Do szkoły bardzo się spieszyłem, ponieważ bałem się, że się spóźnię, a nikt raczej nie chciałby być spóźniony już trzeciego dnia. Znaczy, już dwóch chłopaków spóźniło się wczoraj, ale ja nie chciałem, bo to było bardzo niegrzeczne z mojej strony. Nie zwracałem uwagi za bardzo na otoczenie, mając przed sobą jasny cel, więc dopiero przed ostatnim zakrętem poczułem, że coś jest nie tak. Czułem się obserwowany, a przecież to nie było możliwe. Nikt, poza mną i oczywiście moim narzeczonym, nie chodził tą ścieżką. Przystanąłem na moment i odwróciłem się, by dokładnie się rozejrzeć. Wytężyłem wszystkie swoje zmysły, ale nikogo nie dostrzegłem — nawet w tym samym momencie poczucie bycia obserwowanym zniknęło. Może to tylko moja wyobraźnia? Bardzo prawdopodobne, czasem tak mi się zdarza. Może nie tak, że mam wrażenie, że ktoś się na mnie czai, ale mój umysł lubi mi płatać różne figle. I najwidoczniej tym razem jest podobnie.
Już chciałem powrócić do drogi, bo przecież czekała mnie matematyka, i dokładnie wtedy poczułem, jak ktoś unieruchamia moje ręce, chwytając mnie od tyłu, i przyciska do ust i nosa szmatkę, która pachniała bardzo dziwnie. Ale jak...? Nikogo nie było, nie zauważyłem ani nie wyczułem obcego zapachu. Przerażony zacząłem się szarpać, chcąc jakoś wydostać się z tego uścisku, ale nic to mi nie dawało. Ten, kto mnie trzymał, był bardzo silny. Po krótkiej chwili bardzo się zmęczyłem, co nie było naturalne, i nie miałem już siły się szamotać. I jeszcze moje powieki zrobiły się takie ciężkie... Ostatnim, co zapamiętałem, był mężczyzna, który odsunął od mojej twarzy tę szmatkę i przerzucił mnie sobie przez ramię.
Nie miałem pojęcia, ile czasu byłem nieprzytomny, ale kiedy w końcu z ledwością otworzyłem oczy, poczułem jak niemiłosiernie bolała mnie głowa. I całe moje ciało było jakieś takie ciężkie... Minęła naprawdę długa chwila, zanim zacząłem rozpoznawać, co się dzieje wokół mnie i gdzie się tak właściwie znajdowałem. Nie byłem związany, dlatego powoli podniosłem się do siadu, powoli oddychając. Byłem... nie mam pojęcia, wyglądało to na jakiś wóz, a jedynym źródłem światła były promienie słoneczne wchodzące przez niewielkie okienko. Pomarańczowe promienie słoneczne, czyli musiał być już wieczór. To dosyć dużo czasu minęło... I nie byłem tu sam. Pod drewnianą ścianą naprzeciwko mnie siedział chłopak, który był całkiem podobny do mnie, jeżeli chodzi o wygląd. Młody, szczupły i dziwnie spokojny.
– Wreszcie – odezwał się z ulgą, przysuwając się bliżej mnie. – Chyba musieli ci dać za mocną dawkę. Ja tak długo nie spałem.
– Co? – powtórzyłem niemrawo, jeszcze nie za bardzo kontaktując. Czemu ta głowa tak strasznie mnie boli? I jeszcze moje gardło było bardzo wysuszone...
– Proszę, napij się – dodał nieznajomy, podając mi bukłak z jakimś napojem, najpewniej z wodą. – Będziesz jeszcze przez jakiś czas otumaniony, ale powinno to minąć.
– Gdzie jestem? I co się dzieje? – spytałem zachrypniętym głosem, kiedy już opłukałem gardło.
– Sam chciałbym wiedzieć, ale jeśli miałbym podzielić się swoją teorią, to pewnie chcą nas wywieźć z kraju i sprzedać. Najlepszym scenariuszem jest to, że sprzedadzą nas jako niewolników do pracy, a w najgorszym... Cóż, jak już pewnie dostrzegłeś, nie jesteśmy jacyś specjalnie silni. Mogą nas wykorzystać do innych rzeczy.
Serce zabiło mi szybciej, kiedy przyswoiłem sobie jego słowa. Jak to sprzedani? Do niewoli? A to nie jest przypadkiem nielegalne? Ale to też nie musi być prawda, przecież sam powiedział, że nie jest to możliwe, że to tylko tego teoria... Ja nie mogę tu być. Muszę wrócić do Taiki'ego, byliśmy przecież umówieni, mieliśmy spędzić miło wieczór, na pewno się o mnie martwi.
– Nie mogę tu zostać – wymamrotałem, chcąc się podnieść, ale zakręciło mi się w głowie i niemalże od razu upadłem na deski.
– Nie uciekniesz im. Jestem tu od tygodnia i uwierz mi, próbowałem wszystkiego. Jedyne, co ci pozostało, to pogodzenie się z tym, co cię czeka.
Na tę wypowiedź poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku. Nie, to nie jest prawda... to tylko zły sen, koszmar, z którego zaraz się obudzę. Podciągnąłem nogi pod brodę, po czym oparłem czoło o kolana i oplotłem dłońmi nogi. Poczułem, jak łzy wzbierają mi się w kącikach oczu, a gula w gardle rosła z każdą chwilą z którą zdawałem sobie sprawę, że to wcale nie jest sen.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz