Pomysł cioci na zabranie ze sobą tego małego dzieciaka ani trochę mi się nie spodobał, już i tak wystarczy, że muszę go w domu znosić, na spacerze chciałem mieć od niego spokój i już czuje, że dzięki niemu spacer będę miał popsuty, super właśnie to miałem na myśli, proponując spacer we dwoje, następnym razem nigdzie nie idę chyba wolę siedzieć w domu niż niańczyć dzieciaka.
- Super - Burknąłem, kręcąc nosem, wychodząc z domu, dzieciak był już ubrany mój narzeczony zresztą też, on w sumie założył tylko moją kurtkę, więc już mogliśmy ruszać szczęśliwi jak nigdy do tą. Spokojnie Taiki nie bądź aż tak nerwowy to tylko dzieciak, który chcę trochę pobyć z twoim narzeczonym, nie ma się co denerwować ani nawet co być zazdrosnym w końcu to tylko spacerek, który skończy się szybciej, niż w ogóle przypuszczałeś.
Niezadowolony i z nie najlepszym humorem szedłem przed siebie, obserwując zwierzaki, które biegały dokoła, bawiąc się ze sobą, nie zwracając na nic uwagi, to tak jak mój narzeczony on też nie zwracał uwagi na mnie a jedynie na małego szczocha, który dziś drażnił mnie jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Może dlatego, że dziś chciałem spędzić czas tylko z narzeczonym. Ach rany jak strasznie to przeżywam.
- Taiki, wszystko w porządku? - Mój narzeczony zauważając, że nic nie mówię, zwrócił moją uwagę, podejmując rozmowę jako pierwszy, aby przerwać panującą wokół nas ciszę. Dobrze, że to zrobił, ja sam byłem zbyt dumny, aby to uczynić, w końcu byłem obrażony, wielka krzywda mi się stała. Dziecko na spacer musiało z nami iść koniec świata.
- Oczywiście, że tak, dlaczego by nie miało być? - Wzruszyłem ramionami, nie patrząc nawet na narzeczonego, nie wiedząc, co on widzi w tym dzieciaku. Dzieci w ogóle można lubić? No nie w moim przypadku ja dzieci nie lubię i chyba dlatego nie chce ich mieć, jakie szczęście, że z Karocią nigdy nie będziemy mieli dziecka, chyba bym go nie zniósł. Zdecydowanie wolałbym drugiego psa lub nawet kota. Wszystko, jest lepsze od dziecka.
- Nie złość się - Zaczął, chcąc mnie udobruchać, gdy ja przestałem go słuchać, skupiając się na cichym pisku dochodzącym gdzieś z krzaków, które zainteresowały mnie na tyle, bym musiał tam podejść i sprawdzić co się tam znajduje.
- O rany, cześć mały kto cię tu zostawił? - Zaskoczony wyciągnąłem z krzaków małego przerażonego i brudnego szczeniaka, ale przypadek myślę o psie i pies znikąd się pojawia, nie spodziewałem się tego. - Karotka spójrz, ktoś go chyba porzucił - Tym razem zwróciłem się do narzeczonego, trzymając malutkiego pieska w ręce.
- O jej i co my teraz zrobimy? - Spytał, zaskoczony poprawiając dziecko w rękach, które z ciekawością przyglądało się małemu szczeniaczkowi, który wtulił się we mnie, gdy tylko zobaczył mojego wielkiego psa, chcąc tylko się z nim zaprzyjaźnić.
- Koda zostaw przestraszyć go - Zwróciłem się do psa, okrywając rękoma szczeniaka. - Bierzemy do domu, wykąpiemy i zobaczymy czy będą w stanie się dogadać - Zadecydowałem, mając zamiar od razu wrócić do domu, piesek był przemarznięty, wychudzony i pewnie głodny trzeba mu pomóc, by nie zdechł tuz głody lub zimna.
Nie czekając dłużej, wróciliśmy do domu o jedno stworzonko więcej, z tym kolejnym psem to nie myślałem poważnie no ale cóż, jeśli już jest nie można go zostawić.
Karocia zabrał chłopca do mamy, a ja zająłem się szczeniakiem, który okazał się nią nie nim, no ładnie więc teraz mamy dziewczynkę Vivi nie będzie sama.
Umyty i wysuszony piesek radośnie wybiegł z łazienki, obwąchują cały salon, witając się z Karotką i ciocią, na szczęście Koda został na dworze, więc nie musiałem się za bardzo martwić, że jego nieopanowana radość coś zrobi temu maleństwu.
- O proszę a kogo mu tu mamy, nasz mały koleszka - Ciocia wzięła malucha na ręce, uśmiechając się do niego, po chwili coś sobie uświadamiając. - Koleżanka nie kolega - Poprawiła się, głaszcząc maleństwo po głowie, które z wielką radością lizało ją po dłoniach. - Jak ją nazwiecie? - Dopytała, oddając szczeniaczka mojemu narzeczonemu, który szybko się z nią zakolegował.
- Nie mam pojęcia, może Łatka - Przyznałem, wchodząc do kuchni, by przygotować jakieś jedzonko dla malutkiej, która była na pewno naprawdę głodna. - Karocia masz jakiś pomysł? - Chciałem usłyszeć propozycji narzeczonego, o ile miał jakiś pomysł, gdyż ja sam nie miałem na razie żadnego i ta ważniejsze od imienia dla mnie był nakarmienie pieska, by nie wyglądała, tak jak wygląda, biedactwo, gdybym tylko wiedział, kto to zrobił, od razu połamałbym mu kości.
<Karocia? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz