czwartek, 14 października 2021

Od Shōyō CD Taiki

 Dni powoli mijały, a Taiki się nie pojawiał, a ja starałem się robić wszystko, by mu pomóc. W regularnych odstępach czasu starałem się pozostawiać jakieś znaki, a kiedy nas wypuszczali na moment, udawałem, że mi słabo i potykałem się, wymuszając na moich porywaczach nieco dłuższe przerwy. W sumie, to nie zawsze musiałem udawać, ponieważ momentami czułem się naprawdę okropnie. Większość czasu spędzaliśmy w wozie, gdzie był niewielki dostęp do słońca, którego na niedobór cierpiałem, a kiedy już nas wypuszczali, robili to wieczorem albo w nocy. I co najdziwniejsze, moje osłabienie chyba zaniepokoiło moich porywaczy, ponieważ od pewnego momentu te wyjścia na dwór były dłuższe, a i jedzenia dostawałem więcej. Osobiście niewiele mi to dawało, ale dzięki temu zyskiwałem nieco dla mojego narzeczonego. Dobrze, że przynajmniej ukryłem pierścionek, ponieważ już drugiego dnia zerwali mój złoty łańcuszek od Taiki’ego; jeden z mężczyzn wsunął go sobie do kieszeni. Chciał go sprzedać, przywłaszczyć? Nie miałem pojęcia, ale żałowałem, że i tego nie ukryłem. Kompletnie o tym nie pomyślałem i teraz mam za swoje, miałem nadzieję, że Taiki nie będzie na mnie za to zły. 
Na początku miałem naprawdę wielkie nadzieję. Spodziewałem się, że Taiki zjawi się lada chwila, ale tak się nie działo. Mój optymizm powoli malał, nawet były momenty, w których myślałem, że może jednak mnie nie szukał, tylko pogodził się z moim zniknięciem, bo stwierdził że odszedłem dobrowolnie. Tego chyba się najbardziej obawiałem, że pomyśli, że mógłbym go zostawić tak po prostu i bez słowa. I jeżeli tak faktycznie jest, to czy powinienem do niego wracać...? Nie wiem, ale zdecydowanie powinienem uciekać od nich. Może i mój towarzysz pogodził się ze swoim losem, ale ja nie zamierzałem do końca swoich dni zadowalać obrzydliwych facetów. 
Nie wiem, jak wiele czasu minęło od czasu, kiedy wyszedłem z domu Taiki’ego do szkoły, każdy dzień był dla mnie taki sam, jak poprzedni, ale w końcu zauważyłem swoją szansę. Mężczyźni zatrzymali się na dłuższy postój – w celu albo uzupełnienia zapasów, albo wyszukania sobie kolejnej potencjalnej ofiary, jak to stwierdził Cullen. W pewnym momencie usłyszałem, jak dwóch z nich odchodzi. Myślałem, że zaraz wrócą, ale wyglądało na to, że zniknęli gdzieś na dłużej i właśnie w tym widziałem swoją szansę. Może i nie miałem pojęcia gdzie się znajdowałem i jak mógłbym wrócić do domu, ale musiałem od nich uciec. 
- Jest sam – powiedziałem cicho do Cullena, nerwowo kręcąc się po wozie. – Jeżeli mamy spróbować uciec, to teraz. 
- A co, jeżeli tamci zaraz wrócą? To nadal zbyt wielkie ryzyko – słysząc jego słowa, zacisnąłem mocno pięści. Może i on się poddał, ale ja nie zamierzałem. 
- Jeśli chcesz tutaj siedzieć i czekać, aż cię gdzieś wywiozą, to siedź, ale ja chcę wrócić do mojego narzeczonego – odpowiedziałem, podchodząc do drzwi, by wyjrzeć przez to niewielkie okienko. 
- A co ty tak właściwie chcesz zrobić? Nie możesz mu tak po prostu uciec – odparł, nie spuszczając ze mnie wzroku. 
- Mogę, i to zrobię. Potrzebuję tylko twojej pomocy. Jedyne, co musisz zrobić, to odwrócić jego uwagę. A jeśli udałoby mi się uciec, sprowadziłbym pomoc także dla ciebie – wyjaśniłem mając nadzieję, że go przekonam. A jeżeli nie... cóż, jakoś spróbowałbym sam. Lepsze to niż bezradne siedzenie. 
Cullen patrzył na mnie jeszcze przez kilka długich sekund, po czym pokiwał głową i spytał się, co ma dokładnie zrobić. Ucieszyłem się na te słowa i wyjaśniłem, na czym będzie miało polegać jego zadanie, które takie trudne nie będzie. Ja będę udawał, że źle się czuję, a on będzie grał przerażonego. Liczyłem na to, że mężczyzna wyprowadzi mnie na dwór, a kiedy tak się stanie, Cullen w jakiś sposób odciągnie jego uwagę. Liczyłem bardzo na swoją szybkość i swoją kondycję, na której do tej pory nigdy się nie zawiodłem. 
Ku mojej uldze wszystko szło po mojej myśli. Cullen zaczął walić w drzwi i krzyczeć, porywacz podszedł i kiedy zauważył, że mnie leżącego i ciężko oddychającego na deskach, pomógł mi stać i wyprowadził mnie na świeże powietrze. Z trudem powstrzymałem się od głośnego westchnięcia, ponieważ odczułem wielką ulgę. Było południe, więc mocno świeciło słońce, którego tak bardzo mi brakowało. Nie dałem tego po sobie poznać, by mój plan nie spalił na panewce, tylko dalej udawałem ledwo żywego. Mężczyzna posadził mnie na pieńku, podał bukłak z wodą i łamanym językiem spytał, czy wszystko w porządku. Pokiwałem ostrożnie głową i w tym samym momencie Cullen rozpoczął „odwracanie uwagi”. Zacząłem lekko niepokoić, ponieważ porywacz nie odchodził, ale po upewnieniu się, że nigdzie. Nie spuszczałem z niego wzroku, a kiedy ten zaczął otwierać drzwi do powozu, rzuciłem się do ucieczki, zmieniając swoją postać. W lisiej formie byłem zdecydowanie szybszy, a w tym momencie potrzebowałem każdej przewagi. 
Dopiero po kilku sekundach usłyszałem okrzyk mężczyzny, co nie było takim złym wynikiem. Biegłem cały czas przed siebie, nie mając pojęcia, gdzie jestem i w jaką stronę się kieruję. O tym będę myśleć później, teraz muszę się skupić tylko na tym, aby uciec, co takie proste nie było, ponieważ już słyszałem, jak porywacz się zbliża. Usłyszałem jeszcze jedno; przede mną była rzeka. To mogłoby być to... nie umiałem za bardzo pływać, ale jakieś podstawy znałem, więc nie mogło być tak źle. Dlatego nie zwolniłem ani nie zmieniłem kierunku, a kiedy miałem rzekę przed sobą, odmieniłem się i bez wahania wskoczyłem do wody. I to był błąd, ponieważ nurt był dla mnie zdecydowanie za silny. Mój boże, jeżeli to przeżyję, to już nigdy więcej nie wejdę do wody, chyba, że do tej gorącej w balii...

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz