Przyznam, nie spodziewałem się, że Sachiko się za mną stęskni i nie będzie chciał iść do mamy. W końcu minęło kilka długich miesięcy, od kiedy go ostatni raz bawiłem, a i wtedy był bardzo mały. Sądziłem, że mnie już zdążył mnie zapomnieć i że będzie się mnie bał... no dobrze, może nie od raz bał, w końcu wiele można powiedzieć o moim wyglądzie, ale na pewno nie to, że jestem straszny. W każdy razie byłem przekonany, że nie będzie tak do mnie lgnął, to było bardzo... miłe. Kochane dziecko, mam nadzieję, że nie wda się we mnie albo w tatę.
Bardziej niż na swoim obiedzie skupiłem się na karmieniu małego. Wymagało to w końcu bardzo dużo uwagi, bo mimo że Sachiko chętnie jadł, strasznie brudził się siebie samego i wszystko wokół, więc też trzeba było na bieżąco sprzątać. A kiedy zjadł, należało go ukołysać i położyć do snu. Nie chciałem, by pani Kato musiała wstawać od posiłku, więc również postanowiłem się tym zająć, bo przecież i tak nawet nie wziąłem kęsa. Miałem wrażenie, że Taiki się oburza, chociaż nie miałem pojęcia, dlaczego. Nie zrobiłem w końcu niczego złego, a nawet wręcz przeciwnie, w końcu oni mogą zjeść w spokoju, a ja... cóż, mi się nie za bardzo spieszyło do jedzenia. Te wszystkie miesiące spędzone u pustelnika sprawiły, że przyzwyczaiłem się do jedzenia jednego posiłku dziennie. Faktycznie, zjadłbym coś, ale nie jakoś bardzo. To pewnie zmieni się, kiedy wezmę pierwszy kęs, ale na razie jakoś daję sobie radę.
Usypianie małego nie zajęło mi dużo czasu, więcej problemów miałem z położeniem go do łóżeczka, ponieważ kiedy tylko próbowałem go położyć, od razu się niezadowolony rozbudzał. Ewidentnie nie chciał, abym go opuszczał, co było bardzo słodziutkie. Natsu mnie tak nie traktowała, jak była malutka, ale to też może dlatego, że tata nie za bardzo mnie do niej wtedy dopuszczał.
- Nie sprawiał problemów? – spytała pani Kato, kiedy wróciłem do kuchni. Akurat wstawała od stołu, Taiki też miał już pusty talerz i tylko ja byłem tym, który nie zjadł jeszcze swojej porcji. No i może jeszcze Shingo, ale jego tutaj nie było, wiec to się nie liczy raczej.
- Nic, z czym bym sobie nie poradził – odpowiedziałem, uśmiechając się lekko. Usypianie małego było naprawdę przyjemną czynnością i z chęcią mógłbym robić to częściej.
- Przez to, że bawiłeś się w niańkę, obiad ci wystygł – bąknął niezadowolony Taiki, przypatrując mi się uważnie. Nie rozumiałem jego nagłej zmiany nastroju, jeszcze przed chwilą był zadowolony, co się zatem zmieniło...?
- Nic złego się nie stało, i tak jestem pewien, że smakuje wyśmienicie – odpowiedziałem, posyłając mu uspokajający uśmiech, po czym zgodnie z obietnicą zabrałem się za jedzenie.
- Wydaje mi się, że Taiki jest lekko zazdrosny – odezwała się nagle pani Kato, zaczynając zmywać naczynia.
- Nie mam o co być zazdrosny – oburzył się jeszcze bardziej, pusząc jednocześnie policzki, co nadawało mu tylko dziecinnego wyglądu.
Czyli on naprawdę był zazdrosny... tylko dlaczego? Przecież dzisiaj poświęciłem mu bardzo dużo czasu. Praktycznie byłem przy nim cały dzień, nie licząc poranka, kiedy zszedłem na dół by przywitać się z resztą. A z Sachiko spędziłem raptem godzinę, może nieco dłużej, ale to i tak niewiele, biorąc pod uwagę całość. Może chodzi o to, że nadal go nie lubi... tylko, dlaczego? To bardzo grzeczne dziecko, które nie daje nikomu powodu, aby go nie lubić.
Nie chcąc wchodząc w dyskusję, by jeszcze bardziej nie zdenerwować Taiki’ego, szybko zjadłem swoją porcję, która – jak się na koniec okazało – była jednak za mała i mój żołądek ciągle chciał więcej. Nic jednak nikomu nie mówiąc po prostu podziękowałem i pomogłem cioci mojego ukochanego w sprzątaniu. Nie mogłem się przecież tak obżerać, musiałem zachować jakiś umiar, by być zdrowym. Kiedy już to zrobiłem, podszedłem do Taiki’ego, który nadal siedział na krześle nafochany albo na mnie, albo na swoja ciocię – albo na nas oboje – i przytuliłem się od niego od tyłu, kładąc podbródek na jego ramieniu.
- Nadal jesteś zły? – spytałem, po czym ucałowałem go w policzek. Pani Kato na chwilę wyszła zobaczyć, co u jej syna, więc mieliśmy chwilkę na siebie.
- Na ciebie nigdy – odparł, chwytając moją dłoń i całując jej wierzch. – Właściwie, to co się stało z pierścionkiem?
- Musiał... musiał mi się zsunąć z palca, jak wskoczyłem do rzeki. Przepraszam, nie chciałem go zgubić – powiedziałem ze skruchą, nerwowo zagryzając wargę. Trochę czasu minęło zanim zorientował się, że czegoś we mnie brakuje, ale jednak w końcu dostrzegł. Teraz miałem tylko nadzieję, że Taiki nie będzie na mnie za to zły, w końcu nie zgubiłem go celowo.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz