poniedziałek, 18 października 2021

Od Mikleo CD Soreya

 Czując się bardzo źle, z ledwością trzymałem się na nogach, wewnętrzną walką z demonem znajdującym się we mnie naprawdę mnie wyczerpała. Mormo w końcu z głodu nie wytrzymał, tracąc czujność, pozwalając mi tym samym wrócić na swoje miejsce, uświadamiając mi, jak bardzo musiał nabroić, skoro był zamknięty, a Sorey znów jest tym dawnym złym pasterzem. I co ja narobiłem? Aż dziw, że mój mąż niczego nie podejrzewał, tak po prostu wierząc w to, że mógłbym się tak zachować.
Nie odpowiadając na jego słowa, upadłem na ziemię, ledwo potrafiąc funkcjonować, najwidoczniej zbyt długo byłem zamknięty, z powodu czego moje ciało opadło z sił, nie radząc sobie z całą tą sytuacją.
- Miki co się dzieje? - Zaskoczony Sorey kucnął przy mnie, kładąc dłoń na moje chłodne czoło, nie miałem gorączki, nie musiał się obawiać.
- Trochę zakręciło mi się w głowie, to nic możesz mnie zamknąć, tak będzie lepiej - Wyznałem, nie lubiłem być zamknięty, wręcz się tego bałem, w tej jednak sytuacji wolałem, by mnie zamknął, wciąż nie ufałem sobie na tyle, by pewnie przy nim zostać.
- Jesteś pewien? Nie wyglądasz najlepiej - Mimo swojej złej wersji Sorey wciąż się mnie martwił, gdy ja rąk naprawdę sobie na to nie zasłużyłem. Nie wiem, co demon na wyrabiał, co nie zmienia tego, że to moja wina. Wszystko, co uczynił, było tylko i wyłącznie moją winą zasłużyłem sobie na karę.
- Tak, jestem tego pewien - Wyznałem, łagodnie uśmiechając się do męża, odetchnąłem już świeżym powietrzem, powinienem dać sobie jakoś radę w zamknięciu te kilka godzin, najwyżej zwariuje..
- Obym tego nie żałował - Po tych słowach pomógł mi wstać, prowadząc mnie do koca, na którym pomógł mi się położyć, kładąc się obok, nagrywając nas kocem. - Tylko nie kombinuj - Dodał, owijając smycz wokół ręki, przyciągając mnie bliżej by wtulić się w moje ciało, pozwalając mi, chociaż na chwilę poczuć się dobrze i bezpiecznie nim nadszedł sen, który po tym wszystkim, co zrobiłem, nie mógł być przyjemny.
Przez całą noc dręczyły mnie koszmary, pełne wyrzutów co powodowało moje ciągle budzenie się i problem z ponownym zaśnięciem. Dopiero nad ranem, gdy pojawiły się pierwsze promienie słońca, poczułem się znacznie lepiej, to właśnie tego najbardziej mi w tej ciemności brakowało jasności, która pozwoli mi, chociaż na chwilę poczuć się bezpiecznie.

Ponownie oczy otworzyłem kilka godzin później, wciąż czując się okropnie, jednak i tak już chyba lepiej niż wczoraj nareszcie zobaczyłem, a nawet poczułem słońce, którego tak mi brakowało.
Na miękkich nogach powoli podniosłem się z ziemi, chcąc tylko zasnąć słońca. Sorey nie ufając mi, mocno szarpnął za smycz, co wywołało moje bolesne spotkanie z ziemią.
- Nie próbuj mi uciekać - Burknął ostrzegawczo, gdy powoli z trudem podniosłem się do siadu.
- Nie chciałem uciekać, chciałem poczuć słońce na swojej skórze - Wyznałem, na co po dłuższej chwili dostałem zgodę, mają nic nie kombinować, tak jakbym miał na to siłę, czując się, jakbym umierał. Walka z demonem dużo wysiłku mnie kosztowała a do tego zamknięcie i alternatywne ego Soreya w niczym mi nie pomaga.
Delikatnie kiwając głową, oparłem się o ścianę, tuż przed wyjściem z jaskini, zamykając swoje oczy, skupiając się całkowicie na otoczeniu, które wydawało tak cudowne dźwięki, tak bardzo mi tego wszystkiego brakowało, oczy otworzyłem, dopiero gdy Sorey podszedł do mnie, kładąc mi dłoń na czole.
- Nie wyglądasz najlepiej - Zauważył, wpatrując się uważnie w moje oczy, tak jakby chciał w nim coś znaczyć tylko co?
- Nic mi nie będzie za dzień lub dwa poczuje się lepiej - Przyznałem, musząc po prostu trochę odpocząć, regenerując siły, które szybciej by wróciły, gdyby tylko wokół była woda, niestety bez niej trochę dłużej mi to zajmie. - Nie masz łańcuszka - Dodałem, po chwili dostrzegając ten mały fakt, który naprawdę mnie zaskoczył, dlaczego go nie ma? Czy to z mojej winy? Czy zrobiłem coś, z powodu czego go stracił? Rany jestem chyba najgorszym aniołem, jaki mu się trafił.
- Zerwałeś mi go - Gdy to powiedział, poczułem się jeszcze gorzej, jak mogłem to zrobić, to znaczy jak Mormo mógł to zrobić, miał go nie atakować tylko mu pomagać, zawiodłem się na nim i na sobie jak mogłem uwierzyć demonowi.
- Przepraszam, jestem naprawdę okropnym aniołem - Wydukałem, będąc naprawdę skruszonym, czując się okropnie i fizycznie i psychicznie, muszę to naprawić i gdy tylko wrócę do pełni sił spełnienie każde jego życzenie.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz