Sądząc po jego mimice i zachowaniu, mój narzeczony bardzo chciał wyjść na spacer. Ja z kolei wyjątkowo nie miałem ochoty, na powietrzu byłem przez ostatnie półtora tygodnia i mimo wszystko stęskniłem się za domowymi wygodami. Dla niego jednak mogę wyjść na tę godzinkę lub dwie, przecież to nie będzie nic strasznego, a zwykły, przyjemny spacer. Uśmiechnąłem się do niego szeroko, a następnie delikatnie ucałowałem jego usta, za którymi się tak strasznie stęskniłem.
- Możemy wyjść, zanim się ściemni – powiedziałem, unosząc kąciki warg w słodkim uśmiechu.
- A te ubrania ci nie przeszkadzają? – spytał, poprawiając kołnierzyk jego koszuli, którą na sobie miałem.
- A w czym miałyby mi przeszkadzać? – odparłem, przekrzywiając głowę w geście niezrozumienia.
- No wiesz, są w końcu na ciebie za duże, możesz się czuć niekomfortowo i takie tam – odparł niepewnie, czego już totalnie nie rozumiałem. Najpierw mi proponuje spacer i kiedy się zgadzam zastanawia się, czy na pewno dobrze się z tym pomysłem czuję... i to czasem on narzeka, że ja jestem dziwny. Wypadałoby, aby od czasu do czasu przyjrzał się swojemu zachowaniu.
- Gdybym miał pewne obiekcje, to przecież bym się nie zgadzał – zauważyłem trafnie, przenosząc dłonie z jego klatki piersiowej na policzki. Dobra, faktycznie, nie do końca mam ochotę na ten spacer, ale to na pewno nie przez ubrania, jakie mam na sobie. – Więc co, idziemy? Niedługo zacznie się ściemniać, a ja naprawdę nie chciałbym chodzić nocą po lesie – dodałem, splatając nasze palce.
- Kiedyś ci jakoś to nie przeszkadzało – zauważył, ciągnąc mnie na dół.
- Jak słusznie zauważyłeś, to było kiedyś – odparłem, nie drążąc tego tematu. Odkąd musiałem spędzać całe noce na dworze uważając jednocześnie, by nic mnie nie zjadło, jakoś tak przestałem przepadać za nocą, która kojarzyła mi się z niebezpieczeństwem o wiele bardziej niż dotychczas, ale Taiki nie musi o tym wiedzieć, nie ma się w końcu czym chwalić.
Mój ukochany nie poruszając już więcej tego tematu, zawołał zwierzaki, na które długo nie trzeba było czekać. Swoją drogą zauważyłem jeszcze jedną nieprzyjemną rzecz, głaszcząc moją ukochaną rudą towarzyszkę; była ona strasznie chuda. Nie było tego widać na pierwszy rzut oka przez jej jeszcze zimowe futerko, które na pewno w najbliższym czasie porządnie wyczeszę, ale nie w tym rzecz. Nie powinna być taka chuda, byłem przekonany, że podczas mojej nieobecności na pewno ją karmili, nie zostawiliby jej przecież na pastwę losu, więc nie miała prawa być tak chuda.
- Czemu się nie ubierasz? – spytał Taiki, kiedy znaleźliśmy się w korytarzu.
- Bo ja już jestem ubrany – odparłem, wskazując na swoje stopy, na których już znajdowały się buty.
- A co z kurtką? – spytał, na co wzruszyłem ramionami. Fakt, było jeszcze całkiem chłodno i taka kurtka na pewno by nie zaszkodziła, tylko problem był taki, że już żadnej nie miałem; ostatnim razem założyłem ją w dniu porwania, a później nie wiem, co się z nią stało, podobnie jak z resztą moich rzeczy. Nie miałem pojęcie, gdzie jest mój plecak z książkami, albo naszyjnik, który zabrał mi jeden z porywaczy, ale Taiki raczej ich nie znalazł, w końcu na pewno by mi o tym nie omieszkał wspomnieć.
- Nie mam – powiedziałem zgodnie z prawdą. – I nawet nie waż mi się dawać swojej. Wtedy ty zmarzniesz – dodałem szybko zauważając, że już zdejmuje tę swoją pewnie z zamiarem podarowania jej mi.
- Jestem smokiem, więc mam grubą skórę, nie przejmuj się mną – odpowiedział niewiele robiąc sobie z moich słów. Nie chciałem jej przyjąć, ale ten i tak narzucił ją na moje ramiona.
W tym samym momencie mały Sachiko budzi się ze snu z głośnym płaczem. Już kątem oka widziałem, jak Taiki lekko oburza się na ten dźwięk, jakby był on jakiś przerażający, co przecież prawdą nie było. Nie mając innego wyjścia z niechęcią zacząłem zakładać na siebie kurtkę słuchając, jak płacz dziecka się zbliża. Najpewniej pani Kato wzięła go na ręce i idzie w naszą stronę.
- Gdzie wychodzicie? – spytała, bujając małego na rękach. Bobas zauważając mnie przestał płakać i zaczął coś gaworzyć, wyciągając ręce w moją stronę.
- Na spacer – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, szeroko uśmiechając się do małego, co wyjątkowo nie spodobało się mojemu ukochanemu.
- Może weźmiecie Sachiko na spacer? Chyba jeszcze chce pobyć z tobą troszkę czasu – odparła, uśmiechając się do mnie ciepło.
- To nie będzie żaden problem – powiedziałem, biorąc małego na ręce, na co bardzo się ucieszył. To naprawdę rozczulające dziecko.
- A moje zdanie już się nie liczy? – spytał oburzony Taiki, z niechęcią przypatrując się dziecku, które zaczęło chwytać w swoje drobne rączki moje kosmyki i leciutko je szarpać.
- Przecież nie będzie nam przeszkadzać – odpowiedziałem, poprawiając włoski malca, do z którego nie spuszczałem wzroku i nie przestawałem się szeroko uśmiechać. Nie musiał się przejmować malcem, to ja będę się nim zajmował, a on nie będzie musiał nawet kiwać palcem.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz