wtorek, 19 października 2021

Od Mikleo CD Soreya

Nie rozumiejąc, co do mnie mówi, patrzyłem ślepo na jedzenie, które mi podsunął, nie chcąc tak naprawdę jeść, nie byłem głodny, byłem zmęczony, dlaczego mnie budził, skoro nie prosiłem o jedzenie.
- Nie chcę, nie jestem głodny - Wyznałem, zaczynając rozumieć, co znaczyło, to byłem głodny, demon potrzebował duszy, by zaspokoić głód i chyba to spowodowało taką, a nie inną reakcję mojego męża.
- Jedz i nawet nie próbuj mnie drażnić - Gdy jego nastrój się zmienił, od razu wziąłem się za jedzenie, z wielkim trudem wpychając wszystko, co zostało, mi podaje, nie chcąc niepotrzebnie drażnić swojego męża, któremu i tak już napsułem krwi. - Dobry chłopiec - Po tych słowach zabrał mi z rąk miskę, nakładając porcję sobie, by w spokoju zjeść posiłek, gdy ja bez słowa leżałem na kocu, nie czując się najlepiej po jedzeniu, którego wcale nie potrzebowałem, a mimo to zjeść musiałem.
Sorey ciągle mi się przyglądając, zjadł spokojnie swój posiłek, by położyć się obok mnie na kocu, to już na dziś koniec prawda? Mogę odpocząć, wciąż nie potrafiąc dojść do siebie po tym wszystkim, porządna dawka snu na pewno mi pomoże, muszę tylko trochę bardziej się zrelaksować, pozwalając odpocząć biednemu ciału, które nie tylko znosi konsekwencję przejęcia przez demona, ale i przemianę męża, która nie była dla mnie wcale taka prosta, a to wszystko dlatego, że demon nabroił, jak mogłem aż tak pozwolić mu namieszać.
Z tymi myślami zasnąłem, tym razem przesypiając całą noc mimo snów, które nie należały do najprzyjemniejszych.

Późnym rankiem obudziło mnie ostre szarpnięcie za smycz, zmuszając do siadu. Co się stało i dlaczego tak mnie szarpie? Przecież nic mu nie zrobiłem.
- Nareszcie ile można spać. Wstawaj, ruszamy - Sorey od rana chyba nie miał najlepszego humoru, najwidoczniej coś się stało lub po prostu gorzej spał, nie powinienem go drażnić, to może się źle dla mnie skończyć.
Posłusznie zabrałem się za składanie koca, robiąc to najszybciej i najlepiej jak tylko potrafiłem, podając go mężowi.
Dziś czułem się już trochę lepiej więc i więcej życia we mnie było pozwalającego mi na cierpliwe znoszenie zachowania mojego męża, który również musiał znosić zachowanie mojego drugiego ja.
Do późnego wieczora wędrowaliśmy, trochę rozmawiając, na szczęście, gdy tylko zacząłem rozmawiać z mężem, temu poprawił się trochę nastrój, a buzia znów się nie zamykała, to dobrze przynajmniej trochę udało mi się rozluźnić napiętą atmosferę między nami.
Późnym wieczorem zatrzymaliśmy się w jaskini nieopodal wody, do której najchętniej już bym poszedł, jednakże nie dostałem na to zgodny, musząc grzecznie jak pies, siedząc przy swoim panu. Swoją drogą to upokarzające nie jestem psem, a właśnie tak mnie, w tej chwili traktuje.
Nie mówiąc na głos nic o traktowaniu mnie jak psa, siedziałem na miejscu tam, gdzie pozwolił mi siedzieć mój pan, wpatrując się w wodę, tak dawno moje ciało nie mogło się w niej zanurzyć i chyba jeszcze długo nie będzie mogło. To nic, muszę to przeboleć, sam sobie na to zapracowałem to teraz mam.
Sorey w końcu zawołał mnie do spania, co jak przystało na grzecznego pieska wykonałem, kładąc się przy nim, zamykając oczy, by spróbować zasnąć, wsłuchując się w cichy dźwięk płynącej wody. Po chwili, wyczuwając dłoń męża, wkradającą się pod jego ubranie które nosiłem.
- Co robisz? - Spytałem cicho, nie do końca pewien co chodzi mu po głowie.
- Przez bardzo długi czas byłeś dla mnie niedostępny, nie dałeś się dotknąć, więc teraz gdy już ci przeszłość co ty na to, by nadrobić stracony czas? - Cicho szeptał mi do ucha, opuszkami palców drażniąc moją skórę na brzuchu, która drżała pod jego dotykiem.
Nie mogąc mu się za bardzo oprzeć, chętnie przyjąłem jego propozycje, wpijając się w jego usta, pozwalając się ponieść chwili, kochając się z nim tak długo, jak tylko długo miał na to siłę i ochotę, spełniając każde jego zachcianki nawet te, za którymi nie do końca przepadałem, no ale czego się w końcu nie robi z miłości.
Wczesnym rankiem, gdy otworzyłem oczy, od razu dostrzegłem rozpętującą się na zewnątrz burze, a to oznaczało tylko jedno, dziś nigdzie nie pójdziemy, może to i lepiej w końcu było tu bardzo przyjemnie, blisko woda i bezpieczna jaskinia, w której można odpocząć i pomyśleć nad tym, co dalej robić.
Poruszyłem się delikatnie, chcąc podnieść się do siadu, mając już trochę dość leżenia na niewygodnej ziemi, przez którą strasznie bolały mnie już plecy.
- Leż spokojnie - Usłyszałem za sobą zaspany głos męża, na który od razu zareagowałem, nie poruszając się, tak jak sobie tego życzył, nie chciałem w końcu go denerwować, mając cichą nadzieję, że po wczorajszej nocy będzie dla mnie odrobinkę łaskawszy, nie denerwując się bez powodu, chyba mszcząc się troszeczkę za to, co zrobił mu Mormo, gdy przejął kontrolę nad moim ciałem.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz