalone kalorie podczas naszego zbliżenia. Poza tym nie chcesz chyba, aby ciocia nam weszła do pokoju – dodał, kreśląc na moim ramieniu małe kółeczka. 
- Oj tam, nakryłbym się kołdrą – wymamrotałem, podnosząc się do siadu. Miał rację, trzeba było się zbierać, mimo, że wcale mi się nie chciało. Nie powinienem być taki leniwy, naprawdę powinienem się w końcu ogarnąć. 
Nie chcąc, by ciocia Taiki’ego przyłapała mnie nagiego, bo wtedy nigdy już nie spojrzałbym jej w oczy, dlatego szybko założyłem na siebie rzeczy mojego ukochanego. Fakt, były one na mnie przydługie, ale wystarczyło jedynie podwinąć rękawy koszuli i nogawki spodni oraz użyć paska, dzięki czemu jako tako się prezentowałem. I zdecydowanie lepiej czułem się w za dużych ubraniach, niż w za małych. A teraz raczej nigdzie nie wychodzimy, więc nikogo nie będę gorszył swoim wyglądem. 
- Wyglądasz wspaniale – powiedział nagle Taiki, jakby czytając mi w myślach. A może on faktycznie czytał mi w myślach...? Nie mam pojęcia, ale to się robi za podejrzane. 
- Wyglądam normalnie, A nawet gorzej niż normalnie, bo mam na sobie za duże rzeczy – odparłem, wzruszając ramionami. Nie był tak źle, jak te kilka miesięcy temu, ale nadal najlepiej nie jest i nie powinien mi mówić takich rzeczy, by poprawić mi humor. 

<Taiki? c:>

niedziela, 24 października 2021

Od Mikleo CD Soreya

Kilka chwil niepewnie analizowałem zachowanie męża, zastanawiając się, czy aby na pewno to nie test, który miałem zdać lub oblać, nie chciałbym się w to bawić, bo jeśli zrobię coś źle, znów cała gra zacznie się na nowo, a nie o to przecież Mo chodzi.
- Jesteś pewien? - Zadając proste pytanie, podniosłem się z ziemi, marząc o tym, aby wyjść na deszcz, jednocześnie nie chcąc zrobić nic wbrew mężowi..
- Idź - To krótkie słowo wystarczyło, bym wyszedł na dwór, chyba pierwszy raz aż tak bardzo ciesząc się z deszczu, tracąc zupełnie rachubę czasu. Było mi dobrze a siły, których ostatnio tak mi brakowało, nareszcie wracały. Czułem się dobrze dzięki takiemu drobiazgowi i znów mogłem podporządkować się woli męża, który zawołał mnie za szybko do środka, a przynajmniej takie miałem wrażenie, tracąc jednakże rachubę czasu, nie byłem tego aż tak pewien, nie musiało w końcu tak być, to co mi się wydaje, mu wcale nie musi i tego zdążyłem się już nauczyć.
Posłusznie jak na grzecznego pieska przystało, wróciłem do jaskini, dając się znów uwiązać. Mnie to różnicy nie robiło i tak przy nim byłem, ale go uspokajało, więc robiłem to dla niego, by czuł się dobrze, patrząc na mnie łaskawszym okiem.
Cały mokry nie bardzo chcąc się osuszać z kropel zimnego deszczu, usiadłem niedaleko męża, mimo wszystko trzymając dystans, aby nie umoczyć go wodą, znajdującą się na moich ubraniach w końcu nie po to cały się umorzyłem, aby teraz pozbywać się wody ze względu na możliwość umorzenia ubrań Soreya.
Mój mąż na szczęście nie rozkazał mi pozbyć się wody, dając mi się nacieszyć się tą małą nagrodą za spełnienie jego zachcianek, które mimo bólu wcale nie były złe wręcz przeciwnie, ja sam lubiłem kochać się z nim na ostro, z jakiegoś niezrozumiałego dla siebie powodu czując jeszcze większą ekscytację i przyjemność niż podczas zwykłego dużo łagodniejszego i spokojniejszego stosunku, chyba ze mną jest coś naprawdę nie tak..
Po dłuższym czasie i to znacznie dłuższym niż wcześniej przypuszczałem, pozbyłem się wody z mojego ciała, by ładnie przymilić się do męża, który w porównaniu do mnie był tak przyjemnie cieplutki, aż szkoda by było nie skorzystać z jego ciała.
Sorey jednak czując przerażające zimno, nakrył mnie porządnie kocem, dopiero wtedy mocno do siebie przytulając, tak jakby się bał, że zmarznę czy coś w tym stylu sam nie wiem, nieważne. Wolę, aby był nadopiekuńczy niż gdyby miał się na mnie gniewać i krzyczeć z byle powodu.
- Ciepłej ci? - Słysząc pytanie męża, kiwnąłem głową, uśmiechając się do niego radośnie.
- Przy tobie zawsze - Wyznałem, czym lekko go rozbawiłem, czując ciepłe usta na swoim czole.
- Głupiutka mała owieczka - Na jego słowa cicho prychnąłem, nie chcąc aż za nadzbyt sobie pozwalać, jest dla mnie dobry i nie mogę już bardziej nadwyrężać jego dobroci, dlatego lepiej nie przesadzać i zakończyć wypowiedz tym cichym prychnięciem.
- Chcesz coś zjeść? Mam ci coś przygotować? - Spytałem, wtulony w jego ciało zastanawiając się, czy aby nie jest głodny, bo jeśli tak to ja od razu mu coś zrobię, by zadbać o niego najlepiej, jak to tylko możliwe. Nie mając na celu się mu tym razem podlizać, całkowicie chodziło mi tu o jego zdrowie Mimo wszystko to mój mąż i moim obowiązkiem jest zadbać o niego, najlepiej jak potrafię.
- Nie, głodny nie jestem - Wyznał, kładąc się na kocu, ciągnąc mnie za sobą, bym wygodnie położył się na nim, zamykając oczy. Absolutnie nie chciało mi się spać, chciałem tylko poleżeć w towarzystwie męża, słuchając deszczu stukającego o ziemię.
Resztę dnia upłynęło nam całkiem spokojnie, przede wszystkim na leżeniu i rozbawieniu przeplatając przez to wszystko posiłek dla męża i konia, by znów leżeć, a przez chwilę nawet czytać książkę, która mi osobiście szybko się znudziła w porównaniu do Soreya który czytał dalej, gdy ja położyłem się na nim wygodnie, nawet nie wiem, kiedy zasypiając, najwidoczniej mając już dość tego nic nierobienia przez cały boży dzień.

Kolejny dzień był znacznie lepszy, deszcz przestał padać, co dostrzegłem od razu, gdy tylko otworzyłem oczy, pragnąc już ruszyć w podróż, w której to miałem nadzieję nawrócić mojego męża.
Nie chcąc wybudzać Soreya, że snu dałem mu spokojnie wypocząć, kładąc głowę z powrotem na jego klatce piersiowej, grzecznie wyczekując jego przebudzenia się ze snu, które nastąpiło, może nawet niecałą godzinę później, z czego bardzo się ucieszyłem, podnosząc energicznie głowę z jego piersi.
- Deszcz przestał padać - Wyznałem, zadowolony widząc również ulgę na twarzy partnera, który pewnie tak jak i ja chciał wrócić do dalszej wędrówki.
- W taki razie ruszaj od razu - Zarządził, wstając z koca, pakując wszystko do swojego pleckach, w czym grzecznie ku pomogłem.
- A śniadanie? - Zadając to istotne pytanie, spojrzałem na męża, który w tej chwili karmił wierzchowca.
- Nie jestem głodny, zjem później - Stwierdził, czym lekko mnie zaskoczył, był tego pewien? To w końcu nie najlepszy pomysł, aby wyruszać w drogę z pustymi żołądkiem, nie chce przecież, aby coś mu się stało z powodu braku pożywienia się.
- Jesteś pewien? Mogę ci coś przygotować, jeśli chcesz - Mimo wszystko wolałem się upewnić, by przypadkiem nie mieć go na sumieniu, gdyby nie daj bóg, coś mu się stało z powodu głodu.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Moja cudowna Karocia nie musiała mnie do niczego zachęcać i, mimo że na samym początku chciałem powoli i ostrożnie nacieszyć się sobą nawzajem z czasem im Karocia bardziej mnie zachęcała, tym bardziej ja chciałem mieć go jeszcze więcej i bliżej siebie chcąc nadrobić stracony czas, który wciąż tak bardzo mnie bolał. Chyba nigdy nie wybaczę sobie tego, co mu zrobiłem, gdybym tylko tamtego dni poszedł z nim. Rany to chyba już zawsze będzie mnie prześladować.
Taiki tylko spokojnie nie myśl o tym, teraz gdy masz przy sobie tak cudowną istotę, najlepiej skup się na tym, by było mu jak najlepiej, bo tylko to będzie w stanie uszczęśliwić waszą dwójkę.
Przestając już rozmyślać, nad tym, co by było, gdybym jednak tamtego dnia go odprowadził, musiałem a nawet bardzo chciałem, zająć się moim liskiem pragnącym uwagi od razu w końcu było widać, że brakowało mu uwagi, a ja nie mogłem pozwolić na to, by jej ode mnie nie dostał.
Zadowolony z pustego domu nie odmówiłem mojemu skarbowi, wręcz przeciwnie korzystając z pustego domu, dają się ponieść swojemu wewnętrzny ja, które szalało we mnie, pragnąc go tylko dla siebie, mając zamiar jak najlepiej zająć się jego ciałem, by z rozkoszy głośno krzyczał, pragnąc więcej i więcej przyjemności, której nie mogłem mu odmówić.
Najlepiej jak tylko potrafiłem, zająłem się Karocią, dopilnowując by wszystko było tak, jak być powinno, nie dając mu ani chwili wytchnienia nim sam musiałem odpocząć, nie mając już sił, kondycja nie ta sama, niestety jestem coraz to starszy, a nie młodszy, choć przyznać muszę, nie jest ze mną aż tak źle pewnie, gdybym był człowiekiem, byłoby gorzej a może właśnie też nie, w końcu, jeśli się chce, można działać na sto procent, nawet gdy si jest starym.
- Naprawdę dobrze było wrócić - Wymruczał, wtulając się w moje ciało, dając sobie chwilę na odpoczynek, który był bardzo ważny, nie chciałbym w końcu, aby mi tu padł ze zmęczenia, tym bardziej że przez tak długi czas będąc poza domem, źle się odżywiał i doskonale to u niego widać.
- Zdecydowanie muszę się z tobą zgodzić, bardzo dobrze, że wróciłeś, nareszcie będę miał oko, na to, co jesz i w jakiej ilość - Na wypowiedziane przeze mnie słowa Karocia cicho się zaśmiał, kręcąc z niedowierzaniem głową, unosząc ją, by spojrzeć w moje oczy.
- Naprawdę? Tylko dlatego się cieszysz? - Na to pytanie miałem prostą odpowiedz, która na pewno go usatysfakcjonuje a może nie. Cóż nie wiem mnie na pewno.
- Nie, ale to też jest ważne - Wyjaśniłem, całują go w czoło, rozciągając swoje mięśnie, byłem zmęczony i chciałem odpocząć, chyba zasłużyłem na to, po tak przyjemnym stosunku myśląc przede wszystkim o nim, a nie o sobie.
Mój narzeczony nic na to nie powiedział, uśmiechając się łagodnie, aby znów położyć się na mojej klatce piersiowej, on tak jak ja był zmęczony, z czego bardzo się cieszyłem, w końcu na pewno nasze zbliżenie go usatysfakcjonowało, a mi na niczym, tak bardzo nie zależało niż na tym. A że zadanie wykonałem to i ja nareszcie mogłem sobie odpocząć.
Z tak pozytywnym myśleniem zamknąłem swoje oczy, głaszcząc moją Karotkę po ramieniu, nim odpłynąłem na chwilę do krainy snów.
Obudziłem się po dwóch godzinach wyspany i znów pełen sił od razu dostrzegając wciąż jeszcze leniuchującego liska, któremu najwidoczniej nie chciało się wstać, nic dziwnego i mi wstać się nie chciało, w jego towarzystwie mogłem tak przeleżeć dzień, a nawet dwa, nie ruszając się z miejsca.
- Obudziłeś się - Dostrzegł, patrząc na moją twarz.
- Tak i wciąż mam cię przy sobie - Wymruczałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- I nie musisz się martwić, już nie stracisz - Zapewnił, racząc mnie jednym ze swoich pięknych pocałunków.
- Nie pozwoliłby znów na to - Odparłem, będąc tego pewien bardziej niż czegokolwiek na tym świecie. Rozmyślając nad tym, ciągle patrzyłem na moją ukochaną Karocie, tak sobie właściwie coś uświadamiając, coś, o czym zapomniałem i już dawno nie miałem okazji zobaczyć. - Wiesz, że sobie coś uświadomiłem - Zacząłem spokojnie, odgarniając włosy z jego czoła.
- Co takiego? - Spytał zaciekawiony, opuszkami palców drażniąc moją klatkę piersiową.
- Po pierwsze muszę ci skrócić grzywkę, a po drugie już dawno nie widziałem cię w bardziej uwodzicielskich ubraniach i chyb a trzeba to zmienić i w najbliższym czasie zajrzeć jednak na targ. - Wyjaśniłem, nie ukrywając swoich pragnięć, lubiłem takie ubranka i nic na to nie poradzę, mój narzeczony nigdy nie narzekał więc i mu chyba to nie przeszkadza, co mnie akurat bardzo cieszy, lubię, gdy „poświęca się” w ten sposób dla mnie to mnie naprawdę kręci.

<Karocia? C:>

sobota, 23 października 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Może powinienem chociaż udawać, że jestem zaskoczony, no ale jakoś nie potrafiłem. Nie, żeby mi się to nie podobało, ponieważ bardzo lubiłem, kiedy Miki się do mnie przymilał i starał się ugłaskać. W końcu zasługiwałem na to po tym, jak mnie potraktował. Niech się stara i trudzi, a ja się zastanowię, czy mu wybaczę. Na razie Miki stara się bardzo ładnie, śniadanie wyszło mu wyśmienicie, zobaczymy, jak pójdzie mu dalej. 
Uśmiechnąłem się zadziornie do mojego męża, chwytając go za obrożę i szarpiąc go w swoją stronę. To, co mówił, było bardzo, ale to bardzo kuszące. Za bardzo kuszące, zdecydowanie nie powinien mnie tak podpuszczać, ponieważ później jeszcze będzie tego żałował. 
- Jesteś pewien swoich słów? – spytałem cicho, mrużąc swoje oczy, uważnie mu się przypatrując. Czy mi się wydawało, czy on naprawdę zaczął drżeć? To ze strachu? Czy może ekscytacji? Sądząc po jego spojrzeniu, to wcale nie był strach. I właśnie za takim Mikim tęskniłem. 
- Oboje wiemy, że nabroiłem. I że zasługuję na karę – mówiąc to zaczął sunąć dłonią po mojej klatce piersiowej. Chwyciłem jego nadgarstek nie chcąc, by przypadkiem  nie pozwolił sobie na coś więcej. Skoro to ma być kara, nie może sobie pozwolić na wiele. To ja jestem tym, który wyznacza granice. 
 Popchnąłem Mikleo na ziemię i agresywnie wpiłem się w jego usta. Skoro sam prosił się o karę, to kim jestem, by mu tej kary odmawiać? Upewniłem się, że tego chce, więc teraz nie pozostało mi nic innego, jak tylko spełnić jego życzenie i porządnie go ukarać. Ponieważ, że mieliśmy dużo czasu i prywatności, nie szczędziłem go ani trochę. Może momentami byłem zbyt brutalny i troszkę polała się krew, ale Miki nie narzekał. Może też dlatego, że nie miał za bardzo kiedy i jak...? Zresztą, nie ma nawet na co narzekać, jego ciało bardzo szybko się regenerowało, więc nie powinien mieć z niczym problemu. Ale też nie wyglądał na niezadowolonego, nawet jeżeli czuł jakiś ból. Wręcz przeciwnie, wyglądał na bardzo zadowolonego. 
Nasze zbliżenie trwało całkiem sporo czasu, dlatego po tym wszystkim przysunąłem Mikleo do siebie, mocno się do niego przytuliłem i zamknąłem oczy. Byłem po tym wszystkim nieco zmęczony, w końcu bardzo się namęczyłem, aby sprawić mu jak najwięcej przyjemności oraz bólu, na który zasługiwał, więc teraz mogłem sobie chwilkę odpocząć. I tak niewiele było tutaj do zrobienia, a ruszyć w dalszą drogę nie mogliśmy, ponieważ nadal padało, więc sen był chyba jak najbardziej na miejscu. 
Kiedy się obudziłem po jakichś dwóch, trzech godzinach, Mikleo już obok mnie nie było. Ten drobny szczegół wystarczył, bym się rozbudził i zaczął w panice rozglądać się dookoła. Moją pierwszą myślą, jak zawsze, było to, że mnie zostawił. Wykorzystał chwilę mojej zwyczajnej ludzkiej słabości, odpiął smycz i odszedł, tak jak obiecał kiedyś. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że smycz jest nadal napięta. Miki nadal ze mną był, tylko siedział u wejścia do jaskini. Chyba muszę wprowadzić nową zasadę, bo inaczej zejdę przez niego na zwał. Ubrałem się szybko, ponieważ przez ten głupi deszcz było bardzo zimno, i podszedłem do mojego najdroższego ukochanego, cały czas trzymając kurczowo smycz.
- Jak się czujesz? – spytałem, odgarniając włosy z jego karku, które ukrywały moje ślady po zębach. Zdecydowanie w pewnych momentach troszkę mnie ponosiło, ale sam tego chciał. Złożyłem w tym miejscu delikatny pocałunek i uśmiechnąłem się do mojego męża, który wyglądał na może ociupinkę wymęczonego. To przeze mnie czy to to dlatego, że nie miał dostępu do wody? Nie chcę, aby urósł w siłę, ale też nie chcę, aby był na tyle słaby, że ledwo będzie mi się trzymał na nogach. 
- Dobrze – odparł, odwracając na chwilę głowę w moją stronę, ale zaraz z powrotem skierował ją w stronę wyjścia. Czyli to musi być woda. 
- Bardzo dobrze się dzisiaj spisałeś – odpowiedziałem, całując go w policzek. – I zasługujesz na nagrodę – dodałem, drżącymi rękami odpinając mu smycz. Co ja w ogóle robię? I czemu ja to robię? Sam proszę się o kłopoty. – Na chwilę możesz wyjść na deszcz. Ale na chwilę. I masz być blisko. I jeżeli powiem ci, że masz wrócić, to masz wrócić – wyjaśniłem, nadal nie będąc pewien, czy dobrze robię. Zdecydowanie pewniej czułem się, kiedy był na smyczy i na moje wyciągnięcie ręki, ale wtedy on nie mógł wyjść na zewnątrz. Jeżeli teraz zachowa się dobrze i posłusznie, może rozważę, aby mu troszkę odpuścić. Rany, dopiero co odpiąłem smycz, a już miałem ochotę zapiąć ją z powrotem. Spokojnie, Sorey, Miki będzie blisko, a jeżeli zrobi coś nie tak, natychmiast zareagujesz...

<Aniołku? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Szczerze, to nie byłem za bardzo zachwycony pomysłem wychodzenia do miasta. Albo gdziekolwiek, chyba że na spacer gdzieś po okolicy. Nie miałem ochoty spotykać się z żadnym innymi ludźmi poza tymi, którzy mieszkają w tym domu. Oraz oczywiście Natsu, ale ją też jeszcze zdążę odwiedzić. Na razie muszę nacieszyć się Taikim i po prostu przyzwyczaić się do tego, że w końcu wróciłem. 
- A musimy to robić? Znaczy, wiem, musimy, te ubrania na pewno się komuś przydadzą, ale... musimy zrobić to dzisiaj? Wróciłem dzisiaj w nocy i jeszcze nie zdążyłem się tobą nacieszyć – poprosiłem, uśmiechając się delikatnie. 
- Właśnie dlatego się ciebie pytam, czy chcesz to zrobić dziś – odparł, odgarniając kosmyki, które wpadały mi do oczy. 
- Fakt, pytałeś – zauważyłem, przypominając sobie ten jeden, drobny, malutki szczegół. – Nie śmiej się! Jeszcze cieszę się z powrotu i jestem trochę roztargniony – odpowiedziałem niezadowolony, pusząc policzki, kiedy chłopak zaczął się ze mnie śmiać. 
- Tak bardzo za tobą tęskniłem – odpowiedział, całując mnie w skroń. 
- Ja także – przyznałem, nie widząc sensu, dlaczego miałbym zatrzymać tę informację dla siebie. 
- Więc co będziemy robić przez resztę dnia? – spytał, bawiąc się moimi przydługimi kosmykami. 
- Spędzać przyjemnie razem czas? Jestem pewien, że znajdziemy coś, co sprawi nam przyjemność. A jak na razie myślałem nad tym, aby doprowadzić się do porządku – wyjawiłem mu swój plan, cały czas mając świetny humor. W końcu miałem powód, aby taki być. Spędziłem wspaniałą noc, zjadłem porządne śniadanie, miałem wspaniałą kąpiel i, przede wszystkim, Taiki był cały czas przy mnie. Wszystko dzisiaj układało się perfekcyjnie i coś czułem, że to się utrzyma do końca dnia. Albo nawet i tygodnia. 
- Nie rozumiem. Przecież wyglądasz cudownie i zawsze będziesz – wyjaśnił, nie przestając bawić się  moimi włosami. 
- Uroczo, że tak mówisz, ale widziałem siebie dzisiaj w lustrze, też po raz pierwszy od dłuższego czasu. I przez to dopiero dzisiaj zdałem sobie sprawę, jak okropnie wyglądam w tych włosach – wyjaśniłem mówiąc to, co faktycznie czułem. Pustelnik nie posiadał w domu lustra, więc przez wiele miesięcy nie miałem pojęcia, jak tak właściwie wyglądam. Nie, żebym zmienił się jakoś bardzo, ale jednak tak długie włosy mi nie pasowały. A przynajmniej takie było moje wrażenie. 
- Nie wiem, co ty za głupoty pleciesz, jesteś najpiękniejszą istotą na świecie i nawet nie próbuj myśleć inaczej – powiedział, gładząc mój policzek. Te słowa sprawiły, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Taiki bardzo często mówił mi tego typu komplementy i bardzo się za nimi stęskniłem. Czy to oznacza, że mam już narcystyczną osobowość? Nie mam pojęcia, ale jeżeli tak, to niezbyt dobrze o mnie świadczy. 
- Skoro ja jestem najpiękniejszy, to co z tobą? – spytałem, od niechcenia bawiąc się guzikiem jego koszuli. Musiałem przyznać, ale tylko przed sobą samym, że miałem odrobinkę większą ochotę na pieszczoty niż przed moim porwaniem, ale to chyba było normalne, w końcu mieliśmy całkiem długą przerwę, a to wzmaga apetyt. A może to jednak nie było normalne, tylko ja tak sobie wmawiam? Mam nadzieję, że moje zwiększone libido nie przeszkadza mojemu narzeczonemu, nie chciałbym, by czuł się przeze mnie źle. 
- A ja jestem najprzystojniejszy – sprostował, na co zaśmiałem się cicho. 
- Racja, głupi ja. Właściwie, to chciałbym cię poprosić o przysługę. Mógłbyś przyciąć mi włosy? W krótszych czułbym się lepiej – poprosiłem, ładnie się uśmiechając. Niby mógłbym zająć się tym sam, ale troszkę bałem się, że wyjdzie mi to krzywo, a jednak dla niego chciałbym wyglądać najlepiej. 
Taiki na szczęście nie oponował i zaprowadził mnie do łazienki. Tam spytał się mnie, czy chcę czegoś konkretnego, na co odparłem, że chcę tylko krótsze włosy. Nie bałem się, że coś zrobi coś nie tak, ponieważ w pełni mu ufałem i byłem pewien jego umiejętności i wyczuciu stylu, którego ja tak nie do końca miałem. I już po kilku minutach wiedziałem, że miałem rację; nie dość, że moje włosy wyglądały dobrze, to w końcu miałem normalne pole widzenia i nie musiałem raz za razem odgarniać kosmyki z czoła. 
- Twoja ciocia jeszcze nie wróciła – zauważyłem, kiedy już posprzątałem po moim małym zabiegu fryzjerskim. 
- Pewnie wyszła na jakiś dłuższy spacer, ładna pogoda jest, więc korzysta – odparł Taiki, chyba nie do końca rozumiejąc, co chodzi mi po głowie. To źle, ale to bardzo źle o mnie wróży. 
- I wzięła jeszcze ze sobą zwierzaki, więc mamy cały dom dla siebie – kontynuowałem, ładnie, ale to bardzo ładnie się do niego uśmiechając. 
- I co sugerujesz? – dopytywał, a ja już widziałem po błysku w jego oku, że on wie, co mam na myśli, tylko czekał, aż ja to powiem. 
- Sugeruję bardzo miłe wykorzystanie wolnego czasu oraz domu – wymruczałem mu do ucha, po czym wsunąłem swoje dłonie pod jego koszulę, zaczynając delikatnie drażnić jego ciało opuszkami palców. Zdecydowanie za długo go nie widziałem i staję się za bardzo łakomy, mam nadzieję, że nie będzie mu to przeszkadzać albo go sobą przypadkiem nie odstraszę. 

<Taiki? c:>

piątek, 22 października 2021

Od Mikleo CD Soreya

Musiałem się zastanowić i to porządnie zastanowić nad tym, co zrobić, aby mój mąż znów zaczął mi ufać, to naprawdę nie będzie proste. Sorey przez cały czas mnie obserwuję i wykazuje nieufność w stosunku do mnie, jak więc mam zapracować sobie na jego zaufanie? Muszę przypomnieć sobie, jak wtedy udawało mi się, nim nazwijmy to manipulować, zaufał mi i może jeśli znów zagram z nim w tę samą grę, on z większą łaskawością spojrzy na mnie. Rozumiejąc, że nie chcę go opuszczać, przede wszystkim musząc pamiętać o tym, by już nigdy więcej nie mówić przy nim o moim drugim ja w końcu to tylko kłamstwo, do którego dopuścił się anioł, mimo że nie powinien kłamać.
Cichutko wzdychając, wtuliłem się w jego ciało, przymykając na chwilę oczy, zastanawiając się nad tym, co powinienem zrobić i jak podejść do męża by wszystko było tak, jak on sobie tego zażyczy, dam radę od jutra poważnie wezmę sprawy w swoje ręce, chcąc a nawet musząc, nawrócić go nim wrócimy do zamku, Yuki ani Alisha nie mogą go takiego zobaczyć, nie wspominając już nawet o pasterzu i reszcie serafinów, których nie mam pojęcia, jaka mogłaby być reakcja.
Nie mówiąc ani słowa uniosłem głowę, by spojrzeć na twarz męża, który uczynił to samo, przez dłuższą chwilę wpatrując się w swoje twarze, nie przerywając przyjemnego milczenia, które w niczym nam nie przeszkadzało.
Nie przerywając wciąż milczenia, połączyliśmy nasze usta w długim pocałunku, który przerwaliśmy, dopiero gdy zabrakło nam tchu, łagodnie się do siebie uśmiechając, starając się tym sposobem chociaż trochę rozluźnić atmosferę między nami która niepotrzebnie była napięta, muszę jakoś do niego dotrzeć, a czasu za wiele nie mam, muszę się pośpieszyć, by znów był sobą.
Z powracającym łagodnym uśmiechem wtuliłem się w ciało męża, czując się troszeczkę lepiej, oczywiście to wciąż nie było, to czego oczekiwałem, jednakże dobrze na tę chwilę jest jak jest i nie ma co zapeszać.

Obje, zastaliśmy na siedząco, co uświadomiłem sobie, gdy otworzyłem oczy, rozprostowując zastygnięte mięśnie i znów bolące plecy, dostrzegając wciąż trwającą na dworze złą pogodę, no cóż, zostaniemy tu dzień dłużej, mi to nie przeszkadza a mój mąż cóż z pogodą i tak nie wygra.
O wilku mowa, mój mąż obudził się, gdy tylko poczuł, że nie ma mnie obok, otwierając szybko oczy, uspokajając się, dopiero gdy dostrzegł mnie obok siebie.
- Nadal pada - Zauważyłem, zerkając na twarz niezadowolonego męża.
- Świetnie, kolejny zmarnowany dzień - Burknął, rozprostowując swoje kości, ciężko przy tym wzdychając. - I co my będziemy tu robić? - Tym razem to pytanie skierował do mnie, bawiąc się rączką od smyczy, którą pilnował jak oka w głowie.
- Niewiele można robić w jaskini, myślę jednak, że przede wszystkim to zrobię ci śniadanie, a później kto wie, może uda się nam spędzić ten czas na przyjemniejszych rzeczach - Gdy to powiedziałem, na ustach męża dostrzegłem uśmiech, którego nie dało się nie zauważyć.
- Co masz na myśli? - Doskonale wiedział, o czym mówię, a mimo to chciał, bym powiedział mu to wprost, cóż może to zrobię jednak nie teraz, teraz to ja zajmę się śniadaniem. Mam w końcu bardzo ważne zadanie, a mianowicie zrobić coś by Sorey mi zaufał i nie bał się spuścić mnie z oka i zrobię wszystko, co trzeba, by tak się stało.
- Później ci powiem - Wyznałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. - To co. Masz jakieś wymagania co do śniadania? - Spytałem, zmieniając temat, gdy tylko oderwałem się od jego miękkich ust.
- Pozwolę ci się wykazać - Na te słowa czekałem, by samemu bez stresu zrobić mu śniadanie, które będzie mu smakowało, nie oczekując gratulacji, chcąc po prostu przyjemnej atmosfery, bo gdy on jest szczęśliwy i ja jestem spokojniejszy o siebie i o niego.
 Posiłek przygotowałem dosyć szybko, nie mogąc pozwolić na to, by mój mąż czekał zbyt długo na śniadanie, które na szczęście mu zasmakowało, co tym razem wyznał z dużo lepszym nastrojem niż wczoraj. Oby to był znak takiej malutkiej poprawy na lepsze.
- To, co teraz dla mnie zaplanowałeś? - Po zjedzonym posiłku przyciągnął mnie do siebie, sadzając na swoich nogach, z zadziornym uśmiechem przyglądając się mojej twarzy.
- Sam nie wiem, może zrobisz ze mną, co zechcesz, bo wiem, że zasłużyłem sobie na kare - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w zachłannym pocałunku, wkładając dłonie pod jego koszulę, mając ochotę spędzić z nim przyjemnie czas, a skoro już mam zrobić coś by mi zaufał, przede wszystkim muszę mu pokazać, że należę tylko do niego, tym samym mam nadzieję, troszeczkę go uspokajając.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Ten pomysł mi się bardzo spodobał. Myślę, że bardzo miło będzie wykąpać się w gorącej wodzie z pianą wraz z ukochaną Karocią, która wróciła a wraz z nią beztroskie dni, których tak bardzo mi brakowało, podczas jego nieobecności dlatego teraz bardzo chętnie chwyciłem jego dłoń, prowadząc do łazienki, gdzie od razu nalałem gorącej wody, dodając płynu, który stworzył pianę w wodzie.
- Tak jak sobie życzył mój najukochańszy i najpiękniejszy narzeczony gorąca woda z panią gotowa - Uśmiechając się do mojego skarba, podszedłem bliżej, kładąc dłonie na jego biodrach, nie przestając się do niego uśmiechać, w końcu wróciła radość której, tak mi brakowało.
- W takim razie brakuje mi jeszcze tylko ciebie - Wymruczał, odpinając moją koszulę, która szybko znalazła się na ziemi, nie tylko moja, bo i jego już była na ziemi. No tak mnie zachęcać nie trzeba, bardzo, ale to bardzo tęskniłem za nim i za jego wspaniałym ciałem teraz na każdym kroku bardzo chętnie to wykorzystam.
- Dwa razy nie musisz powtarzać - Pomagając zdjąć ubrania narzeczonego, bo przecież sam by sobie nie poradził, musiałem zdjąć szybko i swoje, by wreszcie zanurzyć się w ciepłej wodzie i odpocząć mając przy swoim boku istotę, którą kochałem najbardziej na świecie, no i teraz to już nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.
- Tego mi brakowało - Shōyō wchodząc do wody, oparł się wygodnie o moją klatkę piersiową, cicho mrucząc pod nosem, co mu się w sumie dziwić on akurat nie miał takich wygód, jakie ma tu w domu dlatego teraz tak ważne jest dla mnie, aby czuł się w domu, jak najlepiej.
- Mi też - Przyznałem, przytulając się do niego, trwając tak kilka długich nawet bardzo długich chwil, dopóki woda nie stała się chłodniejsza, co zmuszało nas do umycia swoich ciał i wyjścia z wody. Tym razem nie kochając się w wodzie i na to przyjdzie pora, wszystko powoli oboje musimy najpierw odetchnąć z ulgą, uspokajając się, po tym, co się stało, by nasze życie znów było takie jak kiedyś.
- Muszę przyznać, że to była bardzo przyjemna kąpiel - Wyznał, gdy założył na swoje ciało moją koszulę, uśmiechając się do mnie słodko.
- Mogę uwierzyć w to, co mówisz, bo wiem, że chyba jedyna od bardzo długiego czasu - Przypomniałem sobie o tym, kładąc dłoni na jego biodrach. - Zmieniając jednak temat, wyglądasz bosko w moich ubraniach - Dodałem, całując go w policzek.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale teraz już nie leżą na mnie jak na dziecku - Był taki dumny, gdy to mówił, najwidoczniej jego wzrost miał dla niego aż takie znaczenie, dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia, cieszę się jednak, że jest szczęśliwy i tylko to się liczy.
- Zauważyłem, zdecydowanie mniej zakrywają - Nie ukrywałem zadowolenia akurat z tego powodu im więcej widać, tym lepiej oczywiście dla mnie, bo tylko ja mogę patrzeć na jego ciało, które w całości należy tylko i wyłącznie do mnie.
Karotka cicho się zaśmiał, tak jakby był tego świadom, no tak mały prowokant teraz to mu ciągle było mało, a to niby ja zawsze ciągle chciałem, niesamowite jak ludzie się zmieniają. Nie ważne wciąż jestem w bardzo dobrej kondycji, o to się martwić nie musi.
Spokojnie nie komentując już jego ubrania, zająłem się ubieraniem swoich ubrań by zakryć ciało i móc wyjść z łazienki od razu kierując się do pokoju, w którym no cóż, nadal panował nieporządek, no cóż, muszę wreszcie to posprzątać. Zazwyczaj byłem tu tylko by spać lub się przebrać, za bardzo przypominał mi o Karotce, która już wróciła, więc chyba mogłem zabrać się za porządki.
Ciężko wzdychając, na widok tego bałaganu pokręciłem głową, czując dłoń narzeczonego na moim ramieniu.
- Nie załamuj się, razem sobie poradzimy z tym drobnym bałaganem - Zapewnił, uśmiechając się pocieszająco, jak gdyby stało się coś gorszego niż tylko bałagan w pokoju albo to tylko ja przesadzam, stałem się zbyt wrażliwy przez jego tak długą nieobecność.
- Masz racje, to tylko bałagan nie ma się co przejmować - Od razu oboje zabraliśmy się do sprzątania, przy okazji sprawdzając ubrania Karoci, które zostały tutaj w pokoju, a które jak się okazało, już na niego nie za bardzo pasowały, a to oznaczało tylko jedno.
- Musimy iść na zakupy i upić ci nowe ubrania a te najlepiej oddać potrzebującym - Nie bardzo miałem ochotę wychodzić do miasta, ale może to i dobry pomysł, aby trochę się rozerwać, wychodząc gdzieś poza dom, nie wiem jednak co myśli Karocia, nie chce go do niczego zmuszać. - Chce iść dziś? - Spytałem, mi to w sumie było obojętne, nie chce go do niczego zmuszać, więc pozostawiam to jemu, w domu może chodzić w moich ubraniach, ale poza nim, gdy wyjdziemy na spacer, lepiej by było, gdyby miał jednak swoje ubrania tak będzie dla niego zdecydowanie lepiej.

<Karocia? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Czyli miałem rację. Chce ode mnie odejść, dlatego ciągnie go do tej wody bardziej niż powinno. I dlatego też jest dla mnie taki miły i zrobił mi jedzenie; chciał, bym spojrzał na niego łaskawszym okiem. I co to w ogóle była za głupia wymówka? Że to niby nie on? Dobre sobie. Głupi nie jestem. To był on, ponieważ wyglądał jak on, brzmiał jak on i pachniał jak on. Mógłby się chociaż przyznać, że poczuł się lepiej ode mnie i chciał mnie opuścić, a nie wymyślać jakieś dziwne wymówki. Zdecydowanie wolałem prawdę od kłamstwa. 
Przez cały dzień czułem, jak ciśnienie coraz bardziej mi się podnosi. To chyba przez ten deszcz, który wcale nie słabł, a wręcz przeciwnie, tylko przybierał na sile. No ile może padać? Przecież ja chcę już jutro wyruszyć, a nie wygląda na to, by choć trochę osłabł. Jeżeli na noc przestanie padać deszcz, a rankiem znacznie na powrót, to się bardzo denerwuje. 
Przez cały dzień starałem się znaleźć jakieś zajęcie. A kiedy już nie mogłem sobie znaleźć już niczego do zrobienia, nerwowo krążyłem po jaskini, przeklinając wszystko wokół. Bezpowrotnie stracony dzień. W pewnym momencie przystanąłem i spojrzałem na mojego męża, który siedział cicho pod ścianą. I tak przez cały dzień. Wykonał mój rozkaz bez zbędnego gadania. 
Jakaś część mnie poczuła się źle, widząc go tak cichego i smutnego. Chciałem do niego podejść, mocno przytulić, pocałować w czoło i przeprosić za to, że na niego tak nakrzyczałem... ale dlaczego chciałem to zrobić? Przecież chciał mnie zostawić. I okłamać, że to całe zachowanie nie zależało od niego, a od kogoś zupełnie innego. Dobrze, że pokazałem mu, gdzie jest jego miejsce. Chyba najwidoczniej go troszkę za mocno potraktowałem, ale nie dał mi innego wyboru. 
Jeszcze przez krótki czas kłóciłem się sam ze sobą, po czym wziąłem wolny koc, podszedłem do mojego smutnego i milczącego narzeczonego, po czym okryłem go tym kocem i przytuliłem się ostrożnie do niego. 
- Przepraszam, skarbie – powiedziałem cicho, głaszcząc go po głowie. – Trochę mnie poniosło, ale to przez ciebie. Nie powinieneś mnie okłamywać, zwłaszcza, że znam prawdę. 
- W czym okłamywać? – spytał ostrożnie, unosząc swoją głowę. Jak dobrze, że namówiłem go do ścięcia grzywki, dzięki czemu mogłem podziwiać jego śliczne, lawendowe oczy. 
- No jak to w czym? Odnośnie tego twojego agresywnego zachowania wobec mnie – wytłumaczyłem tonem, jakbym zwracał się jak do małego dziecka. Bo w sumie, to on jest przecież jeszcze dzieckiem. Takim małym, głupim bobaskiem, o którego muszę dbać i pilnować, by nic głupiego nie zrobił. Jak dobrze, że jestem tu i nad nim czuwam. 
- No tak, głupi ja – to, ze przyznał mi rację, bardzo mi się spodobało. 
- Naprawdę chciałbym cię puścić na ten deszcz, ale nie mogę ci ufać. Nie po tym, jak mnie potraktowałeś i zagroziłeś odejściem. Skąd mam wiedzieć, że znów tego nie zrobisz, jak tylko poczujesz się silniejszy? Nie mogę ci jeszcze zaufać – tłumaczyłem, nieprzerwanie głaszcząc go po tych mięciutkich włosach. 
- Czyli muszę zapracować z powrotem na twoje zaufanie – wymamrotał cichutko i chyba nie chciał, żebym to usłyszał, ale to nic. Za to się nie gniewałem. Tak właściwie, to byłem z niego dumny, że na to wpadł. 
- Dokładnie. Jednak nie jesteś taki głupi – odparłem, opierając się o ścianę jaskini i przysuwając go do siebie tak, by oprzeć go o swoją pierś. – Jak udowodnisz, że jesteś mi wierny, nie będę miał powodu, aby się o ciebie martwić. I wtedy będziesz mógł przebywać w wodzie ile tylko chcesz – wyjaśniłem, zaczynając bawić się jego rozpuszczonymi włosami. 
- Co mam zrobić, aby cię do siebie przekonać? – słysząc to pytanie, zaśmiałem się cicho. 
- To ty masz mnie przekonać. Żadnych podpowiedzi, w życiu nie ma łatwo. Ale jestem pewien, że coś wymyślisz – odparłem, całując go w skroń. Czy teraz Mikki czuje się nieco lepiej? Miałem taką nadzieję, nie chciałem, aby długo chodził smutny, jest zbyt piękny, by tak przygnębiająco wyglądać. 

<Aniołku? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Bardzo miło było tuta wrócić po tych wszystkich miesiącach. Zauważyłem, że nic, ale to kompletnie nic się nie zmieniło... no może poza Sachiko, nie dość, że urósł, to jeszcze jego włoski stały się dłuższe i znacznie pociemniały. Wydawał się być też nieco znacznie żwawszy, ale to jest bardzo naturalne w jego przypadku. Najbardziej martwiłem się o mojego narzeczonego, wyglądał na szczęśliwego, i to bardzo, ale też jednocześnie dostrzegałem, że jest wykończony. Trochę wątpiłem, że to przez wczorajszą noc. Najwidoczniej przeżył moje zniknięcie bardziej, niż mogłem podejrzewać. Gdybym wtedy nie uciekał, oboje nie musielibyśmy przez to wszystko przechodzić, i on byłby w o wiele lepszym stanie. 
- Miło było w ogóle położyć się w łóżku, jakimkolwiek. Do takiego luksusu nie miałem od dawna dostępu – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. – Na pewno się wyspałeś? Wyglądasz na zmęczonego – dodałem, delikatnie odgarniając kosmyki z jego czoła. 
Wcześniej jakoś tak bardzo tego nie odczuwałem i wykorzystywałem, ale to, że jestem wyższy znacznie ułatwiało mi życie. Co prawda nadal między mną a Taikim jest różnica, ale nie jest ona już tak bardzo zauważalna. Nie musiałem chociażby już stawać na palcach, by go pocałować, co chyba było najlepszym, co mogło mi się przytrafić. Trochę gorsza sprawa jest z ubraniami, niemalże wszystkie rękawki były na mnie za krótkie. Chyba zacznę nieco więcej rzeczy podkradać mojemu ukochanemu, zdecydowanie wolę, jak mam na sobie coś o rozmiar dwa większe niż mniejsze. 
- Czuję się dobrze, naprawdę. A teraz, kiedy przy mnie jesteś, czuję się jeszcze lepiej – odpowiedział, odwracając się do mnie i całując w czubek nosa. Uśmiechnąłem się delikatnie na te słowa, nie chcąc za bardzo wierzyć w to, że jest wypoczęty, ale przecież nie będę tego drążył, jeżeli tego nie chce. Może za kilka przespanych nocy ze mną u boku będzie wyglądał znacznie lepiej.  
- Skoro tak twierdzisz – odparłem, cicho wzdychając. – Właściwie, to nie opowiadałeś mi, co się działo u ciebie – zauważyłem, opierając się o blat. Ja już mu powiedziałem, co tam się działo ze mną, ale nie mam pojęcia, co się działo u niego. Nawet jeżeli nie robił nic szczególnego, i tak chciałbym to usłyszeć. 
- Tak w sumie to... nic. Trochę pracowałem, trochę się uczyłem i to wszystko – od razu zauważyłem, że momentalnie spochmurniał. Ewidentnie nie chciał wspominać tamtego okresu, a ja już sam nie byłem czy powinienem na niego naciskać. Chyba, że jakoś łagodnie pokieruję tematem, ponieważ mnie zaciekawiły te tematy, a zwłaszcza z tą nauką... przecież on już był dorosły. Dorośli też mogą chodzić do szkoły? Pierwsze w sumie słyszę. 
- Nadal pracujesz u państwa... Soga? – dalej pytałem, tylko na chwilę musiałem się zastanowić, u kogo tak właściwie pracował. 
- Nie – powiedział krótko, układając naczynia w szafce. Tego to ja się nie spodziewałem, w końcu nawet ja nie mogłem go odwieść od tej pracy, więc co takiego stało się, że zrezygnował?
- Dlaczego? – na to pytanie chłopak odwrócił się w moją stronę, oparł swoje dłonie o blat tak, że uniemożliwił jakikolwiek ruch. Nerwowo zagryzłem wargę, kiedy zauważyłem jego spojrzenie. Zdecydowanie nie powinienem go o to pytać, szkoda, że za późno się zorientowałem. 
- Karocia, nie mam ochoty o tym rozmawiać. 
- Rozumiem. I przepraszam, już więcej nie poruszę tego tematu – odparłem, zarzucając mu ręce na szyję. Złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, by po chwili się odsunąć i oprzeć swoje czoło o te jego. – Właściwie, to przypomniało mi się, że jednak miałem rację – dodałem po chwili, uśmiechając się szeroko i z satysfakcją obserwując pojawiające się na jego twarzy zaskoczenie. Trochę też chciałem zmienić temat, by nie czuł się przeze mnie źle. 
- W czym takim? – spytał ostrożnie chyba jeszcze nie wiedząc, co mam na myśli. 
- Powiedziałem, że jeszcze urosnę, a ty mi nie wierzyłeś. Żądam zadośćuczynienia – powiedziałem żartobliwie, głupkowato się uśmiechając. Trochę żartów i przekomarzań jeszcze nikomu nie zaszkodziło. 
- A czegóż to moje kochanie sobie życzy? – zapytał, a na jego twarzy pojawił się ten cudowny uśmiech. 
- Wiesz, jakiego luksusu jeszcze mi brakowało? Kąpieli w gorącej wodzie, z dużą ilością piany i ukochanym przy sobie – wymruczałem, zaczepnie podgryzając jego dolną wargę. Zdecydowanie przydałaby mi się taka porządna kąpiel, której w ostatnim czasie była dla mnie jedynie marzeniem. I jeszcze wypadałoby skrócić włosy, które są zdecydowanie za długie, a przed ukochanym trzeba się jakoś prezentować. W sumie, to nie tylko przed nim, ale dla niego chciałbym wyglądać jak najlepiej. 

<Taiki? c:>