poniedziałek, 11 października 2021

Od Mikleo CD Soreya

 Zirytowany demon znajdujący się w ciele anioła przeklął kilka razy pod nosem, odwracając się na pięcie, mając już dość głupiego konia, który ewidentnie wyczuwał jego obecność, no proszę na pozór głupie zwierzę, a jednak bardzo inteligentne chyba nawet inteligentniejsze od durnego człowieka stojącego obok niego.
- Mikleo gdzie ty idziesz? - Słysząc głos marnego człowieka, Mormo zatrzymał się, odwracając w stronę ludzkiego szczeniaka, z którym nie miał ochoty rozmawiać ani na niego patrzeć, najgorsze co go w życiu spotkało to właśnie ten durny dwunogi głupek.
- Wracam do zamku przygłupie - Warknął, z ogromnym trudem znoszą obecność człowieka.
- Pieszo? - Sorey wypowiedział te słowa z zaskoczeniem, tak jakby w ogóle go to dziwiło, durny koń nie pozwolił zbliżyć się „aniołowi” do siebie, więc jak miał jechać na nim? Co za tępak.
- A jak myślisz tępa istoto? Twoja durna szkapa nie pozwala mi się do siebie zbliżać więc co mam zrobić? Pójdę pieszo - Burknął, nie mogąc się oprzeć, by nie ubliżyć chłopakowi, w końcu to taka marna sierota nawet nie jest w stanie odpysknąć, od razu widać, że to dosłownie żałosna istota.
- Miki, proszę, nie mów tak, nie jestem tępy, a ten koń nie jest szkapą, to dzięki niemu wyruszyliśmy w ogóle w tę podróż - Był miły na miły, za spokojny, za ciepły, ohyda nie tego się spodziewa, nie to chciał usłyszeć, nie takie słowa miał wypowiedzieć człowiek, jak miał czerpać przyjemność z drwienia z niego, skoro ten tak ciepło podchodzi do „anioła”.
- Nie żartuj sobie, jesteś tępy, nawet nie wiem, kto jest głupszy ten durny anioł czy ty - Wyrwało mu się, nie do końca to planował powiedzieć, jednakże skoro już to zrobił trudno, ten tępak i tak nie zrozumie mojej wypowiedzi, na to trzeba mieć więcej inteligencji.
Sorej zamilkł, nic już nie mówiąc i dobrze demon i tak stracił już ochotę na dalszą rozmowę, która nie miała sensu, najlepiej było już wracać do zamku, tam będzie można narobić wiele złego.
W milczeniu ruszyli w dalszą drogę, nie patrząc na siebie, nie rozmawiając ze sobą, tak było najlepiej im mniej pytań tym mniej odpowiedzi, na które Mormo nie miał najmniejszej ochoty.
- Zatrzymamy się tu na noc? - Ludzki pomiot nie chciał iść już dalej, zatrzymując się w ohydnej jaskini, rany i ja mam tu spać? Okropność tylko brakuje tu, by ten durny koń nasrał i niczego nie będzie brakowało.
- Słabiak - Burknął pod nosem, wchodząc do jaskini, gdzie od razu usiadł pod ścianą, nie interesując się kompletnie niczym, to w końcu Sorey musi jeść i spać demon nie musiał nawet spać, tym różnił się od głupiego anioła, mógł nie spać całą noc i czuł się dobrze, anioły jak ludzie żałośnie słabe.
- Nie idziesz spać? - I znów przerwanie błogiej ciszy przez człowieka, czy on potrafił się zamknąć? Porażka tylko gadał i gadał żadnego z niego pożytku a jedynie same z nim problemy.
- Nie - Krótka odpowiedz, nad którą nie miał ochoty się rozwodzić.
- A położysz się przy mnie? - Ten durny człowiek zadał naprawdę głupie pytanie, on myśli, że się obok niego położę? Nigdy w życiu.
- Nie, brzydzę się tobą - Wyznał, dając znać człowiekowi, jak mało go ceni i jak bardzo nie ma ochoty na bliski z nim kontakt.
To wystarczyło, Sorey kiwnął lekko głową, nakrywając się kocem, dając spokój „aniołowi”, który i tak nie miał już zamiaru więcej z nim rozmawiać.

Następnego dnia, gdy słońce dopiero co pojawiło się na niebie. Mormo wybudził człowieka ze snu znudzony siedzeniem w jednym miejscu, noż ileż można spać, dajcie spokój już i tak się wyspał, a jeśli nie to całkowicie jego problem, ludzie są tacy słabi, potrzebują tak dużo snu żałosne istoty, słabe, głupie stworzone za wzór Boga, Boga, który jest równie głupi co i ludzie i pomyśleć, że teraz będę się użerał z takim człowiekiem przez najbliższe kilka dni.
- Rusz się gamoniu, nie mamy całego dnia, jesteś tak słaby, że nawet mała ilość snu ci nie wystarcza? No naprawdę żałosny z ciebie człowiek - Zadrwiłem, widząc widoczne zmęczenie na jego twarzy. - No jeszcze się popłacz - Burknął, widząc jego minę.
- Dlaczego taki jesteś? - Spytał cicho, wstając z ziemi, by podejść do istoty patrzącej na niego z pogardą. - Gdzie się podział mój Miki? - Dopytał, chwytając dłonie ciała anioła.
- Po pierwsze nie dotykaj mnie - Warknął, wyrywając swoje dłonie z jego uścisku. - A po drugie nie jestem Miki, jestem Mormo i weź, to wreszcie zapamiętaj, tępaku - Wysyczał, przez zaciśnięte zęby już od rana mając go dość a gdzie kolejne dni, demon już wiedział, że długo nim nie wytrzyma, dzień maksymalnie dwa i odejdzie, to jednak jest za dużo nawet jak na demona.

<Pasterzyyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz