piątek, 22 października 2021

Od Mikleo CD Soreya

Musiałem się zastanowić i to porządnie zastanowić nad tym, co zrobić, aby mój mąż znów zaczął mi ufać, to naprawdę nie będzie proste. Sorey przez cały czas mnie obserwuję i wykazuje nieufność w stosunku do mnie, jak więc mam zapracować sobie na jego zaufanie? Muszę przypomnieć sobie, jak wtedy udawało mi się, nim nazwijmy to manipulować, zaufał mi i może jeśli znów zagram z nim w tę samą grę, on z większą łaskawością spojrzy na mnie. Rozumiejąc, że nie chcę go opuszczać, przede wszystkim musząc pamiętać o tym, by już nigdy więcej nie mówić przy nim o moim drugim ja w końcu to tylko kłamstwo, do którego dopuścił się anioł, mimo że nie powinien kłamać.
Cichutko wzdychając, wtuliłem się w jego ciało, przymykając na chwilę oczy, zastanawiając się nad tym, co powinienem zrobić i jak podejść do męża by wszystko było tak, jak on sobie tego zażyczy, dam radę od jutra poważnie wezmę sprawy w swoje ręce, chcąc a nawet musząc, nawrócić go nim wrócimy do zamku, Yuki ani Alisha nie mogą go takiego zobaczyć, nie wspominając już nawet o pasterzu i reszcie serafinów, których nie mam pojęcia, jaka mogłaby być reakcja.
Nie mówiąc ani słowa uniosłem głowę, by spojrzeć na twarz męża, który uczynił to samo, przez dłuższą chwilę wpatrując się w swoje twarze, nie przerywając przyjemnego milczenia, które w niczym nam nie przeszkadzało.
Nie przerywając wciąż milczenia, połączyliśmy nasze usta w długim pocałunku, który przerwaliśmy, dopiero gdy zabrakło nam tchu, łagodnie się do siebie uśmiechając, starając się tym sposobem chociaż trochę rozluźnić atmosferę między nami która niepotrzebnie była napięta, muszę jakoś do niego dotrzeć, a czasu za wiele nie mam, muszę się pośpieszyć, by znów był sobą.
Z powracającym łagodnym uśmiechem wtuliłem się w ciało męża, czując się troszeczkę lepiej, oczywiście to wciąż nie było, to czego oczekiwałem, jednakże dobrze na tę chwilę jest jak jest i nie ma co zapeszać.

Obje, zastaliśmy na siedząco, co uświadomiłem sobie, gdy otworzyłem oczy, rozprostowując zastygnięte mięśnie i znów bolące plecy, dostrzegając wciąż trwającą na dworze złą pogodę, no cóż, zostaniemy tu dzień dłużej, mi to nie przeszkadza a mój mąż cóż z pogodą i tak nie wygra.
O wilku mowa, mój mąż obudził się, gdy tylko poczuł, że nie ma mnie obok, otwierając szybko oczy, uspokajając się, dopiero gdy dostrzegł mnie obok siebie.
- Nadal pada - Zauważyłem, zerkając na twarz niezadowolonego męża.
- Świetnie, kolejny zmarnowany dzień - Burknął, rozprostowując swoje kości, ciężko przy tym wzdychając. - I co my będziemy tu robić? - Tym razem to pytanie skierował do mnie, bawiąc się rączką od smyczy, którą pilnował jak oka w głowie.
- Niewiele można robić w jaskini, myślę jednak, że przede wszystkim to zrobię ci śniadanie, a później kto wie, może uda się nam spędzić ten czas na przyjemniejszych rzeczach - Gdy to powiedziałem, na ustach męża dostrzegłem uśmiech, którego nie dało się nie zauważyć.
- Co masz na myśli? - Doskonale wiedział, o czym mówię, a mimo to chciał, bym powiedział mu to wprost, cóż może to zrobię jednak nie teraz, teraz to ja zajmę się śniadaniem. Mam w końcu bardzo ważne zadanie, a mianowicie zrobić coś by Sorey mi zaufał i nie bał się spuścić mnie z oka i zrobię wszystko, co trzeba, by tak się stało.
- Później ci powiem - Wyznałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. - To co. Masz jakieś wymagania co do śniadania? - Spytałem, zmieniając temat, gdy tylko oderwałem się od jego miękkich ust.
- Pozwolę ci się wykazać - Na te słowa czekałem, by samemu bez stresu zrobić mu śniadanie, które będzie mu smakowało, nie oczekując gratulacji, chcąc po prostu przyjemnej atmosfery, bo gdy on jest szczęśliwy i ja jestem spokojniejszy o siebie i o niego.
 Posiłek przygotowałem dosyć szybko, nie mogąc pozwolić na to, by mój mąż czekał zbyt długo na śniadanie, które na szczęście mu zasmakowało, co tym razem wyznał z dużo lepszym nastrojem niż wczoraj. Oby to był znak takiej malutkiej poprawy na lepsze.
- To, co teraz dla mnie zaplanowałeś? - Po zjedzonym posiłku przyciągnął mnie do siebie, sadzając na swoich nogach, z zadziornym uśmiechem przyglądając się mojej twarzy.
- Sam nie wiem, może zrobisz ze mną, co zechcesz, bo wiem, że zasłużyłem sobie na kare - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w zachłannym pocałunku, wkładając dłonie pod jego koszulę, mając ochotę spędzić z nim przyjemnie czas, a skoro już mam zrobić coś by mi zaufał, przede wszystkim muszę mu pokazać, że należę tylko do niego, tym samym mam nadzieję, troszeczkę go uspokajając.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz