poniedziałek, 18 października 2021

Od Shōyō CD Taiki

 Im bardziej czekałem na to, aż śnieg stopnieje, tym bardziej miałem wrażenie, że te dni stają się jeszcze dłuższe. Powoli kończyła mi się cierpliwość, ale nie miałem innego wyjścia, jak po prostu czekać... ileż można siedzieć w jednym miejscu? Mimo tego grzecznie siedziałem w domku pustelnika pomagając mu w sprzątaniu i gotowaniu. Odkąd moja noga była w pełni wyleczona, zmieniłem miejsce spania; nie spałem już na łóżko, które było w środku tylko jedno, a na prowizorycznym posłaniu, na którym starszy pan wcześniej sypiał. Teraz, skoro już byłem zdrowy, mogłem sypiać na podłodze, mi to nie przeszkadzało, a plecy mojego wybawcy mogły w końcu odpocząć. Także tutaj pierwszy raz miałem okazję rąbać drewno. Z moją siłą z początku szło mi całkiem marnie, ale z czasem jakoś to wyćwiczyłem. 
Dopiero w połowie marca było na tyle ciepło, że mogłem wyruszyć. Co prawda, pustelnik nie był za bardzo zachwycony pomysłem, ponieważ uważał, że pogoda w każdej chwili może się popsuć i jeszcze spanie śnieg, ale w końcu podał mi wskazówki, dzięki którym powinienem trafić do stolicy, a stamtąd już na pewno trafię do domu. Swojego albo Taiki’ego. Przez długi czas uznawałem, że dom Taiki’ego jest także moim domem, ponieważ czułem się tam znacznie bezpieczniej niż w moim rodzinnym, ale teraz już nie byłem tego taki pewien. Okaże się, czy będę mile tam widziany, kiedy tam wrócę, ale też...  czemu miałbym nie być? To nie moja wina, że zostałem porwany. Znaczy, może trochę moja, bo byłem nieuważny i nie zdołałem zauważyć wcześniej, że ktoś mnie śledzi, bo jednak musieli mnie jakoś wypatrzeć te kilka dni wcześniej, ale to nie daje Taiki’emu czy komukolwiek innemu powodu, aby być na mnie złym. Będzie dobrze, nie powinienem się o nic martwić, powinienem po prostu skupić się na powrocie, który był trochę trudny. Po raz pierwszy byłem tak daleko od domu i w dodatku w miejscu nieznanym, dlatego bardzo się stresowałem. Nie szedłem gościńcem, a w pewnej odległości od niego z bardzo prostego powodu; by być jeszcze szybciej zdecydowałem się poruszać w swojej lisiej postaci. Były takie momenty w których myślałem, że gdzieś źle skręciłem i się zgubiłem, przez co bardzo panikowałem, ale w końcu znalazłem się w lesie, które zacząłem kojarzyć. To był ten sam las, który tak doskonale znałem? Takie miałem przeczucie i pomimo tego, że bardzo mnie korciło od razu skręcić w stronę domu mojego narzeczonego, zdecydowałem się podążać dalej wskazówkami pustelnika. 
Moje przeczucie okazało się być trafne, ponieważ już po kilku godzinach dostrzegłem mury stolicy. Cały w skowronkach niewiele myśląc od razu odbiłem w dobrze znanym mi kierunku. Powinienem zrobić sobie przerwę na odpoczynek i zjedzenie czegokolwiek; było już ciemno i przez to, że szedłem cały dzień, moja wcześniej złamana noga mocno dawała o sobie znać, nie pomijając już tego, ze byłem bardzo głodny. Nie jadłem za wiele, ponieważ musiałem się pilnować, by jedzenia wystarczyło mi na całe te dwa tygodnie, co na szczęście jakimś cudem się udało. Zresztą, to, czy coś mi w tym momencie dolegało, nie było ważne; byłem kilka minut od spotkania się z moim ukochanym, którego nie widziałem od... bardzo dawna. Nigdy więcej nie chciałbym, aby przytrafiła się nam kilkumiesięczna przerwa. Tą ledwo przeżyłem. Kolejnej już mi się nie uda.
Dopiero, kiedy znalazłem się przed ich domem, który był ciemny i bardzo cichy, zdałem sobie sprawę, że to nie był najlepszy pomysł. Jest w końcu noc, oni wszyscy śpią, więc tak słabo byłoby teraz pukać do drzwi. Na pewno obudziłbym tym Sachiko, a położenie z powrotem spać małego dziecka nie jest takie proste. Tak, po prostu zwinę się w małą kuleczkę gdzieś pod drzewem i poczekam do rana, kiedy już wszyscy wstaną. Swoją drogą, to gdzie są zwierzaki...? Powinny mnie wyczuć i jakoś zareagować, ale chyba raczej nie powinienem na to narzekać, dzięki temu wszyscy śpią. 
Odwróciłem się z zamiarem odejścia, ale w tym samym momencie coś wielkiego i białego skoczyło na mnie, przygniatając do ziemi. Przez moment odebrało mi dech w piersi, nie zdążyłem jakkolwiek zareagować, a już poczułem mokry język na swojej twarzy. Jak to możliwe, że mogłem przegapić tak wielkie stworzenie, jakim był Koda...? Chyba za bardzo skupiłem się na myśleniu, czy wejść do środka czy nie. Zaśmiałem się cicho i zakryłem twarz, by już nie była narażona na język psa. 
- Przestań, Koda! Już, siad! – mówiłem, nadal się śmiejąc. Tylko co on tu robił...? Powinien być na podwórku. Albo w domu. 
Po chwili szaleńcze lizanie ustało, dzięki czemu mogłem podnieść się do siadu. Dopiero wtedy dostrzegłem, że nie tylko Koda tu był, ale Vivi także. Poczułem, jak łzy wzbierają mi się do oczu, jak ja się za nimi stęskniłem. I sądząc po tym, jak bardzo wciskały mi swoje łebki do głaskania. Nie rozumiem tylko jednego. 
- Co wy tutaj robicie? – spytałem cichutko, drapiąc Kodę za uchem. W tym samym momencie odpowiedź na moje pytanie nadeszła sama. 
Znaczy, nie nadeszła sama, tylko nadszedł Taiki, wołając zwierzaki do siebie. Na dźwięk jego głosu moje serce zabiło dziesięć razy szybciej, a po policzkach spłynęły łzy. Stresowałem się i jednocześnie nie mogłem się doczekać, aż w końcu wtulę się w jego ciało. Oby tylko i on tego chciał... wziąłem głęboki wdech i podniosłem się z ziemi, po czym przywołałem niewielkie światło. W końcu było ciemno i chciałem go zobaczyć mimo, że sam najlepiej nie wyglądałem. Moje włosy zdecydowanie wymagały przycięcia, a ubranie było na mnie zdecydowanie za duże i przez to, że znowu troszeczkę straciłem na wadze i podrosłem nieco, strasznie na mnie wisiało, ale nie miałem niczego innego. Albo raczej pustelnik nie miał mi niczego innego do zaoferowania, ale ja nie miałem mu tego za złe. I tak dał mi bardzo dużo. 
- Hej – odezwałem się cicho drżącym głosem, pozwalając swoim łzom swobodnie płynąć. Taiki był jeszcze poza zasięgiem mojego widoku, dlatego nie mogłem dostrzec, jakie emocje nim targają. – Ja... przepraszam, że tak strasznie dużo czasu mi to zajęło, ale najpierw nie mogłem chodzić, a później była zima i też nie mogłem ruszyć, ale bardzo chciałem... Tak strasznie, ale to strasznie cię przepraszam, nie chciałem, aby to tak długo trwało, gdybym tylko mógł, wróciłbym szybciej... – mówiłem trochę tak bez ładu i składu, już samemu nie mając pojęcia, za co go przepraszałem. Zacząłem się strasznie trząść czując, że emocje powoli wymykają mi się spod kontroli. 

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz