Może powinienem chociaż udawać, że jestem zaskoczony, no ale jakoś nie potrafiłem. Nie, żeby mi się to nie podobało, ponieważ bardzo lubiłem, kiedy Miki się do mnie przymilał i starał się ugłaskać. W końcu zasługiwałem na to po tym, jak mnie potraktował. Niech się stara i trudzi, a ja się zastanowię, czy mu wybaczę. Na razie Miki stara się bardzo ładnie, śniadanie wyszło mu wyśmienicie, zobaczymy, jak pójdzie mu dalej.
Uśmiechnąłem się zadziornie do mojego męża, chwytając go za obrożę i szarpiąc go w swoją stronę. To, co mówił, było bardzo, ale to bardzo kuszące. Za bardzo kuszące, zdecydowanie nie powinien mnie tak podpuszczać, ponieważ później jeszcze będzie tego żałował.
- Jesteś pewien swoich słów? – spytałem cicho, mrużąc swoje oczy, uważnie mu się przypatrując. Czy mi się wydawało, czy on naprawdę zaczął drżeć? To ze strachu? Czy może ekscytacji? Sądząc po jego spojrzeniu, to wcale nie był strach. I właśnie za takim Mikim tęskniłem.
- Oboje wiemy, że nabroiłem. I że zasługuję na karę – mówiąc to zaczął sunąć dłonią po mojej klatce piersiowej. Chwyciłem jego nadgarstek nie chcąc, by przypadkiem nie pozwolił sobie na coś więcej. Skoro to ma być kara, nie może sobie pozwolić na wiele. To ja jestem tym, który wyznacza granice.
Popchnąłem Mikleo na ziemię i agresywnie wpiłem się w jego usta. Skoro sam prosił się o karę, to kim jestem, by mu tej kary odmawiać? Upewniłem się, że tego chce, więc teraz nie pozostało mi nic innego, jak tylko spełnić jego życzenie i porządnie go ukarać. Ponieważ, że mieliśmy dużo czasu i prywatności, nie szczędziłem go ani trochę. Może momentami byłem zbyt brutalny i troszkę polała się krew, ale Miki nie narzekał. Może też dlatego, że nie miał za bardzo kiedy i jak...? Zresztą, nie ma nawet na co narzekać, jego ciało bardzo szybko się regenerowało, więc nie powinien mieć z niczym problemu. Ale też nie wyglądał na niezadowolonego, nawet jeżeli czuł jakiś ból. Wręcz przeciwnie, wyglądał na bardzo zadowolonego.
Nasze zbliżenie trwało całkiem sporo czasu, dlatego po tym wszystkim przysunąłem Mikleo do siebie, mocno się do niego przytuliłem i zamknąłem oczy. Byłem po tym wszystkim nieco zmęczony, w końcu bardzo się namęczyłem, aby sprawić mu jak najwięcej przyjemności oraz bólu, na który zasługiwał, więc teraz mogłem sobie chwilkę odpocząć. I tak niewiele było tutaj do zrobienia, a ruszyć w dalszą drogę nie mogliśmy, ponieważ nadal padało, więc sen był chyba jak najbardziej na miejscu.
Kiedy się obudziłem po jakichś dwóch, trzech godzinach, Mikleo już obok mnie nie było. Ten drobny szczegół wystarczył, bym się rozbudził i zaczął w panice rozglądać się dookoła. Moją pierwszą myślą, jak zawsze, było to, że mnie zostawił. Wykorzystał chwilę mojej zwyczajnej ludzkiej słabości, odpiął smycz i odszedł, tak jak obiecał kiedyś. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że smycz jest nadal napięta. Miki nadal ze mną był, tylko siedział u wejścia do jaskini. Chyba muszę wprowadzić nową zasadę, bo inaczej zejdę przez niego na zwał. Ubrałem się szybko, ponieważ przez ten głupi deszcz było bardzo zimno, i podszedłem do mojego najdroższego ukochanego, cały czas trzymając kurczowo smycz.
- Jak się czujesz? – spytałem, odgarniając włosy z jego karku, które ukrywały moje ślady po zębach. Zdecydowanie w pewnych momentach troszkę mnie ponosiło, ale sam tego chciał. Złożyłem w tym miejscu delikatny pocałunek i uśmiechnąłem się do mojego męża, który wyglądał na może ociupinkę wymęczonego. To przeze mnie czy to to dlatego, że nie miał dostępu do wody? Nie chcę, aby urósł w siłę, ale też nie chcę, aby był na tyle słaby, że ledwo będzie mi się trzymał na nogach.
- Dobrze – odparł, odwracając na chwilę głowę w moją stronę, ale zaraz z powrotem skierował ją w stronę wyjścia. Czyli to musi być woda.
- Bardzo dobrze się dzisiaj spisałeś – odpowiedziałem, całując go w policzek. – I zasługujesz na nagrodę – dodałem, drżącymi rękami odpinając mu smycz. Co ja w ogóle robię? I czemu ja to robię? Sam proszę się o kłopoty. – Na chwilę możesz wyjść na deszcz. Ale na chwilę. I masz być blisko. I jeżeli powiem ci, że masz wrócić, to masz wrócić – wyjaśniłem, nadal nie będąc pewien, czy dobrze robię. Zdecydowanie pewniej czułem się, kiedy był na smyczy i na moje wyciągnięcie ręki, ale wtedy on nie mógł wyjść na zewnątrz. Jeżeli teraz zachowa się dobrze i posłusznie, może rozważę, aby mu troszkę odpuścić. Rany, dopiero co odpiąłem smycz, a już miałem ochotę zapiąć ją z powrotem. Spokojnie, Sorey, Miki będzie blisko, a jeżeli zrobi coś nie tak, natychmiast zareagujesz...
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz