O czym on mówił? Jaki Mormo? Przecież to jest Mikleo. Wygląda jak Mikleo, brzmi jak Mikleo, tylko nie zachowuje się ja on. Ale czy to od razu znaczyło, że to nie był mój Miki? Może po prostu za mocno uderzył się w głowę i coś mu się coś tam poprzestawiało? Ale im dłużej się mu przypatrywałem, tym bardziej docierało do mnie, że to nie on. Wcześniej myślałem, że to tylko taka gra światła, ale nie, jego oczy z pięknego, lawendowego koloru stały się jakieś ciemne. I zimne.
- W takim razie co się stało z Mikleo? – spytałem, nie spuszczając wzroku z mojego męża. Chociaż, czy nadal mogłem go tak nazywać...?
- To nie powinno cię interesować, on i tak nie wróci – prychnął, podnosząc się na równe nogi. – Streszczaj się, nie mam zamiaru zostawać tu ani minuty dłużej – dodał, wychodząc z jaskini.
Troszkę obawiając się, że Mikleo pójdzie w dalszą drogę beze mnie, szybko ogarnąłem siebie i konia. Zdecydowałem się opuścić śniadanie sądząc, że zjem później, podczas kolejnego postoju. Teraz miałem poważniejszy problem, musiałem zrobić wszystko, by Miki do mnie wrócił. Nie wiedziałem jak, ale wiedziałem, że to możliwe. Przysięgałem mu, że będę z nim na dobre i na złe, i najwidoczniej właśnie teraz to złe nadeszło. Nie zamierzałem go opuścić, choćby miał traktować mnie jak ostatniego śmiecia. W sumie, to na to zasługiwałem. W przeszłości przecież też potraktowałem go okrutnie i teraz to się na mnie mści.
Przez całą drogę praktycznie się do siebie nie odzywaliśmy, a ja starałem się utrzymać mu kroku, co było dosyć ciężkie przez kilka powodów. Byłem zmęczony, koń ewidentnie bał się Mikleo i nie chciał do niego podchodzić, a sam Mikleo szedł dosyć szybko, co mnie lekko zaskakiwało. Miałem wrażenie, że nie spał w nocy, skąd więc u niego tyle energii...? Doskonale pamiętałem, jak Miki zachowywał się po nieprzespanej nocy i wcale nie kipiał energią. Chyba, że jednak dzisiaj trochę spal, tylko tego nie zauważyłem, bo starałem się zasnąć, co było ciężkie.
Zastanawiałem się także nad tym, jak mogłem mu pomóc. Kiedy ja byłem... niepoczytalny, Mikleo zmienił się w smoka, by mi pomóc. Znaczy, to nie było celowe, tylko to był efekt mojego zachowania, ale właśnie to dopiero pozwoliło mi otworzyć oczy. Ja w smoka raczej się zamienić nie mogę, a nawet jeśli bym mógł to nie wiem, czy to by mu pomogło. Nawet nie mam pojęcia, co mu się stało. I kiedy dokładnie. Nadal uważałem, że niefortunnie uderzył się w głowę i coś mu się tam poprzestawiało, ponieważ to było jedyne wytłumaczenie, jakie przychodziło mi do głowy. Zamierzałem zatem traktować go tak, jak do tej pory, oczywiście szanując jego zdanie odnośnie tego, że nie chce mnie dotykać. I zamierzałem zwracać się do niego Mikleo, a nie Mormo, ponieważ dla mnie to jest Mikleo. I zawsze będzie.
- Powinniśmy się tu zatrzymać na noc – zaproponowałem, kiedy zapadł zmrok, a my znaleźliśmy całkiem przyjemne miejsce na odpoczynek. Nie wiem, jak mój lekko pomylony mąż, ale ja już miałem dosyć wędrówki na dziś. Byłem zmęczony i głodny, i nie tylko ja, koń także dawał mi sygnały, że z chęcią by odpoczął.
- Już? Przecież niedawno odpoczywałeś. Naprawdę jesteś aż taki słaby? – warknął, już niezadowolony z tego, że musimy się zatrzymać.
- Jestem tylko człowiekiem, więc tak, jestem aż taki słaby. Koń także musi odpocząć. Ty jesteś aniołem, więc masz trochę więcej tej wytrzymałości – odpowiedziałem, przywiązując wierzchowca, by ten przypadkiem nie uciekł, a wiem, że miał taką ochotę.
- Nie jestem aniołem, jesteś upośledzony, że tego nie rozumiesz? Jak byłeś bachorem matka upuściła cię i upadłeś na głowę, czy jak? – to nie były miłe słowa. I nawet troszkę mnie zabolały, ale nie mogłem się mu tak po prostu dać.
- No nie wiem, jak dla mnie wyglądasz wystarczająco anielsko – powiedziałem z delikatnym uśmiechem, po czym zacząłem zdejmować juki z konia, by dać mu odetchnąć. Przede wszystkim musiałem zachować spokój, co było ciężkie, jeżeli słyszało się praktycznie ciągle takie komentarze. Nie mogłem jednak tracić kontroli, bo to na pewno nie pomoże Mikleo, a jeżeli będę spokojny, to może to i jemu się to jakoś udzieli..? Za dużo tu niepewności, a to zdecydowanie nie wróży dobrze. Muszę rozwiązać tę zagadkę zanim wrócimy do zamku, a jeżeli mamy iść pieszo, to mam jeszcze trochę czasu.
<Miki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz