niedziela, 17 października 2021

Od Shōyō CD Taiki

 Pierwsze dni z unieruchomioną nogą były naprawdę ciężkie. Potrzebowałem pomocy w nawet najtrywialniejszych rzeczach. Czułem się bardzo głupio i niezręcznie, kiedy pustelnik musiał mi pomagać w ubieraniu czy myciu się, ale musiałem do tego jakoś przywyknąć, nie miałem innego wyjścia. Później, kiedy z moją nogą było już lepiej, mogłem chodzić przy pomocy laski, ale było to bardzo ciężkie i korzystałem z tego tylko wtedy, kiedy naprawdę musiałem. 
Proces leczenia nogi był bardzo długi, ponieważ nie było to zwyczajne złamanie, a otwarte, czyli kość przebiła skórę. Nie wiem, jakim cudem pustelnikowi udało się mnie poskładać, to musiało wyglądać naprawdę okropnie. Dobrze, że byłem nieprzytomny i tego nie widziałem, bo chyba nie zniósłbym widoku własnej kości przebijającej mi skórę. Mogę tylko dodać, że takie złamanie jest warte swojej ceny, jestem wolny i nikt mnie nie sprzeda. Teraz tylko muszę wrócić do domu, a to mogło być bardzo problematyczne. 
Aż do zimy praktycznie siedziałem w łóżku obserwując pustelnika i rozmawiając z nim, bo tylko to mogłem robić. Był to bardzo przesympatyczny starszy pan, który dużo mówił, ale niekoniecznie o sobie. Nie wiedziałem, jak się nazywał, ponieważ tak długo nie używał swojego imienia, że go zapomniał. Byłem także jego pierwszym gościem odkąd tylko tu zamieszkał i bardzo się cieszył, że w końcu może porozmawiać z kimś normalnym, a zamieszkał tutaj z obawy na swoje życie; tak jak i ja był wygnańcem. 
Kiedy w końcu odzyskałem pełną sprawność ruchową, spadł śnieg i nie mogłem wyruszyć. Znaczy, chciałem, ale nie wiedziałem, w którą stronę mam się kierować, a pustelnik nie chciał mi powiedzieć. Twierdził, że jeżeli teraz wyruszę, to zginę, a on nie chce mieć mnie na sumieniu, zwłaszcza po tym, ja mnie uratował. Nie miałem zatem innego wyjścia, jak tylko spędzić tu zimę, ale teraz przynajmniej mogłem mu pomagać. Muszę tylko uważać na swoją nogę, ponieważ jeszcze czasem mnie pobolewa. 
Najgorsza była dla mnie wigilia, ponieważ był to przecież dzień urodzin mojego narzeczonego. Pustelnik nie obchodził tego święta, co nie robiło mi wielkiej różnicy, w końcu ja też tak jakby nigdy ich nie obchodziłem. Wieczorem wyszedłem na zewnątrz, odczuwając potrzebę pobycia w samotności. W tym roku miało to wyglądać zupełnie inaczej, chciałem znaleźć jakąś dorywczą pracę, by móc zarobić trochę pieniędzy i kupić tym samym jakieś drobne prezenty Taiki’emu i Shingo... I chciałem im jeszcze zrobić tort... i miało być tak miło. Zamiast tego jestem w środku lasu, z dala od wszystkiego, co znam. Co Taiki sobie teraz o mnie myśli? I Vivi, biedna pewnie nie ma pojęcia, co się dzieje. I Natsu... pewnie jest na mnie śmiertelnie obrażona, bo długo jej nie odwiedzam. 
- Wszystkiego najlepszego, Taiki – wyszeptałem, patrząc na drzewa pokryte białym puchem. – Mam nadzieję, że tam na mnie czekasz – dodałem, ocierając wierzchem dłoni łzy z policzków. Nie miałem tutaj źle, ten pan jest dla mnie bardzo miły, ale jednak wolałbym być w tym czasie z moim ukochanym. Bardzo się za nim stęskniłem i często powracałem do niego z myślami. Co on w tym momencie robił? Czekał na mnie? Czy porzucił nadzieję i znalazł sobie drugiego partnera? Tego drugiego scenariusza bałem się bardzo, ale jeżeli tak się stanie... cóż, nie będę go próbował odbić, tylko będę życzył mu szczęścia, na które jak najbardziej zasługuje. 
Jeszcze posiedziałem chwilkę na dworze, ale z powodu niskiej temperatury szybko wróciłem do środka. Kiedy zacznie robić się cieplej, od razu wyruszam w drogę. Jeszcze trochę, Taiki, poczekaj na mnie. Wrócę do ciebie na pewno, po prostu poczekaj na mnie jeszcze troszeczkę...

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz